Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2020, 22:37   #439
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Anna tymczasem dotarła za róg. Pierwsze co ujrzała to leżąca na klepisku noga. Wokół niej ciągnęła się masa szkarłatu. Dalej leżał miecz Eberharda skąpany we krwi. Wokół niego niczym pęknięta narośl rozlewała się zawartość wyrwanego jelita. Dalej leżała druga noga wyrwana wraz z kością biodrową. To do tego miejsca prowadził szlak z wijących się jelit. A jeszcze dalej, tam gdzie światło jeszcze nie zdążyło przebić mroku widać było wielki i włochaty kształt.

Zakonnica poczułą jak strach i rozpacz ściskają jej gardło. Czy.. czy to Walter? Czy.. już nie jest w stanie go ocalić? Na miękkich, drżących nogach ruszyła dalej.
Francisca cicho przesuwala się za siostrą. W całkowitej ciemności nie było widać że całkowicie zbladła. Ledwie omotla spojrzeniem podłogę i utkwiła wzrok w kształcie pod ścianą. Chwilę później juz wiedziala cos nowego.
- Czerpie moc z... młota Waltera. I... z katedry - to nie miało za wiele sensu, ale nie mieli czasu na filozoficzne dyskusje.

Witold wzniósł lewą dłoń, a światło spowiło tunel. Kształt natomiast oderwał się od posiłku i ukazał w pełnej krasie.


Istota swym cielskiem praktycznie wypełniała niewielki tunel. Z jej boku sterczał nadal wielki topór. W szponach trzymała resztki człowieka, najwyraźniej ghula z jakim przyszło im walczyć w ciemnym tunelu. Na ramieniu nadal miała część naramiennika noszonego przez Waltera. Trzymał się podobnie jak kuty napierśnik. Koszulka kolcza była rozerwana kompletnie i tylko kilka jej ogniw zostało w okolicy ramion. Bestia miała kły dłuższe niż smukłe palce Francisci a zakrzywione szpony były niewiele krótsze niż mizerykordia Gerge.

Właśnie on teraz ścisnął mocniej dłoń Anny i pociągnął ją delikatnie do tyłu. Sam chciał ją ochronić, choć to wydawało się niemożliwe. W oczach potwora płonął szał.

Hugin przecisnął się obok nich opuszczając włócznię. Broń tak nieporęczną, jak tylko można sobie wyobrazić. W ciasnym tunelu, gdzie nie da się wygodnie iść dwójce ludzi ramię przy ramieniu miał tak naprawdę jedną szansę na trafienie, bo jeżeli tylko przeciwnik ją ominie, to Hugin nie będzie mieć żadnych szans na to, żeby ją w jakikolwiek sposób odwrócić.

Ale Hugin miał też coś wyjątkowego. Dzięki przezorności Eberharda na końcu drzewca światło emanujące z dłoni Witolda odbijało się w srebrnym ostrzu.

Wszyscy już teraz widzieli odmienioną postać towarzysza. A słowa Franicsci przypieczętowały wyrok. Młot z jakim się nie rozstawał. Katedra pełna świętych symboli, które tyle lat dawały mu siłę…

Ranna i rozwścieczona bestia była Walterem Weismuthem

- Nie zabijajcie go! - Anna skupiła wzrok na wilkołaku. Nie chciała by Walterowi stała się krzywda.. Służył Panu. Potrzebowali jego siły. Cicho zaczęła szeptać słowa modlitwy.
Francisca nie była wcale pewna polecenia Anny. Nie darzyła Waltera szczególną sympatią i uświadomiła sobie, że o ile jej jadłospis kończył się na bobrzym ogonie, to Waltera zdecydowanie nie. Przełknęła ślinę, a przed jej oczami zaczęły tańczyć niewielkie jaśniejące plamki. Ghul został zjedzony, ale gdzie był wampir? I czy Walter w swojej postaci był rzeczywiście mniej groźny od martwego szlachcica? To wszystko odwracało jej uwagę od wieczerzy. Zrobiła krok do tyłu i wyszeptała:
- Gdzie jest więc wampir?

Anna spojrzała na wilkołaka. Z jakiegoś powodu w jej głowie pojawiły się słowa Waltera sprzed kilku dni. Słowa o sile modlitwy potrafiącej utrzymać bestie w miejscu. Ale coś poszło nie tak. Bestia… Walter? Potężna istota patrzyła w oczy dziewczyny. Jej cielsko tarło o ściany gdy ruszyła wprost na nią. Anną targało zwątpienie. Po chwili ciężka łapa sięgnęła w stronę zakonnicy ze szponami wielkimi niczym sierpy.
- Wampir to teraz naprawdę nie jest zmartwienie - powiedział Gerge próbując zasłonić Annę własnym ciałem.

Jednak ona dotknęła futra potwora. Chciała go uspokoić. Oczy Waltera na moment zmętniały. Ale to był tylko moment. Wyostrzyły się, a potwór zaczął drugą łapą szarpać Annę.

Gerge wbił miecz w jego brzuch. Choć bestia chyba nie poczuła bólu. Raczej poczuła zainteresowanie osobą inkwizytora. Ciało Anny niczym szmaciana lalka poszybowało na ścianę, by po chwili opaść bez tchu.

Zakonnica odkaszlnęła podnosząc się z podłogi. Nie mogła pozwolić by Gerge się coś stało. Była ciekawa czemu Pan nie zatrzymał bestii… czyżby nie postąpiła słusznie? Przygryzła wargę wstając z klęczek. Zaczekała aż bestia obróci się do niej tyłem i ruszyła biegiem w kierunku bestii, chcąc jeszcze raz spróbować ją uspokoić.

Francisca była gotowa zgodzić się z Gerge, gdyby prowadzili teraz jakaś ciekawą rozmowę przy kolacji. Niestety to nie była kolacja, a przynajmniej nie ich. Nie rozumiała dlaczego siostra Anna tak bardzo chce dotknąć potwora, ale ktoś kto potrafi manipulować obecnością duchów, mógł również uspokajać potwory dotykiem. Miała przynajmniej taką nadzieję.
- Walter, bracie, uspokój się - krzyknęła zmieniając swoje miejsce tak, aby potwór ustawił się do Anny plecami.

Eberhard tylko wpatrywał się w bestię. Na moment ona też spojrzała na niego. Ułamek chwili. Mniej niż oddech. Niż bicie serca. A jednak coś zaszło. Wilkołak-Walter zamarł. Opadł na kolano i na pazurzaste dłonie. Nadal klęcząc był wyższy niż Franciszka, czy nawet Gerge. Ale wszyscy wiedzieli, że Czerwony Kapłan jakoś zatrzymał szaleńczy pęd bestii.

Stał prosto. Kłykcie pobielały mu na ściskanym w dłoni mieczu. Na wąsie pojawiła się maleńka stróżka krwi.

- Walterze już dobrze. Jestem tu - Eberhard ruszył w stronę swojego przyjaciela nie zważając na nikogo. Minął zszokowanych inkwizytorów a nawet delikatnym ruchem dłoni przesunął dzielnego Hugina. Który stanął przed Wilkołakiem gotowy bronić, za cenę być może nawet życia swoich braci. - To musiał być ogromny ciężar przez lata. - przemówił czule. Zbliżając się na wyciągnięcie ręki - Są bracia którzy niosą więcej niż inni. - położył Walterowi-Wilkołakowi rękę na ramieniu. Mistrz Eberhard sam posiadał stalową wolę, inaczej chyba nawet on nie zdecydowałby się na ten krok. Jeden cios Wilkołaka mógłby go teraz rozerwać na pół. - Musi być w tym boski plan. Przeżyłeś by móc dalej służyć naszej wierze. Gdyby nie ta przemiana tamten cios…. Byłby śmiertelny. - Eberhard okazywał wsparcie przyjacielowi. Jednocześnie wprost deklarował, że widzi w nim wciąż jedynie Inkwizytora i przyjaciela. Nie bestię.

Działania Eberharda rozbiły bestię. Można było pomyśleć, że wilkołak się uspokoił, ale on był jedynie ogłuszony. Jakimś cudem Czerwony Brat dokonał spustoszenia w jego umyśle. I najpewniej zginąłby rozszarpany. Jednak Anna w końcu włożyła dłoń między futro Waltera. Słowa modlitwy bezdźwięcznie przebiegły po linii jej ust.

I dopiero tym razem się udało. Bestia opadła, jakby nagle straciła czucie w nogach. Otarła się o Eberharda i padła do jego stóp. Z pyskiem tuż przy stopach Francisci. W podziemiu rozległ się skowyt. Ciało paladyna zaczęło wracać do znanego im kształtu. Większość jego rozerwanej kolczugi nie nadawała się do użycia. Odsłaniała jego plecy. Plecy przez które przebiegała szeroka blizna po toporze. Blizna, od lewego ramienia aż do biodra. Blizna po ranie, której nie mógł przeżyć człowiek. Łopatka przez którą biegła była wyraźnie wygięta. Zapadnięta. Ale nie to było problemem. Walter Weismuth, pobożny chrześcijanin, wierny sługa Pana Jezusa Chrystusa mniej niż modlitwę temu pożarł człowieka. Jak często do tej pory zdarzało mu się tracić kontrolę nad sobą tak bardzo?

Eberhard ukląkł co oprócz modlitw do pana nie zdarzało mu się prawie wcale. Podniósł głowę Waltera z posadzki i oparł ją na swoich kolanach. Wpatrywał się w Inkwizytora zmartwionym wzrokiem.
- Walterze jesteś… tu? - starał się powoli wybudzić towarzysza. Jednocześnie potrząsając jego klatkę piersiową.
Siwowłosy olbrzym uniósł się nieco i zwymiotował. W pomieszczeniu do zapachu krwi i rozszarpanych jelit doszedł kwaśny zapach wymiocin. Wymiocin pełnych ludzkiej krwi i kawałków mięsa.
Walter oparł się w końcu o jedną ze ścian. Anna, która pamiętała jak wyglądał po starciu z Ghulami germańskiego wampira od razu zorientowała, że teraz czuje się dużo gorzej. Francisce zdało się, że mężczyzna w ułamku sekundy postarzał się o dekady. Z niezwykle silnego męża w podeszłym wieku stał się karykaturą samego siebie. Pomarszczonym, bladym i zarzyganym starcem. Jego wzrok był mętny, jak u ludzi czekających na łożu śmierci, żeby pożegnać się z najbliższymi. Trudno było ocenić na ile jest świadomy, a na ile to czego dokonał wywołało w nim traumę.
Jedynie France przebiegło przez myśl, że będzie musiała wyczyścić buty przed spotkaniem z innymi wilkołakami tego wieczoru.
Anna przyklęknęła obok Weismutha delikatnie kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Już dobrze.. Jesteś z nami… - Obejrzała się na resztę towarzyszy. - Nie mamy czasu na pytania.. Musimy odnaleźć wampira.
Francisca z trudem zbierała myśli i walczyła z tym, aby nie dołączyć do Watera w pozbywaniu się zawartości swojego żołądka. Wprawdzie nie zjadła człowieka, niemniej damie i tak nie wypadało, nawet jeśli nie przypominała damy i w zasadzie w ogóle ciężko było ją zobaczyć. Pozwoliła więc sobie tylko na jedno krótkie:
- Gdzie? - ruszyła by oglądać miejsce jego spoczynku, nie tyle po to, aby coś znaleźć, ale by zająć czymś swoje myśli i oderwać wzrok od tej całej masakry.

Korytarz prowadził dalej w głąb. W pewnym momencie w ścianach zaczynały się kolejne miejsca pochówku. Zamurowane groby z tabliczkami i wyciśniętymi w glinianych tabliczkach imionami. A dalej były kolejne schody w dół. I kolejny zakręt za którym coś mogło się czaić.

Francisca poczuła na ramieniu dotyk czyjejś dłoni.
- Musimy to dokończyć. Dla Klary i Fyodora. Oni nie chcieliby, żebyśmy się teraz wycofywali.
Witold starał się mówić spokojnie, ale głos mu się rwał. Franciska czuła jak gardło mu się ściskało. Czy przez to co działo się wokół, czy przez śmierć Klary, która nie była mu obojętna?

Gerge stał niemal wciśnięty w Annę. Wszyscy mieli w pamięci obraz potężnej bestii, która mogła rozerwać ich na strzępy. Bestii, która była członkiem Zakonu Krzyża Pańskiego z Akki. Jakże pokręcone bywały ścieżki wybrane przez Pana.

Eberhard mówił do Waltera starając się jak najbardziej uspokoić jego umysł. Wiedział o wilkołakach tyle, że ich ciało jest praktycznie nie do zabicia, natomiast jeżeli umysł Weismutha straci kontakt z rzeczywistością, to mogą nie opanować ponownie tej “maszyny do zabijania”

W końcu paladyn zaczął się podnosić.
Ich drogę na powierzchnię odcinały cieniste istoty. Nie atakowały. Szły za nimi patrząc z ciekawością. Weismuth je ignorował. Wziął w dłonie swój uświęcony młot i splunął na ziemię.
- Chodźmy. Mamy tu do zniszczenia bluźniercę, który kpi z powagi Kościoła.

Anna czuła potworne zmęczenie i ból na plecach po tym jak Walter rzucił nią o ścianę. Cieszyła się, że już wrócił do swej ludzkiej formy. Potrzebowali jego siły… wsparcia. Tylko jaka była szansa, że znów straci nad sobą panowanie? Czy jej starczy sił by go uspokoić?
- Tak… już czas. Chodźmy. - Wyszeptała zaciskając dłoń na krzyżu. Przesunęła spojrzeniem po swych towarzyszach. Tyle tajemnic, a oni tak bardzo potrzebowali swego wzajemnego wsparcia.
Wenecjanka wypuściła powietrze.
- Był chyba niedaleko, gdy jeszcze wyczuwałam jego obecność - poczym z pewną ulgą ruszyła, aby opuścić wreszcie to straszne pomieszczenie. Zapach kurzu i wilgoci wydał się jej jak woda kwiatowa, której używała przy specjalnych okazjach.
- Gdyby doszło do walki wyczekaj odpowiedniego momentu bracie. - powiedział Eberhard do Hugina. - Skoro włada cieniami łatwo może się ukrywać. Nie daj się wciągnąć w pułapkę. Ogień ma szansę go przestraszyć lub ogłupić.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline