Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 09:11   #437
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Jeśli nie usłuchasz głosu Pana, Boga swego, i nie wykonasz pilnie wszystkich poleceń i praw, które ja dzisiaj tobie daję, spadną na ciebie wszystkie te przekleństwa i dotkną cię.
Przeklęty będziesz w mieście i przeklęty na polu.
Księga Powtórzonego Prawa, rozdział 28, wersy 15 i 16
Suchodół, piątek, 5 sierpnia AD 1250. Wieczór.


Bogumysł odprawił mszę. Kościół był pełen. Wiele osób stało przed otwartymi drzwiami. Światło zachodzącego słońca jak często w takich momentach wpadało do bramy świątyni i oświetlało ołtarz. Przyjemne ciepło przebijało się przez tę zatęchłą atmosferę deszczowego lata.

W trakcie kazania Bogumysł powiedział to, co ciążyło mu na sercu. Rozkazał mając za sobą powagę instytucji Kościoła opuścić tym ludziom swe ziemie. Mówił z przekonaniem. Z charyzmą jakiej nie powstydziłby się wprawny kaznodzieja.

Jednak temat nie był łatwy. Tylko nieliczni spośród zebranych byli kiedykolwiek w Płocku. Ludzie nie nawykli do opuszczenia swych domów. Obejść. Mieli zostawić dobytek swojego życia, dlatego, że odziany w czerwień kapłan im tak kazał? I co potem? Ludzie utrzymywali się z pracy własnych rąk we własnych gospodarstwach. Jedli, bo ich kury znosiły jajka, a ich kozy dawały mleko. Mieli chleb, bo mielili mąkę ze zboża, które rosło na ich polach. Każąc im opuścić domy mógł równie dobrze kazać im odebrać swoje życie.

A jednak, kilka osób dało się przekonać. Zaraz po mszy ruszyli do siebie i zaczęli pakować swój dobytek.

W całym miasteczku po mszy panowało poruszenie. Ludzie zbierali się w mniejszych grupach. Coś omawiali. Bogumysł wrócił na plebanię. Potrzebował odczynić klątwę. W tym czasie na plebanię ktoś dostarczył jedzenie. Było skromne, ale inkwizytor wiedział, że trudno w obliczu obecnego kryzysu oczekiwać wystawnych obiadów.

Kosztował połcia baraniny czując jak słony smak wypełnia jego usta. Pan przypominał mu o krzyżu jaki nosił. Przypominał, że nie powinien czerpać przyjemności z jedzenia wtedy gdy wokół tyle dusz potrzebowało jego przewodnictwa.

- Panie, panie - do pomieszczenia wbiegł Gratkowski ze świty Bogumysła - ruszyli. Panie Ruszyli - był wyraźnie zdyszany. Oparł dłonie na kolanach i dyszał ciężko.

- Powiadają, że Czarneccy winni wszystkiemu i przez nich z ich domów chcesz ich wypędzić. Tedy wzięli widły, pochodnie i co tylko mieli pod ręką i ruszyli na winnicę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline