Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2020, 17:33   #53
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - 2519.I.13; bzt (5/8); wieczór

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Stare Miasto; karczma “Śledzik”
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: półmrok, gwar karczmy, ciepło na zewnątrz ciemno, pogodnie, mroźno


Versana



Władca zimy dzisiaj okazał swoją łaskę nadmorskiemu miastu. Pewnie poszedł wymrozić inny kawałek tego rozległego kraju. Bo nawet po zmroku powiew był ledwo wyczuwalny na twarzy a niebo ładne i bezchmurne. Chociaż oczywiście nadal było mroźno. Z tego wszystkiego szykował się ładny, zimowy wieczór. A to sprzyjało ruchowi na ulicach gdy nie trzeba było się zmagać z zadymką jaka ostatnio często hulała po ulicach.

Versana musiała przedostać się przez rzekę by dotrzeć do tej części miasta gdzie pierwotnie wznosiła się wioska rybacka. Trzeba było więc przejechać przez most zawieszony nad rzeką który był jedynym stałym połęczeniem spinającym obie części miasta. Chociaż przy takich mrozach jakby się nie natrafiło na jakieś słabsze miejsce to pewnie dałoby się przejść po lodzie z jednego brzegu na drugi.

Ale bez przeszkód tak kupiecka wdowa jak i jej ochroniarz dotarli do “Śledzika”. Czyli najstarszej karczmy w mieście która przed wybudowaniem nowych dzielnic była jedyną tawerną w dawnej osadzie rybackiej. No ale dawniej to pewnie wystarczyło na potrzeby samych rybaków. A jednak mimo upływu dekad coś z ducha dawnych czasów dotrwało tu do dzisiaj. Zaczynając od tego, że nadal to był ulubiony lokal tutejszych rybaków, zwłaszcza tych co nadal mieszkali na terenie Starego Miasta czyli dawnej wioski rybackiej.

Tym razem to Kornas był przewodnikiem dla swojej pani. W końcu to on tutaj był wcześniej to wiedział z kim i o czym rozmawiał. Dlatego i teraz podszedł do baru i przypomniał o sobie karczmazowi. Ten prawie od ręki wskazał mu na jeden ze stołów przy którym królował niziołek ubrany w krzykliwe szaty. Siedziało tam parę innych osób z czego jeden czy dwóch wyglądało na jego obstawę. Kornas podszedł do nich i chwilę znów rozmawiali po czym ochroniarz wrócił do swojej pani.

- Ten niziołek to impresario. Powiedział, że ma dla mnie walkę. I da mi znać jak będziemy szli. Ale na razie mam tu poczekać. - łysy mięśniak streścił swoim piskliwym głosem przebieg swojej rozmowy. Zostało więc im zająć któryś ze stołów i czekać. Gości było sporo. Ale czy to ze względu na te walki czy zawsze tak tu było to ani młoda wdowa ani jej ochroniarz nie bardzo mogli ocenić skoro zwykle się tutaj nie zapuszczali.

Versana miała aż nadto czasu by przemyśleć swoje spotkanie z kapłanką Shallyi. O łodzi pełnej Norsów nie wiedziała zbyt wiele i jej rozmówczyni odniosła wrażenie, że kapłanka się tym specjalnie nie przejmowała ani nie interesowała. Albo chciała sprawiać takie wrażenie. Może i prawdziwe bo jakaś łódź piratów i rabusiów rozbita w głębi rzeki nie bardzo wpasowywała się w zainteresowania i schemat działania świątyni w mieście skoncentrowanej na niesieniu pomocy.

O samej kobiecie z kazamatów nie mówiła już zbyt wiele. Jakby chciała oszczędzić jej sromoty i by ujma nie spadła na jej bliskich. Wydawało się, że owa zatrzymana nie pochodzi z samego miasta ale Versanie nie udało się dowiedzieć skąd w takim razie się wzięła w miejskich lochach.

Rozmyślania i czekania przerwało jej zjawienie się Łasicy. Koleżanka bez skrupułów dosiadała się obok niej z miejsca machając ręką w stronę kelnerki. Przy okazji obrzuciła jej figurę i wdzięki zawodowym spojrzeniem. - Średnia. - oceniła w ramach przywitania sadowiąc swój zgrabny kuperek na ławie obok Versany. - No to jestem! Kogo dzisiaj chędożymy? - zapytała wesoło więc chyba miała dobry humor a przy okazji klepnęła udo koleżanki i poufałym gestem przytrzymała chwilę swoją dłoń w tym miejscu. Puściła gdy kelnerka wróciła z kuflem dla niej i mimo tego, że uznała ją za średnią to jednak trzasnęła ją w tyłek zupełnie jak to zwykle czynili mężczyźni.

- Wróć po resztę! - zawoałała za nią do jej pleców nieco chyba pesząc dziewczynę dla własnej złośliwej uciechy. No a gdy już miała swój kufel i wokół było trochę spokoju to mogły sobie porozmawiać skoro i tak czekali na znak od impresario.

- Rozejrzałam się po obejściu naszej uroczej blondyneczki. - oświadczyła swobodnie jeszcze z początku nie bardzo było wiadomo o którą blondynkę chodzi. Ale to szybko się wyjaśniło. - Ale jest zima. Jakby śniegu nie było albo na odwrót, jakby sypało od groma no ale tak… - ciemnowłosa łotrzyca rozłożyła ramiona na znak, że ta aura znacznie przeszkadza w skrytym podchodzeniu celu. W końcu nawet średnio rozgarnięty strażnik mógł zorientować się, że na śniegu są nowe ślady jakie prowadzą w głąb posesji. Co innego w lecie czy po prostu jak tego śniegu nie było. Albo jakby sypał by utrudnić widzialność i prawie od ręki przykryć świeże ślady. No ale ostatnio ta aura nie bardzo sprzyjała takim podchodom.

- Ale chyba coś znalazłam. - mimo tych niesprzyjających okoliczności ciemnowłosa hedonistka uśmiechała się bezczelnie do koleżanki. - Jak będą robić ten bal w Festag będą brać dodatkowych ludzi do obsługi. Postaram się wkręcić. Jak się da to na kelnerkę to bym mogła chodzić na salonach między gośćmi. - wyznała wesoło takim tonem jakby szanse na złapanie takiej fuchy były w zasięgu jej zgrabnych rączek.

- Tylko jak się dostanę to nie wiem czy dam radę przyjść na to nasze małe kocie spotkanie. - sapnęła cicho krzywiąc na chwilę usta gdy złapała za kufel i tak go chwilę trzymała nieruchomo. W końcu wzruszyła ramionami i roześmiała się. - O nie! Nie odpuszczę naszej koteczce! Jak mnie wołami nie zaciągnął na służbę do tej drugiej to się tam zjawię i wam pokażę! Jak się służy szlachetnym i pięknym paniom! - złożyła żartobliwą pogróżkę nie chcąc opuszczać umówionego spotkania z Louisą. Ale jednak na razie nie było jeszcze wiadome czy gdyby miała też dostać się jako służba do domu van Hansenów to czy to nie pokrzyżuje jej pierwotnych planów spotkania na jakie tydzień temu umówiły się z ładniutką łowczynią heretyków.

- No a co u was? Jak Kornas? Jesteś gotów obić komuś twarz? Bo twoją jak ktoś obije to chyba zbyt wielkiej różnicy nie będzie to powinieneś mieć przewagę. - gdy Łasica na szybko streściła co się działo u niej od ostatniego spotkania z Versaną w “Mewie” i naszkicowała swoje plany na nadchodzący Festag to nadal dość wesołym i zawadiackim tonem zagaiła o relacje z drugiej strony. - A w ogóle to gdzie mają być te walki? I kiedy? - dopytała się już bardziej Versany niż jej ochroniarza który nie słynął ze zbyt wielkiego polotu w dyskusji.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: półmrok, chłód, cisza


Strupas



Dzień mijał a może noc czy wieczór. Pod ziemią panowały dość jednolite warunki i łatwo było stracić rachubę. Ale przynajmniej zimowa aura nie miała dostępu do trzewi groty gdzie odmieńcy mieli swoją kryjówkę. A i w przyjaznej atmosferze z bratnimi duszami czas jakoś zdawał się płynąć szybciej.

Koniec końców pojedynczo i grupkami wszyscy co mieli być to zjawili się u Opal. Czy raczej przed jej chatą. Kryształowa czarownica pozwoliła im pracować ale na zewnątrz. Tam gdzie zwykle gotowała coś na ognisku i był całkiem przyjemny i użyteczny kącik z półkami zrobionymi i z drewna i kamienia. Wiedźmooka nazywała ten kącik zewnętrzną kuchnią. Ale do ich potrzeb w zupełności wystarczało. Sama gospodyni dość szybko zniknęła w swojej cebulowej chacie i reprezentowała ją tylko cyklopia dziewczyna. Chociaż gdy już wszyscy co mieli się zjawić to się zjawili to i ona ich zostawiła w spokoju gdy już pokazała im gdzie są te wszystkie gary, kociołki, noże, tasaki i cała reszta. Warsztat do pracy mieli więc całkiem dobry a i pomysłów co niemiara.

Właśnie z pomysłami było najwięcej zgrzytów. Bo chociaż ogólny zamysł Strupasa każdy pojmował jak to ma w założeniu wyglądać to jednak każdy chciał ten pomysł zrealizować na własny sposób. I przekonać do tego innych na co ci inni nie bardzo mieli ochotę dokładnie z tych samych względów. Momentami więc ta “prace koncepcyjne” bardziej przypominały kłótnie i to taką tuż przed tym nim dojdzie do rękoczynów. No ale musieli wreszcie ustalić jakiś jeden sposób. Nie dało się wrzucić wszystkiego co mieli do padliny jakiegoś warchlaka jakiego mieli do dyspozycji jako nośnik tej trutki. A raczej dałoby się no ale dość trafnie spuentowała to Wiedźmooka gdy za którymś razem przyszła sprawdzić jak im idzie. I poprosić by się nieco przymknęli bo mistrzyni nie może się skupić na własnej pracy.

- Ale to śmierdzi. - cyklopia dziewczyna poruszyła nozdrzami by dać temu wyraz. Grupka trucicieli popatrzyła na siebie, na nią i w ogóle dookoła. Raczej mało kto z nich woniał kwiatkami a i to nad czym pracowali także. - Ja bym nie chciała jeść czegoś takiego co tak już na starcie zajeżdżą. - pomocnica Opal skwitowała tak ich wysiłki no i musieli jeszcze raz przemyśleć jak to wszystko oporządzić. Jakoś tak to trzeba było załatwić by ten upolowany warchlak był jak najbardziej podobny do upolowanego warchlaka a nie do takiego naszprycowanego każdą trutką jaką dało się w niego wcisnąć. Zwłaszcza jak ci rogaci mieli lepszy węch niż ludzie. Temat kto i jak dostarczy tego zwierzaka w pobliże zwierzoludzi na razie nie był poruszany. Zapewne każdy po cichu zakładał, że nie padnie na niego. Chociaż Kopf miał zwyczaj powierzania wykonanie zadania jego pomysłodawcy. Czy tak to chciał rozwiązać i tym razem to jeszcze nie było wiadomo.

Tak czy siak w końcu wypracowali coś kompromisowego co mniej więcej po trochu satysfakcjonowało wszystkich trucicieli. I właściwie zostało wrócić z gotowym efektem pracy do wodza i sprawdzić co się stanie. Zanim jednak do tego doszło znów przyszła do nich cyklopia asystentka Opal. Tym razem jednak by poprosić Strupasa do mistrzyni. Więc garbus musiał opuścić swoich towarzyszy i znów znalazł się na tym samym miejscu co o poranku. Nawet gospodyni siedziała też na swoim stałym miejscu no ale podobno zazwyczaj tak odbywały się wizyty u niej.

- Zastanawiałam się nad twoimi słowami. Mówisz, że chcesz służyć Ojczulkowi? - zapytała raczej by dać znać o czym zamierza porozmawiać a nie by się naprawdę pytać. - Zacznijmy od tego, że nam, śmiertelnikom, ciężko jest ogarnąć plan boskich istot. Ich plany mogą nam się wydawać bez sensu ale po prostu mamy zbyt wąskie horyzonty by pojąć taką nieśmiertelność mądrość. - wiedźma uśmiechnęła się oszczędnym, skromnym uśmiechem by przypomnieć jakimi są marnymi okruchami by próbować zrozumieć ich boskich patronów.

- Czy poddałeś się już próbie Strupasie? Czy zostałeś pobłogosławiony przez Ojczulka? - zaczęła od pytania. Garbus mimo swojego paskudnego wyglądu jednak cieszył się dobrym zdrowiem i byle schorzenie się go nie imało. A to znacznie utrudniało mu przyjęcie błogosławieńswa Ojczulka za jakie właśnie uważano wszelkie schorzenia. Im było bardziej niebezpiecznie a ktoś je przetrwał tym wydawało się, że powinien się cieszyć większymi względami u Pana Plag. No ale im bardziej niebezpieczne schorzenie tym większe było szanse, że jedna wykończy pechowca. Więc to nie było wcale takie proste z tym błogosławieństwem. No ale widocznie Opal nie wymagała odpowiedzi tylko dała mu do myślenia bo tylko na chwilę zawiesiła głos i spojrzenie po czym ciągnęła dalej.

- No i są te białe gołębice. Oj są solą w oku Ojczulka. Straszną solą. Wszystko psują. - kobieta z żywego kryształu pokręciła głową i przybrała trochę żartobliwy ton jakby skarżyła się rodzicowi na krnąbrne dzieci. No ale jednak nie było tajemnicą, że kapłanki Shallyi lecąc i uzdrawiając potrafiły zatrzymać i cofnąć nawet wspaniale rozwijającą się zarazę. W mieście była ich kapliczka chociaż niezbyt wielka i trudno było powiedzieć by miała dominującą pozycję. Ale z oczywistych względów gdy wiecznie był ktoś biedny, głodny, chory i potrzebujący to kapłanki cieszyły się powszechną sympatią i ciepłymi uczuciami wszelkich warstw społecznych.

- Gdyby ktoś zabrał się zrobić porządek z tym gołębnikiem no to kto wie? Może Pan Plag spojrzałby nieco przychylniej na kogoś takiego? - Opal nie doprecyzowała co ma na myśli, ze “zrobieniem porządku” ale Strupas wyczuwał intuicyjnie, że im większe szkody by im uczynić tym większa była szansa na łaskę mrocznej potęgi. Gwarancji nie było bo jak to zaznaczyła na początku wieszczka trudno było zrozumieć zamysły ich nieśmiertelnych władców no ale na ten śmiertelny rozum to wydawało się to mieć swoją logikę.

- Oczywiście poświęcenie duszy takiego sługi bożego też mogłoby przykuć uwagę. - wiedźma uśmiechnęła się z nieukrywaną ironią i złośliwą satysfakcją. Złożenie ofiary z kapłana który trafiłby pod nóż na chwałę patronów ofiarodwadcy też było cenne. A czyż była by większy dar dla Pana Plag niż dusza kapłanki Białej Gołębicy? Kryształowa gospodyni dała chwilę garbusowi na przetrawienie takiej wizji.

- No bo już nie mówię gdyby udało ci się przekabacić którąś z nich na naszą stronę. - dodała jakby na zakończenie. To rzeczywiście wydawało się skrajnie trudne. By jakiś kapłan od tych słabych, południowych bogów zboczył tak bardzo by stać się wyznawcą Mrocznych Potęg. By kapłanka Shallyi została wyznawczynią Pana Plag? To wydawało się skrajnie mało prawdopodobne. Chociaż w opowieściach zdarzało się pełno skorumpowanych szlachciców, inwkizytorów, kupców i kapłanów, ludzi na pozór szlachetnych i dobrodusznych. Inna sprawa, że za takie nieostrożne powtarzanie takich historii można było trafić pod sąd a nawet o kazamat.

- I jest jeszcze coś. - wiedźma zaczęła mówić ponownie gdy już wydawało się, że wyczerpała temat. Ale ledwo zaczęła a wzięła się za rozpalanie swojej długiej i zdobionej fajki podobno zrobionej z kości jej poprzednika. Albo poprzedniego wodza. Albo swojego niedoszłego zabójcy. Albo potwora który w dziczy chciał ją rozszarpać a to jednak on się stał jej ofiarą. W każdym razie wersji historii wiedźmiej fajki było wiele ale łączyły się w tym, że mogła być zrobiona z jakiejś długiej kości. Ale była pięknie zdobiona no i właśnie miała kościaną barwę. A Opal podobno sięgała po tą fajkę gdy musiała się skoncentrować i przemyśleć coś. Albo rozluźnić. Znów różnie to na wiosce o tym paleniu fajki gadali.

- Lily. - powiedziała jedno słowo wydmuchując pierwszy buch. Zaraz do nozdrzy garbusa doszła przyjemna woń palonych ziół które pewnie można by używać jako palonego kadzidełka. - I jej płodność. - doprecyzowała wpatrzona gdzieś w ścianę swojej chaty. Przez chwilę milczała zaciągając się ponownie i po chwili wolno i daleko wydmuchując kłąb dymu.

- Zapytałam swoich kości. I wskazały mi na nią. - mówiła to tak jakby taki wynik i ją samą zadziwił. - I jej płodność. A patrząc po tym co u nas wyczynia to na pewno nie ma z tym kłopotów. Wąż jej w tej materii okazał się jej bardzo łaskawy. - pokiwała głową jakby ten temat był jej bardzo dobrze znany. Ale w końcu była nie tylko wyrocznią ale też położną i zielarką, doradczynią, pocieszycielką i matką dla tych wszystkich co własnej nie mieli.

- Z jej losem jest związany los… kogoś innego. - zawahała się i zmrużyła oczy. Wpatrywała się w pustą ścianę jakby tam miało być coś co jej pomoże sprecyzować swoje myśli i słowa. Może i było bo zaraz zaczęła mówić dalej.

- Wydaje mi się, że to mężczyzna. Ale nie jestem pewna. To jest ktoś z nią związany. W przeszłości lub przyszłości. Może znała kiedyś tą osobę. A może dopiero pozna. - kobieta z żywego kryształu lekko rozłożyła dłonie na znak, że aż tak dokładne kości nie były więc obie wersje są równie prawdopodobne.

- W każdym razie w ten lub inny sposób oboje się zapewne spotkają w jednej płaszczyźnie rzeczywistości. I ten ktoś będzie albo był, bardzo zainteresowany Lilly. I jej płodnością. Okaże się to bardzo cenne. - Opal znów zmrużyła oczy wpatrując się w ścianę jakby z niej czytała to wszystko o czym mówiła. Chociaż dla garbusa wyglądała na zwykłą, niezbyt interesującą ścianę.

- I właśnie ta osoba, ma jakieś zamiary. Plan. Co do Lily. I ta osoba może się okazać twoim sojusznikiem. Nie wiem na jakiej zasadzie. Ale widzę cień aury Ojczulka jaka się wokół tej osoby roznosi. Być może więc okaże się, że macie zbieżne plany. Albo nie. Trudno powiedzieć coś więcej. - wiedźmia na koniec rozłożyła ręce i pozwoliła sobie zaciągnąć się swoją ulubioną, kościaną fajką. Wyglądało na to, że skończyła temat o jaki rano pytał jej gość.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline