Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2020, 23:11   #218
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację

Jak Emi się obudziła już zmierzchało. Należało się pospieszyć. Bardzo ładnie wyprosiła od Laury różdżkę, później bardzo ładnie poprosiła Rufusa aby jej użył przy okazji rzucania czarów. Zakradli się w okolice zachodniego mostu i po krótkiej chwili Emi stała się niewidzialna i potrafiła latać.
- Nie czekaj na mnie. Bezpiecznej drogi - powiedziała do półorka, ale nie mógł już zobaczyć jej uśmiechu. Uczucie nieważkości nie należało do najprzyjemniejszych. Za pierwszy cel swojej nietypowej wędrówki obrała wieżę, a dokładniej drugie piętro, gdzie z okna bił blask świec. Pomieszczenie to musiało być zapewne salą narad Łowców - na ścianie naprzeciwko okna zawieszono wielką płócienną mapę, zapewne właśnie południowego Fangwood, zaś na środku komnaty stał masywny dębowy stół. Kolejna, mniejsza już mapa leżała rozłożona na całym blacie, z porozstawianymi różnego rodzaju figurkami. Nad tym planem pochylała się dwójka hobgoblinów: niski mężczyzna w skórzanym, obszytym futrem kaftanie, niepasującym zupełnie do mundurów Kłów, oraz wyższa od niego o głowę kobieta, ta już w odpowiednim dla żołnierza stroju.
Dopplerka licząc ile jej mniej więcej czasu minęło skorzystała z okazji. Wykorzystując swoją zręczność przeleciała blisko sufitu i zaczęła oglądać plany jakie robiły oba hobosy. Wlatując do pomieszczenia, mogła już dosłyszeć fragmenty rozmowy w gobliński.
-... resztki nie będą stanowić zagrożenia. Wysłałam już oddziały, które ich wyłapią - stwierdziła kobieta, przesuwając czarną figurkę żołnierza z punktu oznaczonego jako fort Trevalay gdzieś w głąb puszczy. Dopplerka zauważyła, że na forcie jest kilka innych takich figurek, a także inna, przedstawiająca smoka.
- Widziałem dym - głos mężczyzny brzmiał chrapliwie, jakby ten nie był nawykły do mówienia - Niech twoi łowcy przestaną bawić się ogniem - warknął.
- Są skuteczni, to ma znaczenie, kilka drzew mniej w tej puszczy to mała różnica - hobgoblinka prychnęła lekceważąco.
Dopplerka powstrzymywała się od komentarza. Gdyby było ich więcej to mieliby niezły moment aby napaść na te hobosy. Podejrzewała, że to był właśnie druid i dowódczyni. Poczekała jeszcze chwilę aby usłyszeć co dalej obradują.
- Co z Ibzairiakiem? Kiedy znowu odlatuje? - kobieta sięgnęła po smoczą figurkę, ale ta została jej porwana wprost spod dłoni.
- Pojutrze, jak zwykle, i na trzy dni - odpowiedź była lakoniczna, jakby hobgoblin się nad czymś zastanawiał.
- Gdzie on w ogóle lata? Miał jakieś rozkazy, o... - jego rozmówczyni zaczęła zadawać pytania, ale ten uderzył dłonią w stół.
- Wyjdź! - warknął, ale bez złości, brzmiało to bardziej jak polecenie. Kobieta zacisnęła zęby, ale wyprostowała się, stuknęła obcasami i opuściła pomieszczenie.
Emi również uznała to za dobry moment aby wylecieć. Zatrzymała się jednak po drugiej stronie okna aby ocenić czy hobgoblin na pewno jej nie zauważył. Wyglądało na to, że nie - mężczyzna posiedział jeszcze chwilę przy mapie, po czym podszedł do okna, rozejrzał się po okolicy i je zamknął.
Emi wzięła głęboki oddech i podleciała piętro wyżej. Ciekawość ją ciągnęła aby zobaczyć tego smoka. Wyrwa w murze i suficie na ostatnim piętrze wieży pozwalała wyraźnie zobaczyć wnętrze, przypominające bardziej bagnistą, zamgloną jaskinię. Panujące tu ciemności nie pozwalały na dostrzeżenie niczego więcej, dopplerce udało się jedynie usłyszeć dość głośny oddech, czy też posapywanie czegoś dużego. Poczuła też nieprzyjemny odór stęchlizny.
Modląc się w myślach do Desny o szczęście aktywowała totemik widzenia w ciemności.
Widząc już lepiej, dopplerka tym bardziej przekonała się, że ktoś skutecznie przerobił szczyt wieży na bagnistą jaskinię. Sam otwór w ścianie, do którego podleciała, o tym świadczył - otoczony był mchami i jakimiś pnączami, do tego płynął przez niego ciągły strumień wody, spływając potem strugą po wieży. Dalej wrażenie przebywania na bagnie tylko się potęgowało. Woda spływała drobnymi kaskadami z dziwnej formacji z kamieni pod sufitem, zasilając płytkie, mętne oczko wodne, zajmujące prawie jedną trzecią pomieszczenia, ogrodzone solidnymi kamiennymi blokami. Resztę podłogi zupełnie pokrywały sterty gruzu, mniejsze kałuże i gęste kępy bagiennej roślinności. Naprzeciw otworu widać było prowadzące w dół schody, po których także spływała woda. Nad wszystkim tym latały jakieś insekty, a po chwili dało się też dosłyszeć cichy rechot żab.
Emi nie musiała się rozglądać, by dostrzec masywne, czarne łuskowate cielsko ze skrzydłami, leżące w centrum pomieszczenia. Bok smoka poruszał się miarowo, gdy ten spał, nieświadomie poruszając długim ogonem. Niedaleko niego kręciła się trójka mniejszych, ale wciąż naprawdę sporych jaszczurek o ciemnozielonym umaszczeniu i niewielkich kostnych grzebieniach na grzbiecie.
Emi przełknęła ślinę. Teraz albo nigdy. Pospiesznie ruszyła do środka szukając na prędce jakiejkolwiek luźnej, czarnej łuski. Musiała to zrobić nim magia totemu przeminie. Tuż przed minięciem otworu dostrzegła kilka maleńkich run narysowanych na jego krawędziach, i zatrzymała się gwałtownie. Pułapka, magiczna do tego! Zerkając na nie, doszła do wniosku, że uruchamia ja zaklęcie alarmowe podobne do tego, którym Jace zabezpieczył jaskinie.
Dziewczyna zaklęła w duchu. Może lepiej będzie to zrobić jak smoka jednak nie będzie w pobliżu. Miała złe przeczucia co do jego wypraw. Odsunęła się od wejścia wybierając psiarnie za swój cel. Póki działał totemik zamierzała zajrzeć w szczeliny i zobaczyć co tam się dzieje.
Zostało jej zaledwie kilkanaście sekund, gdy dotarła do zabitych deskami okien. Przez szczeliny nie było zbyt wiele widać - zaledwie fragment zniszczonej klatki i bryzg czegoś ciemnego na ścianie.
~~Z lewej!~~ usłyszała milczący ostatnio głos Voxa. Dzięki temu dostrzegła pędzącą w jej stronę półprzejrzystą sylwetkę kobiety o zmasakrowanej twarzy, dodatkowi wykrzywionej nienawiścią. Emi cofnęła się odruchowo, a niematerialna dłoń próbowała sięgnąć do niej przez deski, ale nie mogła wysunąć się dalej niż na kilka centymetrów. Po chwili talizman przestał działać.


Serce Emi waliło jak oszalałe, Duch! Była zbyt blisko tego aby nie wrzasnąć i pospiesznie poleciała w kierunku mostu. Zatrzymała się tuż przy murze i spojrzała jeszcze raz za siebie. Duch nie mógł wyjść z psiarni. Musiała się zebrać w sobie i chociaż sprawdzić co się dzieje w innych budynkach. Co też zrobiła.
Wlatując do gęstego, pełnego drzew owocowych ogrodu, Emi ruszyła do zamkniętych drzwi kuźni, spod których błyszczała delikatna poświata, jakby w środku paliło się jakieś światło. Zza nich dosłyszała też bełkotliwy głos jakiejś istoty - nie rozumiała ani słowa, ale ten ktoś z pewnością był pijany. Zastanawiając się, co zrobić dalej, dopplerka usłyszała szelest w zaroślach. Odwróciwszy się, zobaczyła w słabym świetle sporego kota wyglądającego dość podobnie do Lawiny, tylko mniejszego.
Emi wstrzymała oddech. Kot póki co na nią nie zareagował ale w przeciwieństwie do reszty pewnie mógł ją wywęszyć. Dlatego też zmieniła się w druida aby przynajmniej zapach był znajomy. Dopiero wtedy delikatnie uchyliła drzwi do kuźni. Te skrzypnęły cicho, ale otworzyły się na tyle, by mogła zajrzeć do środka. Pomieszczenia było utrzymane w dobrym stanie - nie było tu większego rozgardiaszu, a obok wciąż płonącego paleniska leżała schludnie ułożona sterta pogiętych napierśników, uszkodzonych ostrzy i innego sprzętu wymagającego naprawy. Nikt jednak nad nimi nie pracował - blisko ognia siedziała masywnie zbudowana i wysoka jak na swoją rasę goblinka, pociągając niemrawo z flaszki, z pewnością nie pierwszej. Musiała usłyszeć skrzypnięcie, bo spojrzała w stronę Emi, ale stan upojenia zrobił swoje - zignorowała to i wróciła do bełkotliwego perorowania w dziwnym, nieznanym dopplerce języku. Co ciekawe, miała nawet rozmówcę, chociaż niezbyt gadatliwego: w cieple kuźni grzał się bazyliszek, niewiele mniejszy od tego, z którym walczyli nad rzeką.
Nie potrafiąc się nawet domyślić co to za język Emi wycofała się do zbrojowni. i uchyliła tamte drzwi. Była przy okazji ostrożna aby nie zwrócić uwagi lwa.
To pomieszczenie z pewnością służyło kiedyś za zbrojownię, lecz coś tu pozmieniano. W kompletnych ciemnościach Emi widziała niewiele, ale zabrakło jej charakterystycznego połysku stali, zauważalnego nawet w mroku. Powietrze przesycone zaś było lekko kwaśnawym, ziemistym zapachem.
Bardzo ostrożnie wślizgnęła się do środka przymykając za sobą drzwi.
~Oby tutaj nie było żadnych hobosów~ pomyślałą i skoncentrowałą się. Potrzebowałą chwili aby przypomnieć sobie jak wyczarować światło, ale w końcu z jej niewidzialnej dłoni wyleciało kilka szalejących kuleczek światła. Emi była gotowa pospiesznie zakończyć czar i uciec gdyby coś się miało stać.
Gdy tylko magiczne światła rozjaśniły wnętrze, dopplerka odniosła wrażenie, że weszła do szklarni. Haki i stojaki na broń obwieszone były pękami suszonych ziół, a długie stoły zastawiono skrzynkami, z których wyrastały różne rodzaje grzybów, mchów i pleśni. Jedną ze skrzynek przykryto kawałkiem grubego płótna, szczelnie dociśniętym do blatu kilkoma cegłami. Na szczęście była tu sama i światło nie wzbudziło niczyjego zainteresowania.
Oczywiście, że nie mogła przepuścić okazji dowiedzenia się co jest w skrzyni. A może mogła? Nie miała za wiele czasu nim się skończy niewidzialność i lot, a wciąż dobrze by było sprawdzić ostatni budynek. Z jakiegoś powodu tutaj chodzenie jako jeden z hobosów przerażało ją. W obozie Scarvioniusa miała czas wszystkiemu się przyjrzeć, tutaj wszystko na szybko się działo. Zostawiła skrzynkę bez sprawdzania. Rozwiewając światło wyszła ze zbrojowni i poleciała do baraków.
Większość miejsca jego schludnego i utrzymanego w czystości wnętrza zajmowały solidne, trzypoziomowe piętrowe łóżka poza którymi znajdował się tu jedynie nieduży stół z paroma krzesłami i niewielki składzik z kuchnią w rogu. Przebywało tu obecnie kilkunastu hobgoblinów, większość spała twardo na swoich posłaniach, kilku jadło coś z zapałem, dyskutując o czymś, a trójka grała w kości przy stoliku. Atmosfera wydawała się bardzo luźna, a jedynymi spiętymi była dwójka ludzi w łachmanach, spięta krótkim łańcuchem, którą najwyraźniej zmuszono do usługiwania hobosom.
Emi postawiła nogi na ziemi i wyciągnęła z bandoliery butelkę z miksturą niewidzialności. Słuchając o czym gadają żołnierze wypiła ją. Nie poświęciła zbyt wiele czasu na podsłuchiwanie, ale zdołała poznać kilka imion hobgoblinów i podporządkować je do konkretnych paskudnych gęb. Z kilku uwag zrozumiała, że "ten dzikus Jang" nie jest jednym z Kłów, a raczej najemnikiem, większy szacunek miała u nich porucznik Eygara. Zauważyła też, jak jeden z hobgoblinów podłożył nogę niewolnikowi, zaśmiał się i stwierdził, że jak się będzie guzdrał, to dołączy do kolegów w celi. Emi czuła wręcz emanującą od upokorzonego człowieka wściekłość - miała pewność, że gdyby tylko mógł, udusiłby oprawców swoim własnym łańcuchem.
Zanotowała imiona hobosów i ich twarze. Przysięgła sobie, że uwolni tych ludzi. Zastanawiała się jednak, gdzie jest cela? W wieży? Tam gdzie duch? Zadrżała. Pokręciła głową i wycofała się. Ostrożnie podążyła do mostu i potem bardzo ostrożnie przebrnęła przez most.

***

Powrót do obozu nie był trudny. Emi już nauczyła się go wypatrywać. Po wejściu miała kilka niespodzianek. Po pierwsze niedźwiedź, a po drugie Jace pełen zakłopotania. W sumie po ich jej wyczynie z wróżką, to nie było bardzo dziwne.
- Za chwilę, muszę się z wami podzielić co usłyszałam i co zobaczyłam - powiedziała krótko i zaraz zwróciła swoją uwagę do pozostałych.
 
Asderuki jest offline