Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2020, 11:13   #6
archiwumX
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
John sprawdził rewolwer S&W Double Action, który miał w dłoniach, a następnie skafander czy należycie działa, a następnie się zapytał:
- No to jak? Jest sens się skradać do nich czy trzeba od razu napierdalać ołowiem?

Dziewczyna puściła w stronę skórzaka wyimaginowanego buziaka.

- Powoli… - wypatrujcie i dajcie znać co widzicie. - odpowiedział Doktor, jedyny nie bojowy i najstarszy z rodzeństwa. - Nie puścimy ich płazem… ale musimy zminimalizować straty jak najbardziej do zera. Wypatrujcie.
Wypatrywali. Poza dwunastoma drabami z Syndykatu, nie dostrzegli w pobliżu żadnych innych przeciwników. Gdyby ktoś jeszcze krył się w ciemnościach, Bożydar z pewnością by to zauważył, tak jak zauważył czterech wartowników, stojących na pół-wrakach blokujących wjazdy do Nowej Nadziei. Poza Vanhoosem bandyci stali nieruchomo, ze plecami klęczących zakładników, mierząc do nich z broni. Wszyscy wyglądali podobnie, twarze zakrywały bandany, ciała niektórych pokrywały tatuaże. Pod kurtkami mogli nosić kamizelki kuloodporne, ale żaden nie miał hełmu. Nieświadomi, że mogą być na czyjejś muszce, stanowili dość łatwy cel. Coltowe i Ridd widzieli jak jeden z drabów podchodzi do Vanhoose’a, a po chwili ten próbuje połączyć się przez krótkofalówkę z kimś o imieniu Uwe i Littlejack. To był ten moment gdy przywódca Syndykatu stanął w bezruchu, ale zasłonił go odwrócony plecami do wzgórza przydupas.
Milczący dotąd Bożydar Colt z kamienną miną spoglądał w stronę skupista bandziorów Syndykatu. Na jego głowie, przy użyciu odpowiedniego mocowania spoczywały odnowione przez techników AdA gogle termowizyjne TIG-7. Sprzęt był w stanie namierzyć człowieka z odległości 800 metrów, a poruszający się lub stojący pojazd z około 1100 metrów. Widmowa analiza promieniowania podczerwieni wskazywała, że mieli do czynienia z tuzinem uzbrojonych przeciwników. Zapewne część z nich miała kamizelki kuloodporne. Odsłonione czerepy wskazywały na możliwość ubicia każdego z nich jednym celnym strzałem. Przestępcy mieli czterech wartowników i całkiem przyjemne stadko zakładników. Sytuacja była zatem bardziej skomplikowana niż zwykle...

- Widzę tuzin uzbrojonych ludzi Syndykatu. Czterech wartowników stoi na wrakach przy wjeździe do osady, a pozostali mają na muszce klęczących zakładników. Mają kurtki, zapewne kamizelki kuloodporne, ale są bez hełmów. Jeden z nich podchodzi i gada z Vanhoosem, który przez radio łączy się z kolejną dwójką. Mają zatem przynajmniej dwie dodatkowe osoby w okolicy... - wojownik sprawdził czy w kaburze u jego pasa spoczywał wierny Magnum. Jego ręka powędrowała też do AK-47, który jak znalazł nadawał się do strzelania w główki cwaniaków Syndykatu. - Bez nokto i termowizji są jak kaczki na strzelnicy. Możemy ich wystrzelać chociaż nie wykluczone, że dostanie ktoś z postronnych. Jakby nie było mają zakładników i raczej kogoś zdążą zabić nim ich ukatrupimy. - głos wojownika był zimny i rzeczowy. Jakby czytał artykuł o wprowadzeniu do użytku noża o nowym kształcie głowni.

- Wygląda na to, że trzeba namierzyć te dodatkowe osoby, a następnie po cichu zlikwidować je i wartowników. A gdy z nimi już się uporamy trzeba będzie trzeba jakoś załatwić resztę tych bandytów albo jakoś odbić tych zakładników. - mruknął John po wysłuchaniu sprawozdania.

Bogumiła klepnęła się otwartą dłonią w czoło żeby zwrócić na siebie uwagę i podsumować przedstawione plany. Zwróciwszy na siebie uwagę rodzeństwa zamigała im kolejne pytanie: “Napierdlać, nie ginąć, nie dać zabić postronnych? - biorę po 50 ammo od każdej drużyny i słucham Państwa - jak to zrobić?” Czekając na odpowiedź, patrzyła to na twarz jednego to drugiego brata.

Boguchwał skinął głową.
- Tak, Miła. To jedyne co możemy zrobić, Siostrzyczko. Ściągnąć figurę, a następnie pionki. CKMy to oczywisty cel, ale im mniej ich będzie na polu tym w większy popłoch wpadną, to zwierzęta są, nie ludzie. Stado i te sprawy. - wyszeptał - Jeśli kierowcy są w środku to dupa i zwieją, ale im więcej ich ustrzelimy tym lepiej. Rozdzielmy się na boki, odstępy co pięć metrów najmniej. Będzie wyglądało, że jest nas więcej i ciężej im będzie skupić się na jednym celu. Mniejsze szanse, że kogoś z nas trafią.

- Czyli ja zabijam Vanhoosa i tego który go zasłania, a wasza trójka czterech wartowników przy pojazdach? - zapytał Bożydar dobywając karabinu. - Jak ten etap się powiedzie zostaje nam sześciu gości, którzy mogą pójść w rozsypkę. Jakby zabili któregoś z zakładników robimy im kipisz i nie oszczędzamy nikogo. - w ciemności nie dało się zauważyć delikatnego uśmiechu wojownika. - Niestety nie mamy sprzętu, czasu oraz ludzi na podchody zatem trzeba zaryzykować. - wojownik zaczął mierzyć w kierunku dowódcy szajki. - Oddalcie się o kilka metrów zachowując odpowiedni odstęp od siebie, a ja zacznę przedstawienie.

- Każdy kto może stara się ściągnąć główne ścierwo... - orzekł Doktor - ...potem może pionki, bo nawet CKMy się wysypią jak ich towarzysze zakrzykną, że padają jak muchy. Zróbmy to.

Miła skupiła na sobie uwagę Bożydara i wskazując na broń Johna - pokręciła głową dając znać, że do niczego się ona nie przyda jeśli kapral zaatakuje pierwszy. Skórzak musi mieć możliwość bezszelestnie podejść bliżej by bezlitośnie wykorzystać moment zaskoczenia.
Widząc, że brat ją rozumie, następnie wskazała na Magnum w polimerowej kaburze na pasie starszego brata i wykonała dłonią ruch przekazania broni do doktora, który obecnie uzbrojony był tylko w nóż. Jeśli nie dostanie nic innego to postrzela sobie co najwyżej z gumki od majtek.
Na koniec wypowiedzi wyciągnęła dwa palce w górę. Zgięła jeden pokazując swoją głowę, którą odchyliła w kierunku zbiegowiska w Nowej Nadziei i wskazując Bożydara, a następnie opuściła drugi rysując ręką trójkąt na swojej piersi i klepiąc pieszczotliwie Mima po rękojeści. Jakby coś sobie przypominając zakręciła jeszcze młynek dłonią w powietrzu zaznaczając, że za każdym razem po strzale należy zmienić pozycję.
Oboje wiedzieli , że brat strzela lepiej, więc niech próbuje szczęścia w celowaniu w głowę, ona bezpardonowo będzie walić w korpus.

- Skoro tak to widzisz… - John zaczał się na głos zastanawiać - to warto rozwalić parę reflektorów, żeby nie mogli nas za szybko namierzyć. A jak rozbijemy te co oświetlają zakładników to powinni mieć większe szanse.

“To jest opcja nr 2. Strzelać do rkmistów z broni długiej, wysłać po jednym umyślnym maksymalnie na zachód i na wschód na zasadzkę po wystrzale. Od tyłu mają szansę pozbijać z klamek osamotnionych, spanikowanych gości z, dawniej podwójnych obsad ckmów. Rozbić reflektory, ale w efekcie na środku mamy rzeź. Chętni na to?”- już w płynnym migowym zapytała towarzyszy Coltówna.

- Brzmi dobrze Miła, ale mało czasu i środków. Jak najmniejsze straty w ludności. Róbcie za snajperów i ściągnijcie figurę, a potem reflektory. Ja i John ruszymy na wschód i ostrzelamy ich jak nas miną. Wasza pomoc jest kluczowa gdy wybiegną, bo sami polegniemy. Biorę Magnum, ale wiecie, że ja beznadziejny w to. - mówiąc grzebał w kieszeni i podał rodzeństwu wszystkie naboje jakie miał kalibru 7.62… całe dziewiętnaście sztuk. - Ktoś coś?
Jak nie to bierzmy się do roboty.

- Pożyczę ci rewolwer, ale uważaj jak na własną kuśkę. - rzucił z uśmiechem Bożydar. - No i w ogóle uważaj, bo ten gnat ma kopa. Poza tym nie mam do niego naboi dlatego fajnie jak byś miał kilka sztuk. - wojownik sprawdził bębenek broni po czym wyciągnął ją rękojeścią w stronę brata. Trzeba było przyznać, że ten model był zadbany jak oczko w głowie właściciela. - Ja się zajmę “gołoklatesem” i tym co koło niego stoi. Zdejmę ich jedną serią. Później mogę pomóc z reflektorami lub następnymi zbirami. W goglach widzę ich jak kluski na talerzu… Bogumiła. - powiedział patrząc na siostrę wojownik. - Zastrzel jednego z wartowników na pojeździe. Są dobrze oświetleni.

John widząc, że plan jest dogadany, powiedział - No dobra! Skoro wszyscy już wiedzą co mają robić chodźmy na pozycje! - i zaczął się czołgać na wschodnią pozycję.

Dziewczyna wzięła 6 naboi z ręki Boguchwała i uścisnęła ją w geście - powodzenia, kolejno skinęła głową Johnowi i Bożydarowi, którego klepnęła w ramię turlając się na swoją pozycję zawieszoną w przestrzenii między jednym, a drugim bliźniakiem.

Bożydar spojrzał na Boguchwała i przyjął niemal wszystkie pozostawione przez siostrę naboje. Być może wojownik nie będzie potrzebował dwunastu sztuk pożyczonych od brata, ale były to zawsze dwie dodatkowe długie serie, które mogły komuś uratować życie. Lepiej było je wystrzelić i ocalić kompana aniżeli dać im leżeć w kieszeni doktorka. Ładowanie naboi do magazynka szło strzelcowi nadwyraz sprawnie. Po chwili magazynek siedział znowu w komorze karabinu, a Bożydar skinął krótko pozostałym kompanom i ruszył powoli i cicho na swoją pozycję. Musiał się skupić, wycelować i oddać długą serię. Chciał nią skosić Vanhoosa i zasłaniającego go leszcza. Aby mieć pewność, że wszystko się uda Bożydar wpadnie w zwyczajowy dla Bękartów Wojny szał i poprawi drugą serią. Gdyby pierwsza seria okazała się śmiertelna dla szefa bandytów druga poleci już w jednego z wartowników stojącego na wraku auta…

Ułożyła się wygodnie, załadowała dodatkową amunicję do magazynka, sprawdziła stan broni, gdy upewniła się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - przeładowała i podparła broń na przedramieniu celując w umówionym kierunku - głowy wartowników po stronie starszego brata. Czekała na pierwsze strzały, żeby wystrzelić ogniem pojedynczym w najlepiej widoczny i najbardziej odsłonięty cel. *

Bandziory Vanhoose’a do końca nie byli świadomi, że są jak kaczki na strzelnicy i za chwilę część z nich zostanie nafaszerowana ołowiem.
- Później się z wami policzę durnie! – krzyknął do krótkofalówki przywódca Syndykatu Czaszek, któremu najwyraźniej nie spodobało się to co usłyszał. Włożył radio z powrotem za spodnie i zwrócił się w nerwach do kompanów.
- Ktoś załatwił Uwe i Littlejohna! To mogli być ci
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline