| - Nareszcie mamy tego skurwiela… Mamy doskonałą szansę i szkoda jej zmarnować. Ryzykowna, ale... - cichy, pełen satysfakcji głos Boguchwała przeszył ciało wojowniczki, aż po lędźwie.
Czuła jak brat - tą euforię na pierwsze spotkanie, pełne nadziei i wiary oczekiwanie, pasję do działania i niepewność, czy to właśnie ten... Ten jedyny. W tym aspekcie nie różnili się od siebie - każde z nich poszukiwało usilnie kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Nie raz stawali sobie na drodze i nie raz, ramię w ramię, wspólnie nią ruszali. Każde z innych pobudek, ale zawsze szli w jednym kierunku. Teraz ewidentnie w kierunku krwawej orgii na bandyckiej braci. Do tego nie byli jedyni. Skórzak postanowił dołączyć się do zabawy. Dziewczyna puściła w jego stronę wyimaginowanego buziaka - tym razem, prawie udało mu się odczytać jej myśli, bo o znajomość migowego nie miała nawet najmniejszych podstaw go podejrzewać. Spędzili ze sobą dość czasu żeby przekonała się, jak bardzo niezrozumianym można się czuć w jednym pomieszczeniu z drugim metalurgiem. Z drugiej strony zawsze można zrzucać to na karb odmiennego genotypu. Nikt tutaj jednak nie był gatunkistą! No prawie nikt! Mimo, to instynktownie unikała nudnego towarzystwa, więc z ulgą pochwyciła chwilę, w której jej uwagę przyciągnął Bożydar - tak samo doświadczony w walce jak ona sama, pewny siebie, opanowany i wyposażony w nokto, którego jej w tej chwili tak bardzo brakowało. Zupełnie nie podobny do zszarpanego kłębka maskowanego bólu, rozedrganych uczuć i rozdmuchanej nienawiści, którym miał pełne prawo być po wydarzeniach ostatnich lat. Dziewczyna wiedziała i czuła więcej niż chciała... i żałowała, że nie mogła być przy nim w każdej chwili życia, zwłaszcza tej, w której mogłaby coś zmienić. Nieświadomy tego Starszy Kapral opowiadał powoli co widzi, skupiając się na szczegółach nie emocjach, choć wszyscy poczuli taki sam strach i presję mijającego czasu, gdy obuta w rękawiczkę dłoń Vanhoose'a dotknęła czoła niemowlęcia. - ... są jak kaczki na strzelnicy. Możemy ich wystrzelać chociaż nie wykluczone, że dostanie ktoś z postronnych. Jakby nie było mają zakładników i raczej kogoś zdążą zabić nim ich ukatrupimy. - zakończył młodszy z braci Colt swój beznamiętny raport taktyczny.
Odpowiedział mu John sugerując zabicie wartowników i reszty bandy poprzez użycie broni palnej. Bogumiła słysząc poprzednie wypowiedzi uderzyła otwartą dłonią w swoje czoło żeby zwrócić na siebie uwagę i podsumować przedstawione plany, które w zasadzie nie różniły się stopniem skomplikowania i dokładnością od jej pierwotnego:
- Napierdalać, nie ginąć, nie dać zabić postronnych. Biorę po 50 ammo od każdej drużyny i słucham Państwa: Jak to zrobić?
Czekając na odpowiedź, patrzyła to na twarz jednego to drugiego brata. Samej jej po głowie chodził pomysł na rozwalenie jedynie 2 osób z całej zgrai - złotej gęsi i pechowca, który go przysłonił. Byli raptem 80 m od zabudowań, a skuteczny zasięg Mima to 450 m, Kałacha 400 m. Potem zostawało liczyć na to, że reszta wystrzela się wzajemnie walcząc o jedno z najbardziej wartościowych trucheł na Rubieżach. Doktor skinął głową i przyznał jej rację, mimo, że nie pokazała po sobie nic co mogłoby sugerować jej wyobrażenie taktyki w tym starciu, to odnalazła sojuszników, którzy myśleli jak ona, choć nie do końca. Nie przyzwyczajona była do kierowania grupą. Do tej pory jej życie zawodowe opierało się na schemacie: dostać rozkaz - wykonać rozkaz. I w tym wypadku dziewczyna miała nadzieję, że jedynie wskaże palcem opcje która jej bardziej pasuje i pójdzie robić swoje. Coś jednak było nie tak za każdym razem w planach chłopaków, jakby zapomnieli, że dysponowali tylko dwoma karabinami, dwoma rewolwerami i dwoma nożami. Do tego trzy z nich miała jedna osoba. Kolejny problem to skuteczny zasięg broni - o ile karabiny miały się dobrze, to broń krótka mogła trafić co najwyżej z 25 m. W zasadzie w obecnej sytuacji mieli dwa strzały, które należało dobrze wymierzyć. Dlatego też nie należało strzelać w głowę kogoś, kto nadstawiał się goła klatą. 80-150 m odległości - idealnie na oddania strzału z karabinu i odczołgania się na bok. Po uporządkowaniu sobie tych informacji w głowie Miła przegestykulowała wnioski, ale nie dostała pozwolenia na sprawdzenie swoich prawdziwych uczuć względem Przywódcy jednego z odłamów Syndykatu Czaszek. W zamian za to przyjęła upragniony rozkaz od równego sobie rangą żołnierza: - Bogumiła, zastrzel jednego z wartowników na pojeździe. Są dobrze oświetleni.
Jak na komendę Coltówna wzięła 6 naboi z ręki najstarszego brata i uścisnęła ją w geście - powodzenia. Kolejno skinęła głową Johnowi i Bożydarowi, którego klepnęła jeszcze w ramię turlając się na swoją pozycję zawieszoną w przestrzeni między jednym, a drugim bliźniakiem. Musiała przecież mieć na obu oko… i wygodną pozycję do oddania dobrego strzału oraz prostą drogę dalszej ucieczki. W zasadzie mimo wszelkich pozorów - jak wielki, biały skafander wspomagany, który nosiła na co dzień, czy biegła umiejętność obsługi broni maszynowej - była miłą osobą. Także troskliwą dla ważnych dla siebie ludzi. Zawsze otaczała ich opieką i starała się, jeśli nie uchronić ich przed, to chociaż nadrobić, wszelkie niesprawiedliwości świata jakie ich spotykały. Najczęściej wprawnym opatrzeniem rany, uśmiechem i wsparciem w każdej innej dostępnej dla niej formie. Czułości jako takiej wyuczyła się w domu - zawsze była córeczką mamusi, a teraz tylko tą dwójkę miała żeby móc ją komuś okazać. Nie wynikało to z samotności, a raczej z ograniczonych środków komunikacji jakimi mogła się posłużyć, by przy kimś być.
Gdy dotarła na określoną wcześniej pozycję ułożyła się wygodnie. Potem załadowała dodatkową amunicję do magazynka, sprawdziła stan broni i gdy upewniła się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku - przeładowała. Następnie skłoniła na chwilę głowę i w skupieniu przeżegnała się, na koniec całując dłoń, którą na moment przyłożyła do przyrządów celowniczych swojego M14. Po tym całym rytuale była gotowa - podparła broń na przedramieniu celując w umówionym kierunku - głowy wartowników po stronie starszego brata. Czekała na pierwsze strzały, żeby wystrzelić ogniem pojedynczym w najlepiej widoczny i najbardziej odsłonięty cel...
Trafiła, bandzior przekoziołkował do tyłu lądując za samochodem, ale Żyleta słyszała jak przeklina, więc strzał nie okazał śmiertelny. Drugi z wartowników, dziwnie się zachwiał, spazmatycznie przechylił na bok i bezpardonowo wskoczył przez otwór w dachu do środka pojazdu. - Otoczyli nas! Otoczyli nas!!! – darł się, najpewniej do krótkofalówki.
"Jak chuj, we czterech" - pomyślała Miła, ale nie poświęciła czasu na roztrząsanie tej sytuacji. Po strzale automatycznie zaczęła czołgać się w stronę starszego brata, wiedziała, że ten będzie turlał się w dół wydmy, bo co to za zrąbany pomysł żeby właśnie w takim momencie wspinać się pod górę? No tak - jej własny, ale sukinsyn z gołą klatą nie zdechł.
“My, jesteśmy Alternatywą, dla takich zjebów jak ty dzieciożerco”. - prychnęła w głowie i wymierzyła do przywódcy bandziorów... gdy zorientowała się, co właściwie się wydarzyło. Dar dostał postrzał i pozostał na pierwotnej pozycji jakby nie mógł się ruszyć. Usłyszała klik selektora ognia i zauważyła, że wojownik dotyka swojej maski, a może głowy. Po chwili ruszył pochylony, szybkim tempem w jej kierunku. Chyba nie kontaktował co się dzieje. Żeby przywrócić mu pełną świadomość sytuacji kobieta podniosła się z piasku na cała swoją wysokość, eksponując w pełnej okazałości czemu do cholery od 20 min tarzali się w śmierdzącym, dusznym tałatajstwie.
Nie była niska, a skafander wspomagany dodawał jej dobre 30-35 cm wzrostu. W efekcie przed Bożydarem wyrósł ponad dwumetrowy chodzący czołg wyposażony w zaawansowany system hydrauliczny i opancerzony warstwami lekkiego kompozytu w białym malowaniu Alternatywy z charakterystyczną pacyfą na lewej skroni hełmu. Pancerz pozwalał na dużo - nie tylko świetnie chronił ułomne ludzkie ciało przed uszkodzeniami czy to kinetycznymi, mechanicznymi, czy biologicznymi, ale też wzmacniał siłę i wytrzymałość mięśni użytkownika. Miał wiele zalet poza może tą jedną - utrudniał precyzyjne ruchy... i cholernie długo się zdejmował.
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
Ostatnio edytowane przez rudaad : 27-08-2020 o 10:06.
Powód: format tekstu
|