Gdy nadszedł czas wyruszenia w miasto, by poznać okolicę, miejscowy lud, i tym podobne, Czarodziejka i Rycerz udali się na zamkowy gościniec, gdzie… czekał na nich wytworny,
biały powóz, mający im służyć za transport. Woźnica skinął uprzejmie głową w stronę parki ze swojego siedziska.
Przed samym powozem czekała z kolei jasnowłosa młódka, w prostej, biało-niebieskiej sukience. Uśmiechnęła się miło do Carys i Villema, lekko dygając.
-
Witam państwa! Będę waszą przewodniczką. Nazywam się Roni - Powiedziała, dłonią wskazując na środek transportu.
Idąca pod rękę z Villem Carys mocniej ścisnęła ramię rycerza i uradowana, jak dziecko, zaczęła nawet piszczeć.
-
Łiii..! Powóz!! Jak cudownie!! Zrobimy sobie przejażdżkę - z rozmarzonym wzrokiem oparła głowę o ramię mężczyzny i tak przez chwilę szła.
Gdy podeszli bliżej kiwnęła uprzejmie stangretowi i dziewczynie, która miała być ich przewodnikiem.
-
Witaj Roni, jestem Carys .
Czarodziejka, korzystając z pomocy pana Adlerberga zajęła miejsce w pojeździe.
Villema powóz również miło zaskoczył. Takie traktowanie oznaczało naprawdę najwyższe względy.
-' Pan Droltuden jest mistrzem w swym fachu - przyznał czarodziejce gdy przystanęli na chwilę zaskoczeni widokiem.
Zaraz jednak ruszyli ku czekającej na nich przewodniczce. Czyżby królowa poświęciła im czas jednej z dam dworu? Roni nie wyglądała jak służka.
-' Miło nam Cię poznać Roni. Jestem Villem. Nie spodziewaliśmy się… - wskazał spojrzeniem powóz
- Ale to bardzo miłe zaskoczenie. Radzi byśmy gdybyś po drodze opowiedziała nam trochę o Heliogabalus i jego świetnościach. Gdyby możliwy był przystanek w świątyni patrona miasta i w dzielnicy rzemieślniczej byłoby wspaniale.
-
Oczywiście. Pojedziemy dokąd tylko zechcecie… - Roni również zasiadła w powozie, tyłem do kierunku jazdy -
...najpierw jednak, pan Droltuden ma również coś do przekazania - Dziewczyna wyciągnęła z małego schowka w powozie pierścień oraz pergamin, podając je Carys i Villemowi.
-
To królewskie glejty, zapewniające powrót na zamek, poszanowanie w całym mieście, i często otwierające i zamknięte dla niektórych wrota różnych przybytków - Wyjaśniła.
- Dziękujemy. I postaramy się by żadne nie okazało się potrzebne - odparł Villem przyjmując pergamin.
Carys uśmiechnęła się gdy jej tworzysz brał pergam, a jej przypadł w udziale pierścień. Musiała przyznać, że władcy tej krainy co razbardziej zaskakiwali ją. Najpierw opieka, później audiencja u królowej z zaproszeniem na wieczerzę, a teraz to. Było to tak różne od gburowatego barona.
W końcu ruszono powozem, opuszczając zamek. Droga w dół była odrobinę stroma, w końcu siedziba królewska wznosiła się ponad miastem na sporym wzgórzu… po drodze zaś rozciągały się równo przystrzyżone i zadbane trawniki, krzaczki róż, małe drzewka, i pojedyncze ławeczki. Coś więc jakby namiastka ogrodów… na dole zaś pierścień murów, oddzielający teren zamkowy od pierwszej dzielnicy miasta.
-
Wspomniał pan o świątyni - Roni wskazała dłonią, dobrze widoczny, i znajdujący się na drugim wzgórzu górującym ponad miastem, kolejny zamek -
To Zakon Złotego Pucharu. Główna świątynia miasta, pod patronatem Ilmatera. Pojedziemy tam teraz, czy może później? Osobiście bym proponowała odwiedziny po zwiedzeniu miasta? - Dobrze. Po. - Odparł Villem przyglądając się iście monumentalnej budowli -
Czy
zakonnicy również toczą wojnę u boku króla?
Czarodziejka z podziwem patrzyła na budowlę, jak i na otaczające królewski zamek ogrody, które dawały przedsmak tego co miasto mogło zaoferować.
Na propozycję by świątynię odwiedzić później kiwnęła głową, że się zgadza.
-
Owszem panie Villemie, Paladyni i Kapłani wspomagają Króla w potyczkach z Barbarzyńcami... - Przytaknęła Roni.
W międzyczasie, karoca opuściła tereny zamkowe, i towarzystwo wjechało w pierwszą dzielnicę miastową. Z uwagi na jej bliskość zamku, była to oczywiście bogata dzielnica, zapewne zamieszkiwana przez szlachtę… małe i duże rezydencje, pałacyki, bogato odziani mieszczanie, drogie sklepy, wszystko jak się należy, i jak się można było w takim miejscu spodziewać. A przypadkowo spotkane po drodze osoby pozdrawiały jadących karocą skinieniami głowy, ot zwyczajowe grzeczności wyższych sfer, spotykając kogoś wśród “spacerków” ulicami…
Carys odpowiadała na te pozdrowienia takim samym gestem.
-
Czy uraczysz nas Roni krótką historią miasta z wymienieniem zasług jakie obecni władcy położyli w jego rozwoju i rozkwicie? - Czarodziejka zwróciła się do przewodniczki.
-
Oczywiście - Dziewczyna uśmiechnęła się bardzo, bardzo miło do Carys, po czym zaczęła swoją mini-opowieść -
Wieeele lat temu, w sąsiedniej krainie, zwącej się Vaasa, pojawił się zły Licz-Czarodziej, który zamieszkał na “Zamku Grozy”. Stamtąd za pomocą swoich potworów, armii nieumarłych, i innych plugastw podbił najpierw Vaasę, a następnie i zaczął podbój Damary. Wtedy zaś, Paladyn Gareth Smocza Zguba, wraz ze swoimi towarzyszami, postanowił się z nim rozprawić… tak, nasz Król i w sumie i Królowa, byli kiedyś takimi samymi śmiałkami jak wy… rozgromili więc armię Licza, po czym pokonali jego samego, choć trwało to niemal 10 lat, a następnie Gareth poślubił swoją towarzyszkę przygód, Druidkę Christinę, która była córką Barona Tranth of Bloodstone, a wkrótce oboje zasiedli na tronie Damary, odbudowując krainę po ciężkich latach walk. Jak więc widać, bajki dla dzieci, opowiadane w wielu miejscach, tutaj stały się prawdą - Roni pokiwała energicznie głową, z wielkim uśmiechem na ustach.
-
To musi być wielkie szczęście dla ludu Damary mieć takich władców - panna Fiaghruagach uśmiechnęła się. I tylko ona wiedziała, że ten uśmiech wywołała romantyczna historia, którą opowiedziała ich przewodniczka.
- A co się stało z krainą Vaasy? I z Zamkiem Grozy? - dopytywał równie wciągnięty w historię Villem dając to po sobie poznać.
-
Zamek został zniszczony, a Vaasa, jak wcześniej, pozostała krainą bez oficjalnego władcy. Jest tam kilka miast, rządzących się samotnie. Nadal pałęta się tam również wiele potworów, bandytów, i barbarzyńców - Wyjaśniła dziewczyna.
- Niebywałe. - Wrażenie Villema dla rodziny królewskiej rosło coraz bardziej. Nie miało niczego wspólnego z zachodnim kupiectwem i pragmatyzm. -
Jego Wysokość jest niezwykle szlachetny, że broni ziem poza granicami swojego królestwa. Skąd wziął się jego przydomek? I kto był jego poprzednikiem na tronie Damary?
-
Król ubił kilka smoków, jak wy! - Roni przyklasnęła radośnie w dłonie. Następnie zaś zmarszczyła brewki, chyba wysilając umysł… -
Poprzednim władcą był Virdin Krwawe Pióra, zabity właśnie przez Licza... - Przewodniczka posmutniała.
Tym razem podziw Villema choć rósł i rósł, był nieco przyhamowany porównaniem ich do króla.
- Z nami to wyolbrzymienie i… - nie za bardzo wiedział jak wytłumaczyć sytuację nie rzucając cienia nieufności na zeznania panny Amaranthe, która musiała ubarwić ich sławę w znamiennym dla siebie poetyckim stylu. Spojrzał więc szukając ratunku na Carys.
-
To bardzo uprzejme z twojej strony Roni, ale nie śmielibyśmy porównywać się z jego wysokością - powiedziała Carys również zastanawiając się co bardka powiedziała. Trzeba będzie z nią porozmawiać zaraz po powrocie, żeby na wieczerzy nie było zdziwionia.
-
Nie rozumiem? - Zdziwiła się dziewczyna -
No przecież ubiliście ze dwa smoki i wiele różnych potworów?
-
Los drugiego smoka nie jest nam znany - Villem stwierdził, że cokolwiek wymyśliła panna Shimboris, nigdy nie doścignie jej w ubarwianiu faktów. Toteż i nawet nie próbował -
Bitwę przerwało pojawienie się portalu, który nas tu przeniósł.
Po reakcji dziewczyny Carys mogła wywnioskować, że Amarnathe bardzo, ale to bardzo ubarwiła ich przygody na bagnach, wprowadzając tym samym gospodarzy w błąd. Czarodziejka szturchnęła delikatnie rycerza w bok.
-
O naszych dokonaniach rozmawiać będziemy wieczorem. Teraz chcemy jak najwięcej dowiedzieć się o mieście, jego władcach i mieszkańcach. - Spojrzała z wyczekiwaniem na Roni.
-
Co by tu jeszcze... - Ich przewodniczka znowu na momencik się zamyśliła -
Handel na nowo ożywa, w górach znowu wydobywają bogactwa, “Krwawniki” wróciły do łask, to takie sztabki kupieckie, niby przynoszące pecha, ale już nie… ludzie i nie-ludzie cieszą się z nowych, lepszych czasów... Król wróci za dwa dni… och, no właśnie! Za dwa dni ślub najstarszej księżniczki!
-
Tak? - Zaciekawiła się Carys. -
Może nam o tym opowiesz?
-
Księżniczka Jalynn staje na ślubnym kobiercu z Baronem Arofem Ravensunem. Ślub oczywiście z miłości, nie z układów czy konieczności - Roni… mrugnęła do obojga.
-
I w toku tych przygotowań jej wysokość znalazła czas jeszcze dla nas. Czujemy się wyróżnieni - powiedziała czarodziejka z uśmiechem na twarzy. I choć romantyczna historia królewskiej wydawała jej się nader interesująca, towiedziała że nie wypada pytać. -
A co z walkami, które teraz toczy król?
Roni pochyliła się nieco w stronę Carys i Villema, po czym odezwała ściszonym głosem:
-
Na zachodzie, z gór między Damarą a Vaasą, schodzą plugawi Barbarzyńcy, mordujący prosty lud. Król tam pojechał, by skontrolować postępy walk wojsk z tymi… tymi… dzikusami.
Panna Fiaghruagach wydała z siebie cichy piski zaskoczenia i przejęcia zakrywając przy tym usta dłońmi. Wygląda na poruszoną tą informacją, szczerze poruszoną.
-
Jak to dobrze, że macie władcę dbającego o prosty lud. - Zło zawsze znajdzie najmniej odpowiedni moment by unieść swój łeb - skomentował z niesmakiem Villem ujmując w jakimś szybszym od myśli odruchu przejętą Carys za dłoń -
Szczęściem nie brak i ludzi jak Jego Wysokość, by się mu wczas przeciwstawić.
Czułość, jaką obdarzona została czarodziejka spotkała się z miłym przyjęciem. Twarz Carys nieco wypogodziła się, a jej dłoń zacisnęła się na dłoni rycerza. Sama czarodziejka czerpała z tego odruchu sporo siły jak i przyjemności. Przesunęła się bliżej do młodego Adlerberga, a oprawszy głowę o jego ramię znów zaczęła przeglądać się miastu.
-
Oby tylko zło nie zakłóciło tej pięknej chwili - powiedziała.
-
Jesteśmy w dzielnicy rzemieślniczej - Powiedziała w końcu Roni, gdy karoca zatrzymała się… i faktycznie, tak było. Villem i Carys przegapili przejazd z jednej dzielnicy do drugiej, pochłonięci rozmową, i często własnymi myślami.
-
W jakim celu tu jesteśmy? - Spytała dziewczyna.
- Wspominałaś Roni o krwawnikach - odparł Villem -
Mamy broń zdobyczną, którą radziśmy wymienić u jakiegoś rzemieślnika na rzeczone sztabki.
-
Och... - Zdziwiła się Roni, po czym zaczęła przyglądać obojgu z uwagą, zupełnie jakby czegoś wypatrywała na ich ciałach?
Na co panicz Adlerberg odpowiedział uprzejmym acz pytającym spojrzeniem.
-
Szukam tej broni… - Powiedziała dziewczyna.
- To nic takiego - odparł młodzieniec -[i] Berdysz… taki topór znaczy. Chciałabyś go Roni zobaczyć, nim pójdziemy?[i]
-
Emmm… - Dziewoja zawahała się, ale kiwnęła potakująco głową.
Villem skinął i zwrócił się do czarodziejki.
- Czy mógłbym Cię prosić o torebkę, Carys? - spytał tylko trochę kryjąc rozbawienie sytuacją, które i w jej oczach spodziewał się dojrzeć.
Czarodziejka, z powagą na twarzy, ale już nie w oczach, podała mężczyźnie rzeczoną torebkę.
-
Bardzo proszę Villemie- powiedziała niezwykle uprzejmnie.
Przejąwszy ją, rozpiął klamry torebki i rozchylił jej poły. Następnie zanużył w środku... całe ramię i po chwili wydobył omawianą broń.
-' Dziękuje - wręczył ponownie torebkę czarodziejce jakby niczego dziwnego nie było w tym, że damy w Chessencie trzymają na wszelki wypadek w torebkach topory, a broń ustawiając trzonkiem na podłodze karety okręcił prezentując ją Roni -
Jak już rzekłem, to nic takiego, ale wykonanie ma bardzo zdatne i może znajdzie zastosowanie jeszcze na pograniczu z Vaasą.
-
To jakaś zdobycz na wrogu? - Zaciekawiła się Roni, wysiadając z karocy.
-
W rzeczy samej - odparł Villem wysiadając również i obchodząc karetę by otworzyć drzwiczki czarodziejce -
Nim przebrnęliśmy przez bagna do miejsca spotkania smoka, mieliśmy parę niezbyt przyjemnych spotkań z różnymi potworami. To z pewnością nie jest ich dzieło i im służyć nie powinno.
Parę chwil później topór był sprzedany, a oni byli bogatsi o 150 sztuk złota w krwawnikach.
- Zatem gdzie teraz Roni?
-
Hmmm... - Zamyśliła się dziewczyna -
W porcie gwarno, tłoczno, i rybami śmierdzi. Na teatr, łaźnie, czy podobne rozrywki czasu raczej braknie… oprócz odwiedzin w przybytku Ilmatera, może jeszcze jakieś sklepy albo targ?
Coś nieokreślonego w wyrazie twarzy wojownika zdradzało, że nie porwał go ten pomysł. Uśmiechnąwszy się zwrócił do czarodziejki.
- Masz ochotę zobaczyć targowisko Carys?
Czarodziejka pokiwała głową.
-
Z wielką przyjemnością.
Targowisko było ogromne. Setki straganów, wozów, namiotów i namiocików, baldachimów chroniących przed słońcem, gama kolorów, zapachów, i gwaru. Ludzie i nie-ludzie, sprzedawali swoje towary, kupowali, zachwalali, prowadzili dyskusje. Same targowisko znajdowało się na wielkim placu, ciągnęło się jednak jeszcze w wiele graniczących z nim ulic.
Było tu z kolei chyba wszystko. Owoce i warzywa, oraz wiele innego jadła, wszelakie ubiory, sprzęt domowy, błyskotki, trunki, jakby dobrze poszukać, z pewnością znalazłoby się tu naprawdę wszystko, czego tylko dusza pragnie.
-
Pilnujcie trochę swoich mieszków, bądź co bądź, w takich miejscach trafiają się złodziejaszki - Doradziła Roni -
Czym bylibyście zainteresowani? - Dodała, gdy ich trio wkroczyło na targowisko już pieszo….
-
Szczur na patyku! Szczur na patyku! - Zachwalał jakiś jegomość dosyć nietypową przekąskę.
-
Tanie mikstury lecznicze! Tylko dzisiaj! Ledwie 30 złociszy! - Kilka kroków dalej zawodził jakiś Akolita.
-
Piękne suknie dla pięknej pani? - Spytała Carys kobieta z kolejnego straganu, wskazując dłonią masę porozwieszanych ubiorów.