Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2020, 18:40   #102
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
- Zere'el Ransan? - spytał tamten, prezentując tą, typową dla bogaczy, postawę sztucznego gniewu. Niby był oburzony, a jednak zachowywał całkowity spokój. - Cóż znaczyć ma to najście? O tej porze? I… - zawahał się. - Czy mi się zdaje, czy ty śmierdzisz alkoholem?

Zere’el skłonił się przed głową rodu Forschów. Przez alkohol i stan wyższej konieczności gest ten mógł wydać się odrobinę niedbały, czy też nonszalancki.
- Przepraszam za najście. Nie mam wiele czasu na tłumaczenia. Moja siostra została porwana. Myślę, że ze względu na poczynione plany jest to nasz wspólny problem. Liczyłem na pomoc…

- Słucham?... - Tannis Forsch nie krył zdumienia. - Upiłeś się? - spytał po chwili milczenia, gdy już odzyskał rezon. - Mój drogi, rozumiem że na wojnie przywykłeś do innego schematu zachowań, zapewne bardziej bezpośrednich, ale nie sądzę byśmy znaleźli się w tak dobrej komitywie, że możesz mnie uważać za powiernika twoich alkoholowych wynurzeń. Wracaj do domu, chłopcze. Sen ci dobrze zrobi.

Książęcy gwardzista zmrużył oczy.
- Nie jestem pijany. Nie mam czasu na “schematy zachowań”. Arystokrata o czerwonych włosach na sztorc porwał mi siostrę. Znacie kogoś takiego, mości Forsch?

- Posłuchaj no, młody czło… - Forsch nie zdążył dokończyć.

Nagle otworzyły się drzwi do gabinetu i wszedł przez nie Liam, najstarszy syn Tannisa. Zere’el widział go tylko raz, gdyż pierworodny mieszkał w stolicy z żoną i małoletnim synem, gdzie pracował w sferach rządowych. Gwardzista nie wiedział gdzie dokładnie. W każdym razie Liam rzadko bywał w domu.

- Ojcze, wszyscy na ciebie czekają. Długo jeszcze… - mężczyzna spojrzał ze zdumieniem na Ransana. - Co tu się dzieje?

- Nic takiego - odpowiedział szybko Tannis. - Młody Zere’el odwiedził nas tylko przy okazji, chcąc oddać wyrazy szacunku. Ale już wychodzi - spojrzał wymownie na swojego gościa. Zbliżając się bliżej szepnął tak, aby tylko gwardzista mógł go usłyszeć. - Wróć rano, gdy wytrzeźwiejesz.

Zere’el nie zamierzał odpuszczać. Ostatkami silnej woli powstrzymywał się przed chwyceniem starego Forscha za gardło i pokazaniem mu w jaki sposób zwykł wymuszać zeznania na Arcose. Nie miał jednak dość sił na konwenanse i inne ceregiele.
- Porwano narzeczoną twojego brata - wycedził przez zęby gwardzista. - Oczekiwałem większej pomocy od przyszłej rodziny.

- Słucham? - Liam wyglądał tak jak Tannis kilka chwil wcześniej. - Co ten człowiek opowiada, ojcze? - zwrócił się do swojego rodziciela, wyglądało na to, że nie poznaje gwardzisty.

- Nie wiem, wpadł tu wbrew dobrym zwyczajom i zaczął opowiadać jakieś niestworzone historie. Pijackie zwidy, gdyby mnie kto pytał. Próbowałem go wyprosić, ale najwyraźniej nie zamierza wyjść dobrowolnie. Nie chciałem korzystać z ostatecznych rozwiązań, ale...

- Dobrze, dobrze, ojcze - Liam przerwał wywód Tannisa. - Wróć proszę na spotkanie, jesteś tam niezbędny. Sam zajmę się naszym… gościem.

Gdy Tannis Forsch opuścił pomieszczenie jego syn spojrzał badawczo na Zere’ela i po chwili powiedział:

- Nie wyglądasz na pijanego i z pewnością tak nie mówisz, ale rzeczywiście jedzie od ciebie różnymi drinkami i to, jeśli wolno mi zauważyć, nie pierwszej jakości. Nie byłbym jednak tym kim jestem, gdybym nie zwracał uwagi na najbardziej nawet absurdalne plotki. W niektórych kryje się ziarno prawdy, a nawet jeśli nie i tak mogą być użyteczne. Usiądź więc i opowiedz spokojnie, podkreślam SPOKOJNIE, co się stało. Zacznij od początku i nie żałuj szczegółów. Drinka? - podszedł do ustawionego pod ścianą barku.

Twarz Zere’ela niemalże zdążyła zmienić kolor na niebieski, kiedy słuchał starego Forscha. Na szczęście Liam w porę załagodził sytuację. Zdolności dyplomatyczne musiał odziedziczyć od strony matki.
- Dziękuję, ale wystarczy mi alkoholu na dziś. Zarówno tego przedniego, jak i pośledniego - odparł gwardzista, niechętnie siadając. Ciężko siedzieć ze świadomością, że Nertea może być właśnie gwałcona bądź torturowana.

- Dobra odpowiedź - ocenił młodszy Forsch, po czym zasiadł w fotelu naprzeciwko. - Ja jednak sobie nie odmówię - wskazał na swoją dłoń, w której trzymał szklaneczkę zielonkawego napoju. - No to zacznijmy od początku, jeśli pozwolisz - zachęcił Zere’ela.

- Wróciłem dzisiaj z Arcose. Pierwsze co mnie przywitało to wiadomość, że moja siostra została porwana. Nie wiem ile informacji ojciec wymienia z tobą, ale przed wyruszeniem na wojnę uzgodniłem, że Nertea pobierze się z twoim młodszym bratem. Najwyraźniej teraz niezbyt przejmuje się utratą synowej…

Zere’el prychnął lekceważąco, po czym wbił zdeterminowane spojrzenie w Liama.

- Nie przychodzę po pieniądze, nie proszę o przysługi. Potrzebuję tylko prostej informacji. Czy znacie w tej okolicy młodego arystokratę z czerwonymi włosami na sztorc? Z tego co udało mi się dowiedzieć, prowadził w barze intensywne dyskusje z heriańskimi najemnikami, którzy odwiedzili nasze przytulne miasteczko. I niech mnie wszyscy diabli porwą, jeśli nie są zamieszani w zniknięcie mojej siostry.

- Musisz wybaczyć mojemu ojcu - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie faktu niż prośba czy przeprosiny. - Najwyraźniej nie potraktował cię poważnie. Poważnie podchodzi tylko do ludzi, którzy przychodzą do niego z jakimś interesem, a wieść o porwaniu brzmi jednak dość niezwykle, by nie powiedzieć groteskowo. Ale taki już jest ten mój staruszek… - Liam pociągnął ze szklaneczki. - Obiło mi się o uszy coś o niebieskoskórych przybyszach. Co każe ci wysuwać wniosek, że to właśnie oni są winni?

Zere’el odwrócił na moment spojrzenie, oblizując wargi. Niecierpliwił się. Czuł się jak pies gończy, który zwęszył trop. Nie miał ochoty tłumaczyć czemu tak, a nie inaczej - chciał po prostu ruszyć w pościg!
W porę przypomniał sobie, że przyszedł tutaj po pomoc. Nie był już narwanym młodzikiem. Wiedział, że jeśli coś od kogoś chce, to musi go przekonać. Gadać, dyskutować, tłumaczyć, przedstawiać argumenty… Zwłaszcza jeśli rozmówca jest wpływowy i nie w ciemię bity.

- Mała szansa, że znaleźli się tu przypadkowo, akurat w dzień porwania Nertei - odparł gwardzista, siląc się na uprzejmy ton. - Byłem na miejscu, z którego ją porwano. Wystrzelono w pojazd silną wiązkę energii. Tylko ktoś o większej mocy mógłby to zrobić. Herianie to w znakomitej większości najemne zbiry. Pasowałyby do tego. Ktoś musiał ich jednak wynająć. I tu wchodzi nasz czerwonowłosy…

Zere’el pochylił się nieznacznie w stronę rozmówcy.
- Barman widział jak rozmawia z herianami. Bardzo, bardzo długo. A ja nie jestem facetem, który uwierzy w dwa przypadki jednego dnia.

- Nie ma czegoś takiego jak przypadek - stwierdził Liam, upijając trochę ze szklanki. - Oczywiście ktoś mógł się nimi posłużyć dla odwrócenia uwagi. Zwabić ich tutaj, obietnicą sowitej zapłaty, a wszystko po to żeby ściągnęli na siebie ewentualny pościg. Musisz przyznać, że obcy na naszej planecie wyjątkowo łatwo rzucają się w oczy. Wynajmowanie ich do porwania wydaje się mocno nieprzemyślanym działaniem, wręcz trąci amatorką. No chyba, że za całą tą sprawą faktycznie stoi amator. Niedoświadczony, porywczy młodzik. Tylko po co ktoś taki miałby porywać twoją siostrę?

Młodszy Forsch wpatrywał się przez chwilę gdzieś w bok, jakby nagle zapomniał o obecności Zere’ela. Powoli kołysał szklanką z resztkami zielonego napitku, które teraz tworzyły niewielką falę na brzegach. Stan zamyślenia zniknął jednak tak szybko jak się pojawił. Liam znów spojrzał na swojego gościa i powiedział:

- Domyślam się kogo szukasz, oczywiście zakładając, że barman ci zwyczajnie nie nałgał. Z tego co mówiłeś nikt inny nie opowiadał ci o czerwonowłosym młodzieńcu - Forsch wychylił drinka do końca. - Ale zanim podam ci nazwisko, musimy coś ustalić. Nie obchodzi mnie co obiecał wam mój ojciec. Porwanie brzydko pachnie i sprawą drugorzędną jest czy to wy kogoś porwaliście, czy też ktoś porwał jedno z was. Tak czy siak to wzbudza niepotrzebne zainteresowanie. Cokolwiek zamierzasz zrobić, radzę ci to zrobić po cichu. Jeśli sprawa nabierze rozgłosu, jeśli zainteresuje się nią najmniejsza nawet redakcja na tej planecie, albo jeśli tylko będą o tym plotkować w barach, ślub zostanie odwołany. Czy wyrażam się jasno?

Zere’el delikatnie zmrużył oczy. Uważnie przyjrzał się twarzy Liama, nim ponownie otworzył usta.
- Reputacja - stwierdził w końcu, rozpierając się wygodniej w fotelu. - Znam zasady gry. Nie mógłbyś przecież pozwolić, aby na nazwisku rodowym pojawiła się choć rysa, czyż nie?
Gwardzista uśmiechnął się krzywo.
- I mnie nie zależy na rozgłosie. Na twoim miejscu bardziej martwiłbym się co powiedzą o Forschach, kiedy rozniesie się że wolno porywać im narzeczone. Zdaje się, że potocznie nazywa się to słabością.
Krzywy uśmieszek zniknął nagle z twarzy Zere’ela.
- Podaj mi nazwisko, a zachowasz i reputację, i czyste ręce.

- Narzeczona to jeszcze nie żona i jako taka znajduje się pod opieką własnej rodziny - oznajmił spokojnym głosem Liam. - Gdyby nosiła już nazwisko Forsch, w ogóle nie zostałaby porwana - wbił szpileczkę Zere’elowi. - Ale dajmy sobie spokój ze słownymi utarczkami. Nie są ani trochę interesujące.

Oparta na fotelu dłoń gwardzisty zacisnęła się dyskretnie. Przez moment wyobrażał sobie jak wystrzeliwuje potężną salwę energii prosto w Liama. Chciałby go wtedy zapytać, co znaczy nazwisko Forsch w obliczu brutalnej siły… Przyjemna wizja nie została jednak zrealizowana.
Syn gospodarza wstał powoli z fotela i skierował się znów w stronę barku. Nalewając sobie kolejnego drinka, stał odwrócony plecami do Ransana. Wtedy to powiedział:

- Jest tylko jeden mężczyzna pasujący do opisu twojego barmana i jednocześnie dostatecznie bogaty, by móc sobie pozwolić na wynajęcie bandy rzezimieszków. Oczywiście zakładając, że był na tyle naiwny by osobiście spotkać się z rzeczonymi i to jeszcze w miejscu publicznym - Liam, wciąż stojąc tyłem do gościa, wzniósł szklankę do ust i pociągnął z niej łyka. - Oczywiście nie mogę ci zdradzić jego imienia. Co by powiedzieli ludzie, gdyby się dowiedzieli, że nasyłam swojego przyszłego szwagra, do tego gwardzistę samego księcia Zarbona, na syna jednego z najbogatszych ludzi w regionie? Dlatego nie powiem ci, że czerwonowłosym młodzieńcem był Yllian Girmo, zrozumiałeś? Mam nadzieję, że trafisz do drzwi. Miłego wieczoru - to powiedziawszy, odstawił niedopitego drinka i po prostu wyszedł.

- Zdążyłem już zapomnieć kto zdradził mi nazwisko - odparł Zere’el, zawieszając wzrok na ścianie. - Przekażę jego książęcej mości wasze pozdrowienia.
Ostatnie zdanie wypowiedział niemal mechanicznie. Choć nowa informacja sprawiła, że zatonął w myślach, nie mógł wypuścić Liama ot tak. Musiał przypomnieć mu, że ma osobisty kontakt z samym Zarbonem. W nobraziańskim społeczeństwie koneksje były niezwykle istotne. Cywilni dygnitarze pokroju jego przyszłego szwagra mieli tendencję, by lekceważyć wojskowych. Ku ich rozpaczy, książę nie podzielał tej aroganckiej postawy. Wydawał się wręcz żywo zainteresowany kwestiami militarnymi. A to otwierało drogę dla zupełnie nowej arystokracji - armijnych oficerów.

Zere’el niespiesznie powstał. Równie niespiesznie otworzył drzwi i pomaszerował do wyjścia. A wszystko po to, aby podkreślić że opuszcza to miejsce jako gość - wyniosły arystokrata. Jednakże gdy tylko znalazł się za bramą, wystrzelił w powietrze niczym rakieta.

***

Głośno wylądował przed swoją posiadłością. Rozmyślnie pobudził przy tym całą służbę. Chciał, aby wszyscy widzieli jak Zere’el Ransan wraca po zmroku, cuchnie alkoholem i zrezygnowany idzie do sypialni. Nie mogło być wątpliwości, że ostatecznie poddaje się, oddając sprawę policji. Gdy tylko zamknął drzwi, wiedział już że ma zapewnione alibi. Kilkoma kliknięciami otworzył szafę. Nadszedł czas na zmianę garderoby! W oficerskim mundurze zbytnio rzucał się w oczy i każdy mógłby go rozpoznać.

Nobrazianin odpiął duże naramienniki i nabiodrniki, pozostawiając sam napierśnik. Po pozbyciu się wszelkich odznak sygnujących rangę wojskową, zarzucił ciemny płaszcz. Teraz o wiele łatwiej mógł wtopić się w otoczenie. Pozostawił jedynie skaner dla orientacji. W komputerze sprawdził adres posiadłości Girmów, po czym usunął historię przeglądania i cichutko wyleciał przez okno.

Nie wiedział jeszcze co zamierza. Musiał jednak znaleźć się w pobliżu posiadłości Girmów. Zacznie od obserwacji. Czy kogoś pobije lub zabije… To się dopiero okaże.
 
Bardiel jest offline