Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2020, 09:24   #48
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Kolejne godziny w kolasce mijały powoli i nudnie. Wóz się kołysał leniwie, krajobrazy zmieniały się niespiesznie. Droga nie była zbyt solidna, więc trzeba było uważać. Podróż więc nieco rozczarowywała. Na szczęście Basia miała dwie służki przy sobie. Nadeszło południe i krótki postój na wieczerzę i rozprostowanie nóg. Zatrzymali się niedaleko czyjejś wsi i żołnierze mieli baczenie na okolicę, co by nie powtórzyła się próba porwania. Barbara poprosiła Zuzanne by co nieco im pośpiewała, a sama oddała się lekturze pozwalając służkom na nieco odpoczynku po igraszkach z dnia poprzedniego. Gdy obwieszczono postój z przyjemnością opuściła kolaskę by rozprostować nogi.
Odetchnęła świeżym powietrzem mając świadomość, że jest obserwowana przez ciekawskie i lubieżne spojrzenia pilnujących ją żołnierzy. Może i mieli trzymać ręce przy sobie, ale spojrzenia… już nie. Bądź co bądź była bogatą wdową… młodą wdową w dodatku. Zabawna to była sprawa… na pannę młodą Basia była za stara, a na wodę była za młoda.
Ruszyła spacerem pomiędzy spętanymi końmi, które korzystały z tej chwili na popas. Czasami zerkała w kierunku wsi wątpiąc by kiedykolwiek nawet była w tej okolicy. Może gdy po raz pierwszy jechała na spotkanie z Józefem? Tamte czasy wydawały się być tak odległe.
W tym czasie służki rozłożyły koc i zaczęły przygotowywać posiłek na trawie, a Michał gawędził z woźnicą bacznie obserwując junaków. I pilnując co by się nikt Basi nie narzucał. “Nie dla psa kiełbasa”… mówiło jego spojrzenie. Magnatka podziękowała mu uśmiechem i gdy tylko koc został rozłożony dołączyła do swoich służących. Dzień był przyjemnie ciepły i kusiło by zdjąć okrywający ramiona i zasłaniający nieco dekolt płaszcz, jednak Barbara nie chciała utrudniać Michałowi pracy, tym bardziej, że cały czas towarzyszył jej niepokój.
Posiłek odbył się w spokoju i przy niezobowiązujących pogaduszkach ze służkami. Było miło i ciepło i leniwie. Nic nie zapowiadało kłopotów… do czasu pojawienia się tumanów kurzu na drodze. Ktoś się zbliżał nie oszczędzając konia. Niemniej nie wyglądało to na liczną gromadą. Ot jeden jeździec.
Barbara nie ruszyła się z miejsca, popijając wino. Wiedziała, że ktokolwiek to jest będzie musiał się najpierw spotkać z Michałem.
I tak się stało…
Mężczyzna na spienionym koniu okazał się szlachcicem. A zatrzymany przez podwładnych Michała przed nim musiał się tłumaczyć. Rozmowa ta odbywała się z dala od Basi, więc nie było słychać o czym mówią. Magnatka tylko od czasu do czasu zerkała z zaciekawieniem w tamtym kierunku, czekając aż starszy szlachcic przekaże jej wieści.
I te oczekiwania także zostały spełnione. Gnąc się w pokłonach Michał podszedł by szepnąć.
- Zostaliśmy zaproszeni w gości przez miejscowego szlachetkę.-
Barbara spojrzała w kierunku zmachanego mężczyzny, który dostarczył te wieści.
- Znasz go może? - Jej wzrok przeniósł się na górującego nad nią szlachcica.
- Nie. Ale o Strzyżewskich słyszałem. Mają majątek w okolicy. I dwóch synów bliźniaków.- wyjawił Michał. - Kawalerów.
- Rozumiem… - Barbara sięgnęła po kubek z winem i upiła nieco. - Przyjmijmy to zaproszenie. Nie mogę się cały czas ukrywać.
- Jak sobie życzysz…- Michał skłonił się i udał do sługi Strzyżewskich, by przekazać mu słowa Basi.
Magnatka powróciła do przerwanego posiłku, wiedząc iż niebawem przyjdzie im wyruszyć. Tym razem jednak nie do karczmy lecz do szlacheckiego dworu.

Posiłek potrwał chwilę, podróż dłużej. Nie mieli przewodnika, ale pan Michał wiedział gdzie ma jechać. Pewnikiem ustalił to ze sługą Strzyżewskich. Wkrótce więc do dotarli do otoczonego drewnianym częstokołem szlacheckiego dworku, gdzie brzuchaty i wąsaty szlachcic nieco młodszy od pana Michała giął się w pokłonach obok swojej korpulentnej małżonki w podobnym wieku. Gdy kolaska się zatrzymała Barbara opuściła ją i rozglądając się po obejściu podeszła do gospodarzy. Uśmiechnęła się do Michała pozwalając by on ją przedstawił.
Wymiana uprzejmości zajęła chwilę. Mężczyzna nazywał się Mikołaj a jego żona Klara. Ich synkowie mieli się wkrótce tu zjawić, bo objeżdżali właśnie ich włości. Po tej wypowiedzi zaczęła się wyliczanka ich zalet… co niewątpliwie miało zachęcić Basię do przyjrzenia się im przychylnym okiem. No cóż… powinna się przyzwyczaić do tego, że dzięki majątkowi męża była smakowitym kąskiem.
Barbara zapewniła, że z przyjemnością pozna synów gospodarzy.


A potem była wieczerza. Oczywiście Basia była gościem honorowym pośród licznie zebranej grupki… mężczyzn. Bo oprócz niej samej, zasiadał tu Michał i część jego podwładnych. Właściwie prawie wszyscy, gdyż pilnujący ją towarzysze pancerni wywodzili się ze szlachty… zaściankowej co prawda, ale szlachty. Nic więc dziwnego, że tematem rozmów były wyprawy wojenne i polityka. Basia jako niewiasta właściwie była z tych rozmów wyłączona. Podobnież jak i Klara, która nawykła do takich wieczerzy. Wydawało się że ten wieczorny będzie więc nudny dla szlachcianki. Do czasu przybycia braci… rzeczywiście byli identyczni. I całkiem młodzi mili oku.
- To moi synkowie. Miłosz i Krzesimir… stare imiona po przodkach, bo choć ród mój biedny obecnie, to i stary… wspierał piastowskich kniaziów mieczem jeszcze za czasów rozbicia dzielnicowego.- Strzyżewski pochwalił się sobą i synami.
- Chwali się dbać o rodowa tradycję. - Barbara uśmiechnęła się do gospodarza, a potem przeniosła wzrok na młodzian. Chyba pierwszy raz widziała bliźniaki, a już z pewnością dorosłe. - Jak ich Panie rozróżniacie?
- Nie da się rozróżnić i huncwotom zdarza się to wykorzystać. Na szczęście wiele rzeczy robią razem i razem dostają baty za swoje dokazywania.- zaśmiał się Mikołaj, podczas gdy obaj synkowie patrzyli na Basię łobuzersko uśmiechaj, zgięci w lekkim pokłonie… i z dobrym widokiem na dekolt jej sukni.
- Gratuluję, że udało się takich dwóch odchować, wierzę że dumni z nich jesteście. - Barbara sięgnęła do, spoczywającego niemal miedzy piersiami, wisiora drażniąc się z apetytem młodzian.
Miała wrażenie że hipnotyzuje dwa wygłodniałe wilki, gdy ich oczy wodziły za jej palcami. Bezczelne naiwną młodością twarze chłopaków bezczelnie mówiły już doświadczonej magnatce jakie były ich myśli. Niewątpliwie niejedną chłopkę na sianie wyobracali.
- Oj tak. Ino głupstwa im w głowie… zamiast myśleć o przyszłości, do przygód się rwą i pojedynków. Żeby chociaż za wojaczkę się wzięli.- zaśmiał się rubasznie ich ojciec, będąc rzeczywiście z nich dumnym.
- Gdy ojczyzna będzie w niebezpieczeństwie, ze szablą się stawim. Ale teraz szkoda rodziców samych zostawiać… zwłaszcza że żniwa przed nami.- odezwał się jeden z nich.
- I troski o starszych nauczeni, to się chwali. - Barbara zaśmiała się, a jej piersi zafalowały. - Pan Michał z pewnością by ich wojaczki nauczył i do łobuzowania zniechęcił.
- W sumie…- zastanowił się Mikołaj.- Do żniw jeszcze trochę czasu, więc dać ci ich mogę pod opiekę dziedziczko. A na sierpień byś ich puściła. Za dużo siedzą doma, od sąsiadów już skargi miewam.
- Mi tam rąk do miecza nigdy dosyć, acz to do Michała pytania czy kolejnych huncwotów pod sobą mieć chce. - Barbara skinęła na starszego szlachcica by ten głos zabrał.
- Cóż… jeszcze to przemyślę. I odpowiedź dam jutro. - odparł dyplomatycznie Michał.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy akceptując taką odpowiedź. Dla niej byli to dwaj przystojni chłopcy, mili do oglądania... jednak mogli też robić kłopoty. Sięgnęła po kielich z winem i upiła łyk.
Reszta wieczerzy minęła spokojnie… mężczyźni zerkając czasem na Basię i podziwiając jej urodę, skupili się na piciu i politykowaniu i wojnie. Tematach które niespecjalnie magnatkę interesowały i o których miała blade pojęcie. Tedy też Klara wstając od stołu zapronowała Basi łyk nalewki dobrej na “kobiece dolegliwości”, na stronie.
Barbara skorzystała z propozycji poczęstunku i zwróciła się do Michała.
- Czy wyjdziesz ze mna na chwilę? - Uśmiechnęła się przepraszająco do gospodarzy. - Potrzeba mi nieco powietrza.
- Tak pani.- odparł szlachcic wstając od stołu i ruszając za Basią.
Magnatka ujęła go pod ramię i z odrobiną ulgi opuściła gwarną salę. Na zewnątrz odetchnęła.
- Niepokoją cię młodzi Strzyżewscy? - Spytała, spoglądając na niebo i słońce chylące się ku zachodowi.
- Młodzi, przystojni i głupi… jak ja w ich wieku.- odparł ze śmiechem Michał.- Nie są groźni, choć pewnie mogą wpaść na głupie pomysły. Szczelnie zamknij okna i zasłoń je… i bądź powściągliwa tej nocy.
- Też dostrzegłeś ich wilcze spojrzenia? - Barbara zaśmiała się cicho zasłaniając dłonią usta. - Jednak przyznam, że po ostatnim napadzie miło mi będzie mieć więcej zdolnych do walki w podróży, choć i tak oddział wybrałeś mi liczny.
- Dziwisz się im ? Nie ja. Na ich miejscu też nie odrywał bym oczu od twoich skarbów.- stwierdził bezczelnie zerkając w dekolt Barbary. Rozejrzał się dookoła i widząc brak świadków wykorzystał chwil, by pochwycić Basię docisnąć do siebie… potem do ściany. Pocałował zachłannie jedną dłonią ściskając pierś przez suknię i sztywny gorset. A i tak poczuła jego palce.
- Nie oni jedni…- szepnął cicho puszczając szlachciankę.- A jeśli ja staruch na tyle się odważyłem, to zważ o czym mogli myśleć pewni siebie młodziankowie.
Barbara poczuła jak jej serce i oddech przyspieszają. Jednak dzień postu zrobił swoje i teraz czuła jak przyjemne ciepło rozlewa się po ciele.
- Pytanie…. co myślą nadal. - Wyszeptała spoglądając na szlachcica.
- Ja bym się zakraść próbował do twojej sypialni…- odparł Michał uśmiechając się ciepło.
- I myślisz, że drzwi ochronią mnie przed ich zakusami? - Barbara przesunęła dłonią po torsie mężczyzny.
- To łobuziaki. Nie bandyci.- odparł ze śmiechem Michał.
- Masz rację. - Barbara oparła dłoń na pasie, którym związany był kontusz szlachcica. - Wracamy?
- Jeśli tego sobie życzysz pani?- zapytał szlachcic cicho.
Dłoń magnatki sięgnęła pomiędzy poły kontusza zmierzając ku kroczu Michała.
- Ale nie tego sobie życzysz?- dłoń szlachcica spoczęła na piersi szlachcianki dociskając ją do ciężkich bali z których zbudowana była posiadłość Strzyżewskich. Palce wkrótce wymacały przez tkaninę spodni budzącą się do życia bestyjkę szlachcica.
- Zaniedbywałeś mnie ostatnimi czasy. - Barbara oparła dłoń na orężu mężczyzny pieszcząc go przed materiał.
- Zawsze byłem blisko, czyż nie…- Michał nachylił się całując namiętnie szlachciankę i nie zaprzestając ściskać pochwyconej krągłości dłonią, mocno i zachłannie… Basia zaś coraz wyraźniej czuła znajomy kształt… czuła rosnące napięcie i gotowość kochanka.
- Ale tak skupiony byłeś na swej pracy. - Smukłe palce magnatki sięgnęły do sznurowania spodni szlachcica. - Już myślałam, że przestałam być miła twym oczom.
- Co innego można było… uczynić. - całować począł szyję dociskając drżące ciało Basi do ściany. Ryzykowali wiele, wszak w każdej chwili mogli zostać przyłapani. Mrok i cienie mogły ich nieco osłonić, ale tylko do pewnego stopnia. Niemniej ciężko było jej o tym myśleć, gdy palcami wymacała ciepłą twardą zdobycz. Michał był rozpalony pożądaniem. Czuła to dotykiem.
- Może… udamy się do kolaski? - Zaproponowała Basia, wbrew swym słowom luzując spodnie szlachcica.
- Tak. Oczywiście…- odparł szlachcic, choć ciężko było powiedzieć na co się zgodził.
Barbara objęła palcami nabrzmiałą męskość.
Miała kochanka w garści… rozpalonego i o dzikim spojrzeniu. Jak ci młodziankowie. Michał przylgnął i całował Basię, ustami smakując jej wargi i szyję. Ściskał jej pierś namiętnie wiedząc, że broniącej jej tkaniny zerwać nie może.
Barbara czułą, że jeszcze chwilę i straci panowanie nad sobą, pociągnęła mężczyznę za jego oręż.
- Kolaska. - Wyszeptała rozpalonym głosem, czując że dociśnięta do ściany nawet nie ma jak się ruszyć.
- Tak…- szlachcic cofnął się uwalniając Basię od swojego ciężaru.
Magnatka chwyciła jego dłoń i nie zważając na nic pociągnęła w kierunku kolaski.
Dotarli do niej po chwili… stojącej pod stajnią. Michał otworzył drzwiczki i podał dłoń magnatce pomagając jej wsiąść.
Barbara ostatni raz obejrzała się na dwór nim weszła do powozu. W środku od razu usiadła na jednej z ław, czekając na swego kochanka.
Szlachcic wgramolił się do środka i zamknął za sobą drzwiczki. Usiadł naprzeciw kochanki wodząc wilczym i pożądliwym wzrokiem po jej ciele. Oswobodzona przez nią kopia wystawała spod kontusza.
Magnatka poczęła podwijać suknie odsłaniając przed szlachcicem swoje nogi.
W odpowiedzi Michał klęknął przed nią , wodząc palcami po odsłanianych udach.
- Śliczna jesteś… - wychrypiał pożądliwie.
Magnatka odsłoniła sznurowanie bielizny.
- Zdejmiesz… - Wpatrywała się w mężczyzne rozpalonym wzrokiem.
- Co tylko sobie zażyczysz…- wyszeptał chrapliwie. Jego silne dłonie chwyciły za nią. Zrogowaciałe opuszki palców potrarły rozpalone ciało szlachcianki, gdy szarpał się z nią siłą swoją i uporem zdzierając bieliznę z jej ciała.
Barbara jęknęła cicho czując to gwałtowne zachowanie.
