Mechaniczny człowiek zareagował na pierścień, kiedy tylko Caspar znalazł się w jego pobliżu. Skrzynka emanującą mroczną mocą okazała się bardzo ciężka i nieporęczna. Krasnolud potrzebował pomocy Sophie, aby w miarę wygodnie wynieść ją z podziemi. Na Dietmara spadł obowiązek zapewnienia oświetlenia.
Niederlitz dość długo opanowywał sztukę kontrolowania automatona za pomocą pierścienia. Co rusz, po wydaniu polecenia poruszająca się statua trafiała w ścianę, bądź klinowała się w przejściu. Dopiero kiedy znaleźli się w pobliżu wejścia do katakumb, mag mógł stwierdzić, że posiadł sztukę kierowania golemem w stopniu niemalże zadowalającym. Wyszli na powierzchnię…
Czekało na nich dwóch młodych mnichów. Obaj byli wyraźnie wystraszeni. Jak się okazało, kiedy drużyna penetrowała podziemia, ożywieńcy nadciągnęli w pobliże klasztoru. – Szybko, szybko, do głównego budynku – jeden z nowicjuszy wskazał niknący we mgle klasztorny budynek. Z każdym krokiem jaki pokonywali, mgła gęstniała. Wyraźnie też było czuć na skórze, że temperatura powietrza spada. Widać było obłoczki pary wydobywające się z ust. Kiedy byli na dziedzińcu, gdzieś we mgle rozległ się okropny, świdrujący uszy wrzask. Potem szuranie i grzechot. Tupot stóp na brukowanym dziedzińcu. Z mgły wyłoniły się pokraczne, odziane w pordzewiałe zbroje, dzierżące pogruchotaną broń szkielety. Na pierwszy rzut oka miał przewagę liczebną nad awanturnikami. Jeden z młodzieńców pisnął i rzucił się do ucieczki, znikając we mgle. Drugi mocniej chwycił kostur i szeptał modlitwę do Panienki. Nadszedł czas aby stawić czoło nieumarłym na poświęconym gruncie…