Sady wokół wsi
Elf spojrzał na powracających z gaju ludzi. Byli źli, a wieści jakie przynosili, były jeszcze gorsze, a to co zaczynało się dziać w sadach pod wsią nie napawało optymizmem. Szemrzący Strumień podzielał zdecydowanie opinie, że chaos należało tępić żelazem, ale pratkycznie stracił już nadzieję, że uda ocalić się drzewa. Ale jeśli w rzeczy samej były splugawione, to nie było dlań najpewniej ratunku. Będą musiały zostać oczyszczone zbawiennym ogniem.
Mniej szokujące były doniesienia o chłopaku pożartym przez drzewo. To nie było niczym zaskakującym, bo w magicznym Lesie Laurelon drzewa były takimi samymi obrońcami jak i jego mieszkańcy. W domu jednak działała prastara magia, a tutaj wstrętna moc chaosu. I miał rację czarodziej mówiąc, że to złe miejsce.
- Może wróćmy tam nocą. Toć pszczoły śpią, gdy księżyce świecą, tedy udać się może zwiad bezpieczniejszym uczynić. Mogę iść.
Teraz jednak trzeba było pomóc boleśnie pożądlonym śmiałkom. Agatha chciała ich zabrać do swej chaty i spróbować ulżyć cierpieniom. Elf wyciągnął z przytroczonej do pasa małej sakwy drewiane pudełko. W środku była pachnąca domem maź.
- Może to coś pomożę, jeśli zajdzie taka potrzeba. |