Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2020, 00:24   #38
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Niziołek marudząc pod nosem ruszył w głąb ciała martwego mechanicznego tytana. Buzująca niczym ogień krew w jego żyłach motywowała go do pośpiechu. Nie było tu zbyt wiele miejsca. Ciasna szczelina utrudniała poruszanie i walkę. Jemu przynajmniej. Krótkie mechaniczne piłoostrza wydawały się tu idealne. I jedno nawet pomacało żebra, gdy niziołek wymijał skarabeusze. Wreszcie dotarł do końca tunelu otwierającego się wprost na klatkę piersiową. I… na moment zamarł. W klatce i brzuchu mechanicznego tytana roiło się od skarabeuszy. Tych mechanicznych insektów było tu dziesiątki. Większość z nich była blada, electrumowa, ale były i złote i platynowe. Adamantowego nie dostrzegł, acz to nie znaczyło że ich nie ma. Cóż… nie dostrzegł małego adamantowego skarabeusza. Bo automatony montowały tu zużywając przetopiony błyskawicami metal nie tylko małe insekty z którymi się drużyna zetknęła. Tu w głębi korpusu tytana, budowane były olbrzymie odpowiedniki skarabeuszy. Jeden adamantowy, dwa złote (już na ukończeniu) i dwa platynowe. Podczas gdy zwykły automaton był wielkości dużego psa. Te osiągały wielkość wołu i większy stopień skomplikowania. Niewątpliwie nie tylko nieco większymi wersjami oryginałów. No cóż… niziołek nie przybył tu podziwiać maszynerii. Tylko znaleźć serce. Niestety kompas został u wędrowca, więc Kvaser musiał wydedukować gdzie jest ich cel. Nie było to jednak trudne. Wystarczyło prześledzić spojrzenie po dziwnych linach które dostarczały energię, od gigantycznych insektów do… jego źródła. Dziwnej konstrukcji po części przypominającej to co widzieli na statku. Po części… bo tym razem zielonkawy rdzeń zielonkawy rdzeń[/url] zamknięty był w grubej adamantowej trumnie. A błyskawice.. były zielonkawe w barwie i chyba nie były energią piorunów. Trumienka umieszczona była gnieździe metalowych lin na wysokości serca i niewiele większa od tego, które widzieli na statku. Tyle że sam adamant był cięższy z pewnością od stopów użytych na budowę serca Statku.

Kvaser wyszczerzył się szeroko obserwując emanujący zielonymi błyskawicami niezwykłej energii, rdzeń. Wyszczerzył się zadowolony, chociaż trudno było dociec co powoduje jego nagłą wesołość, jak to już u szaleńców bywa. Duchy zemsty szeptały, wyły w jego głowie i wspominały dawne krzywdy.
Wszystko to ginęło nie w adrenalina płynącej w żyłach niziołka, lecz czystym płomieniu wściekłości. Serce promowało żar, to od tego żaru jego ramiona i nogi będą za godzinę jednym, wielkim siniakiem na skutek pękających naczyń. Biała oczy wyglądały już jak malowane krwią.
To mogłoby mnie powstrzymać? Jestem tutaj aby zabijać bogów… jednego...
Ruszył do przodu szybkimi susami, bardziej jak zwierz niż istota humanoidalna. W jakiejś pokrętnej akrobacji wybił się nogą i ręką, przeleciał pomiędzy szczelinami metalu, chwycił dłonią kolejnej, stając na kawałku złomu i wybijając się ponownie. Był nie tylko zbyt szybki dla mechanicznych żuków, lecz nawet te pojedyncze ataki które sięgały go, zatrzymały się na zbroi małego wojownika.
Następny skok doprowadził Kvasera do wiszącej do górny nogami pozycji, w której to niziołek pozycji, herkulesowym wyczynem wysychał piorunujący rdzeń z jego gniazda. Był przy tym dziwnie cichy, oddychał tylko miarowo, szybko jak zdyszany pies, lecz nie krzyczał, nie wył. Ciche, agresywne zdechnięcie mieszały się ze szczękiem metalu gdy niziołek usunął urządzenie z jego miejsca.
To zaczęło spadać w dół. Wściekły Borsuk urwał srebrny guzik ze swej koszuli – zawsze rano odrastał – i odepchnął się nogami od sufitu, zwisając głową w dół. W tej pozycji, pochwycił urządzenie w locie, starając się zarzucić je na barki, i zaczął powoli odbijać się nogami od wystającego metalu minimalizując impet uderzenie. Nawet mimo tego, bliżej niezidentyfikowane kawałki złomu opadły na dół pod siłą małego wstrząsu.
Niziołek nie napawał się radością z wykonania pierwszego etapu zadania, po prostu ruszył przed siebie truchtem trzymając rdzeń na plecach, powoli się rozpędzając. Ponownie, tym razem pracując nogami, kołysząc się na boki szybkimi odbiciami. Wkrótce przeszedł już miejsce startu, zmierzając dalej ku tunelom.

Ból stał się towarzyszem Kvasera. Palący i przeszywający ból. Trumienka którą zdobył nie była szczelna i w niziołka uderzały wyładowania zielonkawej energii przenikające aż do kości. Wywoływały też nieprzyjemne dreszcze i gdyby nie podwyższona wytrzymałość Kvasera to mogłyby pewnie wywołać coś jeszcze. Niemniej Kvaser nie miał czasu się tym przejmować. Ukradł “skarb” i nagle stał się celem numer jeden dla całego roju. Z czego największym problemem był złoty skarabeusz, który właśnie się przebudził. Ten większy niż zwyczajne robale, złoty skarabeusz. Na szczęście dla niziołka, ten olbrzym nie mógł podążyć tą drogą którą się wspinał niski awanturnik. A drobnicę… można było zignorować przeskakując z żebra na żebro z małpią zręcznością, by wydostać się z tego miejsca jak najszybciej. Szał wszak nie potrwa wiecznie. Bez problemu udało mu się dotrzeć wyjścia i puścić w sprint. Już widział stojące tam skarabeusze. I Ambroṩa...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline