Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 12:21   #104
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wskazany przez pozbawionego przytomności Żurawia budynek nie znajdował się daleko od "pałacu", jak przyzwyczaił się określać centralny budynek C-SGK1. Większym problemem był fakt, że już nie tylko w "pałacu", ale w całym kompleksie panowało ogromne zamieszanie. Z okna pokoju android był w stanie dostrzec latające nad domostwami patrole, zewsząd do jego sensorów dobiegały krzyki, gdzieś w oddali doszło nawet do eksplozji, zapewne uczniowie Tiena toczyli tam walkę z Żurawiami.

Jedno było pewne. Plan Tiena nie powiódł się. Nie udało mu się zająć swoją osobą uwagi Żurawi na tyle długo, by pozostali zdążyli stąd wyprowadzić wszystkich więźniów. Co więcej, jeśli android się nie pospieszy, to "włamanie" przerodzi się w regularną bitwę, a tej wygrać nie mogli z uwagi na wielokrotną przewagę liczebną przeciwnika.

C-SGK1 mógł jednak wykorzystać zamieszanie na swoją korzyść. Przemykając wąskimi uliczkami, starając się pozostawać w cieniu i wykorzystując swoje naturalne predyspozycje do nieemitowania energii ki, mógł pozostać niezauważonym. I faktycznie mu się to udało, choć dwukrotnie nieomal nie wpadł na piesze patrole, których uniknął jednak w ostatniej chwili.

Wreszcie dotarł do wskazanego przez swojego jeńca budynku. Nie był jednak pierwszym, który tego dokonał. W tej chwili przy wejściu trwała walka pomiędzy Rottoro i jego towarzyszem, a trójką Żurawi.


Girmowie byli wyjątkowo zamożnym rodem z taką masą koneksji, że Forschowie wypadali przy nich skromniej niż Ransanowie przy tych drugich. Senior rodu, staruszek Tzerald, był prawdziwą legendą. Walczył w licznych wojnach, dowodząc armią dziadka księcia Zarbona. Dziadka, który był jeszcze królem, a sam Nobraz niepodległą i niezależną planetą. Sam król zaś, nie przejawiając talentów militarnych, powierzał dowództwo swoim generałom, między innymi Tzeraldowi Girmo.

Źródłem potęgi rodu były jednak surowce naturalne, na handlu którymi wzbogacili się kilka pokoleń temu. Dziś nie było już po tej stronie globu korporacji, wielkiej firmy, czy nawet mniejszej, ale znaczącej w skali miasta, w której Girmowowie nie mieliby znaczącej ilości udziałów. Można było powiedzieć, że kontrolują praktycznie każdą dziedzinę życia. Zarządzali też przemysłem zbrojeniowym, a wielu z ich kuzynów pracowało dla rządu i to na wysokich stanowiskach. To wszystko czyniło z Rely'ego Girmo, syna Tzeralda i obecej głowy rodu, człowieka, z którym nie chce się zadzierać.

Z tego co Zere'el znalazł na szybko w sieci wynikało, że Yllian Girmo jest jedynym synem Rely'ego, który ponadto posiadał jeszcze cztery córki, wszystkie starsze od brata. Ten ostatni był w zasadzie podrostkiem, który ledwie przekroczył wiek pełnoletności. Wciąż mieszkał z rodzicami w wielkiej posiadłości, leżącej w połowie drogi między miastem, a najbliższym portem kosmicznym.

Sama posiadłość robiła piorunujące wrażenie, a przynajmniej zrobiłaby gdyby wciąż nie panowała ciemność, która jednak miała zacząć ustępować w ciągu najwyżej dwóch godzin. Zielone tereny wokół pałacu były ogromne, być może większe nawet od całej stolicy. Przemknięcie się na nie nie stanowiło więc większego wyzwania dla książęcego gwardzisty, gdyż zewnętrzny pierścień ochrony był pełen dziur i w zasadzie symboliczny.

Skaner zaczął intensywniej pracować dopiero w pobliżu wielkiego domostwa. Tutaj ochroniarzy było zdecydowanie więcej. Pałac otaczała cała sieć punktów strażniczych, wokół których nieustannie krążyły dwu- lub trzyosobowe patrole. Kolejne latały zaś nad ich głowami. Do tego, bardziej przypadkiem niż zamierzenie, Zere'el zlokalizował stanowisko automatycznego działka. Musiał przyjąć, że takowych znajduje się tutaj więcej, a skaner nie pozwoli mu ich wykryć.

Większość okien pałacu była ciemna. Światła paliły się jedynie w niektórych na parterze, gdzie, należało przyjąć, znajdowały się pomieszczenia gospodarcze. Zapewne służba doprowadzała do końca niedokończone sprawy dnia poprzedniego, względnie szykowała się już na nadejście kolejnego.


Zimne powietrze przyjemnie chłodziło twarz lecącego Marduka. Za nim podążali członkowie jego oddziału. Nappa nie wyglądał na zbyt zadowolonego, gdy zobaczył twarz niewyspanego podkomendnego, ale nie skomentował tego faktu ani jednym słowem. Być może uznał, zgodnie z saiyańskim duchem, że jeśli Marduk polegnie w walce, będzie to wystarczającą nauczką.

Zadanie było podobne do poprzedniego. Mieli udać się do północno-zachodniego sektora, zajętego przez korpus Nappy terenu i zbadać aktywność tubylców, którzy podobno zaczęli się tam gromadzić. Pogłoski okazały się jednak nieprawdziwe, albo zdrowo przesadzone, bowiem znaleźli jedynie skromne obozowisko i trójkę olbrzymów, w tym jedną kobietę. Z łatwością przegonili ich na północ, za tymczasową granicę terytorium saiyan.

I wówczas, gdy mieli już wracać z powrotem do bazy, tuż obok ich doszło do eksplozji, która zmiotła Piora z nóg. Reszta z trudem utrzymała się w pozycji pionowej, choć Xela, co nie umknęło uwadze Marduka, trzymała się kurczowo za lewy bok. Pior zdążył się podnieść, gdy z pobliskich krzaków wypadła na nich czwórka wojowników.

Marduk nigdy nie widział takiego umundurowania. Były to jednoczęściowe kostiumy, sztywno przylegające do umięśnionego ciała. Miały ciemnoniebieski kolor, trochę nawet przypominający mundury niektórych saiyan, w tym Vegety. Napierśniki były jednak zupełnie inne. Chroniły tylko klatkę piersiową, ramiona i brzuch pozostawiając odsłonięte. Same były barwy ciemnego różu, podobnie jak rękawice, buty i hełmy. Te ostatnie miały przyłbice z ciemnego szkła, które uniemożliwiały dojrzenie twarzy napastników. Jedynie ciemnozielony kolor skóry, którą można było dostrzec na szyjach wojowników, był jakąś wskazówką co do ich pochodzenia.

Cała czwórka rzuciła się z krzykiem w stronę saiyan...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline