Czas: 2053.IV.14 pn, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), mieszkanie Amandy
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz ziąb, d.si.wiatr, słonecznie
Mawiają, że wszędzie dobrze ale w domu najlepiej. Może coś w tym było. W każdym razie późnym poniedziałkowym porankiem przepatrywaczka mogła wreszcie wrócić do swojego mieszkania. Chociaż też zbyt wiele czasu nie miała bo w południe było zaplanowane zebranie u Ayumi. I może nawet sam Leroy Jackson raczy tym razem przyjść. Ale przynajmniej nie musiała się śpieszyć. Mogła w spokoju ogarnąć siebie, swoje kąty, plany, myśli i wspomnienia.
Weekend okazał się bardzo owocny w nowe znajomości i przygody. Przypadkowo poznana recepcjonistka o blond czuprynie okazała się zaskakująco miła i życzliwa dla Amandy. Sprzedała jej namiar na klub i Drzazgę. No a ostatniej nocy była bardzo usłużna i gotowa do wszelkiej współpracy. Zwłaszcza takiej w jakiej mogła być skuta, zakneblowana prowadzana na smyczy i bez skrupułów wykorzystywana z każdej strony.
Pod tym względem Drzazga okazała się takim przeciwieństwem jak bardzo różniły się barwy ich włosów. Zdecydowana, dominująca i skoncentrowana na tym by zaspokajać jej potrzeby i fantazje. Nie miała żadnych skrupułów czy kłopotów by traktować obie swoje kochanki jak osobiste służki do zaspokajania tych fantazji. Te zabawki jakie miała u siebie Julie bardzo przypadły jej do gustu. I pewnie głównie od tego intensywnego używania przez Drzazgę Inu była z rana taka zesztywniała.
Chociaż przy śniadaniu u Julie to chyba wszystkie miały miny i ruchy jakby najchętniej odespały te nocne szaleństwa do południa. No ale był poniedziałek rano. Każda z nich musiała wrócić po tych przyjemnościach do swoich obowiązków.
O tyle było dobrego, że Julie zaczynała swoją zmianę na 10-tą więc musiała wyjść z pół godziny wcześniej no ale to nadal nie było z samego rana. Emily podobnie a i Amanda właściwie konkretne spotkanie miała dopiero w południe w wieżowcu Koi. Więc przynajmniej nie musiały się spieszyć na łeb i szyję. Dlatego śniadanie w kuchni zjadły razem w dość pogodnych nastrojach.
- O rany, dziewczyny… - Julie która stała przy kuchence w samych majtkach i koszulce wciąż przeżywała ostatnią noc i zabawy. Wszystkie jeszcze przy tym śniadaniu było w mocno rozkolmpletowanych ubraniach. Bo wymęczone nocną aktywnością ciała w końcu każdą z nich zmusiły do szukania pożywienia więc po kolei z sypialni gospodyni przeniosły się do jej kuchni.
- Ale to była noc! - blondynka z kolczykiem na środku dolnej wargi odwróciła się z promiennym uśmiechem do swoich gości. Coś właśnie gotowała na śniadanie. Z ostatniej nocy została jej tylko czerwona smycz i obroża która luźno zwisała jej na piersiach koszulki jako niemy świadek tych wspólnych zabaw.
- Aha. To było coś. - ciemnowłosa zgodziła się leniwie opierając się o ścianę i wyciągając swoje nogi daleko przed siebie. I tak miały okazję sobie na gorąco powspominać te wspólne przygody gdy już te kiełbaski i jajecznica były gotowe i siedziały razem przy stole.
- Jej, aż mi będzie szkoda to zdejmować. I nie wiem jak wytrzymam do następnego spotkania. A właśnie? Kiedy następne spotkanie? Bo chyba wiecie, że tutaj to zawsze jest dla was otwarte gdybyście miały ochotę na odwiedziny czy coś więcej niż odwiedziny. - Julie popatrzyła na brunetkę i czarnulkę z rozmarzonym spojrzeniem. Zahaczyła palcem o czerwoną obrożę jaką wczoraj kupiła u Neve’a i właściwie od tamtej pory w niej chodziła.
I tak im zeszło na tym śniadaniu i jeszcze trochę dłużej. Bo okazało się, że poranek jest pod patronatem żółtej chmury. Coś widocznie wylało się z którejś ze szczelin i przebywanie na zewnątrz było ryzykowne lub po prostu niebezpiecznie. Było o tyle dobrze, że Nowojorczycy mieli wiele zrozumienia dla własnej pogody i jej nieobliczalnych kaprysów. W końcu gdy mór panował na ulicach to wszelkie życie zdawało się zamierać. Więc musiały poczekać aż żółta chmura rozwieje się co nastąpiło na tyle późno, że Julie podejrzewała, że zaliczy z godzinę spóźnienia. Ale nie martwiła się tym bo skoro przez pogodę to nikt nie powinien robić jej problemów.
Drzazga okazała się na tyle sympatyczna i życzliwa, że je podwiozła swoim samochodem. Julie pod siedzibę dawnego ONZ a Amandę pod przystanek na 35 na linię prowadzącą do Wschodniego Pasa. Więc chociaż ten kawałek w Dzielnicy Świateł powrotu do domu był łatwy i przyjemny.
Potem też nie było tak źle. O dziwo po tym ataku żółtej chmury niebo się rozpogodziło i pojawiło się całkiem słoneczne niebo. Widok tak rzadki nad tym miastem, że ludzie często zerkali do góry by zobaczyć jak wygląda niebo bez chmur i zawiesin. Nie wszystkim się udało przetrwać ten atak żółtej chmury. Jadąc konnym autobusem widziała jak policja zbiera jakieś ciało przykryte płachtą. Komuś widocznie nie udało się na czas dotrzeć do kryjówki a nie miał żadnej gazmaski ani stroju ochronnego. No takie rzeczy zdarzały się tutaj całkiem często i chyba wszyscy traktowali to rutynowo.
No i w końcu trochę przed 11-ą dotarła wreszcie do własnego domu. Cichego, spokojnego i pustego. Ale jakże swojskiego. Miała trochę czasu dla siebie nim o 14-ej zacznie się zebranie u Ayumi.
Czas: 2053.IV.14 pn, południe
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Koi (s.błękitna), wieżowiec Koi
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz zimno, umi.wiatr, zachmurzenie
Zebranie zaczęło się o czasie. Ayumi przywitała się z wszystkimi mówiąc, że cieszy się iż poranny wyciek chmury ze szczeliny nikgo z nich nie dopadł. W międzyczasie pogodne, błękitne niebo jakie panowało późnym porankiem dawno było tylko wspomnieniem i nad wieżowcami znów zasunęła się bura warstwa chmur. Ale jeszcze do tej pory nic z nich nie padało. No i było zimno. Bez kurtki nie było sensu wychodzić. Chociaż w to słoneczne popołudnie też jakoś ciepło nie było to jednak ze Słońcem nad głową wszystko wydawało się jakoś naturalnie cieplejsze.
Temat zebrania był taki sam jak zwykle. Czyli każda z osób musiała złożyć sprawozdanie z przygotowań do drogi. Jak były jakieś trudności to była okazja o tym wspomnieć. Bo jak coś by się okazało problemem dla pojedynczego członka zespołu czy nawet całego zespołu to może siłami jakimi dysponowała Ayumi dałoby się to jakoś załatwić.
Z tego co mówił Hori to z jego samochodami wychodzili na prostą. Remonty były na ukończeniu a on sam postanowił jednak zabrać i swój służbowy wóz. Jeździł ciemnym, terenowym suvem. W tym tygodniu powinni skończyć. Amanda mogła coś podobnego powiedzieć o ich Land Roverze. Tak jej przekazał Kanmi który jednak wolał nie pchać się w oczy ważniakom więc czekał gdzieś tam na zewnątrz pokoju konferencyjnego. Ale dał znać, że na jutro w warsztacie obiecali zrobić terenówkę na tyle by była do odbioru. Aż się cieszył jak chłopiec z obiecanej zabawki jaka miała przyjść kolejnego dnia i nie mógł się doczekać by ją nie przetestować i się pobawić. To oznaczało też, że pewnie będzie można jutro pojechać do Leaslear by oddać pożyczoną od Seana osobówkę. Chociaż o tym akurat na zebraniu nie musieli wspominać.
- W takim razie jeśli w tym tygodniu samochody już powinny być gotowe do drogi to kiedy moglibyście ruszać? - Ayumi zadała kluczowe pytanie patrząc na Hori i Inu. Wyglądało bowiem na to, że jeśli pojazdy i załogi są gotowe to już można zacząć planować sam wyjazd z miasta. Zamaskowana skrytka na czerwone Porsche jaką majstrowali od paru dni na pace ciężarówki była na ukończeniu. Przy okazji starali się jeszcze zamontować dźwig albo wyciągarkę na pace co by pomogło w załadunku no ale czy się uda to załatwić to się miało okazać w ciągu najbliższych paru dni. Według Hori to Sadao wciąż nad tym siedział ale obaj byli raczej dobrej myśli. Ostatecznie to był tylko dodatek który nie musiał być niezbędny by wyjechać w trasę skoro sportowy wóz pewnie po załadunku większość czasu spędziłby na tej pace. Nawet te CB-radio udało się załatwić prawie dla połowy pojazdów. Właściwie na razie tylko terenówka jaką kierowała blondwłosa Sato nie miała radia. Paliwo, prowiant i części zapasowe w większości już czekały w trzewiach podziemnego parkingu wieżowca. Raczej był dylemat co zabrać na taką długą i niepewną trasę bo na samochodach mieli dość ograniczoną przestrzeń. Gdzieś prawie mimochodem Ayumi wspomniała, że Land Roverem pojedzie jeszcze Maki i skoro szefowa tak wspomniała to Hori tylko przytaknął i temat się skończył. Jeśli był tym zdziwiony czy miał jakieś uwagi to zachował je dla siebie.
No i był też ich gość z zewnątrz. Leroy Jackson. Przyszedł na spotkanie ale przez większość czasu nie zabierał głosu. Nie wtrącał się w cudze samochody i przygotowania do trasy więc pozostali mogli rozmawiać spokojnie. Na sam koniec dodał tylko, że on sam też będzie miał własny samochód. Co wydało mu się tak oczywiste, że zaznaczył o tym dla formalności. Z CB-radiem w tej chwili nie miał no ale wydawał się być pewny, że w ciągu paru dni uda mu się to załatwić. Reszta chyba też uznała, że nie będzie tylko pasażerem w ich pojazdach więc nikt nie okazał zdziwienia i zaakceptowano ten fakt do wiadomości.
- Jeśli o mnie chodzi to ten tydzień będzie kluczowy. Do piątku sytuacja powinna się wyklarować. Jeśli nie będzie żadnych nowych trudności to w następnym tygodniu powinniśmy być gotowi do drogi. - Hori w ostrożny i zachowawczy sposób ale przedstawił prognozę na swoją dolę szykującego się do drogi konwoju. Ayumi skinęła głową przyjmując jego słowa z zadowoleniem. Po czym popatrzyła pytająco na Inu czy ma jakieś uwagi do tego terminu czy samych przygotowań.