Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 12:09   #96
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Minęło kilka dni. Aurora szybko wracała do sił, a nawet można było zaryzykować stwierdzenie, że jej policzki nie były już zapadnięte jak wcześniej. Na twarzy pojawił się rumieniec zdrowie. Księżniczka coraz częściej przebąkiwała też o powrocie za mur, nie czując się pewnie w świecie pozbawionych magii ludzi - mimo iż żadnego człowieka dotychczas nie spotkali z Leithem.
Idylliczny obrazek psuł też fakt, że powrót do zdrowia Aurory nijak się miał z powrotem magicznej mocy. Kamień na piersi kobiety pozostawał matowy i bezbarwny, a jej oczy - błękitne.
- Potrzebuję czasu, żeby znów nabrać mocy - pocieszała bardziej chyba siebie niż Leitha skrzydlata - Myślę, że tym bardziej powinniśmy wracać. Może to kwestia krainy, gdzie przebywamy?
Leith kiwnął głową. Mężczyzna zwyczajnie nie miał zamiaru zaufać komukolwiek, gdy jego żona była w tak słabym stanie. Tak, bał się, że ktoś wykorzysta to by ją od niego odseparować, znów. Gdziekolwiek jednak Aurora świadomie teraz zechce być, on będzie jej towarzyszyć.
- Jasne, powiedz tylko gdzie chcesz się udać - powiedział mieszaniec skupiając uwagę na wydobyciu czegoś z magicznego schowka tak jak robiła to wcześniej Aurora. Sam Leith od jakiegoś czasu nie używał już ubrań… to co miał na sobie, choć mogło tak wyglądać, nie było wyszukanym kolczastym kostiumem udającym łuski potwora, to były łuski potwora. Księżniczka jednak pozostawała naga, okryta jedynie skórą zwierza, którego Leith upolował pierwszej nocy. Leithowi Aurora podobała się taka jaka była, ale jeśli żona nie planowała znaleźć się wpierw we własnej garderobie, jakiekolwiek odzienie mogło się jej przydać.

Tym sposobem trafili znów na wyspę ojca księżniczki - Marco, przy czym dzięki mocy Leitha mogli darować sobie całą poprzednia podróż przez morze i przenieść się dokładnie na próg drewnianego domku pod korzeniami wielkiego drzewa, gdzie nocowali ostatnio. Tym razem też zostali dużo cieplej przywitani, ba, Vanja obdarzyła ich oboje spontanicznymi, mocnymi uściskami. Choć było to bezsprzecznie miłe, Aurora aż skrzywiła się, gdy poparzona przed laty nastolatka przylgnęła do niej całym ciałem. Jasnowłosa wciąż była osłabiona... a może to świadomość, że nie ma mocy czyniła ją delikatniejszą?

Marco, jakby rozumiejąc, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, nie zadawał pytań oraz gestem dał znać Vanji, by też nie męczyła Aurory swoją obecnością. O dziwo, dzika dziewczynka posłuchała i... skupiła się na drugim gościu. W efekcie czego, o ile nie dostala roboty od Marco, cały czas chodziła krok w krok za Leithem. Właściwie widywał ją teraz znacznie częściej niż swoją żonę, która nieagresywnie, ale jednak dość jasno wysyłała komunikaty, że preferuje samotność. Zwykle więc Bękart widział swoją małżonkę rano (pod warunkiem, że wcześnie wstał) i późnym wieczorem, kiedy wracała do chaty, by położyć się, milcząca u jego boku. Tak mijały kolejne dni...
Leithowi nie przeszkadzała ani młoda bękartka, ani prosta egzystencja jaką wiodło się na latającej wyspie. Mężczyzna lubił spokój lubił też ciszę. Mieszaniec widział już jednak zbyt wiele by dać się zwieść sielskości tej chwili. Ci którzy porwali Aurorę wciąż gdzieś tam byli, ich tożsamość nie została nawet odkryta. Leith, jego żona, nawet jej matka (oczywiście jeśli to nie była jednak jej sprawka czego bękart nigdy nie wykluczył) jedynie reagowali na to co czynił nieprzyjaciel. Inicjatywa nie była po ich stronie. Prawda była taka, że nie mogli zostać na wyspie za długo, żyli w pożyczonym czasie którego ubywało z każdym dniem. W każdej normalnej sytuacji Leith byłby ostatnią osobą która zaczyna rozmowę pierwsza. Mężczyzna znał jednak swoją żonę na tyle by wiedzieć, że posiada ona liczne przymioty. Jak na przykład dumę. Nie było mu więc sobie trudno wyobrazić sytuacji w której Aurora nie mówi mu czegoś tylko z uwagi na tą właśnie cechę.
- Jaki jest nasz kolejny ruch? - Leith zapytał kiedy kobieta już się położyła ale sposób w jaki oddychała zdradzał iż wciąż nie śpi.
Nie odpowiedziała. Leżała odwrócona do niego plecami, oddychając powoli. Leith jednak za dobrze znał sposób, w jaki oddychała, jak i samą księżniczkę. Czekał. Czekał tyle, ile było trzeba.
Wreszcie Aurora usiadła. Odruchowo odgarnęła włosy, które w luźnych puklach przysłaniały jej twarz, teraz wyraźnie eksponując błękit tęczówek. Przez moment Leith poczuł, jakby doświadczał deja vu, jakby widział już te oczy wcześniej, zanim Aurora straciła moc.
- Nie wiem... - odparła bardzo cicho, nie patrząc na mężczyznę, tylko gdzieś przed siebie - Jeśli nie odzyskam mocy... wszystko, co robiliśmy wcześniej nie ma prawa bytu. Bez mocy nikt mnie nie poprze, niczego nie naprawię, nikomu nie pomogę. Dlatego staram się nawet o tym nie myśleć, staram się być cierpliwa. Czekam. Wydaje mi się, że ona tam jest... czuję jej przepływ czasami... tylko że... tak jakbym nie umiała jej złapać, napełnić swojego kamienia. Dlatego powoli... powoli zaczynam myśleć jak to będzie... żyć bez magii. Przecież ty kiedyś tak żyłeś... A jednak na samą myśl... jestem przerażona. I nie wiem. Wybacz mi, ale nie wiem co dalej.
Leith przekręcił się przez łóżko i usiadł na nim obok Aurory. Nie trudno było mu sobie przypomnieć jak to jest bez magii, wszak spędził bez mocy większośc życia. Czy czuł wtedy podobnie jak teraz jego żona? Czy czuł przepływ magii nawet wtedy?
- Może powinnaś się pomodlić? do tych całych bogów? ponoć to oni zapewniają wa… nam, moc - mężczyzna zaproponował bez specjalnej czci czy przekonania w głosie po czym kontynuował poważniej
- Magia nie daje nam niczego co jest naprawde ważne a już na pewno niczego za co nie trzeba by było sowicie zapłacić Jeśli czujesz, że tam jest to widocznie jest, ale zwykłe czekanie nam nie pomoże jeśli to miałoby potrwać lata. Trzeba działać. Potrafiłem sobie poradzić przez pół wieku nie poprzez czekanie, Vasco z kolei stał się naprawdę niebezpieczny dopiero kiedy stracił magię - przypomniał Leith.
- Zresztą… z tego co ostatnio widziałem osobista magia nawet nie jest związana bezpośrednio z kamieniem. Pamiętasz Ulva? zamiast zrobić choć raz coś pożytecznego i po prostu umrzeć, opętał ciało Kaia jak jakiś demon i zabrał je dla siebie. - bękart podzielił się swoimi przemyśleniami na temat nowej formy ojca po czym odgarnął włosy z twarzy Aurory.
- Najbardziej niebezpieczną częścią nas jest umysł, wykorzystaj go w nowej sytuacji, czekać na powrót mocy możesz w tym samym czasie. Nie jesteś też sama, jestem przy tobie.
Znów zamilkła, lecz tym razem oparła skroń o jego ramię, jakby niemo chciała potwierdzić, że docenia obecność męża.
- To co zrobił twój ojciec... wybacz, jeśli Cię to urazi, ale po to właśnie chcę przejąć władzę, żeby nie dopuścić do takich aktów. On zabił Kaia, a jednak uszło mu to na sucho. Co więcej, wydaje się, że tak zwana elita podziwia takie rozwiązania. Mierzi mnie to... Jak Kira mogła to zaakceptować. Lubiła tego chłopaka, uczyła go tyle lat...
Wtem księżniczka wyprostowała plecy. Jej oczy rozszerzyły się.
- Kira! Ona zawsze była neutralna między mną a matką, ale teraz... może i do niej dotrze. Nie ma lepszej od niej uzdrowicielki. Może gdyby mnie zbadała, udałoby się przywrócić mojemu kamieniowi barwę? - impulsywnie chwyciła dłoń Leitha. - Może gdyby sprawdziła przepływy mocy. To jej dar. Ona widzi kanały, którymi po naszych ciałach krąży magia tak, jak układ krwionośny czy nerwowy. Mogłaby... mogłaby...
Nagle jej zapał osłabł i spojrzała z poczuciem winy na mężczyznę.
- Masz rację, w tym co mówiłeś, że to umysł jest kluczem do potęgi, ale... jednego chyba nie uwzględniłeś. Ciebie, Vasco po stracie mocy... was nikt nie brał poważnie z powodu braku mocy. Do mnie każdy przeciwnik będzie podchodził jak do bestii, każdy zaatakuje mnie na 100%, pamiętając jaką potęgą władałam. Nie dam rady utrzymać tronu, jeśli nie będę w stanie obronić się sama. A jak widać... i tak mam z tym problemy. - Zakończyła gorzko, spuszczając wzrok.
- Dobra - Mieszaniec przytulił kobietę ramieniem - Kira… - Leith powtórzył imię skrzydlatej uzdrowicielki wstając z łóżka. Bękart spojrzał na swoje szpony i zmusił je by zmieniły się w dłonie młodzieńca, podobnie jak resztę swojego cielska, co trwało nawet chwilę. Na dworach mieszaniec zdążył napatrzeć się na skrzydlatych więc wymyślenie jakiejś “zwyczajnej” twarzy nie było jakimś specjalnym wyzwaniem. Kiedy skończył, Leith zerknął za jakimś odzieniem, minęło wiele dni od kiedy jakiegoś używał… - Jest jakieś konkretne miejsce, które mogę znać a w którym mogę ją znaleźć? - spytał Aurorę - wolałbym nie kręcić się w tym gnieździe żmij za długo - wyjaśnił.
Jasnowłosa patrzyła na niego z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Chyba wciąż nie przywykła do specyfiki mocy swojego męża. Dopiero jego pytanie wytrąciło ją z zadumy.
- Matko Noc, tylko nie rób tego w trakcie... no wiesz, wspólnych chwil. Trauma do końca życia... blondasku. - Uśmiechnęła się krzywo, po czym spoważniała. - Pamiętasz miejsce, gdzie cię leczyła po odcięciu skrzydeł? Jeśli nie będzie jej tam, na lewo korytarzem dojdziesz do zielarni. Jeżeli i tam jej nie znajdziesz, idź dalej przez niebieskie drzwi do jej prywatnej komnaty. Tylko faktycznie... nie wychodź dalej. Proszę, nie ryzykuj…
- Mm… przecież wiesz, że nigdy nie ryzykuje… - wyjaśnił, po czym zerknął raz jeszcze - przynajmniej nie bez dobrego powodu - dodał i już miał znikać lecz wydawało mu się, że Aurora patrzy na niego jakoś dziwnie więc uściślił jeszcze: - lub powodu w ogóle...
- Pogrążasz się. - skomentowała tylko, wciąż się uśmiechając.
- Mhm… - “młodzieniec” westchnął marudnie jak stary niedźwiedź po czym zniknął.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline