01-08-2020, 22:04
|
#410 |
| 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla
Na wpół ludzie, na wpół cienie kreśliły w ciężkim powietrzu łuki śmiercionośną stalą wydobywając ze starych kości głuche łupnięcia. Pośrodku niczym stos starożytnego księcia płonął sarkofag Arldorfa, grzebiąc na zawsze doczesne szczątki czarodzieja, przeklęte, czy nie. Serca młodej adeptki wciąż mroził nieokreślony strach. Zbyt wiele pewnie patrzyła w emanacje dahru i niepokój ów mógł pozostać z Olivią na długo. Piętno czarodziejów, stąd tak nieprzystępni, tak inni, obcy i niepokojący.
Wsparła się na płonącej miotle, światło ognia i magii mieszały się, jak aktor z podwójną maską, grający na raz dwie role, zwymiotowała. W tym prymitywnym akcie oczyszczenia była wszak prawdziwa moc. Panna Hochberg pozbyła się bardziej niesmaku niż żołądkowych treści. Płomienie z sarkofagu bardziej oślepiały niż pozwalały coś zobaczyć. I znów ją przytulił, uścisnął za rękę, a adeptki nikt, nawet kijem. Choć przykro jej było wspomniała znów niemowlę pozostawione w świątyni Morra, ofiara czy nie, ale asumpt do życia. Może kiedyś potężna jak Katherina, zobaczy syna, może nie takiego jak Leto.
Wreszcie Felix puścił Saxę i wymachując toporem pognał ku machinie nieumarłych kierując uwagę czarowników na laskę. Myśli Olivii już koło artefaktu krążyły, ale nie miała odwagi. Cóż ona, adeptka mogła wiedzieć, skoro potężna czarodziejka nie mogła podjąć działań, a może i ona się bała. Podzieliła uwagę między kostur i zatruty nóż, znów wzywając Valdis.
- Nóż weź, uważaj zatruty, przez rękawice com ci dała.
Nie czekając na odpowiedź zbliżyła się ku kosturowi, już znów kierując zmysły w eter, wyjęła spreparowany dzwoneczek z kością umarlaka i skupiona splatała wiatry, wzywając dźwiękiem niesłyszalnym, siły Dharu do ujawnienia. Kucnęła przy artefakcie wyciągając rękę. |
| |