Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2020, 17:15   #108
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Granie na automatach było ciekawym doświadczeniem, #17 musiał to przyznać. Co prawda nie potrafił do końca zrozumieć co w tym naciskaniu odpowiednich przycisków, w zależności od tego co pojawi się na ekranie, jest takiego absorbującego, ale jednak coś w tym było. Pogratulował sobie pomysłu by tu zajrzeć. Jak każdy jego pomysł, ten też był dobry. Nawet jeśli reszta nie potrafiła go docenić.

Jego siostra, swoim zwyczajem, bardziej była zainteresowana sklepami odzieżowymi, a ponieważ takowych w galerii handlowej nie brakowało, zniknęła gdzieś i należało przypuszczać, że nie wróci jeszcze przez kilka godzin. Co ciekawe #15 był bardzo chętny do tego by jej towarzyszyć. W ogóle od pewnego czasu łaził za nią niczym wierny pies. #16 postanowił w ogóle nie wchodzić do środka, gdy na jednym z drzew przed wejściem dojrzał ptasie gniazdo, a #13 i #14 stali w głównym holu, pogrążeni w rozmowie.

To z kolei skazywało #17 na towarzystwo #19, jedynego androida bez zaprogramowanej osobowości. A przynajmniej tak lubił o nim myśleć. Nawet #16 był w porównaniu z nim charyzmatycznym i towarzyskim osobnikiem. Ale nieważne, grunt że potrafił pojąć o co chodzi w graniu na automatach i dzielnie wspierał w grach dla dwóch osób. Jednakże po wypróbowaniu wszystkich gier jego towarzystwo zaczynało drażnić. Dlatego też #17 wyszedł z salonu i nie dostrzegając nigdzie #13 i #14, ruszył w kierunku głównego wyjścia z zamiarem dołączenia do #16.

Zastał go tam, gdzie go zostawili, w dokładnie tej samej pozycji, z tym samym durnym uśmieszkiem na twarzy, wgapiającego się w to cholerne gniazdo. #17 nawet nie podjął próby zagadania do towarzysza. Wiedział, że odpowiedź jaką dostanie, będzie krótka, zapewne ograniczona do jednego, góra dwóch słów. O ile w ogóle jakąś dostanie. Stanął więc tylko obok olbrzyma z rudym irokezem, włożył ręce do kieszeni spodni i spojrzał przed siebie.

Zobaczył dwóch dziwnych mężczyzn... Obaj byli łysi. I to nie tylko na głowie, ich ciała w ogóle zdawały się być pozbawione owłosienia. Jeden z nich dorównywał budową #16, lecz tak naprawdę obaj mieli umięśnione sylwetki. Obaj mieli też dziwnie szarą skórę, nietypową dla rodzaju ludzkiego. #17 nie posiadał podobnych osobników w swojej bazie danych. Najbardziej charakterystyczną cechą obu były jednak tatuaże w kształcie fikuśnej litery M, które mieli na czole.

- Android 17, jak przypuszczam? - powiedział niższy z nich, gdy podeszli bliżej. Na jego twarzy wykwitł nieprzyjemny uśmieszek.

#17 był zaskoczony. #16 najwyraźniej również, albowiem przestał gapić się na głupie ptaki i z poważną miną zwrócił wzrok na parę przybyszów. Wiedzieli nie tylko, że mają do czynienia z androidem, ale jeszcze z którym. Skąd? #17 spróbował nie dać niczego po sobie poznać.

- A nawet jeśli to co? - spytał.

- Mamy dla ciebie i tobie podobnych - tu rzucił okiem na #16 - interesującą propozycję...


Budynek więzienny nie był zbyt wielki, więc znalezienie więźniów nie stanowiło większego problemu, zwłaszcza dla kogoś kto był w stanie błyskawicznie się poruszać. C-SGK1 odnalazł trzy cele, które w rzeczywistości były zwykłymi pokojami, nawet niezamkniętymi na klucz. Powód tego dość szybko stał się jasny.

W każdym pokoju android odnalazł tuzin uczniów. Wszyscy, co do jednego, byli uwięzieni w dybach, podobnych do tych, które wcześniej C-SGK1 widział w "pałacu". W pierwszej chwili pomyślał, że są martwi, ale szybko się zreflektował. Byli tylko nieprzytomni, choć poziom ich energii był bardzo niski, wręcz niezauważalny z większej niż paręnaście metrów odległości. Jednak nigdzie nie było widać Chiaotzu.


Zere'el poświęcił sporo czasu na obserwację, którą ułatwiał mu jego ulepszony skaner. W ciemności nie mógłby gołym okiem dostrzec większości strażników, tylko tych z latarkami lub stojących w świetle latarni. Ale nawet na standardowym skanerze nie mógłby poznać dokładnych tras patroli. Co innego na tym urządzeniu, które zapamiętywało i nadawało nazwy poszczególnym odczytom. Wkrótce Ransan wiedział już którędy może przekraść się do posiadłości.

Mimo wszystko nie było to łatwe zadanie. Przypominało bardziej przekradanie się przez linię okopów wroga niż forsowanie ochrony jakiegoś bogacza. A najgorsze w tym wszystkim były te cholerne wieżyczki. Zapewne działały na podczerwień i z łatwością były w stanie dostrzec zbliżającego się intruza. Niestety nie było żadnego sposobu na to by dojrzeć je, przynajmniej w ciemności. Była to wędrówka niczym po polu minowym, tylko że bez wykrywacza.

Skaner pozwolił Zere'elowi ominąć czujki ochroniarzy, parę razy dosłownie w ostatniej chwili przypadł do ziemi lub skrył się za krzakiem. Teraz udało mu się to znów, lecz usłyszał nietypowy dźwięk, przypominający mu odgłos hydrauliki w śmigaczu. Wówczas zobaczył, że parę metrów od niego znajduje się niewielka wieżyczka, która właśnie obracała się w jego stronę.

Mógł zrobić tylko jedno. Uderzył. Pancerz wieżyczki ustąpił pod naporem jego pięści. Cała konstrukcja zapadła się do środka, poszły iskry, gdy nastąpiło zwarcie, a sama wieżyczka przestała się obracać. Ransan poczuł swąd spalenizny. Niestety nie uszło to uwadze dwójki ochroniarzy, przed którymi książęcy gwardzista czmychnął w krzaki.

- Kto tu jest? - spytał głupio, zapewne odruchowo, jeden z nich.

Skaner podpowiedział Zere'elowi, że żaden z nich nie przedstawia wartej uwagi siły bojowej...


Pior ruszył natychmiast, by wykonać polecenie, ale Roch pozostał w miejscu. Nadal stał wyprostowany nad ciałem napastnika, którego zabił. W jego otwartych dłoniach zalśniło jasnoniebieskie światło. Mardukowi przemknęło przez myśl, że saiyanin chce zaatakować jego, lecz pociski ki trafiły w dwójkę nieprzytomnych osobników, kończąc definitywnie ich życie.

- Niewarte uwagi śmieci - Roch wysyczał z odrazą, choć trudno było ocenić czy odczuwał ją w stosunku do zamordowanych przez siebie jeńców, czy do Marduka.

Następnie bliźniak wyskoczył w górę, a następnie skierował się w stronę ostatniego z pobitych zielonoskórych...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline