Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2020, 14:08   #133
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Esmond z Hektorem i Karhu dotarli do polany. Śnieg był gdzieniegdzie wydeptany i w kilku miejscach szkarłat wybijał się ponad biel. Gveira i Marzy nie było z początku nigdzie widać po chwili dopiero dostrzegli, że jedna z zasp wcale nie była zaspą a czymś w rodzaju uklepanej ze śniegu ziemianki. Wtedy też do uszu całej trójki doszły dźwięki jakich nie dało się pomylić z żadnymi innymi. Ktokolwiek tam był ewidentnie właśnie uprawiał miłość.

Gdy pierwszy dźwięk dotarł do jego uszu, Esmond zatrzymał się, unosząc dłoń na znak by pozostali zrobili to samo.
Nasłuchiwał przez kilka sekund, chcąc upewnić się że nie ma omamów.
- Nic im nie jest…. możemy wracać- stwierdził, dochodząc po chwili do wniosku, że dźwięki nasiliły się na tyle, że z pewnością każdy je słyszał.

Hektor otworzył usta zaskoczony i zamrugał kilkukrotnie. Naraz jednak zmrużył oczy podejrzliwie.
- A co jeśli to sztuczka magiczna? Iluzja mająca na celu nas zwieść? Lub… co gorsza! Co jeśli Gveir uległ jej magicznemu urokowi? Co jeśli Marza użyła magii w honorowym pojedynku?
Rycerz obnażył ostrze.

Łowca położył dłoń na ręce rycerza w uspokajającym geście, choć w jego myślach zagościły podobne obawy.
- Nie sądźmy pochopnie - oznajmił powoli- Również martwię się o życie towarzysza, jednak jeśli to prawda, nie uważam by rozsądnym było im przeszkadzać.

- Pff, a niech se robi co chce - Karhu fuknęła naburmuszona.

Hektor dostrzegał słuszność w słowach towarzysza. Pani Lasu czy nie, nawet jeśli okoliczności były dziwne, nie było słusznym z butami wchodzić w cudzą alkowę.
- Racja… szkoda że nie ma z nami Izabeli, która mogłaby ocenić sytuację. Choć panną jest i nie wypada jej na zgorszenie narażać - westchnął ciężko - Nic to. Ruszajmy do wieży. Zaufajmy instynktowi.

Niedźwiedzica burknęła twierdząco i podążyła za dwójką. Po drodze coś mamrotała niezadowolona rzucając epitety w stronę Gveira. Pod wieżą zagrzebała się pod śniegiem prosząc aby jej nie przeszkadzać. U wejścia zaś stał Hebald.
- Nie żyje? - zapytał widząc brak najemnika.

- Zdawał się żywszy niż dotychczas.- odpowiedział Esmond, ściągając przewieszony przez plecy kołczan i łuk. Ostatecznie nie okazały się potrzebne.
-Gvier zapewne wkrótce do nas dołączy.

- A Marza? - Z drzwi wyłonił się ożywiony Aurarius poprawiając okulary.

- Khm… też żywa - odpowiedział zakłopotany Hektor.

- Co? Ale jak to? Nie bili się? - zapytał bez zrozumienia. Hebald zaś wzruszył ramionami i wrócił do wnętrza. Smok bez zrozumienia spojrzał na maga i z powrotem na rycerza i łowcę.
- Nie rozumiem…

- Cóż…Ja również - odpowiedział Esmond, zastanawiając się jak potoczyła się walka, aby zakończyć się takim finałem. Wyminął Aurariusa w przejściu i wszedł do wieży, by zjeść coś przed dalszą podróżą.

Oczekiwanie na Gveira okazało się nie być zbyt długie mimo to Hebald tradycyjnie się irytował. Wyrzucił z siebie kilka gburnych kwestii, o tym że im się spieszy i każda godzina się liczy. Na koniec ocenił stan najemnika kiwając w końcu do niego głową dodając, że cieszy się, że żyje.

Potem Aurarius zaczepiał najemnika próbując się od niego wywiedzieć czegokolwiek związanego z walką i co znaczy, że nie bili. Jak na wcześniej obrażonego decyzjami teraz wykazywał nadzwyczajną ciekawość.

Sam Gveir miał kilka nowych zadrapań po czasie spędzonym z Marzą. Niestety żebro dalej doskwierało i jak i pozostałe rany. Pani Lasu zaś bardzo szybko zregenerowała swoje rany, bo ledwo najemnik się rozebrał a jego kochanka już prezentowała się jak nowa. Po wszystkim zostawiła go dając mu ostatni pocałunek i obietnicę, że powróci do niego, kiedy nadejdzie czas. Odleciała niknąc z oczu i przywracając zimowy chłód.

***

Wyruszyli w dalszą drogę. Karhu była bardziej gburna niż zwykle, pozostawiając jednak swoje myśli dla siebie. Rybożer zaś odzyskał nieco werwy i gadał dość dużo w trakcie drogi. Nawet odzywał się do Kruka, który milczał. Mijali kolejne pagórki, a droga zaczęła się wznosić do góry. Zbliżali się do gór, do celu ich drogi. Zapewne jeszcze dwa – trzy dni i powinni dotrzeć na miejsce. Mieli jednak problem. Wyruszyli później niż zakładali i słońce zaczynało już zmierzchać. W okolicy nie było widać żadnego schronienia dla tak licznej grupy osób. Mogli próbować jechać nocą, aby dotrzeć do ostatniego miasteczka przed nimi. Nie mieli jednak gwarancji, że ktokolwiek ich wpuści lub ofiaruje nocleg. Mogli spróbować jakoś się upchać do wozu lub rozstawić obóz. Ryzykowali jednak, że chłód zimy wedrze się w ich członki w najlepszym przypadku tylko wychładzając.

Na domiar złego coś dziwnego zaczęło się dziać z Krukiem. Siedzący za plecami rycerza demon zaczął nagle głośno kasłać i krztusić się. Chwilę później spadł na ziemie i zaczął się tarzać w konwulsjach.
 
Asderuki jest offline