Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 12:32   #221
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
VIII dzień miesiąca Lamashan (X), Fangwood, 69 dni po ucieczce z Phaendar, 43 dni po dotarciu do jaskiń

Planowanie odbicia fortu Trevalay, dysksuje dotyczące tego, jak, kiedy i gdzie zaatakować, trwały do późnej nocy, dopóki wykończeni bohaterowie najzwyczajniej nie padli ze zmęczenia na swoje posłania. Na szczęście, udało im się ustalić plan działania, który powinien dać im szansę w walce z przeważającymi siłami wroga, podobnie jak ponad miesiąc temu podczas ataku na obóz Scarviniousa. Tym razem cel był znacznie trudniejszy do zdobycia - twierdza zamiast zwykłego obozowiska - lecz oni nie byli już tą samą grupą uciekinierów, ukrywającą się przed polującymi na nich hobgoblinami. Teraz to Phaendarczycy przejmowali inicjatywę i zamierzali wyrwać południowe Fangwood spod kontroli Kłów.
Plan nie wydawał się bardzo skomplikowany - po tym, jak smok opuści fort, Emi miała wkraść się na dziedziniec przez studnię i dyskretnie obserwować, co się na nim dzieje. Wraz ze zmierzchem, kiedy większość hobgoblinów uda się na spoczynek, dopplerka miała dać sygnał do wejścia. Bohaterowie planowali kompletne ominięcie strażników na mostach, dostając się z kilku różnych miejsc: Mikel i Hannskjald studnią, Jace liną w ślepym punkcie pod wieżą, a Laura, Rufus i Cirieo przelatując nad kanionem w tym samym miejscu. Następnym krokiem miało być wpuszczenie do baraku magicznej mgły, dzięki której bohaterowie kupiliby sobie więcej czasu i lepiej wykorzystali efekt zaskoczenia. Krasnolud zapewnił, że wraz z Lawiną i swoim nowym, niedźwiedzim przyjacielem utrzymają dziedziniec w czasie, gdy reszta będzie mogła przypuścić szturm na wieżę.


Rzeczywistość miała jeszcze zweryfikować te plany, lecz do tego pozostał jeszcze cały dzień. Zgodnie z prognozą Hannskjalda, już od rana padał rzęsisty deszcz, zniechęcając do czegokolwiek poza siedzeniem w obozowisku. Krasnolud jednak wydawał się nie zważać na warunki pogodowe i wyruszył w las, by zbadać okolicę i zobaczyć, co też cennego ta ma do zaoferowania. Wrócił dopiero przed wieczorem, mając ze sobą jednak cały woreczek minerałów, ziół i innych składników, które Laura rozpoznała jako idealne do zaklinania przedmiotów.
Także Łowcy, idąc za sugestią Emi, postanowili poszukać śladów grupy wysłanej na poszukiwanie niedobitków ich towarzyszy. Kelmar, Vindo i Cirieo uzbroili się z zapasów Jace’a i zapadli w puszczę, by wrócić niewiele później niż Hannskjald, zziębnięci, przemoknięci i wkurzeni. Deszcz zatarł wiele śladów, a tych kilka znalezionych przez niziołka było przynajmniej sprzed paru dni, więc odnalezienie tych hobgoblinów graniczyłoby teraz z cudem. Musieli zostawić to na później i liczyć, że pozostałym Łowcom poszczęści się bardziej niż Kelmarowi i Vindo.
Reszta drużyny pozostawała w obozowisku, dogadując ostatnie szczegóły planu i przygotowując się do ataku. Atmosfera była nerwowa, ale lejące się z nieba strugi wody nie poprawiały nikomu nastroju.


IX dzień miesiąca Lamashan (X), Fangwood, 70 dni po ucieczce z Phaendar, 43 dni po dotarciu do jaskiń

Wraz z nastaniem nowego dnia pogoda nieco się poprawiła - ulewa ustąpiła miejsca przelotnym deszczom i wiatrowi, który dął między drzewami sypiąc liśćmi z nielicznych tutaj klonów. Bohaterowie opuścili obóz z samego rana, by dotrzeć w okolice fortu Trevalay krótko przed tym, jak smok wyruszył na swoją wyprawę.
Nawet z pewnej odległości widok wielkiego, czarnołuskiego gada wyskakującego z ostatniego piętra wieży, rozkładającego szeroko ogromne skrzydła i odlatującego na północ robił wrażenie. Ten tutaj miał “zaledwie” kilka metrów długości i daleko mu było do opisywanych w legendach pobratymców, jednak wciąż wzbudzał mimowolny respekt. Rufus usłyszał nawet ciche gwizdnięcie swojego dziadka.

Wylot smoka był też znakiem dla Emi, która już wcześniej czekała przy szczelinie, którą wskazał im Hannskjald. Dopplerka wsunęła się w skalny wyłom, nie mając pewności, co zastanie po drugiej stronie, jeśli gdziekolwiek tędy dojdzie. Na szczęście przewidywania okazały się słuszne - już po kilkunastu metrach brodzenia po kolana w zimnej wodzie udało jej się dotrzeć do prostego szybu prowadzącego wprost na dziedziniec. Na jego dnie woda wciąż burzyła się i bryzgała, najwyraźniej fragment rzeki płynąl pod samą kolumną fortu, a tutaj akurat wybijał się wyżej. Wspinaczka ku studni okazała się bardzo łatwa - szyb nie był szeroki, a jego ściany były bardzo nierówne, więc łatwo było o oparcie dla nóg i rąk. Emi udało się dostać na górę tuż przed tym, jak grupa hobgoblinów opuściła baraki na poranną musztrę.

Trzymając się na uboczu i kilkukrotnie zmieniając twarz, ku swojemu własnemu zaskoczeniu była w stanie spędzić na dziedzińcu dobre kilka godzin, nie zwracając niczyjej uwagi na więcej niż kilkanaście sekund. Wystarczyło udawać czymś zajętą lub spieszącą się, a inne Kły nie próbowały wdawać się w dłuższe dyskusje czy chociażby dopytywać się, co akurat tutaj robi. Widocznie każdy miał tu swoje zadania i nie próbował ich kwestionować.
~~Jakbyś miała jeszcze kilka papierów w ręku, to w byłabyś niczym duch!~~ śmiał się głos w jej głowie.

Widząc, że w ostatnie ruchy na dziedzińcu ustały, a hobgobliny zniknęły w barakach i wieży, Emi wyłoniła się ze swojej kryjówki i w przebraniu Kła ruszyła do studni, by dać sygnał Mikelowi i Hannskjaldowi. Brakowało jej zaledwie kilku metrów, gdy usłyszała skrzypnięcie drzwi - z budynku wyszła, czy raczej wykuśtykała para skutych łańcuchem niewolników, niosąc dwa spore, puste wiadra. Zmierzali do studni, starając się nie patrzeć w kolejną hobgoblińską gębę.
Emi mruknęła do siebie i pozwoliła dwójce podejść do studni upewniając się przy okazji, że inne hobosy nie wyglądają z budynków. Drzwi pozostawały jednak zamknięte. Ageep i Milla, o ile Kelmar dobrze rozpoznał ich po opisie, dociągnęli oba wiadra i z wysiłkiem, na oko Emi udawanym, postawili je na cembrowinie. Jeszcze parę sekund i spuściliby je prosto na głowę Mikela.
- Tsk tsk tsk, moment, moment - mruknął hobos-Emi z uśmiechem na twarzy jakby to miała być kolejna zaczepka na niewolnikach. Podchodząc bezceremonialnie zarzuciła ramiona na barki obu ludzi.
- Nie chcecie chyba zrzucić wiader na głowy swoich przyszłych wybawców co? - pytając zmieniła nagle wygląd z jednego hobosa na drugiego pozwalając aby i głos się zmienił.
Mężczyzna aż podskoczył, czy raczej próbował, ale łańcuchy i ramię Emi nie pozwoliło na zbyt gwałtowny ruch.
- Cco do cholery?
- Ćśś… - hobo-Emi przystawiła palec do ust na nowo zmieniając wygląd. Puściłą go obojga oczko. Niespiesznym ruchem sięgnęła do swojego bukłaka i wylała jego zawartość do wiadra.
- Nic nie widzieliście, nic nie wiecie. Dzień jak codzień - mruknęła cicho wskazując dwójce aby wrócili do baraków. Ci jednak wahali się przez moment.
- Co się dzieje? - zapytała cicho kobieta.
Emi zbliżyła się do niej niebezpiecznie szybko łapiąc za włosy i zaskakująco delikatnie odchylając jej głowę na bok aby jakiekolwiek ciekawskie spojrzenia zobaczyły niezadowolonego hobgoblina targajcego za włosy jednego z niewolników.
- Odbijamy fort. Pozdrowienia od Kelmara - wyszeptała do ucha puszczając po tym kobietę. Ta od razu upadła na kolana, gnąc się w przeprosinach. Jej towarzysz zrobił to samo.
- Ten stary dziad nie dał się złapać? Jak możemy wam pomóc? -
- Na razie zachowujcie się jakby nic się nie stało. Będziecie wiedzieć jak się zacznie. - mówiąc to Emi podeszła do studni nachylając się nad nią i dając znak aby tamci zaczęli się wspinać.
- Da się zrobić - mężczyzna uśmiechnął się, podnosząc wiadro bez większego wysiłku - Resztę trzymają na parterze wieży - dodał tylko, zanim odeszli. O dziwo, tym razem poruszali się zdecydowanie żwawiej.
Widząc, że Mikel i Hannskjald już się wspinają, dopplerka podbiegła cicho do skrzyń ułożonych pod murem, wspięła się na nie i zamachała, dając pozostałym sygnał, że można wchodzić.
Kilka chwil później cała drużyna była już na terenie fortu, póki co niezauważona przez żadnego z hobgoblinów. Z baraku dobiegały dość donośnie odgłosy sugerujące, że Kły właśnie jedzą kolację.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 16-07-2020 o 12:35.
Sindarin jest offline