Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2020, 18:55   #40
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Padły hasła do odwrotu, więc cała drużyna ruszyła ku orłom. Na przedzie oczywiście czarodziej, bo był najbliżej nich… a mając za sobą lodową ścianę mógł się nie martwić o ostrzał swoich pleców. Inni też nie… poza Imrą.
Ta niosąc skarb czuła na sobie przeszywające spojrzenie skarabeuszy, dosłownie przeszywające ją błyskawice zielonkawej energii które nic nie robiły sobie z naturalnej odporności Imry jak i czaru druidki. Było coś w nich chorobliwego i czuła napór jakiejś aury… z którą naturalna wytrzymałość półelfki jakoś sobie radziła.
Mechaniczne stwory ją właśnie wzięły sobie na cel, ale niewiele z nich miało dobre warunki od tego. A te które miały… chybiły celu. Nie ułatwiała im tego reszta drużyny. Mmho jedną strzałą zabiła złotego skarabeusza i kolejne posłała w kierunku najbliższych wrogów.
Wędrowiec wykorzystywał bezlitośnie okazję do grzmotnięcia kolczastą kulą na łańcuchu zarówno najsłabszych ogniw, jak i każdego kto miał pecha nawinąć się mu pod kulę. A było tego kilka robali. Z czego trzy zginęły pod jego ciosami. Reszta drużyny uciekała nie oglądając się za siebie… co najzabawniej wyglądało w przypadku ognistej Vaali. Najwięcej kłopotów miałby uciekający Ambroṩ, którego to stwory miały szansę teoretycznie osaczyć ze wszystkich stron. Ale myślące całkowicie logicznie mechaniczne skarabeusze nie brały pod uwagi takiej opcji. Nie ceniły własnych jednostek i nie brały pod uwagę, że wróg może cenić swoje. Tak więc półelf uciekał nie napastowany.

Kolejne cenne minuty polegały na szybkim docieraniu poszczególnych członków drużyny do orłów. Za nimi wyłonił się spod ziemi złoty skarabeusz wielkości żubra, oraz dwa zwyczajne platynowe. Było już jednak za późno… drużynie pozostało wzbić się w przestworza i wrócić do Statku, wraz z łupem przyczepionym do orła dosiadanego przez Imrę. Półelfka upewniła się, że łuki elekrtyczności nie dosięgną ciała zwierzęcia zawiązując ustrojstwo na linie.

***

Kvaser podczas lotu dochodził do siebie. Nie znaczyło to, że był szczególnie sponiewierany albo skrajnie wycieńczony, to jednak specyficzny szał który go ogarniał dawał po czasie o sobie znać. Oczy w dalszym razie były przekrwione, nogi niziołka wyglądały po prostu jak dwa wielkie siniaki gdy nadmiar krwi podczas jego akrobatycznych wyczynów powodował pęknięcia naczyń. Skóra wyglądała też na lekko rozgrzaną, nie przypaloną czy poparzoną, ale jakby jednak jakieś płomienie ją musnęły - nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dlaczego.
Duchy uspokoiły się, a niziołek przejawiał całkiem dobry humor. Był spokojniejszy, jakby rozluźniony, z wyraźnie malującą się na jego wytatuowanej twarzy zadowoloną miną gdy pożerał porcję prowiantu oraz opadającymi mu na ubranie okruszkami dodającymi dziwnego wrażenia swojskości.
- I co, fajnie niosło się to cholerstwo - mrugnął w kierunku Imry pomiędzy kęsem suchego pieczywa, a oderwaniem zębami kawałka suszonego mięsa.
Kobieta mimowolnie spojrzała w kierunku wiszącego na linie ustrojstwa strzelającego zielonymi błyskawicami.
- Nie imało się mnie za bardzo więc to musi być elektryczność, ale jakieś dziwne to, chore. A tobie co? Wygląda jakby mimo czarów ochronnych cię pokiereszowało.
- Nie jestem pokiereszowany - niziołek wzruszył ramionami dziwnie obojętnie - jakiś czas po wyzwoleniu pełni sił jestem trochę zmęczony. Reszta to tylko przejawy tego, nic co ma rzeczywisty wpływ na mnie, już nie te czasy - zaśmiał się mniej donośnie niż jeszcze przed walką.
Imra powiodła krytycznym spojrzeniem po ciele niziołka.
- Masz racje, wyglądasz tylko jak gorące gówno. Daleko ci do pokiereszowanego - powiedziała uśmiechając się krzywo.
- Wolę określenie gorący kochanek - niziołek stwierdził obserwując krajobraz.
- Ach, na takie określenie to trzeba zasłużyć! - parsknęła śmiechem półelfka.
- Prawda - Kvaser dojadł porcję - i robi zdecydowanie mniejsze wrażenie na bandytach.
Niziołek zamyślił się.
- W środku te mechanizmy miały całkiem sprawną fabryczkę. Aż żal, że nie dało się zabrać trochę metalu.
- I co byś z nim zrobił?
Na moment twarz nizioła przeciął jakiś trudno wypowiedziany smutek, lecz błyskawicznie odzyskał wesołość.
- Postawił sobie w kajucie, może znalazł kowala co zrobiłby mi pamiątkową sprzączkę czy nóż - wyjaśnił zadowolony - lubię takie rzeczy, przypominają, a dobre rzemiosło jest zawsze miłe oku. Tym bardziej gdy materiał nie jest typowy i ma historię.
Imra zamyśliła się na moment.
- Ja od rzeczy bardziej cenię sobie ludzi. Zbroja się w końcu zużyje, ostrze stępi, ale posiadanie kompana załagodzi takie bolączki gdyby się miało skończyć żywot.
- Większość kompanów tępi się znacznie szybciej niż miecze.
- Trzeba więc szukać takich co się nie stępią. Ewentualnie bestie. Dobrze wyszkolone zwierzę nie zostawi cię. Niestety rzadko kiedy ich żywot jest na tyle silny, aby wytrwać do końca - tym razem Imra westchnęła z sentymentem.
- Nie miałbym sumienia na dłuższą metę iść z wiernym zwierzęciem, tam gdzie postanowiłem - niziołek stwierdził dziwnie lekko.
- Większość z nich i tak umiera szybciej ze względu na długość życia - Imra wzruszyła ramionami. - Ale postanowiłeś iść zabić boga. Nic poniżej boskich bestii nie ma co się wybierać z tobą nawet na przechadzkę.
- Gdybym tak sądził, nie uczyniłbym nawet pierwszego kroku - niziołek uśmiechnął się krzywo - a wy? Czego oczekujecie?
- Od życia? Już niczego. Mam coś co potrzebuję zrobić, ale nie wiem co potem. Wszystko co dobre już za mną… - westchnęła Imra.
- Czyli oczekujesz realizacji planów - niziołek zaczął dociekliwie.
Wojowniczka spojrzała na niziołka z bezradnością w oczach.
- Nie do końca. Chcę kogoś wskrzesić, ale nie wiem czy powinnam.
- Nie powinnaś - stwierdził z pewną nonszalancją w głosie - powinnaś dopiero wtedy gdy nic nie osłabia twej woli.
Jego słowa tym razem brzmiały jak jakaś stara mądrość, lecz chyba nie pochodząca z ksiąg, bardziej pierwotnego, może plemiennego przekazu.
- To nie takie proste. Ty nie masz żadnych wątpliwości czy powinieneś zabijać boga?
- Nie mam - stwierdził niespotykanie spokojnie, trudno było powiedzieć czy po przeminięciu szału niziołek bywał spokojniejszy czy ta myśl go odpręża - to część tego kim teraz jestem, drogi która mnie uratowała. A poza tym - uśmiechnął się lekko - jeśli przyjdzie jego nowe wcielenie, jest szansa, że jakaś mniej skorumpowana potęga pożre jego moc lub odrodzi się jako ktoś odrobinę inny. Nawet jeśli nie, to chociaż na krótki czas między zagładą a odrodzeniem, dam światu małą przysługę. Wszyscy wygrywają.
- Jakże szlachetnie. Ten twój bóg brzmi jednak bardzo miernie, skoro coś go tak łatwo pożera. O co w ogóle z tym chodzi?
- Każdego boga to może czekać - Kvaser wyjaśnił z przekąsem - musiałem odrobinę dowiedzieć się co do natury boskości zanim zabrałem się za mój plan. Nie jestem eksperyment, ekspertom to płaciłem ciężkimi mieszkami. Podchodzę do całej sprawy bardzo metodycznie. Mógłbym próbować pozbawić go wyznawców i liczyć, iż nie ma innej siły która zapewni mu życie… Ale to powolna śmierć i zbyt dużo światów musiałaby objąć. Poza moimi predyspozycjami - wzruszył ramionami - zatem potrzebuję broni lub czegoś w tym rodzaju.
- To chyba tylko w twoim świecie takie rzeczy się dzieją. Nie przypominam sobie aby mi ktokolwiek wspominał o takich przypadkach w Golarionie. Jasne, bogowie i ich wyznawcy ze sobą walczą lub konkurują, ale o korupcji bogów nie słyszałam. Ani o tym aby jakaś potężna siła mogła ich przejąć. Jest to w pewien sposób niepokojące - Imra przyznała niechętnie.
- Na każdą tarczę znajdzie się odpowiedni miecz - Kvaser odpowiedział przysłowiem.
- Niektórzy uosobieni bogowie w niczym nie różnią się od śmiertelników, są jedynie potężniejsi - wtrącił Wędrowiec, doganiając w końcu grupę. Na jego smuklejszym pancerzu nie było widać żadnych śladów walki - A poza tym bywają tak samo wadliwi jak ich wyznawcy. Przynajmniej tam, skąd pochodzę.
Niziołek przytaknął głową w kierunku Wędrowca wyrażając zgodę z jego słowami.
- Macie słabych bogów - mruknęła Imra kręcąc głową.
- Albo potężnych bohaterów - niziołek zaśmiał się.
- Bogowie są różni, tak samo jak śmiertelnicy. Co to za bóg, że chcesz jego śmierci? - zapytał automaton.
- Ten - niziołek wskazał palcem znamię na swym czole.
 
Asderuki jest offline