- Profesor – Iga powtórzyła słowo z szacunkiem. –
Znam wielu ludzi, ale prawdziwych profesorów, takich od nauki, to nie. Miło mi pana poznać - wyciągnęła dłoń na przywitanie.
Mężczyzna starym zwyczajem ucałował delikatnie wierzch jej dłoni.
-
Obecna władza za nic ma sobie dawne tytuły. - Odpowiedział spokojnie prowadząc ich do salonu.
- Jerzy mówił, że zna się pan na językach. Wymarłych. Których dziś się już nie używa.
- Tak. Tym się zajmowałem przed wojną. - Profesor Jankowski zamknął drzwiczki od pieca. -
Czegoś mocniejszego na rozgrzewkę? Herbaty?
- Z przyjemnością napiję się herbaty. Bardzo dziękuję
- Dla mnie to co zwykle. - Zarzycki uśmiechnął się do starszego mężczyzny.
Profesor skinął głową i oddalił się w kierunku, w którym musiała znajdować się kuchnia. Wtedy też odezwał się Jerzy.
- Miałem zajęcia u profesora jeszcze przed wojną. - Mężczyzna uśmiechnął się do Igi i wyciągnął ze skórzanej torby plik kartek, które musiały być scenariuszem.
Kiedy gospodarz przyniósł napoje, Iga powróciła do interesującego ją tematu.
- Coś takiego trafiło w moje ręce - pokazała mężczyźnie wykonane przez siebie kopie oryginalnych pism i rysunków.
- Zobaczmy… - Profesor przyjął kartki z uśmiechem jednocześnie nakładając na nos okrągłe okulary w cienkiej oprawie, które wyraźnie pamiętały lepsze czasy. Jego mina prędko spoważniała, rzucił Idze szybkie spojrzenie i powrócił do lektury. Michalczewska zauważyła, że jego dłonie zacisnęły się mocniej na kartkach. -
Jak coś.. Takiego trafiło w panienki ręce?
Iga machnęła lekceważąco ręką.
- Wie Pan, jak to po wojnie... Ludzie zmieniają miejsca zamieszkania, wyrzucają różne rzeczy, nie wiedzą co z tego co mają jest cenne, co jest zwykłym śmieciem.. Te rysunki mnie zainteresowały, jestem ciekawa, czy coś znaczą. Dziś mało kto zna się na takich rzeczach.
- Nie to, że rozumiem wszystko…. - Profesor zamyślił się. -
W znaczącej części to język staro arabski… zapisany w abdżad… znam go trochę i raczej...
Mężczyzna oddał kartki Idze i wstał od stołu. -
Większość z tego to.. Coś dziwnego. Gdyby nie język uznałbym to za żart, a może nadal… Te dopiski na krawędziach są w jidysz. Całość wygląda na fragmenty zapisu jakiegoś programu ceremoniału.
- Ceremoniału? - zmarszczyła brwi, starając się złapać sens wypowiedzi profesora. -
Czyli uroczystości?
- Tak jakby… ciężko mi powiedzieć w oparciu o te zapiski. - Profesor zamyślił się i po chwili podszedł do Igi i wskazał na fragment ilustracji-
Wydaje się to być niemożliwe.. Ale jakby… chcieli przyzwać to coś.
Kobieta nachyliła się nad rysunkiem
- Jakby .. przywoływanie duchów? - Iga nadal próbował zrozumieć, szukając analogii z czymś, co znała. -
Taki seans spirytualistyczny, tylko po arabsku? Czy oni wierzą w takie rzeczy? Sądziłam, ze to dość prymitywne ludy.
- O prymitywizm bym ich nie posądzał. - Wzrok profesora cały czas uciekał w kierunku przerysowanego przez Igę
fragmentu ilustracji. . Mężczyznę wyraźnie ciekawiło co kryło się na brakujących kawałkach. Po chwili wskazał na jakiś fragment tekstu. -
To.. nie do końca jest zwrot, którym posłużono by się mówiąc o duchu.. To odniesienie do siły wyższej… potężnej. Coś jakby bóstwa.
Kobieta jeszcze raz obejrzała wskazany fragment rysunku.
- Coś jakby ośmiornica… - mruknęła.
- Jadłam to we Francji, w smaku przypomina nieco kurczaka, tylko bardziej gumowate. Podobno to kwestia obróbki termicznej, najlepiej jest smażyć na głębokim tłuszczu.
Podniosła wzrok na profesora.
-
Czy dobrze rozumiem – uściśliła jeszcze raz: –
To coś jakby fragment opowieści o przyzywaniu pradawnego, arabskiego bóstwa w kształcie ośmiornicy?
Na jej twarzy odmalowało się wyraźnie rozczarowanie.
- To fragment jakiejś baśni dla dzieci, tak?
- Tak bym pomyślał… tylko czemu ktoś spisał to w tym języku. - Profesor usiadł w fotelu popijając coś co na pewno nie było tylko herbatą.
- Niepokoją mnie też te dopiski, nie znam jednak Jidysz…
Iga jednak wyraźnie straciła już zainteresowanie papierami. Wydęła usta, niezadowolona.
- Ech, jakieś bajania dla dzieci z żydowskimi dopiskami… Przepraszam, że zmarnowałam Pana czas, Profesorze. Miło było mi poznać.
Wstała.
- Idziemy, Jerzy?
- Jeśli by mogła mi je Pani zostawić, to z chęcią się im jeszcze przyjrzę. - Profesor jednak wyraźnie nie stracił zainteresowania.
- Oczywiście - przesunęła kartki w stronę mężczyzny. Uśmiechnęła się i dodała :-
Może je Pan zachować, skoro interesują Pana takie starocie. Może to będzie jakieś zadośćuczynienie za czas, który zdecydował się Pan mi poświęcić.
Mężczyzna przytaknął ruchem głowy chwytając kartki i zaciskając na nich palce.
- Profesorze, niech Pan tylko nie zapomni o robocie dla mnie. - Jerzy wyjął z torby gruby plik kartek. -
To scenariusz do przejrzenia. Spróbujmy zrobić tak by choćby odrobinę przypominało to prawdziwa historię.
- Tak.. Tak… - Jankowski przyjął plik kartek, jednak wyraźnie to nie na nich był skupiony, co Jerzy podsumował ciężki westchnieniem.
- No dobrze… potrzebuję jakichś uwag do końca przyszłego tygodnia. - Mruknął bardziej do siebie niż do skupionego na lekturze mężczyzny. Spojrzał na Igę. -
To gdzie cię podrzucić?
Przytuliła się do jego ramienia.
- Do domu, dziś nie śpiewam… Przepraszam , kochanie. Przez moją dziecięca ciekawość odwróciłam uwagę profesora od tego, co naprawdę ważne. Dla ciebie. I dla nas. Przepraszam.