Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2020, 02:41   #3
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Kobieta nie mogła się zdecydować, czy długie i energiczne spacery były jednak elementem tej pustej wielkopańskiej tradycji, zgodnie z którą kobiecą rolą było właśnie przechadzać się w godzinach popołudniowych zażywając słońca oraz prowadząc długie bezsensowne konwersacje o niczym. Czy też jednak były wyrazem zdecydowania i stanowczości. Wyrazem kipiącej energii i gotowości do zmieniania tego świata, czynienia go lepszym, czynienia go światem, w którym szlachetni ludzie zajmą wreszcie pozycje awangardy, przewodników i wodzów, tych którzy siłą swoich umysłów i spektakularnością swoich dzieł wprowadzą Boski ład i przegnają wszelkie przejawy chaosu.
Chodziła wszak szybko i zdecydowanie, jej kroki wgniatały w ziemię pył i proch, przemierzała kałuże, zagajniki, łąki i pola. Robiła więcej kilometrów przed wieczerzą, niż większość panien w ciągu miesiąca, ale robiła je sama. Nikt jej nie widział, a nawet jeśli widział to tylko przez chwilę, a przez to nie mógł zauważyć, iż spacery te nie były zwykłymi spacerami. Były pełne pasji i słusznego gniewu. Pełne zdecydowania. Pełne walki z własnymi słabościami. Jeśli więc nie widzieli to mogli myśleć, że jest zwyczajną panną na wydaniu, której jedynym celem jest powić pół tuzina brzdąców, z których jeden zapewni ciągłość męskiego rodu, a reszta spędzi swoje życie na odwiedzaniu krewnych, czytaniu powieści albo długich spacerach. Spacery bowiem według jej matki mogły poprawić kształt miednicy i ułatwić rodzenie. Czyż i chłopki dużo nie chodzą, a dzieci rodzą nieomal co roku, do tego nie przerywając prac polowych? Gdy tymczasem szlachcianki potrzebują tygodnia by wstać z łóżka i kilka miesięcy by powrócić do pełnej sprawności.
Panna Pergunda lubiła jednak spacery i nawet praca nad ułożeniem miednicy nie przeszkadzała jej zbytnio. Gdyby nie to, leżałaby całymi godzinami, bowiem pomysły jej matki były wynikiem pracy jej umysłu, który był równie rozwinięty, co umysł niewykształconego sześciolatka.

W każdym razie zdecydowała, że powie wreszcie wujowi, że na wszelkich spacerach chodzi szybko i zupełnie wbrew tej całej uświęconej tradycji. To uczyni jej wyjścia znaczącymi i rozwieje raz na zawsze wszelkie wątpliwości, co do ich natury. A gdy już zdecydowała postanowiła to wykonać jak zwykle od razu. Czekanie nie leżało w jej naturze. Było dowodem zgnuśnienia i zacofania. Zrobi to, gdy zakończą posiłek i nadejdzie pora swobodnej rozmowy. I zapewne zrobiłaby tak właśnie, gdyby nie stary Richter, który znając się na właściwym porządku rzeczy jak wilk na gwiazdach, wpadł w połowie posiłku dysząc niczym krasnoludzka maszyna parowa. Pergunda nie mogła się zdecydować, czy ją to bulwersowało, czy raczej imponowało jej takie postępowanie. Wszak to też człowiek czynu, nawet jeśli bez krzty szlacheckiej krwi. Zatopiła się więc w myślach rozważając ten dylemat, gdy tymczasem ów cały Richter próbował wydyszeć jakieś wieści o dzieciach. Pergunda nie lubiła dzieci. Nie lubiła zwłaszcza dzieci własnych, a ich brak nie przeszkadzał jej w tym wcale. Cudzych dzieci też nie lubiła, bo przypominały jej o własnych (których jeszcze nie miała). Te jednak dzieci zdały się ją zainteresować na tyle, że przestała nie tylko jeść, ale nawet myśleć o tym, co czuje w odniesieniu do starego zarządcy. Dzieci tych bowiem nie było, a nawet jak się znajdą to zaraz ktoś je zabierze i nie będzie musiała ich oglądać. Zaś ich znalezienie wymagało czynu. A czyn to było to czego Pergunda potrzebowała, po trzech miesiącach w których obeszła chyba pół Imperium i przeczytała chyba połowę jego książek oraz wygrała chyba połowę pieniędzy w Marjasza. Wyprostowała się więc na krześle, co jej wuj od razu zauważył i jak przystało na hrabiego wyciągnął z tego wnioski. Najpierw wnioski pełne nadziei, a potem już takie zupełnie uzasadnione, w których wiedział co i jak się skończy. To właśnie Pergunda ceniła w wuju. Bystry umysł i rzeczową ocenę sytuacji. W zasadzie byłby znakomitym wujem, gdyby nie był kuzynem von Naubhofa, którego trzecia córka wyszła za prawdziwego wuja, ale nie jej samej, a jej matki. Znakomity mariaż swoja drogą, a sama rodzina stosunkowo bliska. W sam raz by wpaść z wizytą na kilka miesięcy.

Jeszcze przed zachodem słońca zaordynowała pakowanie, kąpiel oraz napisała długi i płomienny list do najukochańszej przyjaciółki Wolfhildy Virgen. Do tego szklaneczka koniaku, dwie partie Marijasza i przegląd spakowanych bagaży. List do brata, który odkładała zdecydowanie zbyt długo oraz kilka słów dla ojca z notatką, aby pozdrowił matkę. Rano jeszcze musiała napisać sześć listów do krewnych w różnych częściach Imperium, tak jak nakazywała jej pozycja społeczna. I już w zasadzie mogą się zająć sprawą zaginionych kmieci… dzieci kmieci. Do czynu!
 
__________________
by dru'
druidh jest offline