Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2020, 21:10   #108
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po zjedzeniu smacznego posiłku, wypiciu piwka, oraz uregulowaniu zapłaty(nic wielkiego, ledwie 2 złocisze), Kapłan i Bardka udali się na poszukiwanie teatru. Spacerek po mieście zajął im około pół godziny, i dotarli w końcu do miejsca zwącego się “Teatr Złotej Lampy”.

Budynek był ogromny, i w porównaniu do innych wysoki gdzieś na trzy piętra. Imponujące wejście, godne jakiejś świątyni, wewnątrz zaś równie wielki hol, i… pustki. Nikogo tam nie było, nikt ich nie powitał, nikt nie czekał na wchodzących. Za to gdzieś z głębi docierała jakaś przytłumiona muzyka, parka ruszyła więc do jej źródła.

W wielkiej sali, która miała dziwnie krzywą podłogę, pochyłą w dół, w kierunku sceny, stały setki wygodnych foteli, jednak równie pustych. Na scenie zaś, kilka osób odgrywało jakąś scenkę, a jedna ze znajdujących się tam kobiet, wyjątkowo głośno zaw… śpiewała, wśród przygrywania orkiestry składającej się z dwóch tuzinów muzykantów.



- Jakaś operetka? - Szepnęła do Krasnoluda Amaranthe. Krasnolud wzruszył bezradnie ramionami. To ona była artystką, to ona powinna wiedzieć… on sam nie miał o tym pojęcia.
- W czym mogę pomóc? - Spytała, pojawiająca nagle się obok obojga młoda dziewoja.
-Eeee… chcemy obejrzeć? Miejsce trzeba wynająć? Znaczy siedziska? Ile za jedno? - gruby palec krasnoluda wskazał na scenę.
- Dwa pokazy w tygodniu. Za jedno miejsce trzy złocisze. To co teraz widzicie to próba - Wyjaśniła szeptem dziewoja.
- A kiedy najbliższy pokaz?- zapytał uprzejmie kapłan.
- Jutro wieczorem, ale miejscówek zostało już niewiele. Obowiązują również gości stosowne stroje - Szepnęła dziewczyna. A wtedy…
- Ćśśś! - Ktoś z przodu, chyba nawet z samej sceny, ich uciszył?
- Czyli… jakie?- spytał cichutko Olgrim.
- Hmm...jak na bal? Wytworne? - Dodała rozmówczyni, po czym gestem dłoni wskazała wyjście z sali, by ponownie udać się do holu przed nią?
Olgrim spojrzał zaś na bardkę, czekając na decyzję Amaranthe.
- Jeśli masz ochotę Olgrimie, jasne - Powiedziała Bardka.
- Zobaczymy jutro. Acz nie mam stroju na bal… ani nie wiem jak ma wyglądać.- wyjaśnił cicho krasnolud wyraźnie zakłopotany.
- Tym się nie przejmuj. Znajdziemy wytworny strój bez problemu - Powiedziała z uśmiechem Amaranthe, gdy przeszli już z sali do holu, w towarzystwie tutejszej dziewczyny.
- To jak z tymi miejscówkami? - Spytała ta ostatnia.
-Zamawiamy….dwie…- policzył na palcach kapłan.
- Płatne z góry, zapraszam za mną, zaraz dostaniecie bileciki - Wyjaśniła dziewczyna.
Krasnolud nie lubił tego wyrażenia, niemniej westchnął i pokiwał głową podążając za pracownicą. Po chwili okazało się zaś, według mini-mapki sali, iż centralne siedziska były już w dużej części zajęte. Pozostawała więc lewa lub prawa flanka, lub… balkoniki, również na obu skrzydłach owej mapy. Za te jednak trzeba było zapłacić dodatkowe dwa złocisze.
- Balkonik! - Pisnęła Amaranthe, po czym wymownie odchrząknęła, i powtórzyła zwyczajowym, miłym i spokojnym tonem - Weźmiemy balkonik, owe dwa złocisze to żaden problem - Bardka mrugnęła wymownie do Olgrima.
- Żaden problem… na razie żaden problem.- stwierdził krasnolud wyciągając z sakiewki monety. Trochę ich zaoszczędził podczas podróży. Problem polegał na tym, że ostatnio żadnych nie zarobił.

Po uszczupleniu swoich zasobów o 8 złotych monet, otrzymaniu bilecików, oraz opuszczeniu w końcu przybytku, Olgrim i Amaranthe znaleźli się ponownie na ulicy miasta. Bardka spojrzała na brodacza, po czym z uśmiechem ucałowała go w… nochal.
- Wszystko w porządku? - Spytała.
-Tak… tak… nie masz się czym martwić wspólniczko.- odparł z uśmiechem Olgrim i zamyślił się. - Wracamy do pałacu?
- Chwilę moglibyśmy jeszcze gdzieś zabawić… no chyba, że nie masz już ochoty - Amaranthe zerknęła na niebo - Zostały nam gdzieś dwie godzinki
- Tak… możemy. Jak chcesz się zabawić? - Olgrim nie był aż tak obeznany z niewiastami by załapać podteksty.


Targowisko było takie jakie być powinno w dużym mieście. Rojne, gwarne… pełne przekupek, kupców, złodziejaszków i strażników miejskich udających że chce im się ganiać za małymi smarkatymi rzezimieszkami. Olgrimowi przypominało dom… do którego już nie bardzo mógł wrócić z różnych powodów. On sam czerpał niewielką satysfakcję z przedzierania się przez ten rój ludzi i towarów. Jego wspólniczka bawiła się znacznie lepiej ganiając od straganu do straganu… zwłaszcza tych z tkaninami ze wschodu, strojami, biżuterią i przyprawami. Krasnolud musiał przyznać że wybór towarów był tu większy i bardziej rozmaity niż ten na Północy z której pochodził. Ale atmosfera targowa była taka sama jak w Neverwinter. No… ale podziwiać było co. No i zawsze istniała szansa na natknięcie się złotych krewniaków z południa.

Tych akurat nie było, a i sama Amaranthe choć zerkała ciekawsko na masę towarów nie zakupiła jakoś żadnego. Ot więcej było podziwiania i ekscytowania ze strony wspólniczki krasnoluda, niźli zakupów. I to mimo gorących przekonywań kolejnych przekupni z którymi rozmawiała. Krasnolud zaś został zredukowany do roli ochroniarza i… sprawdzał się w niej doskonale. Znał złodziejskie metody i sztuczki uliczników. Potrafił wypatrzeć potencjalnych łowców mieszków. I kilku nastolatków przekonało się, że krasnoludy nie są wcale takie powolne.. za to ich grube paluchy są jak imadła. Miejscowi nauczyli, że nie można okraść Amaranthe, gdy ma swojego ochroniarza w pobliżu.
Czas na targowisku minął im szybko, Amaranthe była zbyt zajęta oglądaniem, a Olgrim pilnowaniem jej i siebie by zwracać uwagę na jego upływ.
Prawie się spóźnili… prawie.
Do zamku wracali biegiem, co krasnoludowi w zbroi nie wychodziło dobrze.
Niemniej jakoś udało się zdążyć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline