Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2020, 09:16   #32
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Iga Michalczewska

5 Grudnia 1950 r., godz. 10:00
Warszawa, Mokotów, Dom Jerzego Zarzyckiego

Jerzy nie przeszkadzał jej w sprzątaniu po wspólnym posiłku. Cały czas czuła jednak na sobie jego spojrzenie, jakby swoją zagrywką z kuchni jedynie pobudziła apetyt kochanka, a nie go zaspokoiła. Założył na siebie dobrze skrojony garnitur i przeprosił ją na chwilę by zejsć do sąsiada z dołu. “Pan Zenek” jak go Zarzycki określał miał sanie i konia, którego trzymał w oficynach i robił po trochu za prywatny transport reżysera.

- Za kwadrans będzie gotów. - Obwieścił Jerzy wchodząc do mieszkania i zabierając się za zakładanie zimowych ubrań. Pomógł też Idze jak zwykle z tą nutką przedwojennej szarmancji, bo było coś w reżyserze, co kojarzyło się Michalczewskiej ze starą Warszawą. Gdy już zdawało się jej że jest gotowa i chciała sięgnąć po swój szal, Jerzy powstrzymał ją ruchem ręki. Wyjął ze stojącej w przedpokoju szafki pudełko, a z niego szal. Iga patrząc na niego wiedziała, że jest ciepły, miał też miły oku kremowy kolor. Jerzy owinął jej szyję nim i wtedy poczuła jak z miękkiej włóczki go zrobiono. - Chodźmy. - Mężczyzna uśmiechnął się do niej i podał ramię by sprowadzić Michalczewską na dół.

5 Grudnia 1950 r., godz. 12:00
Warszawa, Wola, Dom profesora Edmunda Jankowskiego.

- Jesteśmy. Zenku zaczekaj proszę w bramie. - Jerzy pomógł zsiąść Idze i poprowadził ją w kierunku jednej z kamienic znajdujących się przy ulicy Żelaznej. Kamienica była w słabym stanie, widać jednak było, że była zamieszkana. Prowizoryczne okiennice były w znacznej części okien pozamykane by chronić mieszkańców przed chłodem, bo o ile tego dnia łaskawa pogoda postanowiła podarować im zamieci, to mróz był potworny. Iga jeszcze bardziej cieszyła się z nowego szalu, który dobrze chronił ją przed zimnem.

Weszli na piętro i tam Jerzy zapukał do jednych ze drzwi. Na klatce było już nieco lepiej choc nadal panował tu chłód zdajacy się wsiąkać do budynku przez uszkodzone mury. Usłyszeli kroki drzwi jednak nie otworzyły się.
- Profesorze, to ja, Zarzycki. - Chwila ciszy i skrzydło uchyliło się. Spojrzał na nich starszy acz bardzo elegancki mężczyzna, który na widok Jerzego uśmiechnął się.


- Witaj Jurku. - Mężczyzna otworzył drzwi szerzej zapraszając gości do środku. Ponownie odezwał się dopiero gdy zamknął za nimi. - A cóż to za śliczna panienka. Narzeczona?
- To Iga Michalczewska, jest aktorką.
- Jerzy uśmiechnął się wyraźnie ominął odpowiedź na pytanie czy towarzyszka jest jego narzeczoną. - Igo to Profesor Edmund Jankowski. On z pewnością ci pomoże.
- Profesor… - Mężczyzna zamyślił się na chwilę. - Wejdźcie, wejdźcie. Nie przejmujcie się butami i nie zdejmujcie płaszczy. Palę to drewno od ciebie Jurku, ale jako że sam to nie grzeję całego domu. Znając życie i tak niebawem przyjdą i odbiorą mi część.

Starszy pan poprowadził ich do przestronnego salonu. Minęli jeszcze troje zamkniętych drzwi, za którymi musiały znajdować się pokoje pełniące inne funkcje.

- Rozgoście się. - Mężczyzna wskazał im na stojącą sofę i stojące przy stole krzesła, a sam podszedł do kominka by dorzucić do niego drwa. - Z czym przychodzicie?


Leopold Kula

5 Grudnia 1950 r., godz. 8:00,
Warszawa, Praga, Dom Załuskich

- To ruszajmy. Musimy podejść przecznicę. - Korek dokończył szybko jedzenie i dopił kawę. - Pożyczę ci jakiś cieplejszy szalik i onuce. Byłem na chwilę na zewnątrz i o ile nie pada to mróz mamy potworny. Miałem wrażenie, że oddech mi w ustach zamarzał.

Po chwili Kula został doposażony w cieplejsze rzeczy wyszedł za przyjacielem. Już na klatce czuł, że jest mróz. Wciskał się on przez okna na schodach, mimo że ktoś przezorny obłożył je szmatami. Na zewnątrz mróz uderzył Leopolda na chwilę zatrzymując mu oddech w gardle. Korek zakrył szalikiem usta i nie chcąc się odzywać dał znak przyjacielowi by ten ruszył za nim. Na ulicy ktoś wystawił koksowniki, przy których zazwyczaj grzało się po dwóch trzech ludzi. Ruszyli w kierunku południowej pragi. Na szerokim placu odbywało się coś na wzór targu. Liczne koksowniki i bliskość zwierząt sprawiały, że było tu nieco przyjemniej. Może dlatego Lucjan na chwilę zsunął szal i wskazał na jedne z sań.

- Tamte nasze. - Rzekł krótko zasłaniając pośpiesznie usta. Sanie były mocno załadowane, stało też przy nich dwóch mężczyzn, niemal opierając się o konia jedzącego z obroku. Pomachali oni Korkowi dłońmi nie dość że w rękawiczkach, to jeszcze owiniętymi jakimiś szmatami. Wtedy coś Kulę tknęło. Obserwowano ich. Nie były to te zaciekawione spojrzenia handlarzy i klientów, którzy wraz z nimi korzystali z targu.

Gdy tylko rozejrzał się dostrzegł dwie postaci stojące przy jednym z powozów. Niby nie wyróżniali się jednak ich wzrok był wyraźnie skupiony na Leopoldzie. Tak.. dokładnie na nim.

- Kula! - Przyjaciel zawołał go już siedząc na koźle.
 
Aiko jest offline