Zapytany o niedźwiedzia gigant pokiwał głową
- Możesz na mnie liczyć, obyś tylko był w stanie się z nim porozumieć pokojowo - - Jak nie, to będziemy chyżo czmychać - odpowiedział krasnolud
Herge uśmiechnął się szeroko
- Dobrze, w takim razie możemy ruszać, kiedy zechcesz - - Pytanie czy sam niedźwiedź będzie chciał się porozumieć - mruknął ukontentowany druid. Mając Mikela i Herge za plecami, szansa na poważne kłopoty drastycznie malała.
- Mam zamiar zawołać największego rojbra z całej okolicy, więc gdyby jednak nie miał ochoty nam pomóc to naprawdę, znikamy stamtąd -
Mikel tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Po kilku godzinach obserwacji, cieszył się na odrobinę akcji.
Żeby nie narażać pozostałych, krasnolud wybrał polankę nieco oddaloną od obozowiska.
To było jak w tym żarcie o rozpoznawaniu niedźwiedzi - jak uciekamy i wchodzi za nami na drzewo, to niedźwiedź czarny. Jak uciekamy a trzęsie drzewem, to niedźwiedź brunatny.
No, to jaki rodzaj niedźwiedzia potrafił powalić drzewo?
Zawołany niedźwiedź, najwyraźniej niesiony na skrzydłach wiatru chęcią spuszczenia sromotnego łomotu śmiałkowi który ośmielił się wywołać go w jego własnej domenie, wytoczył się na polankę na jak pan i władca. Z grubsza, miał do tego podstawy. Kiedy wstał, przerastał krasnoluda ponad dwukrotnie, w łapie był grubszy niż noga Herge’a ,a kościane narosty chroniące jego wrażliwe miejsca były grubsze niż łuski smoka które miał na sobie druid.
Krótko: rojber pierwsza klasa, idealny kompanion do ataku na fort.
- Mikeeeel - mruknął druid
- Jakby zaczął mnie gonić, to będę uciekał w niebo. Ale odwrócenie jego uwagi na chwilę mocno pomoże
Chłopak ochoczo skinął głową.
-
Możesz na mnie liczyć. - zapewnił druida.
Druid, lubo trzymający zaklęcie zauroczenia na podorędziu, zaczął od obwąchiwania z kilkudziesięciu kroków i stopniowo skracał dystans. Nie ukrywał że przychodzi z jakąś sprawą i nie przymilał się przesadnie - bardziej poznawał i dawał się poznać. Niedźwiedź, wbrew dość nieprzyjemnej aparycji, okazał się nie dość że towarzyski, to najwyraźniej mający jakiś osobisty uraz do hobgoblinów siedzących w forcie, bo błyskawicznie zawarli sztamę. Ledwie po kwadransie, krasnolud wracał do Mikela i Herge’a ramię w ramię z olbrzymim Pszczołożujem. Przed nimi była jeszcze jedna drobna trudność - przedstawienie niedźwiedziowi pozostałych towarzyszy.
Długie i mokre popołudnie krasnolud spędził odpoczywając i opowiadając to co udało mu się do tej pory dowiedzieć.
Smok był w forcie, ale co kilka dni opuszczał fort na trzy dni, ruszając na północ.
Sam smok pojawił się w forcie na chwilę przed atakiem Kłów. Jaszczur przeleciał nisko nad polaną kilkadziesiąt metrów na północ od fortu i nagle pojawiła się czarna budowla z której wylały się hobgobliny i trolle. Część napastników po walce wróciła do wieży i znikła razem z nią, ale w forcie zostały prawie dwa tuziny okupantów. Wśród nich był druid i jego dwójka ochroniarzy, kilku treserów roków i ponad tuzin żołnierzy.
Co ważne, w forcie było też dwóch żywych jeńców - coś co być może można było wykorzystać, a na pewno trzeba było uwzględnić.