Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2020, 22:13   #9
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
- Nareszcie mamy tego skurwiela… Mamy doskonałą szansę i szkoda jej zmarnować. Ryzykowna, ale... - cichy, pełen satysfakcji głos Boguchwała przeszył ciało wojowniczki, aż po lędźwie.

Czuła jak brat - tą euforię na pierwsze spotkanie, pełne nadziei i wiary oczekiwanie, pasję do działania i niepewność, czy to właśnie ten... Ten jedyny. W tym aspekcie nie różnili się od siebie - każde z nich poszukiwało usilnie kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Nie raz stawali sobie na drodze i nie raz, ramię w ramię, wspólnie nią ruszali. Każde z innych pobudek, ale zawsze szli w jednym kierunku. Teraz ewidentnie w kierunku krwawej orgii na bandyckiej braci. Do tego nie byli jedyni. Skórzak postanowił dołączyć się do zabawy. Dziewczyna puściła w jego stronę wyimaginowanego buziaka - tym razem, prawie udało mu się odczytać jej myśli, bo o znajomość migowego nie miała nawet najmniejszych podstaw go podejrzewać. Spędzili ze sobą dość czasu żeby przekonała się, jak bardzo niezrozumianym można się czuć w jednym pomieszczeniu z drugim metalurgiem. Z drugiej strony zawsze można zrzucać to na karb odmiennego genotypu. Nikt tutaj jednak nie był gatunkistą! No prawie nikt! Mimo, to instynktownie unikała nudnego towarzystwa, więc z ulgą pochwyciła chwilę, w której jej uwagę przyciągnął Bożydar - tak samo doświadczony w walce jak ona sama, pewny siebie, opanowany i wyposażony w nokto, którego jej w tej chwili tak bardzo brakowało. Zupełnie nie podobny do zszarpanego kłębka maskowanego bólu, rozedrganych uczuć i rozdmuchanej nienawiści, którym miał pełne prawo być po wydarzeniach ostatnich lat. Dziewczyna wiedziała i czuła więcej niż chciała... i żałowała, że nie mogła być przy nim w każdej chwili życia, zwłaszcza tej, w której mogłaby coś zmienić. Nieświadomy tego Starszy Kapral opowiadał powoli co widzi, skupiając się na szczegółach nie emocjach, choć wszyscy poczuli taki sam strach i presję mijającego czasu, gdy obuta w rękawiczkę dłoń Vanhoose'a dotknęła czoła niemowlęcia.

- ... są jak kaczki na strzelnicy. Możemy ich wystrzelać chociaż nie wykluczone, że dostanie ktoś z postronnych. Jakby nie było mają zakładników i raczej kogoś zdążą zabić nim ich ukatrupimy. - zakończył młodszy z braci Colt swój beznamiętny raport taktyczny.

Odpowiedział mu John sugerując zabicie wartowników i reszty bandy poprzez użycie broni palnej. Bogumiła słysząc poprzednie wypowiedzi uderzyła otwartą dłonią w swoje czoło żeby zwrócić na siebie uwagę i podsumować przedstawione plany, które w zasadzie nie różniły się stopniem skomplikowania i dokładnością od jej pierwotnego:

- Napierdalać, nie ginąć, nie dać zabić postronnych. Biorę po 50 ammo od każdej drużyny i słucham Państwa: Jak to zrobić?

Czekając na odpowiedź, patrzyła to na twarz jednego to drugiego brata. Samej jej po głowie chodził pomysł na rozwalenie jedynie 2 osób z całej zgrai - złotej gęsi i pechowca, który go przysłonił. Byli raptem 80 m od zabudowań, a skuteczny zasięg Mima to 450 m, Kałacha 400 m. Potem zostawało liczyć na to, że reszta wystrzela się wzajemnie walcząc o jedno z najbardziej wartościowych trucheł na Rubieżach.

Doktor skinął głową i przyznał jej rację, mimo, że nie pokazała po sobie nic co mogłoby sugerować jej wyobrażenie taktyki w tym starciu, to odnalazła sojuszników, którzy myśleli jak ona, choć nie do końca. Nie przyzwyczajona była do kierowania grupą. Do tej pory jej życie zawodowe opierało się na schemacie: dostać rozkaz - wykonać rozkaz. I w tym wypadku dziewczyna miała nadzieję, że jedynie wskaże palcem opcje która jej bardziej pasuje i pójdzie robić swoje. Coś jednak było nie tak za każdym razem w planach chłopaków, jakby zapomnieli, że dysponowali tylko dwoma karabinami, dwoma rewolwerami i dwoma nożami. Do tego trzy z nich miała jedna osoba. Kolejny problem to skuteczny zasięg broni - o ile karabiny miały się dobrze, to broń krótka mogła trafić co najwyżej z 25 m. W zasadzie w obecnej sytuacji mieli dwa strzały, które należało dobrze wymierzyć. Dlatego też nie należało strzelać w głowę kogoś, kto nadstawiał się goła klatą. 80-150 m odległości - idealnie na oddania strzału z karabinu i odczołgania się na bok. Po uporządkowaniu sobie tych informacji w głowie Miła przegestykulowała wnioski, ale nie dostała pozwolenia na sprawdzenie swoich prawdziwych uczuć względem Przywódcy jednego z odłamów Syndykatu Czaszek. W zamian za to przyjęła upragniony rozkaz od równego sobie rangą żołnierza:

- Bogumiła, zastrzel jednego z wartowników na pojeździe. Są dobrze oświetleni.

Jak na komendę Coltówna wzięła 6 naboi z ręki najstarszego brata i uścisnęła ją w geście - powodzenia. Kolejno skinęła głową Johnowi i Bożydarowi, którego klepnęła jeszcze w ramię turlając się na swoją pozycję zawieszoną w przestrzeni między jednym, a drugim bliźniakiem. Musiała przecież mieć na obu oko… i wygodną pozycję do oddania dobrego strzału oraz prostą drogę dalszej ucieczki. W zasadzie mimo wszelkich pozorów - jak wielki, biały skafander wspomagany, który nosiła na co dzień, czy biegła umiejętność obsługi broni maszynowej - była miłą osobą. Także troskliwą dla ważnych dla siebie ludzi. Zawsze otaczała ich opieką i starała się, jeśli nie uchronić ich przed, to chociaż nadrobić, wszelkie niesprawiedliwości świata jakie ich spotykały. Najczęściej wprawnym opatrzeniem rany, uśmiechem i wsparciem w każdej innej dostępnej dla niej formie. Czułości jako takiej wyuczyła się w domu - zawsze była córeczką mamusi, a teraz tylko tą dwójkę miała żeby móc ją komuś okazać. Nie wynikało to z samotności, a raczej z ograniczonych środków komunikacji jakimi mogła się posłużyć, by przy kimś być.

Gdy dotarła na określoną wcześniej pozycję ułożyła się wygodnie. Potem załadowała dodatkową amunicję do magazynka, sprawdziła stan broni i gdy upewniła się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - przeładowała. Następnie skłoniła na chwilę głowę i w skupieniu przeżegnała się, na koniec całując dłoń, którą na moment przyłożyła do przyrządów celowniczych swojego M14. Po tym całym rytuale była gotowa - podparła broń na przedramieniu celując w umówionym kierunku - głowy wartowników po stronie starszego brata. Czekała na pierwsze strzały, żeby wystrzelić ogniem pojedynczym w najlepiej widoczny i najbardziej odsłonięty cel...



Trafiła, bandzior przekoziołkował do tyłu lądując za samochodem, ale Żyleta słyszała jak przeklina, więc strzał nie okazał śmiertelny. Drugi z wartowników, dziwnie się zachwiał, spazmatycznie przechylił na bok i bezpardonowo wskoczył przez otwór w dachu do środka pojazdu.

- Otoczyli nas! Otoczyli nas!!! – darł się, najpewniej do krótkofalówki.

"Jak chuj, we czterech" - pomyślała Miła, ale nie poświęciła czasu na roztrząsanie tej sytuacji. Po strzale automatycznie zaczęła czołgać się w stronę starszego brata, wiedziała, że ten będzie turlał się w dół wydmy, bo co to za zrąbany pomysł żeby właśnie w takim momencie wspinać się pod górę? No tak - jej własny, ale sukinsyn z gołą klatą nie zdechł.
“My, jesteśmy Alternatywą, dla takich zjebów jak ty dzieciożerco”. - prychnęła w głowie i wymierzyła do przywódcy bandziorów... gdy zorientowała się, co właściwie się wydarzyło. Dar dostał postrzał i pozostał na pierwotnej pozycji jakby nie mógł się ruszyć. Usłyszała klik selektora ognia i zauważyła, że wojownik dotyka swojej maski, a może głowy. Po chwili ruszył pochylony, szybkim tempem w jej kierunku. Chyba nie kontaktował co się dzieje. Żeby przywrócić mu pełną świadomość sytuacji kobieta podniosła się z piasku na cała swoją wysokość, eksponując w pełnej okazałości czemu do cholery od 20 min tarzali się w śmierdzącym, dusznym tałatajstwie.


Nie była niska, a skafander wspomagany dodawał jej dobre 30-35 cm wzrostu. W efekcie przed Bożydarem wyrósł ponad dwumetrowy chodzący czołg wyposażony w zaawansowany system hydrauliczny i opancerzony warstwami lekkiego kompozytu w białym malowaniu Alternatywy z charakterystyczną pacyfą na lewej skroni hełmu. Pancerz pozwalał na dużo - nie tylko świetnie chronił ułomne ludzkie ciało przed uszkodzeniami czy to kinetycznymi, mechanicznymi, czy biologicznymi, ale też wzmacniał siłę i wytrzymałość mięśni użytkownika. Miał wiele zalet poza może tą jedną - utrudniał precyzyjne ruchy... i cholernie długo się zdejmował.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 27-08-2020 o 10:06. Powód: format tekstu
rudaad jest offline