Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2020, 11:57   #97
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Za wskazaniem Aurory, Leith znalazł się w lecznicy, czy raczej ogrodzie pod kopułą, gdzie znajdowały się łóżka dla potencjalnie chorych. Widać Kira uważała wpływ roślin za istotny... a może po prostu lubiła otaczać się zieleniną, kto wie? Ważnym jest, że tym razem Bękart nie musiał długo szukać. Znalazł uzdrowicielkę w pobliskim fotelu, mieszającą jakąś miksturę w misce, którą trzymała na kolanach. Na widok mężczyzny omal nie wypuściła naczynia, którego zawartość chyba była dlań cenna. Bo wpierw odstawiła miskę na stolik, a dopiero potem zapytała:
- Kim jesteś?
- Masz jeszcze tą książkę? wiesz, tą o którą się kiedyś pytałem? - odpowiedział Leith po czym rozejrzał się po pomieszczeniu upewniając się, że są sami. Zaciągnął się jego zapachem.
Kobieta zmarszczyła brwi. Jej twarz była piękna i delikatna, przez co wydawała się niezwykle młoda. Tylko szare tęczówki zdradzały prawdziwy wiek, czy raczej to, jak wiele musiały już widzieć.
- Książkę? Nie rozumiem... My się znamy? - wciąż nie potrafiła rozpoznać w młodzieńcu Leitha.
- Tak, książkę, zbiór pieśni napisany przez twoją przyjaciółkę - uściślił Leith - wiesz, recytowałaś to na głos kiedy się obudziłem, pytałem wtedy jak się to czyta.
Kira zmarszczyła brwi.
- Leith? Nie poznałam cię... ani twojej mocy. Zmieniłeś się.
Obejrzawszy, osłuchawszy i wywąchawszy pomieszczenie już kilka razy, Leith przeszedł do rzeczy. Nie przyszedł tu rozmawiać o sobie, nie żeby w ogóle był kiedykolwiek entuzjastycznie nastawiony do rozmów...
- Ona potrzebuje twojej pomocy.
- Nie powinieneś tu przychodzić... - powiedziała ze spokojem uzdrowicielka, po czym chyba powołanie przeważyło, bo zapytała - Co jej jest?
- Przeceniasz moją wiedzę anatomiczną… - powiedział mężczyzna po czym wyciągnął zapraszająco dłoń ku Kirze - nie jestem medykiem, chodź sama zobacz.
Nie poruszyła się, choć w jej oczach zobaczył wahanie.
- Nie mogę. Tula mnie wygna, jeśli się dowie.
Leith uniósł brew.
- Szkoda, że nie wygnała Kaia… Gratulacje, wygrałaś życie…
Uzdrowicielka zareagowała jakby ktoś ją uderzył, przez jej ciało przebiegł dreszcz.
- Ja... mówisz, że ona mnie potrzebuje. Powiedz, co jej jest…
Leith poruszył podejrzliwe nosem co na jego “tymczasowej” twarzy musiał wyglądać zabawnie. Mężczyzna wymownie westchnął.
- Jest… rozstrojona. Trudno mi to inaczej nazwać, zrobiono jej coś wyrafinowanego, wiesz, tak jak tylko specjalne osoby potrafią. Musisz sama zobaczyć jak to wygląda, zresztą… to miejsce na pewno ma uszy. - To powiedziawszy Leith znów wyciągnął dłoń.
- Jeśli nie wiem co jej jest, nie wiem co zabrać, by jej pomóc. - Odparła Kira, jednak nieśmiało i ona wyciągnęła dłoń. Nim jednak ich palce się spotkały, Leith poczuł jak coś podobnego ogromnej fali uderza w ściany jego umysłu. Uderzenie było tak potężne, że mężczyzna zatoczył się i opadł na kolano. Choć nie miał wielkiego doświadczenia, czuł, że gdyby nie lekcja “obrony” u Aurory, Ulv zapewne przejąłby teraz kontrolę nad jego jaźnią. Bo to nie mógł być nikt inny. Leith w jakiś sposób rozpoznawał psychiczny “zapach” ojca.
- Leith? - Kira zapytała niepewnie, przyglądając się jego reakcji.
Bękart ze złości potarł sobie czoło w jednym miejscu dogrzebując się do łysej czaszki co biorąc pod uwagę jego “tymczasową łapkę” mówiło wiele o poziomie wściekłości i frustracji. Odzyskując równowagę mężczyzna wybił się do skoku na Kirę. Kiedy jego ramiona… wróć “ramionka” zamknęły się na skrzydlatej, dwie sylwetki znikły.

“Przeklęty do dzień, kiedy kruk na niebie załopocze czarnymi skrzydłami” - pomyślał Leith o starym przysłowiu które kojarzyło mu się teraz z ojcem.

Udało mu się. Choć czy na pewno? Znów znalazł się w domku, a dokładnie w sypialni, gdzie na krześle siedziała ubrana Aurora. Jasnowłosa poderwała się na widok Leitha i Kiry. Po chwili też bez słowa ona i uzdrowicielka wpadły sobie w ramiona. Nastąpiła rozczulająca scena, a jednak coś niepokoiło Leitha. Czuł, że nie uciekł w pełni, czuł, że coś wciąż go trzyma. Od środka.
Leith zostawił kobiety same sobie po czym wyszedł przez okno, usiadł na parapecie objął i czoło łapkami.
- Jak bardzo ten “wij” będzie upierdliwy po tym gdy zabije go po raz drugi… - zapytał samego siebie pod nosem.
Cokolwiek ojciec mu zrobił, nie było to agresywne, nie w tym momencie. Niemniej jego zapach... Leith czuł go w sobie. I nie mógł z tym nic zrobić. Bo jak zmyć z siebie coś, co jest tylko w głowie?
Nagle zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany. Wiedział nawet przez kogo. Vanja czaiła się w pobliskich krzewach, jakby był kimś obcym. Chociaż w sumie... no tak, wciąż wyglądał jak “całkiem przeciętny skrzydlaty przystojniak”.
Leith potrząsnął energicznie głową jakby miał w niej wodę.
“Nie rzucaj kamieniami” - pokazał Vanji w migowym, kombinowanym języku którego używali do komunikacji kiedy już musieli coś komunikować.
Przez kilka chwil nie było żadnej reakcji. Wreszcie jednak Vanja wyszła, przyglądając mu się niepewnie. Dopiero kiedy znalazła się nieco bliżej i pociągnęła nosem parę razy, jak zwierze, odprężyła się.
“Jesteś brzydki” - zakomunikowała mu gestami.
- Mhm… - wymruczał w odpowiedzi Leith i był to najbardziej “melodyjny” mruk jaki kiedykolwiek opuścił jego usta…
Vanja podeszła jeszcze bliżej i oparła się o ścianę budynku obok Leitha.
“Kto tam jest?” - zapytała znów “migając”.
“Przyjaciółka Aurory” - pokazał, przy czym “Aurora” to było oczywiście zafalowanie widmowymi złotymi lokami. Następnie Leith zastanowił się nad kolejnym konceptem.
“Lecząca” pokazał poprzez przykładanie dłoni do widmowej rany.
“Wielka Lecząca”
“Powinniście spytać Marcusa” albo “Zapytaliście Marcusa?” - odparła Vanja, ustawiona teraz profilem do Leitha. “Zdrowa” część jej twarzy nabierała rys, tracąc dziecięce zaokrąglenia. A kiedy dziewczyna zmarszczyła brwi... Bękart pamiętał to spojrzenie. Vasco! Vanja przypominała złamanego wojownika coraz bardziej…
Leith podrapał się po głowie.
“Racja” - pokazał - “nie pomyślałem” - chciał pokazać Leith choć pokazał po prostu “nie myślę”.
“Pójdę z nim pogadać” - zaoferowała się dziewczyna, epatując swoją wspaniałomyślnością w gestach i ruszyła w kierunku wielkiego drzewa.
Jedyna pociecha jaka była teraz z machinacji Ulva była w tym, że Leith nie mógł pozwolić teraz zwiędnąć swoim uszom. Definitywnie bowiem na to się zanosiło…
Mężczyzna skupił się na swoich własnych “problemach z głową” zamknął oczy i pogrążył się w introwertyzmie umysłu ludzko skrzydlatej hybrydy…
Leith otworzył oczy rozwiewając dym sponad smolistych cieni stanowiących powieki swojego awatara, jego nocny wzrok kuły obce w tym miejscu lustrzane odłamki brokatu - diabelskie nasienie Ulva - w co nie wątpił bękart. Najwyraźniej ojciec znalazł wystarczająco ciasną szczelinę i jak to miał w zwyczaju wcisnął się w nią z całą swoją brutalnością. Musiało mu się to naprawdę podobać bo natychmiast zlał się do środka.
Czegóż można było spodziewać się po Ulvie…
Awatar Leitha przechadzał się po swoim zbezczeszczonym “domu” wściekle kopiąc kopytem szklisty pył przy każdym kroku.
Obrzydlistwo…
Jeśli spodziewał się odpowiedzi, to mógł się zawieść. Pył wydawał się pozbawiony jestestwa czy świadomości, po prostu był. I oblepiał każdy skrawek wewnętrznego królestwa Leitha oraz z każdym ruchem coraz bardziej osiadał na ciele jego avatara.
Znużony daremnością swoich działań awatar usiadł ciężko na powierzchni.
Był we własnej głowie. Skoro to był pył, szkło jakby piach.
- Hmm… - mruknął do siebie awatar i podniósł temperaturę całego otoczenia tak aż wszystko, ściany, równiny, ziemia, powietrze, zaczęło się topić z zamienić w jedną wielką chmurę dymu. Szklane odłamki nie topiły się jednak, wciąż przywierając do formy, którą przybierał świat Leitha - obojętnie czy stałej, ciekłej, czy lotnej. Irytujące połyskujące drobinki wciąż tu były.
- Leith... - dobiegł go głos z zewnątrz. Głos Kiry. Był tak skupiony na swoim wnętrzu, że nawet nie zauważył jak uzdrowicielka wyszła z chaty.
Bękart wciąż był jednak skupiony na szkle. Skoro musiało tu być, mógł przynajmniej spróbować zwabić je w jedno miejsce, manipulując kształtem wszystkiego innego, oszukać je i schować w zamkniętej przestrzeni. Zamknąć w wielkiej bańce i zakleić choćby czasowo, jak wrzód, jak raka, jak wielką tłustą krostę która tylko czeka by się rozlać przy każdym naprężeniu skóry.
Udało mu się to... może z 50% brokatu. Reszta szybko przenosiła się na to, co mimowolnie Leith tworzył jak tło, zdejmując poprzednią powłokę świata.
- Leith... powinniście porozmawiać. Ona czeka - usłyszał znów spokojny, choć jednocześnie napięty głos Kiry.
Bękart ostrożnie otworzył oczy. Spojrzał na Kirę, po czym ruszył ku chacie. Uzdrowicielka pozwoliła mu się wyminąć bez słowa, po czym sama - jak zauważył jeszcze Leith - ruszyła w głąb wyspy.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline