7 marca 2050, przy samochodzie Garcii
Chociaż Hector starał się nie okazywać emocji, w głębi duszy czuł się coraz bardziej skołowany i przestraszony. Przez chwilę wydawało mu się, że padł ofiarą sennego koszmaru, ale potem elementy pozornie prostej układanki przestały do siebie pasować. Jackie nie pamiętała wczorajszej kolacji. Tyler nie pamiętał spotkania w jego własnym domu. To jeszcze można było wytłumaczyć rzadką odmianą choroby psychicznej, być może upośledzeniem wynikłym z kazirodczego pochodzenia.
Ale grzyby, grające kluczową rolę w przerażającym śnie, naprawdę istniały, chociaż Hector dowiedział się o nich dopiero po ucieczce z domu Jackie! Jakim cudem zatem cała ta koszmarna wizja mogła być majakiem? A mimo to monter obudził się w pozbawionym śladów ataku mieszkaniu pani Smith.
Nowojorczyk przestawał wierzyć w integralność własnych procesów myślowych. Ostatnia uwaga miejscowego przywódcy do końca zbiła go z tropu. Mgła utrzymywała się od dwóch dni wbrew słowom Tylera, tego jednego Hector był pewien.
Latynos posiedział chwilę przy swoim samochodzie, intensywnie myśląc nad sytuacją i nie dochodząc do żadnych konstruktywnych wniosków. Rozważał opcję pójścia na piechotę do Avonmore, gdzie musiała żyć inna lokalna społeczność, ale mgła odstręczała od takiej wyprawy, podobnie jak poszukiwania stacji benzynowej i warsztatu, najpewniej już dawno temu ogołoconych z wszelkich wartościowych fantów przez lokalsów. Złomowisko kusiło, ale opinia Tylera na temat mieszkającego tam człowieka również nie wzbudzała optymizmu. Gdyby nie ta kurewska mgła, Hector przyjrzałby się okolicy z pomocą lunety Springfielda, ale kontrontacja z tamtejszym gospodarzem oraz jego psem w podobnych warunkach dobrze nie rokowała.
Walcząc z samym sobą, Hector podniósł się w końcu z kucków i poszedł w stronę domu Tylera.