06-08-2020, 19:26
|
#81 |
| Wolfgang ucieszył się, że zbiegowisko przed karczmą nie było spowodowane nowymi problemami. W końcu coś szło po ich myśli, a przynajmniej na to wyglądało. - Nie ludzie, nie wypalimy wszystkich. - Uniósł uspokajająco dłoń kiedy chłop zapytał o los pszczół. - Widywano tu normalne roje szukające schronienia. Uciekające. Tych nie ruszymy. Pozbędziemy się tylko siedliska tych morderczych. - Uspokoił i zajrzał do jednego z worków. - Doskonale. To da nam przynajmniej chwile. Jak tylko będziemy coś wiedzieć, powiemy. - Zarzucił worek na ramie i pożegnał chłopów machnięciem ręki. - Dojeść? - Odpowiedział Arvidowi. - Ja tam zjadłem już, reszte swojej porcji spakowałem. Chcesz to poczekam, albo będę już powoli szedł. I tak mnie pewnie dogonisz. - Zaproponował wspierając się na kosturze i stawiając swój worek obok płotu okalającego karczme. - Byle żwawo.
Gdy dotarli w końcu do domu Agathy, zastali tam "przybitego" elfa. A temu co? Konar uwiędł? - Pomyślał De Velde stawiając swój wór pod ścianą. Poza znajomą dwójką była tam jeszcze wioskowa starucha. Wolfgang nie pamiętał czy wcześniej z nią rozmawiał i jakoś umknęło mu jej imie. Postanowił jednak tego nie ujawniać i robić dobrą minę do "złej" gry. I faktycznie, starucha nie wydawała się zachwycona nowym dniem. - A powitać, powitać. - Zaczął żwawo. - I jak tam wieści? My mamy ubrania ochronne, kapelusze i takie tam. więc u nas w sumie sukces. - Wskazał na worki. - Jeszcze dobrze by chrustu zebrać. Moge mieć już jakiś plan.
__________________ Our sugar is Yours, friend. |
| |