7 (?) marca 2050, w ogrodzie Tylera
Hector zdjął z ramienia karabin, odłożył go bardzo powolnym ruchem na zmurszałą beczkę służącą gospodarzowi za kompostownik. Nie wiedział, czy pani Tyler obserwowała go zza futryny któregoś z okien, ale pomny prośby mężczyzny, nie zamierzał jej niepotrzebnie denerwować.
- Muszę się do czegoś przyznać - powiedział po krótkiej chwili milczenia - Nie byłem z tobą do końca szczery w pierwszej rozmowie, bo nie wiedziałem, na ile mogę ci zaufać.
Pracujący nad grządką Tyler odwrócił w stronę montera głowę, w oczywisty sposób zaintrygowany jego słowami.
- Nie bez powodu pytałem o grzyby - Latynos uniósł dłonie w przepraszającym geście - Tak naprawdę to one są powodem mojej obecności w okolicy. Badam pewne… incydenty. W ostatnim czasie jest coraz więcej napaści z ich strony i bardzo często ataki te poprzedza silna mgła. Taka jak dzisiaj. Obaj jesteśmy zdania, że jest w niej coś dziwnego.
Garcia oderwał spojrzenie od Tylera, podniósł głowę w górę próbując przebić wzrokiem gęsty mleczny całun wiszący nad Caligine.
- Mam złe przeczucie - dodał ściszonym teatralnie głosem - Jeśli mutanci są w okolicy, taka anomalia stwarza im idealne warunki do napaści. Chciałbym, abyś ostrzegł swoich sąsiadów. Istnieje spore ryzyko, że w nocy stanie się coś złego. Być może się mylę, ale jeśli nie, nie chcę mieć na sumieniu niewinnych ludzi.