- Ach Michale… - Wyszeptała rozchylając przed kochankiem oswobodzone uda. Mężczyzna zaczął całować i masować nagie uda powyżej podwiązek, jego język muskał czasem podbrzusze… rozpalonej pożądaniem szlachcianki. Niestety w to wszystko wmieszały się pijackie głosy dochodzące w podwórza. Część gości opuszczać zaczęła już wieczerzę.
Barbara włożyła w usta rąbek spódnicy zagryzając na nim zęby. Nie chciała by jej jęki zdradziły gdzie skryła się z kochankiem. Usta mężczyzny zaś poczęły całować jej intymny obszar między udami Basi… niewprawnie i niespiesznie… acz gorączkowo. Dłonie Michała mocno i stanowczo rozchylały jej uda.
Magnatka wiła się na kolaskowej ławie dłońmi kurczowo chwytając się jej krawędzi, a zęby coraz mocniej zaciskając na materiale sukni. Czuła, że jak tak dalej pójdzie Michał doprowadzi ją samymi swymi pocałunkami.
Nieświadom tego szlachcic przerwał swoje pieszczoty i przybliżył się do niej by ją posiąść. Całował jej ciało dekolt łaskocząc skórę brodą powoli łącząc się z nią w chwili namiętności. Jego dłonie wodziły po jej zgrabnych nogach, gdy przeszył jej kobiecość. A tam… słychać było przyśpiewki pijackie nieodpowiednie dla niewieścich uszu. Jak to mówią, gdy kota nie ma myszy harcują.
Barbara czując jak mężczyzna w nią wchodzi doszła prężąc się na ławie. Zaskoczona i rozpalona spojrzała na przeszywającego ją kochanka. Ten całował ją po szyi, dysząc cięzko i poruszając leniwie biodrami. Wypełniał ją swoja twardą obecnością co chwila wciskając w siedzenie… był blisko, ale śpieszyć się nie mógł. Barbara musiała dociskać jedną dłonią suknie do swych ust gdyż aż nadto jej ciało pragnęło okazać jak wiele przyjemności sprawia mu ta zabawa. Po kilku chwilach tej słodkiej tortury szlachcianka poczuła, że jej ciało dało ulgę w rozkoszy swojemu kochankowi. A on… może dał jej dziecko. To nie sprawiło, że przestał całować jej dekoltu, a dłonie z ud na piersi się przeniosły.
Magnatka opadła na oparcie kolaski wypuszczając z ust materiał sukni. Czy martwiła się tym, że będzie nosić dziecko Michała? Zdecydowała się na to już tamtej nocy, gdy pozbawiał ją kobiecego wianka.

Na zewnątrz panowało ożywienie w postaci śpiewów przy rozpalanym ognisku i przy piciu piwa wytoczone dla opiekunów magnatki. Michał zajęty wielbieniem uwięzionych w sukni krągłości nie zwracał na to uwagi.
- Jakże zachłanny jesteś. - Wyszeptała Barbara pozwalając sobie na żartobliwy ton. Pogładziła włosy wielbiącego ją szlachcica.
- I niecierpliwy i szalony…- przyznał cicho Michał nie przerywając pieszczot.
- Wiesz, że jeśli czyjeś dziecko noszę to zapewne twoje? - Powiedziała cicho nie przerywając zabawy włosami mężczyzny.
-Żmigrodzkiego…- cmoknął jej skórę szlachcic. I przytulił się mocniej. - Nie myśl o tym inaczej.
- Yhym… - Magnatka objęła mocno starszego mężczyznę. Michał miał rację. Powinna tak o tym myśleć. Teraz to może i było szaleństwo jednak wtedy.. wypełniał obowiązki wobec swego Pana. - Wracajmy do nich.
- Tak pani.- rzekł cicho szlachcic odsuwając się od szlachcianki.
- Wolę gdy mówisz mi po imieniu. - Magnatka spojrzała na swą rozerwaną bieliznę i sięgnęła po nią. Chwilę wahała się, w końcu jednak złożyła materiał i schowała za poduchą kolaski.
- Wybacz Basieńko…- wyszeptał szlachcic starając się pospiesznie naciągnąć spodnie na ciało. Nadal miał to lubieżnie wilcze spojrzenie, gdy wędrował wzrokiem po magnatce.
- Wyglądasz jakbyś nie miał dość Michale. - Magnatka poprawiła suknię, zasłaniając swój brak bielizny.
- Bo i nie mam. - odparł cicho i żartobliwie Michał.- Kusi by zerwać nie tylko bieliznę.
Basia wstała z ławy i pocałowała szlachcica.
- To nie ostatnia nasza noc, a i tak będą plotkować. - Pogładziła brodę, którą zdążyła już polubić.
- Wiem pani. Ale rozum jedno, a ciało drugiego… pragnie.- rzekł ciepło w odpowiedzi Michał.
Barbara żartobliwie pociągnęła nieco za brodę szlachcica.
- Co ci mówiłam o tym “Paniowaniu” mi. - Uśmiechnęła się i uchyliła zasłony w kolasce upewniając się czy nikt jej nie obserwuje.
- Wybacz Basieńko…- szepnął szlachcic i Basieńka poczuła jego dłoń zaciskającą się drapieżnie na pośladku… teraz okrytym mniejszą ilością materiału. Dzielni obrońcy Basi w tej chwili rozpalili ognisko i popijali piwo piekąc kilka kapłonów nad ogniskiem. Niewątpliwie zabawa zrobiła się bardziej rubaszna. Młodzików Mikołaja szlachcianka wypatrzeć nie zdołała.
- N..nie mam czego wybaczać. - Basia oparła się o drzwi kolaski. - Po prostu miłe mi jest slyszeć me imię z twych ust.
- Jest śliczne.. twe imię Basieńko.- mruknął Michał a jego dłoń nie przestała wodzić po napiętej na krągłości magnatki sukni. Wyraźnie i jemu było tęskno…
Magnatka odruchowo już naparła na pieszczącą ją dłoń. Czuła jak cała motywacja do powrotu topi się niczym kra na wiosnę.
- Michale. - Jej głos zadrżał gdy wymawiała imię kochanka.
- Tak Basieńko? - zapytał cicho szlachcic nie zaprzestając pieszczoty.
- Pragnę cię mieć raz jeszcze. - Cicho wypowiedziała to czego domagało się jej ciało.
- Ja ciebie też Basieńko, ale tu już mogliby nas przyuważyć.- szepnął Michał.
Magnatka zasłoniła ponownie zasłonkę.
- A teraz? - Spytała, spoglądając ponad ramieniem na szlachcica.
- Musimy być bardzo cicho…- szeptał jej kochanek podwijając suknię na pośladku dziewczyny.
- Więc… - Barbara zadrżała czując powiew chłodnego powietrza na swej pupie. - .. zasłoń mi usta.
- Jakże mógł… bym… jak?- spytał szlachcic chwytając twardą dłonią za miękki nagi pośladek Basi.
- Dłonią? Pasem… - Głos Żmigrodzkiej stawał się coraz bardziej rozgorączkowany.
Dłoń szlachcica zakryła usta, gdy przyciągnął ją do siebie i docisnął do swojego ciała. Barbara jęknęła cicho wprost w gorącą męską skórę. Czuła na swej twarzy jak chropowate są place Michała, jak silny jest. Jego palce zaś sięgnęły między jej uda, pod suknią zawędrowały między jej uda, dotykając na oślep delikatnego ciała i wilgoci jaka tam była… śladów żądzy jej i własnej. Trzymał ją mocno i władczo… jakby była jego… własnością. Szkoda że nie bardzo wiedział co zrobić z nią takiej pozycji.
Barbara naparła biodrami na jego palce, pupą dociskając się do miednicy szlachcica.
Trzymając ją swoich objęciach i całując szyję szlachcianki, pocierał na oślep podbrzusze kochanki, jego oddech przyspieszał… a apetyt, Basia czuła jego wzrost… jego moc… jego siłę. Gdyby byli bardziej sami… pewnikiem by już ją posiadł od razu. Ale w tej pozycji i z odgłosami dochodzącymi do kolaski… cóż… Michał mógł radzić sobie z organizacją orszaku. Ale nie z niewiastą w ramionach w kłopotliwej sytuacji… i pozycji.
Magnatka była ciekawa czy kiedyś spotka kogoś kto poprowadzi ją w takiej sytuacji. Teraz pozostało jej delikatnie odchylić drżącymi dłońmi rękę Michała i cicho poprosić.
- Usiądź na ławie..
Michał skinął głową i cofnął się, by usiąść na ławie spełniając jej polecenie.
Barbara uniosła nieco suknię i usiadła na nim okrakiem. Wsunęła dłoń między własne uda i zaczęła pomału opadać na kochanka prowadząc jego męskość w odpowiednie miejsce.
Dłonie szlachcica pochwyciły ją w pasie.. a po chwili jedna przesunęła się w górę. Zakryła usta Basi, gdy ta opadała ciężarem czując przeszywającą ją gwałtownie obecność kochanka. Niczym twarda włócznia drążyła jej delikatne ciało. Barbara opadła na Michała całym swym ciężarem i na chwilę zamarła wpatrując się w niego i starając się zapanować nad oddechem. Dopiero po jakimś czasie zaczęła się poruszać, przypominając sobie jak potężnego dosiada rumaka.
Niełatwo było być cicho w tej syutacji i na twardej dłoni instynktownie zacisnęła zęby dusząc jęki wzbierające w jej płucach. Mocniej szybciej… ciało drżało piersi falowały, gorset ciążył… gorączka się nasilała… a rozkosz była już na wyciągnięcie ręki. Jeszcze parę podskoków. Barbara zaciskała palce wbijając paznokcie w kontusz szlachcica. Jeszcze raz… góra… Opadając poczuła trudną do opanowania falę. Ugryzła mocno dłoń Michała, starając się zapanować nad okrzykiem.
I dotarła na szczyt wyduszajac z siebie stłumiony okrzyk… i czując że rozkosz i u niego zakończyła się eksplozją. Zgrzana opadła na ramię kochanka starając się złapać oddech. Było jej tak.. cudownie. W takich chwilach czuła, że mogłaby nie czynić niczego innego.
- Chyba nie powinnyśmy bardziej kusić losu.- szepnął z trudem Michał, gdy ich oddechy się uspokoiły.
- Yhym.. też tak sądzę… a jakoś nie mam ochoty opuszczać tej kolaski. - Magnatka wtuliła się w silne ramię.
- Może poczekamy aż posną. - odparł cicho szlachcic głaszcząc ją po włosach.- Niemniej może to trochę potrwać.
- Nie.. powinnam wrócić do gospodarzy. - Wciąż siedząc na kolanach Michała Basia odchyliła się nieco i pocałowała szlachcica.
- Powinnaś… - przyznał Michał głaszcząc palcami po jej udach i biodrach do których podwinięta suknia dawała mu pełny dostęp.
Barbara musiała zebrać całą swoja siłę woli by wstać z ud starszego szlachcica.
- Chodźmy. - Wyszeptała niechętnie poprawiając suknię.
- Tak Basiu…- Michał również zabrał się za poprawianie garderoby. Szlachcianka czuła brak bielizny i ślady żądzy w sobie i na sobie. I było coś ekscytującego w tym całym doznaniu.
Do tego jeszcze wypadało by choć przez chwilę porozmawiała jeszcze z gospodarzami. Na szczęście podróż usprawiedliwiała wczesne oddalenie się na odpoczynek. Wyjrzała jeszcze raz przez zasłonkę ciekawa czy dadzą radę wyjść niezauważeni.
To było jednakże niemożliwe. Jej obrońcy z pewnością zauważa opuszczenie kolasi przez nią i Michała.
- Może.. pójdziesz tam, odwrócisz ich uwagę i wtedy ja wyjdę? - Zaproponowała niepewnie, zerkając przy tym na kochanka
- Postaram się.- odparł Michał i wyszedł z powozu. Udał się do swoich ludzi i zrugał ich za rozluźnienie czujności. Po czym zaczął wydawać polecenia i warty wyznaczać. I ogólnie czynić nerwowe zamieszanie wśród podwładnych.
Magnatka odczekała chwilę aż wszyscy skupili swą uwagę na Michale i wtedy sama opuściła kolaskę. Spróbowałą nieco nadłożyć drogi, by dojść do wejścia do dworu od innej strony.
Udało się jej to. Choć została zauważona przez niektórych jej obrońców, to na szczęście nikt nie zauważył jej podczas opuszczania powozu. Dotarła do dworku i mogła odetchnąć z ulgą. Powoli weszła do środka, by powrócić do gospodarzy. Mikołaj drzemał już przy stole, zapewne od nadmiaru wypitych trunków, zaś Klara nadzorowała służki sprzątające biesiadne stoły. Barbara podeszła do niej i rozpoczęła typową pogadankę o kłopotach ze służbą, mając nadzieję że tak uniknie trudnych pytań.
Klara uśmiechając się przez chwilę ciągnęła te pogaduszki nim… spoważniała mówiąc.
- Dzieci są dumą rodziców. Ale czasami bywają ciężarem. Moi synkowie na przykład… ich zadziorność i młodzieńczy zapał narobił im kłopotów z sąsiadami.
- Rozumiem i tak jak mówiłam podczas kolacji… wierzę w umiejętności i siłę Michała, wiem jak radzi sobie z moimi ludźmi, którzy także na brak krnąbrności narzekać nie mogą. - Magnatka rozejrzała się po pustej sali. - Jak napsocili?
- Tak jak potrafią ludzie młodzi śmiali i przystojni. - wyjaśniła ogólnikowo Klara uśmiechając się żartobliwie.
- Wiesz jak ważne jest dla mnie, by nie gnali za mym orszakiem oburzeni ojcowie z córkami w stanie błogosławionym. - Barbara uśmiechnęła się ciepło do gospodyni.
- Nie będą… acz trzeba by im trochę wojskowej dyscypliny. - odparła cicho Klara. - Mikołaj jest zbyt pobłażliwy ich wybrykom. Wyrosną z tego… mówi ciągle.
- To już dorośli mężczyźni.. tu nie ma z czego wyrastać. - Magnatka rozumiała obawy gospodyni. Ufała jednak Michałowi i temu, że potrafi wziąć takich młodzian w ryzy.
- Rozpuszczeni jak dziadowski bicz … mężczyźni. Acz mili i przyjaźni. - westchnęła Klara zerkając na Basię.- Żadni z nich zbóje i w żadne burdy się nie wdają. Ale chłopki bałamucą pospołu.
- Ze szlacheckiego są jednak rodu i nie w rękach chłopek powinni szukać uciechy. - Basia przytaknęła ruchem głowy dając znać, że rozumie Strzyżewską. - Jak rzekłam dla mnie więcej ludzi zdolnych nosić szable tym lepiej, ale to nie moim zmartwieniem lecz Michała będą, a po śmierci Józefa i tak nadto ma roboty.
- Do małżeńskich kajdan im się nie spieszy… a i sytuacja bliźniąt… waćpani sama rozumie. Który z nich najpierwszy? Ziemi dla obu nie starczy.- westchnęła cicho Klara i skinęła głową.- Może choć jednego by się dało na służbę przyjąć, co by jeden dziedzic został na ojcowiźnie?
- Porozmawiałam z Michałem i o noc na przemyślenie sprawy mnie poprosił, a z uwagi na jego doświadczenie i pomoc wszelka muszę mu ten czas dać. - Basia uśmiechnęła się pocieszająco do gospodyni. - Nie rozróżniacie ich Pani, naprawdę? Czy żaden z nich nie bliższy roli niż wojaczce?
- Nie da się. Łobuzy zresztą często to wykorzystywali. Są bardzo bliscy sobie…- odparła z bezradnym uśmiechem Klara.
- Pytanie czy rozstać będą się chcieli. - Magnatka opatuliła się mocniej kocem. - Teraz mogę i ich obu zabrać jak Michał się zgodzi.. potem pomyślimy.
- Rozumiem.- zgodziła się z nią Klara.
- Czy któraś ze służących mogłaby mi wskazać pokój? Muszę odpocząć po podróży. - Barbara przeniosła wzrok na krzątające się dziewczyny. Była ciekawa gdzie też podziały się jej osobiste służące.
- Oczywiście.- Klara przywołała jedną z młodziutki i służek i nakazała jej poprowadzenie do komnaty w której miała spocząć tej nocy.
Barbara podążyła za dziewczyna życząc gospodyni dobrej nocy.

Im bliżej były owej komnaty, tym głośniejsze były rozmowy i szepty i żarty. Gdy doszły do drzwi, Basia znalazła swoje służki… i bliźniaków flirtujących z Zuzanną i Ewką. Służki starały się odgryzać ich żarcikom i sugestie ignorować, a młodzieńcy byli nie tylko mili ale i nieustępliwi w swoich staraniach.
Barbara weszła do pokoju od razu odzywając się stanowczym tonem.
- Prosiłabym byście nie niepokoili moich służących.
- Dyć nie wyglądają na zaniepokojone. - rzekł jeden z młodzieńców, a obaj się skłonili przed Basią.- Ot, żeśmy tylko rozmawiali.
- Tak się składa, żem słyszała na czym te “rozmowy” polegały. - Barbara zdjęła płaszcz i podała go Zuzannie. - Wasi rodzice zwrócili się do mnie z wielką prośbą i nie chciałabym im odmówić z uwagi na wasze nieodpowiednie zachowanie.
- Wybacz nam pani.- odparł jeden z młodzieńców.- Nic złego żeśmy nie mieli na myśli. Żadnej krzywdy nie planowalim.
- Och pewna jestem, że przy waszej pewności siebie na pewno oczekiwaliście od tej sytuacji samej przyjemności. - Barbara przesunęła wzrokiem po ciałach młodzian, sama zajmując miejsce w znajdującym się w pokoju fotelu. Czuła jak materiał sukni dotyka jej nagiej kobiecości, drażniąc ją niepokojąco. - Ewo czy nalałabyś mi wina.. i może naszym gościom.
- Tak pani.- odparła Ewka i zabrała się za nalewanie wina.
- Waćpani może mieć o nas najgorsze zdanie… acz nigdy niczego nie wzieliśmy siłą, ni podstępem.- odparł jeden młodzian uprzejmie, acz dumnie. No i ona musiała mu przyznać rację. Byli młodzi, gibcy i przystojni. I z pewnością przyciągali niewieście westchnienia. Ewka podała kielich wina Basi, po czym obu młodzianom, który spojrzenia teraz skupiły się na magnatce właśnie i dekolcie jej sukni.
- Zdanie mam takie jak i wasi rodzice. - Barbara oparła twarz na dłoni przyglądając się bliźniakom i bez skrupułów prezentując przed nimi swe atrybuty. - Mniej o dziewczętach myślcie, a więcej o tym za co wyżyć za lat kilka.
-Tatko jest z nas dumny.- odparła jeden z braci… tym razem ten drugi. Szeroki miał uśmiech i błyszczące oczy.- A o przyszłość martwić się nie musimy. Walczyć potrafimy, poradzimy sobie z ojcowizną. Nic nas wszak skłócić nie zdoła.
- Ziemi dla jednego starczy nie dla dwóch. - Magnatka przesunęła dłonią po krawędzi swego dekoltu.
- Jakoś sobie poradzimy… - dodał jeden z uśmiechem.- Zresztą oddać możemy się w waćpani śliczne rączki. Znajdzie waćpani nas wielce użytecznymi.
Obaj wodzili wzrokiem za jej palcami… nawet nie udając braku zainteresowania. Pili powoli wino podziwiając piękno magnatki.
- Nie potrzeba mi młodzian bałamucących służbę, wiec bym was wzięła czym innym będziecie musieli się wykazać. - Magnatka upiła wina. - A i tak miejcie na uwadze, że kiedyś rozstać się wam przyjdzie.
- Niby czemu? -zaciekawili się bracia.- Mielibyśmy się rozstać?
- Bo jak wspomniałam ziemi tu dla obu za mało, a czy obaj u mnie na służbie chcecie zostać, rodziców pozostawiając? - Barbara wysunęła w kierunku Ewy pusty kubek po winie dając znak by ta jej dolała.
- To na Ukrainę się udamy… między Kozaków. Tam ziemi sporo.- odparł dumnie jeden z braci, a drugi dodał.- Waćpani nie powinna nas bałamucących dziewki nierobów uważać. Użyteczni być potrafimy.
Pierwszy zaś wzruszył ramionami. - Czy to nasza wina, że niewiasty mają w nas upodobanie?
- To nie rozwiązuje problemu pozostawienia rodziców. - Barbara zaśmiała się. - Nie...to nie wasza wina. Przystojni z was młodzieńcy.
Wino zostało uzupełnione. I u niej i młodzieńców. Ewka krążyła z dzbanem dolewając i obdarowywana była uśmiechami, jak i spojrzeniami. Ale to Basia czuła na sobie gorący wzrok obu bliźniaków.
- Więc waćpani widzi, że na tą klątwę nie poradzimy. Zresztą żadna się na nas nie skarżyła. Co najwyżej ich rodziciele.- rzekł jeden z braci uśmiechając się ciepło. - Waćpani zresztą sama rozumiesz nasze dylematy. Tak piękna pani pewnikiem musi z bólem serca odsyłać tych amantów żebrzących o łaskę tańca z nią na każdym balu. Rączki przecie te śliczne, dwie są jeno…
Barbara zaśmiała się szczerze.
- Och niewiele o mnie wiecie, albo udajecie żeście plotek nie słyszeli. - Przyjrzała się braciom Strzyżewskim z zaciekawieniem.
- Tak… są różne opowieści. Niektóre niegodne powtarzania… za to wielce intrygujące.- odparł drugi z braci. Obaj uśmiechnęli się i pierwszy rzekł.- Ale my strachliwi nie są… a uroda waćpani prawdziwa jest i opowieści przy niej bledną.
- Och a obawiać się powinniście Pana Michała, jeśli zgodzi się was pod swe skrzydła wziąć. - Basia nie kryła, że miła jej była ta rozmowa jak i spojrzenia obu młodzian.
- Taki on straszny? Jak smok krakowski? Ino skarbu ten pilnuje…- odparł jeden z braci. A drugi dodał. - Warto zmierzyć się ze smokiem, żeby taki skarb porwać. A my… się nie boimy smoków.
- Och nie jeden smok stanie na waszej drodze. - Magnatka pokręciła z niedowierzaniem głową. - Zbyt wiele ja mam skarbów.
- Największy skarb jest przed naszymi oczami… reszta nie jest ważna. - odparł szlachcic naiwny swoją młodością. Jego wzrok wodził po jej ciele… pragnęli jej obaj, bo była śliczna i godna pożądania. Ani majątek ani nazwisko nie miało dla nich znaczenia. Ot, młode głupiutkie koguciki… młode wilczki. Szczere w swoich myślach, bo nie znające szerokiego świata.
- Wiele się jeszcze nauczyć musicie, ale nie czas mi dawać wam teraz lekcje. - Magnatka skinęła w kierunku okna, za którym panowały już ciemności. - Jeśli tak droga wam moja uroda, pozwólcie że o nią zadbam układając się do snu.
- Jeśli tego waćpani sobie życzy…- odparł jeden z braci i obaj uśmiechnęli się.- … choć noc jeszcze młoda. Szkoda marnować ją na sen.
Niemniej cofnęli się na wypadek, gdyby ich słowa nie okazały się przekonujące.
- Spędźcie ją wobec tego owocnie, ja muszę odpocząć przed kolejnym dniem tułaczki. - Barbara odprowadzała młodzian wzorkiem cały czas bawiąc się krawędzią swego dekoltu.
- Chcieliśmy… ale… cóż… może następnym razem wślizgniemy się do jaskini.- odparł żartobliwie jeden młodzieńców, gdy wychodzili… co chwila zerkając na magnatkę przez ramię. Niewątpliwie ich myśli dotyczyły piersi magnatki i nie tylko. I z pewnością wywołałyby zawstydzenie na twarzy dewotek. W końcu wyszli, a Zuzanna zamknęła za nimi drzwi.
Barbara odetchnęła i oddała Ewie pusty kielich.
- Trzeba im przyznać, że przykuwają spojrzenia. - Wyszeptała przymykając oczy.
- I języki mają giętkie.- odparła Ewka zgadzając się z Basią.
- Ciekawe czy sprawne tylko w mowie. - Barbara pozwoliła sobie na żartobliwy ton. - Potrzebuję się obmyć.
- Przypuszczam że nie… służki opowiadają że kochankowie z nich namiętni, acz…- westchnęła cicho Ewka.-... lubieżnicy wielcy. I zdarza im się często we dwóch jedno dziewczę wypieścić.
Zuzanna zaś zabrała się za przygotowanie misy, wody do niej nalewając. Na balię i gorącą wodę już zbyt późno było.
- Pomóż mi się rozebrać. - Barbara uniosła nieco spódnicę pokazując służkom brak bielizny. Chciała zmienić temat, gdyż sama aż nazbyt ciekawa była jakby to było znaleźć się między bliźniętami. - Spędziłam kilka chwil z Michałem.
Ewka od razu uklękła, by zanurzoną w wodzie szmatką zmyć ślady tej namiętności i złagodzić ewentualne otarcia. Zuzanna zaś zabrała się za rozdziewanie magnatki.Tymczasem za drzwiami słychać było żołnierskie buty… zapewne pan Michał roztropnie postawił straż pod jej drzwiami, na wypadek gdyby bliźniacy ośmielili się w nocy zakraść do “skarbczyka”.
- Czy bliźniacy byli wam mili? - Barbara z ulgą przyjęła chłód na swym nagim ciele. Barbara przyjrzała się z zaciekawieniem dziewczętom.- może niesłusznie uczyniłam wtrącając się?
- Są przystojni. - przyznała Zuzanna nieśmiało, ale Ewka dodała stanowczo.- Niemniej ich awanse były niepotrzebne. Mamy zająć się twoim potrzebami moja pani.
- I zajmujecie moje drogie. - Obmyta Basia usiadła nago na łożu. - Wierzę jednak, że nie każdemu mile jest cały czas pieścić jedynie kobietę.
- To prawda.- przyznała Zuzanna, a Ewka tylko uśmiechnęła się ciepło. I obie zabrały się za ubieranie Basi w strój do snu.
Barbara oddała się ich troskliwym dłoniom i ułożyła do snu.
 
Aiko jest offline