Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2020, 00:09   #201
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 86 - 2037.V.12; wt; wieczór

Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Ruben, Lena, Ishaki, Cole i Vita




- Nie wiem czy to był dobry pomysł. Ona nie jest od nas. - Lena widząc plecy odchodzącej dziewczyny nachyliła się ku Rubenowi by podzielić się z nim swoją opinią.

- No nie. A widziałaś jej tyłeczek i cycuszki? - Ace bez trudu odparował te wątpliwości wiedząc w jaki ton uderzyć w rozmowie z szefową biolabu.

- Widziałam. - brunetka jeszcze raz spojrzała znad swojego drinka na dziewczynę jaka znikała już w tłumie. No rzeczywiście było na czym oko zawiesić. Jeśli ktoś lubił kobiece wdzięki. A wiadomo było, że Lena lubi. On też.

- I co? - Ruben nie dał się zbyć i dalej ciągnął koleżankę za język. Ta w końcu roześmiała się rozbrojona taką bezpośredniością.

- Ładne. - przyznała bo faktycznie dziewczyna była całkiem niczego sobie. No i gdyby chodziło o jakąś przypadkową pracownicę czy klientkę nocnego klubu to by pewnie nie miała żadnych wątpliwości. No ale nie była.

- No właśnie! Całkowicie się z tobą zgadzam! Wiedziałem, że mnie zrozumiesz. - kierowca i hardware’owiec entuzjastycznie pokiwał głową rad, że przyznała mu rację.

- No ale ona jest od Alvareza. - przypomniała mu dość ironicznym uśmieszkiem o tym nie do końca wygodnym fakcie. No niby mieli z Alvarezem zakopany topór wojenny no ale trudno było nazwać te relacje za przyjazne. A jeszcze nie wiedzieli czy sprawa Baileya jakoś nie stanie się ością niezgody między nimi. Na razie Vita nic takiego nie mówiła.

- A jakby była od nas? - Ruben uniósł chytrze brwi w szelmowskim uśmiechu. Wcale nie planował tu spotkać Vity czyli Vitorii, Latynoski z warsztatu jaki należał do Alvareza. Właściwie nikogo z nich nie spodziewał się spotkać. Chociaż to, że alvarezowcy buszują w jego głównym barze to nie powinno chyba dziwić. Ale tym razem spotkał ją samą i przy barze. Jakoś tak sama bajera poszła, że wrócił z nią do wspólnego stolika na drinka czy dwa.

- No ale nie jest. - Lena wzruszyła ramionami na znak, że nie bardzo widzi związek między jednym a drugim.

- No ale jakby była? Nie chciałabyś by pracowała obok ciebie? - Ruben nie wychodził z roli adwokata diabła i z szelmowskim uśmiechem dalej toczył ten wątek.

- A ona nie jest jakimś mechanikiem? No nie wiem po co nam mechanik w biolabie. Nie sądze by była skłonna pracować z mikroskopem. - Lena pokręciła głową spoglądając na miejsce gdzie Vita zniknęła jej z widoku.

- No to w dzień by mogła robić gdzieś z Frankiem czy Arnim. Ale po godzinach? A wiesz, że zgodziła się podejść do stolika jak powiedziałem, że jestem z seksownymi kociakami? - Ruben bawił się w najlepsze i z satysfakcją czekał na reakcję koleżanki.

- Naprawdę? Myślisz, że lubi dziewczyny? - tak jak przypuszczał brunetka okazała znaczne ożywienie i zainteresowanie. No może nie do końca tak było jak gadał z Latynoską przy barze no ale z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że tak.

- Jak wróci z kibla możesz ją sama zapytać. - zaśmiał się Law. Nie był jeszcze pewny co dokładnie robi i co to ma być ale uznał, że dobrze będzie sprawdzić reakcję szefa działu na taki na razie luźny pomysł. Z tym sztywniakiem Lawem pewnie nie pójdzie tak łatwo. Nawet nie wiedział jakby z samą Vitorią poszło. Ale nawet jakby nic nie wyszło to przecież mogli po prostu miło spędzić wieczór nie? I umówić się na kolejny. - Zresztą na razie może po prostu mogła dla nas pracować na miejscu. Mielibyśmy tutaj kogoś swojego. - na wypadek gdyby próbwa werbunku Vity była skokiem na zbyt głęboką wodę to miał w zanadrzu mniejszą płyciznę. Wtyka też by była niezła. A kogo by nie zwerbowali to i tak musiałby mieć jakiś okres próbny.

- O wracają. - Lenę z zamyślenia nad pomysłem bliższego poznania się z uroczą panią mechanik z lokalnego warsztatu wyrwała powracająca z parkietu para. Pomysł właściwie jakoś spontanicznie wyewoluował. Najpierw knuła z Ishaki jak się lepiej poznać z Cole zanim ta opuści bazę no a teraz jak już z nimi zostawała to było jeszcze lepiej. Potem Ruben przyszedł by zapytać czy z nim nie pojedzie do “The Hood” a może i do nielegalnego sklepu Chena. Sam jeszcze nie był pewny gdzie ich drogi poniosą. No a u Chena ostatnio był właśnie z Leną to tak mu przyszła do głowy w pierwszej kolejności. No a Lena z kolei była z Ishaką i obie wpadły na pomysł, że skoro “The Hood” to świetna okazja by zabrać Cole. Przecież się zgodziła do nich dołączyć ale Law postawił warunek by przy wyjściach na zewnątrz towarzyszył jej ktoś z xcomowców. W takiej sytuacji Ruben nie wahał się ani chwili. Myślał, że pojedzie tylko z jedną z uroczych koleżanek a tu się trzy same wręcz pchały by z nim pojechać do klubu. No a już wewnątrz prawie z miejsca trafiła się ta czwarta. Więc przez chwilę czuł się królem życia jak tak z kazdej strony obsiadały go te wszystkie ślicznotki. Szkoda, że nie przyjechali tu na balety.

- Ojej tu jest super! Jak na filmach! - Cole wróciła do stolika zdyszana, rozgrzana i zachwycona. Tyle lat na to czekała! Tyle razy widziała to na filmach czy z jakichś relacji na żywo z klubów na całym świecie. Tyle razy skakała, tańczyła i śpiewała razem z innymi. Ale sama. Zamknięta w swojej złotej klatce. A teraz wreszcie mogła się wyszumieć osobiście! I to już na drugi dzień jak gadała z Lawem.

- No widzisz? Mówiłem ci. A masz 20 dolców? - jedyny mężczyzna w tej pstrokatej gromadce kobiet skinął głową jakby to była tylko formalność z tym, że to co mówi się sprawdza. Właściwie to był raczej środek tygodnia i w porównaniu do ruchu w weekendy to było dość pusto. Ale widocznie Cole to wystarczało i była tak samo szczęśliwa jak zdyszana. On jednak postanowił sprawić jej małego psikusa.

- Tak, mam. A czemu pytasz? - ku zaskoczeniu całej trójki oryginalnych xcomowców ciemnowłosa cybernetyk potwierdziła, że ma prawdziwe, przedwojenne dolary.

- Naprawdę?! A pożyczysz? - Murzyn się zdziwił ale skoro trafiła się okazja to nie zamierzał nie skorzystać.

- Weź. A po co ci? Przecież nic się już za nie nie kupi. - Cole była w tak dobrym humorze, że bez wahania sięgnęła do torebki, wyjęła z niej portfel a z niego plik kilku, przedwojennych banknotów.

- Muszę kupić gumową lalę. Dla kolegi! - Ruben wyjaśnił ze stoickim spokojem przyjmując i sprawnie przeliczając te kilka banknotów. Dziewczyny, zwłaszcza Cole, zmrużyły oczy nie bardzo wiedząc jak to traktować.

- Gumową lalę? Taką pompowaną? Z sex shopu? - Cole pytała niepewnie czy dobrze to rozumie. Znów popatrzyła na nowego kolegę i koleżanki. Ale je akurat większość tego co rano Ruben bajeorwał przy śniadaniu albo wczoraj na linii z High Ridge ominęła więc też nie bardzo były w temacie gumowej lali.

- A dla kogo to? - Ishaki zapytała też patrząc dość wątpiąco na “Ace’a” który w końcu w całej bazie dał się poznać jako żartowniś i kawalarz. Więc znów mógł wyciąć komuś jakiś dowcip. Na przykład im teraz.

- Dla George. No i wiecie jak to z gumowymi lalami, już zostawię koledze te pompowanie. - kierowca oznajmił im dobrodusznie chowając prawie cudem i przypadkiem zdobyte banknoty do kieszeni. Nie miał pojęci skąd Cole je miała ale na pewno im się przydadzą na mieście. I spojrzał z zadowoleniem na zbliżającą się, kobiecą sylwetkę.

- Chyba mnie nie obgadywaliście? - zapytała Vita wracając na swoje miejsce. A widząc różnorodne miny na twarzach zapytała pół żartem pół serio. Dla niej Cole mogła być ich kolejną koleżanką a najbardziej kojarzyła Rubena bo i raz był “gościem” alvarezowców no i był w klubie chyba najczęściej z nich wszystkich.

- Nie… Ruben kupuje gumową lalę dla Goerge’a… A który to George? - Cole odpowiedziała jej nieco skonfundowana. Ale musiała się nowych kolegów i koleżanek zapytać o kogo chodzi bo na razie zbyt krótko z nimi była by na wyrywki kojarzyć każdą twarz i imię.

- Gumową lalę? - Vita popatrzyła nie mniej zdziwiona niż przed chwilą zdziwiona była reszta dziewczyn. Po czym zakończyła swój przegląd na Rubenie. - A tak w ogóle to widziałam przyszedł ten kolo co ci mówiłam. Tam siedzi, przy tamtych filarach. Taka neonowa kurtka. - niejako przypomniało jej się o czym rozmawiała z Rubenem gdy dziewczyny poszły na parkiet. Ten z miejsca się ożywił. Mimo, że czas leciał słodko i przyjemnie to jednak niestety nie przyszli tu na balety. Przynajmniej on nie.

- Dzięki! Jesteś wspaniała! - uśmiechnął się do niej promiennym uśmiechem Eda Murphy’ego i wstając pocałował ją w policzek a potem przeszedł dalej. Miał tu w końcu parę rzeczy do sprawdzenia.



Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Path; lab Baileia
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cicho



George, Yoshiaki i Bailei



Skoro Law pojechał do centrum za tymi łuskami a Ruben do “The Hooda” to na George’a i Yoshiaki spadło pogadanie z Bailey’em o zdobytych profilach. Próbowali się z nim skontaktować od południa no ale gdzieś pojechał a z tych techników co zostali ci nie bardzo się czuli władni gadać bez szefa. W końcu ich szef wrócił pod wieczór i odezwał się, że już jest i chętnie z nimi pogada. W końcu więc oboje skanerów wybrali się do niepozornej kamienicy, jednej z wielu w tej dzielnicy. No ale ta była dość wyjątkowa a tą wyjątkowość kryła na ostatnim piętrze.

George mógł się czuć wobec koleżanki jak przewodnik bo w końcu był tutaj ledwo parę dni temu w ostatnią niedzielę na tej interwencji to sobie przy okazji całkiem dokładnie zwiedził tą kamienicę. Zwłaszcza ostatnie piętro. Ale dzięki temu wydawało się, że jest tutaj dość swojsko. A jeszcze bardziej swojsko było jak nowo wstawione drzwi uchyliły się i za nimi się ukazała znajoma twarz.

- Cześć. Właźcie. - Junior uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Widocznie na niego spadła warta przy drzwiach. Dunkierka miała swoje stanowisko gdzieś na dachy więc jej w środku nie było widać. No i był jeszcze sam Bailey który od ostatniej niedzieli zrobił się całkiem sympatyczny.

- Tak, to chodźcie do mojego biura. I mówcie o co chodzi z tymi profilami bo przez holo nie bardzo zrozumiałem o co chodzi. - dał znać by poszli za nim i tak przeszli przez to ciche i nieruchome laboratorium do wyrobu prochów wszelakich. Nieme ale wymowne świadectwo zastoju w interesie. Biuro wyglądało dość skromnie. Jakby ktoś ustawił biurko i parę krzeseł w dawnym magazynku czy schowku. I tak pewnie było.

Tam usiedli we trójkę no i duet xcomowców mógł zaprezentować profile podejrzanych jakie udało się zdobyć parę godzin temu. Bailey wysłuchał o co chodzi z tymi profilami, pokiwał głową i zaczął oglądać te policyjne akta. - Nawet nie chcę wiedzieć skąd to macie. - mruknął cicho uśmiechając się nieco ironicznie ale chyba był pod wrażeniem wyciągnięcia policyjnych akt z archiwum policji.

- Zaraz, zaraz… - mruknął nagle zatrzymując się przy jakimś z profilów. Ale George i Yoshiaki nie bardzo widzieli nad którym. Wyczuli jednak, że rozmówcy gul skoczył wyraźnie. Zbystrzał i wpatrywał się w te zdjęcia szbko przelatując przez nie oczami.

- To ta dziwka! - krzyknął rozjuszonym głosem goraczkowo stukając w twarz kobiety na profilu. Odwrócił go teraz w stronę swoich gości by mogli zobaczyć, że chodzi mu o Gretę Gjesdal. - No tak! Teraz wszystko jasne! - wypalił gotując się ze złości. Potem zaczął mówić, prawie krzyczeć jak z karabinu dość chaotycznie ale jednak po kawałku pomagając ułożyć te fragmenty na swoje miejsce.

- To ja zadzwonię do Lawa. - rzuciła szybko i cicho Yoshiaki dając znać koledze i gospodarzowi, że na chwilę musi wyjść. Wyglądało na to, że znaleźli jakiś trop.




Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek IV Univercity; Midtown; wnętrze furgonetki
Warunki: wnętrze pojazdu, ciepło, cicho na zewnątrz światła wielkiego miasta


Law i Matylda



- Właściwie jakby zmrużyć oczy to można by uznać, że jest romantycznie. - kierowca spojrzała na swojego pasażera. Tego co się stało ani nie planowali ani się nie spodziewali. Taka niespodzianka. Kto by pomyślał? - No sam zobacz. Światła wielkiego miasta, demoniczny splendor neonów, autostrady danych, nocne życie w pełni, po prostu przygoda. No dobra, może bardziej przygoda niż romantyzm. - Matylda pozwoliła sobie na dość swobodny ton. Z pewnym przymrużeniem oka można było się z nią zgodzić. Właściwie to miała rację. Mijali ulice pełne ludzi, sklepów, butików, nocnych klubów, restauracji. Wszystko ładne, błyszczące, kolorowe, nowoczesne. Nowe miasto zdawało się całkowicie już przykryć te stare, brzydkie, zniszczone i ponure budynki jakich jeszcze pełno było w dalszych sektorach miejskiego molocha. Kto wie? Może tak wkrótce będzie wyglądało całe miasto? Albo i cały świat? Pewnie tak. Jeśli nikt nic nie zrobi ze Starszymi i ich zwolennikami.

Tylko nie bardzo można było się cieszyć tymi atrakcjami nowoczesnego miasta jak ktoś miał coś za uszami. Na przykład należał do najbardziej poszukiwanej organizacji terrorystycznej na tym globie. Gdyby tylko policja czy ADVENT wiedzieli kto sobie siedzi w tej niepozornej furgonetce… A może wiedzieli?! Za nimi rozległ się błysk świateł i radiowóz nakazał im się zatrzymać. Matylda spojrzała nerwowo na Lawa ale posłusznie zjechała do krawężnika. Jeśli legendy zadziałąją jak trzeba a oni nie dadzą się złapać to jeśli chodziło o rutynową kontrolę to powinno być dobrze. Jeśli…

Czekając na to aż obaj policjanci do nich podejdą i powiedzą o co chodzi mieli okazję wspomnieć to co się działo od południa. Law zdecydował sprawdzić te sklepy z bronią a jak reszta jego zespołu miała już inne zadania no to spadło to na niego. I jakoś tak trafił na Matyldę która była w garażu i też miała coś do załatwienia na mieście. Poza tym w topografii okolicy pewnie była wraz ze swoimi ludźmi najlepiej zorientowana w ich bazie. Wydawała się więc odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.

Więc zaopatrzeni w legitymacje nowych legend pojechali do tych sklepów. Frank im sprokurował zgrabny pakiet danych by nie musieli pokazywać rzucających się w oczy wystrzelonych łusek. I tak sobie jeździli po centrum od sklepu do sklepu sprawdzając czy nie posiadają w swoich zasobach odpowiedniej partii .45-ek.

Sprzedawcy sprawdzali te partie mniej lub bardziej chętnie. I ferowali bardzo zbliżone odpowiedzi. Nie, nie mieli takiej partii nabojów. I to musiała być jakaś stara partia. Pewnie jeszcze z wojny. Jakby klienci mieli pudełko to by mogli powiedzieć więcej, może nawet zakład i rok produkcji. No ale klienci nie mieli nic więcej poza tym co z nich wyciągnął zespół Franka. Więc niejako potwierdzali ekspertyzę Polaka z X-COM.

W końcu niejako na deser pojechali do tego Bogdanowa. Było to jedno z niewielu nazwisk jakie rano wyciągnął Law z policyjnej kartoteki jakie mogli sprawdzić prawie od ręki. W bazie danych było jego nazwisko i danych więc nie mieli żadnych trudności by go namierzyć. Mieszkał w nowoczesnym bloku jaki był odpowiednikiem dawnych kamienic. Dostali się do odpowiedniej klatki i piętra. Przy okazji Japończyk z satysfakcją zauważył, że wszystkie zabezpieczania od bramy ogrodzenia, przez domofon i windę były elektroniczne więc “w razie czego” mógłby się do nich dość łatwo włamać. Dopiero gdy gospodarz otwarł im drzwi mieszkania zobaczyli tam klasyczną zasówkę na łańcuch. Ale ta była zdjęta.

- Tak? - gospodarz, Jurij Bogdanow wyglądał lepiej niż na fotce z akt policyjnych. Włosów na głowie trochę mu ubyło, kilogramów przybyło i sprawiał wrażenie przeciętniaka w średnim wieku. Dalej to jednak był ten sam facet. No i oni wiedzieli z kim mają do czynienia a on ich widział po raz pierwszy. Ale po paru standardowych zdaniach w drzwiach gospodarz nagle odwrócił się do tyłu i zdecydował się ich mimo wszystko wpuścić. - No dobra to wejdźcie. - powiedział z ociąganiem. Oboje weszli a on zamknął za nimi drzwi. - Tam, prosto, do salonu. - rzucił za ich plecami. Mieszkanie wyglądało jak mieszanka nowoczesności i rupieciarni. Nowoczesna plazma na ścianie i system audio kontrastował ze starymi tosterami i drukarkami. Ale największa niespodzianka czekała na nich w salonie.

- No, no… Cześć sąsiedzi… - druga strona też zdawała się zaskoczona spotkaniem tak samo jak dwójka xcomowców. Rando był nawet trochę podobny do Rubena. Też czarnoskóry, nieźle umięśniony i z bezczelnym cwaniactwem wypisanym na twarzy. No i pracował dla Alvareza. Teraz stał na środku salonu z rękami założonymi na piersiach. Obok niego stał ten jego gruby kumpel o aparycji czarnoskórego rapera.

- To wy się znacie? - Bogdanow wydawał się nie mniej zaskoczony. Patrzył to na jednych to na drugich nie bardzo wiedzieć co począć i powiedzieć.

- A Rubena nie ma? Szkoda. - jakoś tak się układało, że we wzajemnych kontaktach obu nielegalnych organizacji najczęściej Rando reprezentował jedną a Ruben drugą. To się obaj zdążyli najlepiej poznać. - No nic. My już będziemy lecieć. - facet który miał być mechanikiem samochodowym na południowych krańcach miasta wzruszył ramionami, uśmiechnął się i poklepał gospodarza po plecach. Dał znać grubemu koledze i ten też ruszył do wyjścia. Ale gdy ten cwaniak przechodził obok Lawa nachylił się nad nim by coś szepnąć w przelocie. A potem wyszedł za kolegą zamykając za sobą drzwi i oboje xcomowców zostało samych z Bogdanowem.

- A tak na wszelki wypadek to co ci ten cwaniaczek szeptał tak romantycznie na uszko? Chyba nie myślisz, że nas im sprzedali? - zapytała nieco spiętym głosem Matylda czekając aż tu i teraz gliniarze do nich podejdą. Widocznie wtedy u Jurija nie usłyszała albo nie usłyszała wyraźnie co Rando mu wtedy powiedział. “El Jeffe jest bardzo zawiedziony waszą odmową współpracy. Przykre, że sąsiedzi sobie nie pomagają.”. Jakoś tak. Niby nic. No ale co zrobi mafioz jak naprawdę dojdzie do wniosku, że sąsiedzi mu nie pomagają i jest zawiedziony? To było ostrzeżenie? Złośliwość? Pogróżka? Trudno było powiedzieć. Na razie musieli martwić się gliniarzami jacy stali już po obu stronach wozu.

---


Okazało się, że tym razem chodziło o rutynową kontrolę. Z tego wszystkiego Matylda jechała bez zapalonych świateł. Wiec panowie policjanci zatrzymali ją by sprawdzić powód tego niedopatrzenia. Przy okazji zeskanowali i ich i samochód ale nie mieli przy sobie broni, nielegalnej kontrabandy a ich facjaty nie figurowały na liście poszukiwanych. Więc gdy Matylda przeprosiła za gapiostwo, zapłaciła upomnienie to panowie życzyli dobrej nocy i pozwolili im jechać dalej a sami wrócili do swojego radiowozu.

- O rany, myślałam, że już po nas. Za stara się robię do tej roboty. - powiedziała ciemnowłosa gdy wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. Powoli wracali na coraz bardziej znajome rejony gdy Law odebrał wiadomość od Rubena.

Cytat:
“Już nie szukaj, mam te 20 dolców na gumową lalę dla George’a. Aha i mam namiar na ammo i prochy i chcę dołączyć Vitę Lena się zgadza”
Wiadomość była na tyle chaotyczna, że Japończyk musiał chwilę zastanowić się co ona oznacza. Z gumową lalą to pewnie to co rano i wcześniej Ruben cały czas nawijał a z prochami i ammo to pewnie coś znalazł w klubie. Ale to o Vicie to nie miał pojęcia o co mu chodziło. Więc pewnie znów musiałby do niego zadzwonić czy poczekać aż się spotkają by wyjaśnić o co chodzi. No ale zaraz potem odebrał zgłoszenie od Yoshiaki.

- Law? Jesteśmy z Georgem u Baileia. - zaczęła mówić skanerka. Całkiem szybko jakby stało się coś ważnego albo pilnego. - Słuchaj on rozpoznał tą Gerdę co znalazłeś w kartotece. Mówi, że ona jest z tej innej bandy. Tej co wcześniej ich zaopatrywali w półprodukty zanim zaczęli robić interesy z Zamaskowanymi. No i to pewnie oni zniknęli furgonetkę i resztę. - wyjaśniła szybko i z tego co Law widział chyba była na jakimś korytarzu. Całkiem możliwe, że u Bailey’a. Gdzieś niedaleko rozpoznał rozzłoszczony głos szefa laboratorium jak coś krzyczał o cholernych dziwkach i sukinsynach co dodatkowo pomogło zidentyfikować miejsce skąd mówiła.

- Co go użarło? - w kadr wszedł Junior którego widocznie zwabiły te krzyki Baileia. Patrzył podejrzliwie na przymknięte drzwi do biura szefa tego lokalu.

- Chyba wiemy kto skroił mu wóz, towar i ludzi. Law to co teraz robimy? - Yoshiaki odpowiedziała jednocześnie zbrojnemu i wróciła do rozmowy z szefem. No i nie chciała zbyt długo zostawiać samego George’a z rozzłoszczonym gospodarzem.

---


Mecha 86

Law i Matylda; trasa do centrum: Kostnica 9 > było blisko!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline