Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2020, 20:47   #109
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
By Buka, Efcia and Mart

Gdy nadszedł czas wyruszenia w miasto, by poznać okolicę, miejscowy lud, i tym podobne, Czarodziejka i Rycerz udali się na zamkowy gościniec, gdzie… czekał na nich wytworny, biały powóz, mający im służyć za transport. Woźnica skinął uprzejmie głową w stronę parki ze swojego siedziska.


Przed samym powozem czekała z kolei jasnowłosa młódka, w prostej, biało-niebieskiej sukience. Uśmiechnęła się miło do Carys i Villema, lekko dygając.
- Witam państwa! Będę waszą przewodniczką. Nazywam się Roni - Powiedziała, dłonią wskazując na środek transportu.
Idąca pod rękę z Villem Carys mocniej ścisnęła ramię rycerza i uradowana, jak dziecko, zaczęła nawet piszczeć.
- Łiii..! Powóz!! Jak cudownie!! Zrobimy sobie przejażdżkę - z rozmarzonym wzrokiem oparła głowę o ramię mężczyzny i tak przez chwilę szła.
Gdy podeszli bliżej kiwnęła uprzejmie stangretowi i dziewczynie, która miała być ich przewodnikiem.
- Witaj Roni, jestem Carys .

Czarodziejka, korzystając z pomocy pana Adlerberga zajęła miejsce w pojeździe.

Villema powóz również miło zaskoczył. Takie traktowanie oznaczało naprawdę najwyższe względy.
-' Pan Droltuden jest mistrzem w swym fachu - przyznał czarodziejce gdy przystanęli na chwilę zaskoczeni widokiem.
Zaraz jednak ruszyli ku czekającej na nich przewodniczce. Czyżby królowa poświęciła im czas jednej z dam dworu? Roni nie wyglądała jak służka.
-' Miło nam Cię poznać Roni. Jestem Villem. Nie spodziewaliśmy się… - wskazał spojrzeniem powóz - Ale to bardzo miłe zaskoczenie. Radzi byśmy gdybyś po drodze opowiedziała nam trochę o Heliogabalus i jego świetnościach. Gdyby możliwy był przystanek w świątyni patrona miasta i w dzielnicy rzemieślniczej byłoby wspaniale.
- Oczywiście. Pojedziemy dokąd tylko zechcecie… - Roni również zasiadła w powozie, tyłem do kierunku jazdy -...najpierw jednak, pan Droltuden ma również coś do przekazania - Dziewczyna wyciągnęła z małego schowka w powozie pierścień oraz pergamin, podając je Carys i Villemowi.
- To królewskie glejty, zapewniające powrót na zamek, poszanowanie w całym mieście, i często otwierające i zamknięte dla niektórych wrota różnych przybytków - Wyjaśniła.
- Dziękujemy. I postaramy się by żadne nie okazało się potrzebne - odparł Villem przyjmując pergamin.

Carys uśmiechnęła się gdy jej tworzysz brał pergam, a jej przypadł w udziale pierścień. Musiała przyznać, że władcy tej krainy co razbardziej zaskakiwali ją. Najpierw opieka, później audiencja u królowej z zaproszeniem na wieczerzę, a teraz to. Było to tak różne od gburowatego barona.

W końcu ruszono powozem, opuszczając zamek. Droga w dół była odrobinę stroma, w końcu siedziba królewska wznosiła się ponad miastem na sporym wzgórzu… po drodze zaś rozciągały się równo przystrzyżone i zadbane trawniki, krzaczki róż, małe drzewka, i pojedyncze ławeczki. Coś więc jakby namiastka ogrodów… na dole zaś pierścień murów, oddzielający teren zamkowy od pierwszej dzielnicy miasta.
- Wspomniał pan o świątyni - Roni wskazała dłonią, dobrze widoczny, i znajdujący się na drugim wzgórzu górującym ponad miastem, kolejny zamek - To Zakon Złotego Pucharu. Główna świątynia miasta, pod patronatem Ilmatera. Pojedziemy tam teraz, czy może później? Osobiście bym proponowała odwiedziny po zwiedzeniu miasta?
- Dobrze. Po. - Odparł Villem przyglądając się iście monumentalnej budowli - Czy
zakonnicy również toczą wojnę u boku króla?

Czarodziejka z podziwem patrzyła na budowlę, jak i na otaczające królewski zamek ogrody, które dawały przedsmak tego co miasto mogło zaoferować.
Na propozycję by świątynię odwiedzić później kiwnęła głową, że się zgadza.
- Owszem panie Villemie, Paladyni i Kapłani wspomagają Króla w potyczkach z Barbarzyńcami... - Przytaknęła Roni.

W międzyczasie, karoca opuściła tereny zamkowe, i towarzystwo wjechało w pierwszą dzielnicę miastową. Z uwagi na jej bliskość zamku, była to oczywiście bogata dzielnica, zapewne zamieszkiwana przez szlachtę… małe i duże rezydencje, pałacyki, bogato odziani mieszczanie, drogie sklepy, wszystko jak się należy, i jak się można było w takim miejscu spodziewać. A przypadkowo spotkane po drodze osoby pozdrawiały jadących karocą skinieniami głowy, ot zwyczajowe grzeczności wyższych sfer, spotykając kogoś wśród “spacerków” ulicami…

Carys odpowiadała na te pozdrowienia takim samym gestem.
- Czy uraczysz nas Roni krótką historią miasta z wymienieniem zasług jakie obecni władcy położyli w jego rozwoju i rozkwicie? - Czarodziejka zwróciła się do przewodniczki.
- Oczywiście - Dziewczyna uśmiechnęła się bardzo, bardzo miło do Carys, po czym zaczęła swoją mini-opowieść -Wieeele lat temu, w sąsiedniej krainie, zwącej się Vaasa, pojawił się zły Licz-Czarodziej, który zamieszkał na “Zamku Grozy”. Stamtąd za pomocą swoich potworów, armii nieumarłych, i innych plugastw podbił najpierw Vaasę, a następnie i zaczął podbój Damary. Wtedy zaś, Paladyn Gareth Smocza Zguba, wraz ze swoimi towarzyszami, postanowił się z nim rozprawić… tak, nasz Król i w sumie i Królowa, byli kiedyś takimi samymi śmiałkami jak wy… rozgromili więc armię Licza, po czym pokonali jego samego, choć trwało to niemal 10 lat, a następnie Gareth poślubił swoją towarzyszkę przygód, Druidkę Christinę, która była córką Barona Tranth of Bloodstone, a wkrótce oboje zasiedli na tronie Damary, odbudowując krainę po ciężkich latach walk. Jak więc widać, bajki dla dzieci, opowiadane w wielu miejscach, tutaj stały się prawdą - Roni pokiwała energicznie głową, z wielkim uśmiechem na ustach.
- To musi być wielkie szczęście dla ludu Damary mieć takich władców - panna Fiaghruagach uśmiechnęła się. I tylko ona wiedziała, że ten uśmiech wywołała romantyczna historia, którą opowiedziała ich przewodniczka.
- A co się stało z krainą Vaasy? I z Zamkiem Grozy? - dopytywał równie wciągnięty w historię Villem dając to po sobie poznać.
- Zamek został zniszczony, a Vaasa, jak wcześniej, pozostała krainą bez oficjalnego władcy. Jest tam kilka miast, rządzących się samotnie. Nadal pałęta się tam również wiele potworów, bandytów, i barbarzyńców - Wyjaśniła dziewczyna.
- Niebywałe. - Wrażenie Villema dla rodziny królewskiej rosło coraz bardziej. Nie miało niczego wspólnego z zachodnim kupiectwem i pragmatyzm. - Jego Wysokość jest niezwykle szlachetny, że broni ziem poza granicami swojego królestwa. Skąd wziął się jego przydomek? I kto był jego poprzednikiem na tronie Damary?
- Król ubił kilka smoków, jak wy! - Roni przyklasnęła radośnie w dłonie. Następnie zaś zmarszczyła brewki, chyba wysilając umysł… - Poprzednim władcą był Virdin Krwawe Pióra, zabity właśnie przez Licza... - Przewodniczka posmutniała.
Tym razem podziw Villema choć rósł i rósł, był nieco przyhamowany porównaniem ich do króla.
- Z nami to wyolbrzymienie i… - nie za bardzo wiedział jak wytłumaczyć sytuację nie rzucając cienia nieufności na zeznania panny Amaranthe, która musiała ubarwić ich sławę w znamiennym dla siebie poetyckim stylu. Spojrzał więc szukając ratunku na Carys.
- To bardzo uprzejme z twojej strony Roni, ale nie śmielibyśmy porównywać się z jego wysokością - powiedziała Carys również zastanawiając się co bardka powiedziała. Trzeba będzie z nią porozmawiać zaraz po powrocie, żeby na wieczerzy nie było zdziwionia.
- Nie rozumiem? - Zdziwiła się dziewczyna - No przecież ubiliście ze dwa smoki i wiele różnych potworów?
- Los drugiego smoka nie jest nam znany - Villem stwierdził, że cokolwiek wymyśliła panna Shimboris, nigdy nie doścignie jej w ubarwianiu faktów. Toteż i nawet nie próbował - Bitwę przerwało pojawienie się portalu, który nas tu przeniósł.
Po reakcji dziewczyny Carys mogła wywnioskować, że Amarnathe bardzo, ale to bardzo ubarwiła ich przygody na bagnach, wprowadzając tym samym gospodarzy w błąd. Czarodziejka szturchnęła delikatnie rycerza w bok.
- O naszych dokonaniach rozmawiać będziemy wieczorem. Teraz chcemy jak najwięcej dowiedzieć się o mieście, jego władcach i mieszkańcach. - Spojrzała z wyczekiwaniem na Roni.
- Co by tu jeszcze... - Ich przewodniczka znowu na momencik się zamyśliła - Handel na nowo ożywa, w górach znowu wydobywają bogactwa, “Krwawniki” wróciły do łask, to takie sztabki kupieckie, niby przynoszące pecha, ale już nie… ludzie i nie-ludzie cieszą się z nowych, lepszych czasów... Król wróci za dwa dni… och, no właśnie! Za dwa dni ślub najstarszej księżniczki!
- Tak? - Zaciekawiła się Carys. - Może nam o tym opowiesz?
- Księżniczka Jalynn staje na ślubnym kobiercu z Baronem Arofem Ravensunem. Ślub oczywiście z miłości, nie z układów czy konieczności - Roni… mrugnęła do obojga.
- I w toku tych przygotowań jej wysokość znalazła czas jeszcze dla nas. Czujemy się wyróżnieni - powiedziała czarodziejka z uśmiechem na twarzy. I choć romantyczna historia królewskiej wydawała jej się nader interesująca, towiedziała że nie wypada pytać. - A co z walkami, które teraz toczy król?

Roni pochyliła się nieco w stronę Carys i Villema, po czym odezwała ściszonym głosem:
- Na zachodzie, z gór między Damarą a Vaasą, schodzą plugawi Barbarzyńcy, mordujący prosty lud. Król tam pojechał, by skontrolować postępy walk wojsk z tymi… tymi… dzikusami.

Panna Fiaghruagach wydała z siebie cichy piski zaskoczenia i przejęcia zakrywając przy tym usta dłońmi. Wygląda na poruszoną tą informacją, szczerze poruszoną.
- Jak to dobrze, że macie władcę dbającego o prosty lud.
- Zło zawsze znajdzie najmniej odpowiedni moment by unieść swój łeb - skomentował z niesmakiem Villem ujmując w jakimś szybszym od myśli odruchu przejętą Carys za dłoń - Szczęściem nie brak i ludzi jak Jego Wysokość, by się mu wczas przeciwstawić.
Czułość, jaką obdarzona została czarodziejka spotkała się z miłym przyjęciem. Twarz Carys nieco wypogodziła się, a jej dłoń zacisnęła się na dłoni rycerza. Sama czarodziejka czerpała z tego odruchu sporo siły jak i przyjemności. Przesunęła się bliżej do młodego Adlerberga, a oprawszy głowę o jego ramię znów zaczęła przeglądać się miastu.
- Oby tylko zło nie zakłóciło tej pięknej chwili - powiedziała.

- Jesteśmy w dzielnicy rzemieślniczej - Powiedziała w końcu Roni, gdy karoca zatrzymała się… i faktycznie, tak było. Villem i Carys przegapili przejazd z jednej dzielnicy do drugiej, pochłonięci rozmową, i często własnymi myślami.


- W jakim celu tu jesteśmy? - Spytała dziewczyna.
- Wspominałaś Roni o krwawnikach - odparł Villem - Mamy broń zdobyczną, którą radziśmy wymienić u jakiegoś rzemieślnika na rzeczone sztabki.
- Och... - Zdziwiła się Roni, po czym zaczęła przyglądać obojgu z uwagą, zupełnie jakby czegoś wypatrywała na ich ciałach?
Na co panicz Adlerberg odpowiedział uprzejmym acz pytającym spojrzeniem.
- Szukam tej broni… - Powiedziała dziewczyna.
- To nic takiego - odparł młodzieniec -[i] Berdysz… taki topór znaczy. Chciałabyś go Roni zobaczyć, nim pójdziemy?[i]
- Emmm… - Dziewoja zawahała się, ale kiwnęła potakująco głową.
Villem skinął i zwrócił się do czarodziejki.
- Czy mógłbym Cię prosić o torebkę, Carys? - spytał tylko trochę kryjąc rozbawienie sytuacją, które i w jej oczach spodziewał się dojrzeć.
Czarodziejka, z powagą na twarzy, ale już nie w oczach, podała mężczyźnie rzeczoną torebkę.
- Bardzo proszę Villemie- powiedziała niezwykle uprzejmnie.
Przejąwszy ją, rozpiął klamry torebki i rozchylił jej poły. Następnie zanużył w środku... całe ramię i po chwili wydobył omawianą broń.
-' Dziękuje - wręczył ponownie torebkę czarodziejce jakby niczego dziwnego nie było w tym, że damy w Chessencie trzymają na wszelki wypadek w torebkach topory, a broń ustawiając trzonkiem na podłodze karety okręcił prezentując ją Roni - Jak już rzekłem, to nic takiego, ale wykonanie ma bardzo zdatne i może znajdzie zastosowanie jeszcze na pograniczu z Vaasą.
- To jakaś zdobycz na wrogu? - Zaciekawiła się Roni, wysiadając z karocy.
- W rzeczy samej - odparł Villem wysiadając również i obchodząc karetę by otworzyć drzwiczki czarodziejce - Nim przebrnęliśmy przez bagna do miejsca spotkania smoka, mieliśmy parę niezbyt przyjemnych spotkań z różnymi potworami. To z pewnością nie jest ich dzieło i im służyć nie powinno.
Parę chwil później topór był sprzedany, a oni byli bogatsi o 150 sztuk złota w krwawnikach.
- Zatem gdzie teraz Roni?
- Hmmm... - Zamyśliła się dziewczyna - W porcie gwarno, tłoczno, i rybami śmierdzi. Na teatr, łaźnie, czy podobne rozrywki czasu raczej braknie… oprócz odwiedzin w przybytku Ilmatera, może jeszcze jakieś sklepy albo targ?
Coś nieokreślonego w wyrazie twarzy wojownika zdradzało, że nie porwał go ten pomysł. Uśmiechnąwszy się zwrócił do czarodziejki.
- Masz ochotę zobaczyć targowisko Carys?
Czarodziejka pokiwała głową.
- Z wielką przyjemnością.

Targowisko było ogromne. Setki straganów, wozów, namiotów i namiocików, baldachimów chroniących przed słońcem, gama kolorów, zapachów, i gwaru. Ludzie i nie-ludzie, sprzedawali swoje towary, kupowali, zachwalali, prowadzili dyskusje. Same targowisko znajdowało się na wielkim placu, ciągnęło się jednak jeszcze w wiele graniczących z nim ulic.




Było tu z kolei chyba wszystko. Owoce i warzywa, oraz wiele innego jadła, wszelakie ubiory, sprzęt domowy, błyskotki, trunki, jakby dobrze poszukać, z pewnością znalazłoby się tu naprawdę wszystko, czego tylko dusza pragnie.

- Pilnujcie trochę swoich mieszków, bądź co bądź, w takich miejscach trafiają się złodziejaszki - Doradziła Roni - Czym bylibyście zainteresowani? - Dodała, gdy ich trio wkroczyło na targowisko już pieszo….

- Szczur na patyku! Szczur na patyku! - Zachwalał jakiś jegomość dosyć nietypową przekąskę.
- Tanie mikstury lecznicze! Tylko dzisiaj! Ledwie 30 złociszy! - Kilka kroków dalej zawodził jakiś Akolita.
- Piękne suknie dla pięknej pani? - Spytała Carys kobieta z kolejnego straganu, wskazując dłonią masę porozwieszanych ubiorów.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline