Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2020, 18:14   #25
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Bartosz wysłuchał z zaciekawieniem słów Goćczy. Wyglądało na to, że ten świat kieruje się swoimi własnymi zasadami, i to takimi, których nie było w typowym świecie fantasy – z drugiej strony jako fan gatunku wiedział dobrze, że coś takiego jak „typowe fantasy” nie istniało, bo był to bardzo zdywersyfikowany gatunek.

Słuchając dziewczyny, zastanawiał się, jak to wszystko działa i wygląda. Mięsożerne świetliki? Naprawdę? A co z Światem Snów? Jak działał? Czy można było doń podróżować, a jeśli tak, to jak? Co w nim można było zrobić?

Podobnie miała się rzecz z innymi stworami, które hasały tu po lasach. Tygrysy szablo zębne? Ale takie znane z prehistorii? Wow! Znał się trochę na biologii i łeb mu pękał, gdy o tym myślał. W sensie, na Ziemi gatunki megafauny wyginęły przez to, że człowiek stał się dominującą istotą na planecie. Tu żyli nie tylko ludzie, ale i elfy, a zapewne także inne rasy. I patrząc na to, co wiedział o tym świecie, nie był on na poziomie technologicznym człowieka jaskiniowego, by megafauna jeszcze mogła się jakoś obronić. Więc czemu były tu tygrysy szablozębne, skoro w identycznym przedziale czasowym na Ziemi ten gatunek już dawno by wymarł?

A może to było tylko „tłumaczenie z grubsza”? Nie znał lokalnego języka i nie wiedział, o czym Goćcza mówi, miał tylko tłumaczenie w głowie -w dodatku takie, które było nakładane na dźwięki jej głosu, a nie takie, które byłoby obok niego. Nie wiedział, czy owe „tygrysy” rzeczywiście nimi były, czy może było to najbliższe, ale jednak niedokładne tłumaczenie, coś, co byłoby dla niego oczywiste, gdyby znał język i kulturę dziewczyny?

Potrząsnął głową, wyzwalając się – przynajmniej chwilowo – od potoku myśli. Najpierw powinni pochować zmarłych, a dopiero potem się zastanowić nad szczegółami miejsca, w którym – wyglądało na to – spędzą trochę czasu.

Wysłuchał z uwagą historii o starożytnych imperiach. Były ciekawe, ale mało mu mówiły – co najwyżej tyle, że istniała możliwość, by osiągnąć wielkie mistrzostwo w magii w tym świecie (zakładając, że upływ czasu nie wyolbrzymił jego mocy). Nie wiedział, czy moc zaklęcia tłumaczącego rozciąga się także na tekst pisany – podejrzewał, że nie – ale z chęcią poczytałby o tym w jakiejś bibliotece. Cóż, ma powód, by nauczyć się choćby lokalnego pisma?

Bartek pomógł jak tylko mógł w wykopywaniu grobu, ale jako, że był bardzo słaby – nie pracował fizycznie, lecz przed komputerem, między innymi dlatego, że wierzył, iż nie jest stworzony do pracy fizycznej – jego pomoc była bardziej symbolem niż faktem. Mimo wszystko nie wypadało, by kobieta się starała z całych sił, a on stał z boku i się przyglądał.

~*~

Bartosz stał z boku, z pochyloną głową, myśląc o zmarłych. Choć był ezoterykiem, to w drodze wyjątku – był jedyną sobą tego wyznania, którą znał – nie wierzył w Boga, choć oczywiście wierzył zarówno w karmę, jak i w reinkarnację. Żal mu było tych ludzi, których życie skończyło się przedwcześnie, nagle i w wielkiej konfuzji. Możliwe, że tak miało być, że takie było ich przeznaczenie i dług karmiczny, który musieli spłacić, ale nie był z tych, którzy usprawiedliwiali każde – bądź choćby niektóre – nieszczęścia swoich bliskich argumentem „karma, dziwko”. Było mu ich po prostu, szczerze żal.

Zastanowił się nad przeznaczeniem, wolną wolą i ich wzajemną relacją. Czy wszystko było z góry ukartowane, a ludzie mieli tylko iluzję wolności? Czy może wręcz przeciwnie, coś takiego jak „fatum” nigdy nie istniało, a kształt świata był uformowany tylko i wyłącznie przez ludzkie wybory, nic więcej?

Jako ezoteryk, stał w tej debacie nieco w rozkroku. Z jednej strony wierzył w to, że pewne rzeczy były ludziom po prostu przeznaczone – określone przez ich dobrą bądź złą karmę jeszcze przed ich narodzinami i, co za tym idzie, nie mogli uciec od pewnych wydarzeń. To mogło być wiele rzeczy – nagła śmierć bliskiej osoby, niesprawiedliwe potraktowanie, niepełnosprawność, bezrobocie i bieda, gdy inni mieli bogactwa i rozwijali swe kariery – ale wierzył też, że w każdym momencie swego życia człowiek ma wolność w tym, jak podejdzie do tych wyzwań. Z miłością czy nienawiścią. Nadzieją czy poczuciem niezaprzeczalnej, wszechogarniającej porażki. Otwarty lub zamknięty na innych ludzi i ich los.

Istniało przeznaczenie, ale w każdej chwili istniała możliwość, by wpłynąć pozytywnie (lub niestety, negatywnie, ale o tym wolał nie myśleć) na przyszłość, nawet, jeśli miałoby to zaprocentować dopiero w przyszłych żywotach.

Oczywiście, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Potrzeba było wielkiej mądrości życiowej i siły charakteru, by podejść z podniesioną głową do trudów życia, większość ludzi nie była do tego zdolna. On też, jakby się zastanowić. Jego… uzależnienie było czymś poza jego kontrolą, podobnie jak wydarzenia, które do niego doprowadziły. Ale… gdyby był silniejszy i szlachetniejszy, to nie znienawidziłby z taką dziką, ognistą, pochłaniającą pasją swojej matki. Nie miał wpływu na to, jak go potraktowała, ale miał wielką władzę odnośnie tego, jak on traktuje ją.

Czasem żałował, że nie jest na tyle dobrym człowiekiem, by ją pokochać lub choćby jej wybaczyć. Zazwyczaj mu przemijało bardzo szybko.

Cóż, dobre i to. Jego matce – był tego w 100% pewien – nigdy nie było przykro z powodu tego, jak go potraktowała. Po prawdzie, nie usłyszał od niej nawet żałosnego „przepraszam”.

Te wszystkie myśli sprawiły, że zaczął czuć się gorzej. Nie jakoś bardzo źle, tylko… gorzej, niż powinien się czuć. Podrapał lewe przedramię, skryta pod długim rękawem swego ubrania i wziął parę głębokich wdechów. Pomogło, tym razem.

- Dziękuję – powiedział do Daniela, gdy ten skończył mówić – To była bardzo piękna przemowa. Nie mam stuprocentowej pewności, czy po śmierci po ludziach zostają dusze ani co się z nimi dzieje, ale jeśli obserwują nas teraz z jakiejś chmurki, to muszą być szczęśliwi. Hm… może powinniśmy im narwać trochę leśnych kwiatów na grób? - spytał każdego i nikogo jednocześnie.
 
Kaworu jest offline