O tak, pomyślał Leonard, słuchając plotek o zamku Wittgenstein, to zemsta Sigmara, wywarta rękami jego sług.
Cieszył się, że szlachcic był na tyle roztropny, by nie zdradzać nazwisk tych sług bożych. Dał mu kolejny powód, by uznać decyzję o dołączeniu do nich za słuszną. Wiadomości o Middenheim przypomniały jednak Geldmannowi, że zemsta nie została zakończona, a ostatni przeklęty Wittgenstein krąży jeszcze po ziemi. Myśli te przerwał jednak nowy rozmówca, o którym Leonard już od pewnego czasu wiedział, że podejdzie. Zbyt wielu ludzi w Grissenwaldzie interesowało się nimi, a to nie wróżyło dobrze. Nie wiązał tego z niedawnymi wydarzeniami, więc pewnie ktoś chciał ich wmieszać w jakiej lokalne sprawy i konflikty, wykorzystać jako narzędzia, które potem można wyrzucić do gnojówki.
- Pójdę po wino, panie Essing.
Nie zależało mu na napitku, a na kolejnych rozmowach z karczmarzem i gośćmi. O Gerberze, Blucherach oraz miejscowych układach i tajemnicach