Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2020, 14:02   #54
Pieczar
 
Pieczar's Avatar
 
Reputacja: 1 Pieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputacjęPieczar ma wspaniałą reputację
Do tej pory Versana tylko słyszała o słynnym "Śledziku". Jedni chwalili, inni zaś odradzali jej odwiedzanie tego przybytku. Dla niej samej karczma stanowiła jednak miłą odmianę po kilku ostatnich wieczorach spędzony w lokalu Herbiego. Na pierwszy rzut oka tawerna wyglądał tak jak każda inna mordownia. No może poza rozmiarem. Była to wszak najstarsza i zarazem największa gospoda w mieście, której wnętrze od razu zdradzało jaka część społeczności miejskiej najliczniej wstępuje tu na kielich lokalnego grogu aby zapić smutki dnia codziennego. Na ścianach wisiały sieci, wiosła, harpuny, podbieraki i wszelakiej maści narzędzia służące wilkom morskim w trakcie połowów. Nie brakowało również trofeów z wypraw dalekomorskich. Wszystkie z nich posiadały swoją historię, która w zależności od ust, które ją opowiadały brzmiała nieco inaczej. Pod nim zaś w dwu szeregu poustawiano wielkie dębowe ławy, przy których w miarowym tempie zajmowali miejsca nowo przybyli goście. Po środku izby stał przyozdobiony w liny i kotwice szynkwas za którym dostrzec można było starszego mężczyznę z opaską na oku. Jedna rzecz zdecydowanie wyróżniała "Śledzika" na tle innych karczm. Mianowicie woń. Niby wciąż można było w niej wyczuć worki wypalonego tytoniu, beczki wypitego alkoholu i rzeszę upoconych mężczyzn. Jednak nie zmieniało to faktu, że dominującym aromatem był zapach ryb i to niekoniecznie najświeższych. W tym osobliwym lokalu znalazła również swoje miejsce wesoła wdówka, na której to wszystko nie robiło jakiegoś wielkiego wrażenia. Doskonale pamiętała z czasów pracy jako portowa dziwka podobne lokale, których rozmiar niejednokrotnie bił na głowę tą spelune. Marienburg był jednak miastem kilkukrotnie większym i liczniejszym niż ta dziurą.

- Ma styl. To trzeba mu przyznać. - odpowiedziała Kornasowi, który dopiero co zajął miejsce na wprost niej - Dyskrecja nie jest jego mocną stroną. Wiesz chociaż z kim przyjdzie Ci walczyć? - rzuciła pytające spojrzenie upijając łyk piwa. Jej ochroniarz pokręcił przecząco głową na znak, że nie ma pojęcia z kim mu przyjdzie się zmierzyć.

- Warto by było się tego dowiedzieć. - odparła widząc kręcącą się na lewo i prawo głowę eunucha - Wiesz jak wogóle nazywa sie ten krasnal?

- Impresario. - odparł poważnie łysol zerkając na siedzącego kilka stołów dalej niziołka równie barwnie ubranego co otoczonego swoją ferajną.

- Hmmmm. Rozumiem. - krótko odparła zdając sobie sprawę, że od swojego pracownika czasami nie można za dużo wymagać - Trzeba się rozejrzeć i popytać o twojego rywala. Może te magiczne grzybki nie będa w ogóle potrzebne. Czujesz się dzisiaj na siłach?

Kornas widocznie traktował sprawę bardzo poważnie bo tak właśnie pokiwał głową. Był gotów tak bardzo jak tylko się dało. Cały dzisiejszy dzień i wczorajszą noc się oszczędzał by nie stracić sił. - Impresario powiedział, że dowiem się na miejscu. I, że mnie wezwie jak będzie czas. - powiedział z namaszczeniem i znów spojrzał w stronę pstrokato ubranego niziołka jakby ten już miał go wzywać. No ale na razie tamten bawił się w najlepsze coś chyba opowiadając swoim znajomym bo co chwila wybuchały tam salwy śmiechu.

- Cieszy mnie twoje nastawienie. Pamiętaj, że oboje skorzystamy na twoim zwycięstwie. - mówiła pewnie chcąc dodać otuchy swojemu towarzyszowi - Nie zwątpiłam w ciebie nawet na chwile i wiem, że wygrasz tą walkę z palcem w nosie. Nie ważne kim będzie twój przeciwnik. Wiadomo jakie zasady będą panować w ringu?

- Zapasy. Bez broni. - ochroniarz młodej wdowy nadal nie tracił swojej powagi ale jej słowa dodały mu otuchy bo jakby delikatnie odetchnął z ulgą i pokiwał głową.

- No to doskonale. - odparła wyraźnie uradowana właścicielka kompani handlowej - Z tego co wiem to Twoja specjalność. Wszystkie chwyty dozwolone?

- Nic nie mówił. Może powie przed walką. - kastrat odparł swoim cienkim głosem który czasem mógł wydać się zabawny. Ale mówił poważnie. Jednak nie wydawał się być tym przejęty czy zmartwiony.

- Gdyby więc okazało się, że jedyną zasadą jest brak zasad. Pamiętaj. - mówiła z poważną miną jakby zaraz miała zrugać jednego z pracowników swojej kompani za niestawiennictwo w pracy na skutek przepitej w karczmie nocy - Twoje braki są teraz potężnym atutem. - tym razem przytyk na temat przypadłości Kornasa wcale jej nie bawił. Doskonale wiedziała co mówi. Do tej pory pamięta pisk, łzy w oczach, błagania i przeprosiny jednego z jej klientów, którego skarby rodowe ściskała z całej siły gdy ten nie chciał uregulować należytego rachunku.

Mężczyzna poważnie skinął głową na znak, że zdaje sobie z tego sprawę.

Skupienie Kornasa nie uszło uwadze Ver. Ją jednak przepełniał jakiś dziwny spokój. Może to dlatego, że była pewna umiejętności swojego ochroniarza, którego już niejednokrotnie widziała w akcji a może to przez tą atmosferę panującą w knajpie z którą tak bardzo się utożsamiała. Sama jednak nie była w stanie tego stwierdzić. Ludzi z każdą chwilą przybywało i gwar wewnątrz robił się coraz większy. Zaś wesoła wdówka siedziała jedynie w towarzystwie swojego pupila trzymając miejsce dla Łasicy, która już niebawem powinna się zjawić. Trochę zrobiło się jej szkoda eunucha gdyż biedaczek siedział tak o suchym pysku w czasie gdy ona zapijała się lokalnym piwem. Niemniej postanowiła sobie wszystko mu wynagrodzić. Nagle jej myśli przerwał straszliwy huk otwieranych z impetem drzwi i gdy tylko odwróciła się w ich kierunku zarzucając przy tym swoimi uplecionymi w warkocz czarnymi włosami spostrzegła w ich progu Łasicę, która chwilę później pewnym krokiem ruszyła w jej kierunku.

------

Ver poczekała jak nieco skrępowana "średniawka" oddaliła się kilka kroków od ich stolika. Tłok w knajpie robił się coraz większy i ciężko było znaleźć jak okiem rzucił wolne miejsce siedzące. Wraz z coraz większą ilością ludzi szedł w parze coraz większy gwar i łoskot. To jednak kultystkom siedzącym przy stole było na rękę. Dawało im pewnego rodzaju swobodę w trakcie rozmowy.

- Widzę, że humorek Ci dopisuje. - rzuciła na przywitanie widząc swoja przyjaciółke w szampańskim nastroju. - Szczerze mówiąc to się nawet nie rozglądałam za świeżym mięskiem. - na twarzy Ver zawitał wpisany już chyba w jej spaczona dusze szyderczy uśmieszek - Stać nas na pewno na coś więcej niż dzierlatkę ze "Śledzika". - zaśmiała się unosząc ponownie kufel - Twoje zdrowie!

- Zdrowie! - ciemnowłosa koleżanka wesoło przepiła toast wcale nie oszczędzając swojego gardła. Te drobinki trunku jakie pociekły jej po brodzie beztrosko otarła rękwem. - No tak, świeże mięsko. Najlepiej jakieś młode, jędrne i chętne. - Łasica pokiwała głową jakby z grubsza robiła zamówienie na dzisiejszą porcję figli. Gdy już chwilę posiedziała i przywitała się z Versaną to teraz ciekawie rozejrzała się po wnętrzu najstarszej tawerny w mieście jakby sprawdzała czy jest ktoś kto spełnia takie wymagania. - Mam nadzieję, że coś się trafi. Inaczej znów będziesz skazana tylko na mnie. - rzuciła jakby mimochodem lekko zerkając na koleżankę sponad kufla i śląc jej kpiący uśmiech.

- Jakoś to przeżyje. - rzuciła przekornie - Jeszcze wielu rzeczy z tobą nie zrobiłam więc tak szybko mi się nie znudzisz kochaniutka. - uśmiechnęła się uwodzicielsko przygryzając dolną wargę.

- No to jesteśmy umówione. - Łasica odparła z uśmiechem i nieco uniosła kufel upijając łyk na ten niemy toast za wspólną znajomość i przygody. - Rose by się przydała. - wspomniała kapitan statku o jakiej rozmawiały przy poprzednim spotkaniu. - Z niej też jest niezła sztuka. Ale dzisiaj to już pewnie nie będzie jak jej szukać. - pokiwała w zadumie ciemną głową na wspomnienie o owej oficer marynarki. Spojrzała jednak wymownie na tłum w tawernie, czekanie na walki jakie się jeszcze nie zaczęły a już był wieczór. Jeszcze dość młody no ale pewnie trochę jeszcze im tutaj zejdzie to na latanie nocą po mieście pewnie już nie bardzo będzie ani czasu ani ochoty. - A co byś chciała ze mną zrobić? - zapytała niewinnym tonem zerkając do środka swojego kufla jakby tam nagle pojawiło się coś interesującego jak złoty karlik conajmniej.

- Byłaś już kiedyś spętana? - nikczemny a zarazem zadziorny uśmieszek zawitał na słodkiej twarzyczce Versany - Tak mówisz o tej Rosie, że sama nabieram na nią ochoty. Skoro zaś przy niej jesteśmy. Przyszło do mnie dzisiaj jakiś jej dwóch pachołków ale odesłałam ich z kwitkiem mówiąc aby przekazali swojej kapitan, że jeżeli naprawde jest zainteresowana pracą dla mnie to powinna stawić się osobiście. - brunetka streściła poranne odwiedziny nieznajomych zakapiorów.

- A jak się okaże, że nie jest zainteresowana? - Łasica odpowiedziała z nieco ironicznym uśmieszkiem. - Kapitanowie jak siedzą na kwaterach to jak szlachta w swoich rezydencjach. Z byle powodu swojego tyłka nie ruszy albo ruszy gdy uzna za stosowne. Nawet tak zgrabnego tyłka. Nie zdziw się jak sama będziesz musiała się pofatygować. - koleżanka mówiła jakby wcale nie była zdziwiona takim zachowanie pani kapitan i raczej nie nastawiała się, że ta zaraz przybiegnie na paluszkach na pierwsze wezwanie. - A to spętanie to mnie nie obrażaj. Jestem profesjonalistką. I brzmi bardzo interesująco. - powiedziała jakby mimochodem wspomniała o pogodzie na dziś czy jutro odpowiadając na to co Versana mówiła na początku.

- Pożyjemy, zobaczymy. - odparła nonszalancko ciemnowłosa wdowa odsłaniając opadajacy jej na czoło kosmyk czarnych włosów - Jak bedzie trzeba to pośle po nią kogoś. Bądź. Hmmm… - dostawiła wskazujący palec do ust i zamyśliła się na chwile - Jak to się mówi. Jak nie góra do khazada, to khazad do góry. Zaś co do Ciebie. - Ver wyszczerzyła zęby w szyderczym uśmiechu zaś jej oczy zapłonęły rządzą - Jeszcze sobie pogadamy.

Wieczór robił się coraz późniejszy. Tawerna niemal pękał w szwach i ciężko było usłyszeć kogoś, kto nie stał bezpośredni obok. Powietrze dało się już spokojnie kroić maczetą. Dziewczynom jednak to nie przeszkadzało. Siedziały tu na tyle długo, że całkowicie przywykły do tej lokalnej atmosfery. Piwo szybko traciło swój przyjemny chłód więc albo trzeba było je szybko wypijać albo niedopite oddawać "średniawce" zamawiając przy tym kolejne.

-------

- Widzę, że spodobała ci się rola kelnereczki. - wyszczerzyła swoje śnieżnobiałe ząbki - Widzę w tym pewien potencjał i nie zawaham się go użyć. Będę więc miała do ciebie prośbę skoro jesteśmy przy temacie rozwydrzonej van Hansenówny. - w oku Ver pojawiła się iskra, która migotała zawsze gdy coś knuła - Widzisz. Tak się składa, że potrzebuje aby ta mała zołzowata blondyneczka wypiła kilka moich ziołowych kropelek. Nie jest jednak tajemnicą, że nie żyje z nią w zbyt dobrych "stosunkach". - rzekła wykonując charakterystyczny gest dwoma palcami obu dłoni a następnie zachichotała złowieszczo - Może więc przy okazji krążenia po izdebkach ich rezydencji zawitałabyś do jej pokoju no i wiesz… - zrobiła delikatną pauze wpatrując się w oczy swojej kochanki - ...wzbogaciła na przykład wino, które ta smarkula miałaby wypić. To dla mnie bardzo ważne. Hmmmm… - wesoła wdówka zadumała chwilę jakby starała się ułożyć ze swoich myśli kompletną układankę - Co Ty na to abyś i dzisiaj wcieliła się w rolę kelnereczki. Wiesz tak w ramach praktyki. - brunetka zażartowała wpatrując się w uwydatniony dekolt współkultyski - Mianowicie. Potrzebowałabym się dowiedzieć z kim przyjdzie walczyć dzisiaj naszemu koledze. Może udałoby mu się delikatnie pomóc by szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. - nikczemny uśmieszek pojawił się na twarzy Versany nadając jej wręcz niebezpieczny wyraz - Z resztą pewnie wiesz co mam na myśli.

- W rolę kelnereczki? Tutaj? - Łasica lekko przesunęła spojrzeniem po sylwetce koleżanki jakby ją pierwszy raz widziała. Przy tym leniwie kołysała kufelkiem jakby się na poważnie zastanawiała. W końcu lekko wzruszyła ramionami. - Wolałabym dla ciebie. W ramach praktyki. - westchnęła jakby nieco rozczarowana, że nie do końca chodzi o to na co by miała ochotę. W końcu odwróciła głowę w stronę ich zawodnika jaki wkrótce miał walczyć a potem powiodła spojrzeniem po reszcie sali. - No ale mogę spróbować. Tylko od kogo mam zgarniać klapsy w tyłek? - wskazała kuflem na to całe wesołe towarzystwo.

- Pierwszego możesz dostać ode mnie. - ciemnowłosa kultystka wystawiła delikatnie język i przymrużyła jedno oko - Co do reszty to nie będzie takie oczywiste. Widzisz tamtego pstrokatego krasnala ogrodowego? - Ver zwróciła wzrok w kierunku Impresario - On tu rozdaje karty. On też zapewne posiada całą nam potrzebna wiedze. Wątpię jednak by był łasy na Twoje zaloty. Chociaż kto wie. Już trochę cię znam i chyba mało co mnie zadziwi.

- Ale z tymi ziółkami na tym balu… - ciemnowłosa po chwili wróciła do tego o co wcześniej pytała koleżanka. Delikatnie bujała swoim kuflem zastanawiając się jeszcze nad tym wszystkim. - Mogę wziąć te ziółka i jak będzie okazja to jej doleję. Ale nie liczyłabym, że za pierwszym razem dadzą mi dostęp do prywatnych kwater. Pewnie wezmą mnie na kocmołucha w kuchni albo do obsługi sali bankietowej. Wpuściłabyś nową służbę w pierwszy dzień do swojej prywatnej kwatery? - Łasica nie odmówiła koleżance pomocy ale mówiła tak jakby za bardzo nie liczyła, że taki numer przejdzie. - Postaram się zakręcić, pokręcić kuperkiem i powdzięczyć się to kto wie? Może wezmą mnie na dłużej? No ale przed balem wolałabym się nie wychylać bo jak mnie capnął to w najlepszym razie wylecę z hukiem i nici z obsługi balu. - bywalczyni tawern i ulic wyjaśniła swoją filozofię jak widzi swoje szanse by dostać się do rezydencji van Hansenów.

- Dziękuje ci za te szczere chęci skarbie. - owdowiała żona kupca posłała całusa w kierunku swojej ulubionej kultystki - Wiesz. Jak dla mnie to możesz ich dolać bezpośrednio do pucharu, z którego będzie piła ta mała ropucha w trakcie bankietu. W sumie to chyba nawet lepsze rozwiązanie. Od razu byśmy wiedziały czy wszystko ze smakiem wydoiła. - zaśmiała się złowieszczo przeczesując swoimi długimi palcami włosy - Trzeba jednak pamiętać o sprzątnięciu naczynia. Po tym małym dodatko może pozostać delikatny osad na dnie.

- To nie będzie takie proste. - Łasica pokręciła głową na znak, że widzi pewne przeszkody. - Jeśli już mnie dopuszczą do sali bankietowej to pewnie będę latać z tacą po całej sali. Będę miała tacę pełną kufli i kieliszków i skąd mam wiedzieć kiedy mi się trafi ta blondi? I po które szkło sięgnie? - zapytała raczej bez potrzeby odpowiadania na to pytanie. Jak na razie to jej obecność na balu była palcem po wodzie pisana i była o wiele mniej pewna niż Versany która miała zaproszenie jako gość koncertu. - Łatwiej by było jakby wezwała mnie gdzieś do siebie. Albo z tobą. Gdzieś na boku. To jakby była sama albo tylko wy dwie to byłoby łatwiej. Ale jakbyś była z nią sama to i sama możesz jej dać te ziółka. A co to w ogóle za ziółka? - kultystka o prawie granatowych włosach mrużyła oczy i przekręcała głowę z jednej strony na drugą gdy próbowała sobie wyobrazić jak taki hrabiowski bal na hrabiowskiej rezydencji może wyglądać. A wzrok miała skierowany przede wszystkim na stół obsadzony przez Impresario i jego załogę. Od czasu do czasu zerkała tylko na sąsiadkę.

- Może masz i rację. Muszę więc to raz jeszcze przemyśleć. Pamiętaj jednak, że już ktoś to wszystko zaplanował i jak ma się coś udać to się po prostu uda. - odparła z dozą niezadowolenia. Nie mogła jednak odmówić logiki swojej koleżance.

- Czas jednak pokaże jak się potoczy ta cała historia. Ziółka zaś to specjalny prezent od naszego szefa. - dodała puszczając oczko w kierunku towarzyszącej jej ślicznotki.

- O. Od szefa? - tego Łasica się chyba nie spodziewała bo spojrzała na koleżankę z nowym zainteresowaniem. Przygryzła wargę gdy się nad czymś zastanawiała po czym wzruszyła ramionami. - No tak, widziałam ostatnio, że coś ci dał. - mruknęła jakby sobie przypomniała ten detal z ostatniego zboru. Po czym znów wzruszyła ramionami. - No chciałabym aby się udało ale jak wykonanie planu spada na nas to wolałabym uważać. W końcu ja będę tylko skromną kelnereczką, jedną z wielu a ty młodą wdową, jedną z wielu gości. A gospodyni będzie tylko jedna i pewnie każdy będzie chciał z nią zamienić chociaż słówko czy dwa. A jak będą tańce to pewnie będzie pląsać cały wieczór jak ją panowie będą prosić do tańca. Szkoda, że nie jesteś facetem. To byś mogła poprosić ją do tańca. Chociaż w tańcu ciężko podać właściwy puchar… - ciemnowłosa swobodnie snuła rozważania jak to można by załatwić ich sprawę w nadchodzący Festag. W końcu pokręciła głową i machnęła ręką zdając sobie sprawę, że na razie zbyt mało wiedzą by coś na poważnie planować.

- Jak chcesz to mogę wziąć te ziółka ale mówię ci, że nie wiem czy będę miała okazję ich użyć zgodnie z planem. Byłoby mi łatwiej jakbyś się z nią znalazła w jakiejś alkowie, gdzieś na uboczu i wezwała właśnie mnie by wam usługiwać. Dobra, chyba mam kandydata do wdzięczenia się. - zwolenniczka Węża rzuciła luźnym tonem jaką sytuację uważa za sprzyjającą podaniu młodej szlachciance spreparowanego pucharu no ale na razie zajęła się tym co tu i teraz gdy chyba wybrała ofiarę wśród tej niziołkowej świty. Kocim ruchem wstała i nachyliła się nad ich stołem by sięgnąć do dzbanka i nalać sobie do kufelka. Nachyliła się tak bardzo, że gdyby Kornas był zainteresowany kobiecymi wdziękami mógłby swobodnie puścić żurawia w jej dekolt. I chyba nawet puścił ale jak zwykle nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Za to od strony Versany ładnie się się prezentowały tylne atuty jej koleżanki w tych skórzanych spodniach gdy się tak wymownie nachylała nad stołem. I to widocznie z pełną premedytacją sądząc po jej prowokującym, bezczelnym uśmieszku.

Versana rzuciła więc okiem w kierunku, w którym wcześniej patrzyła jej kochanka chcąc tym samym dostrzec mężczyznę o którym przed chwilą mówiła Łasica.

- To powodzenia kelnereczko. - rzekła dając w następnej chwili soczystego klapsa w tak pięknie wyeksponowany tyłek - Tylko wróć tu do mnie. Wiesz. Będę tęsknić. - dodała nieco kokieteryjnie.

- No za takiego ładnego klapsa to na pewno wrócę. - Łasica wstając ponad ławą z już pełnym kuflem równie kokieteryjnie nachyliła się nad tą ławą do koleżanki by obiecująco pogłaskać ją po policzku. I teraz ta tak samo jak przed chwilą Kornas mogła zajrzeć za jej ciekawie wyglądający dekolt. A potem wstała i ruszyła przez zatłoczoną salę przykuwając jedno czy dwa spojrzenia gości zwabionych jej zgrabną figurą. Ale ciemnowłosa zniknęła gdzieś za rogiem, wcale nawet nie zbliżając się do stołu Impresario. Chociaż gdzieś tam były toalety i wejścia na pokoje na piętrze a Versanie zdawało się, że przed chwilą jakiś mężczyzna wstał od stołu niziołka i zniknął gdzieś właśnie w podobnym kierunku.

Wdowa po kupcu znów została jedynie w towarzystwie swojego pracownika. Mimo, że wszystkie ławy były pozajmowane to jakimś dziwnym trafem do nich nikt się nie chciał dosiąść. Nowo przybyli goście zmierzali po prostu bezpośrednio do szynkwasu. Ver zmuszona była do picia piwa w samotności. Kątem oka dostrzegła tylko jak od czasu do czasu spogląda na nią Kornas z ewidentnym wyrzutem na twarzy. Oczywistym było to, że w jego gardle panowała Nehekharemska susza lecz nie mogła nic z tym zrobić. Dzisiejsze walki były priorytetem. Postanowiła jednak upijać piwo w czasie gdy uwagę Kornasa przykuwało coś dziejącego się na sali. Czas zdawał się stanąć w miejscu. Tą monotonię przerwała jednak Łasica, która cicho niczym zwierzę od, którego przybrała pseudonim podeszła ją od tyłu, nachyliła się i szepnęła jej do ucha, że już wróciła. Chwilę później zajęła swoje miejsce i ponownie wróciła do rozmowy z koleżanka jak gdyby nigdy nic. Tym razem postanowiła jednak zagaić do eunucha, którego mina wciąż nie zdradzała za wiele emocji.

-----


- Mhm. - eunuch burknął tylko w ramach odpowiedzi na pytanie i drwiny Łasicy

- Spójrz tylko na niego. - brunetka rzekła skinając głową w kierunku swojego ochroniarza - Dawno nie widziałam go tak zdeterminowanego. Kim by jego przeciwnik nie był. Kornas wbije go w ziemie. Szczególnie gdy uda nam się. Przepraszam. - puściła oczko w kierunku właścicielki wężowego tatuażu - Uda ci się wcześniej zidentyfikować tego nieszczęśnika. - dodała z nuta ironi w głosie - Przejdźmy jednak do tego czego się dowiedzieć. Mianowicie. Pamietasz jak wspominałaś o zatrzymaniu mutantki przez naszą świętojebliwą koleżaneczkę? - zadała pytanie nie czekając jednak na odpowiedź wyższej rangą współkultystki - Jak dawno do tego doszło i jak wyglądała ta zatrzymana? Czym się wyróżniała?

Łasica zaśmiała się kiwając głową, na znak aprobaty dla ich zawodnika. - No! Kawał byka! - zawołała nachylając się nad stołem aby poklepać biceps kolegi. Ten skinął łysą głową w milczeniu i z powagą przyjmując ten komplement. Koleżanka więc usiadła z powrotem i wróciła rozmową do tego o czym właśnie rozmawiały.

- No tak, pamiętam. - rzekła bawiąc się kuflem. Zamilkła starając się pewnie przypomnieć tamte wydarzenia dzięki którym poznała Louisę Kruger. - No taka szara myszka. Zwłaszcza przy naszej blond kici. Kto wie? Może jakby ją umyć, wyszorować, ubrać to kto wie? - pozwoliła sobie na takie luźne dywagacje na temat pojmanej dziewczyny.

- Najłatwiej to byłoby ją poznać po skazie. O tutaj. - rzekła klepiąc się w prawy bok. - No ale tego nie widać przez ubranie. Nasza blond kicia dopiero to odkryła jak zdarła z niej ubranie. Ładnie z niej zdzierała to ubranie. Aż nie wiem czy wolałabym razem z nią zdzierać to ubranie czy, żeby ze mnie tak zdarła… - zamyśliła się i na ustach pojawił się lubieżny uśmieszek do tamtych wspomnień. Po czym wychyliła kolejny łyk z kufla i wróciła do rozmowy.

- A to było… - znów szukała w pamięci. Tym razem dłuższą chwilę. - Z tydzień temu. Może więcej. Ale już w tym roku. Parę dni po nowym roku. Jeszcze przed pierwszym spotkaniem w tym roku. Dlatego wtedy po spotkaniu uderzyłam do ciebie z tą blond kicią bo to tak prawie na świeżo było. - w końcu Łasicy jakoś udało się dość dokładnie określić kiedy mogła trwać tamta akcja. No musiało być gdzieś z tydzień temu skoro teraz mieli drugą połowę drugiego tygodnia.

- Wiesz może czy od tamtego czasu wykonano jakiś wyrok na kobiecie? - kobieta mówiła przytłumionym głosem po jej minie widać jednak było, że podchodzi bardzo poważnie do tej sprawy. Miała ściągnięte do środka brwi i lekko przymrużone oczy - A może jest ci coś wiadomo na temat samej mutantki? To bardzo ważne. Obawiam się, że to właśnie jej poszukujemy na polecenie szefa.

- Niieeee… - trudno było powiedzieć do czego odniosła się Łasica w tej pierwszej reakcji. Ale i w głosie i spojrzeniu była spora doza niedowierzania. - Ta mała siksa miałaby być tą co szuka szef? - zapytała z niedowierzaniem po chwili milczenia. - No nie wiem. Wątpię. Nie wydaje mi się. Szef jak o niej mówił tej jakiej szukamy to mi się wydawało, że to ma być ktoś wspaniały. Tak, że nic tylko paść do stóp i służyć. Jakby była jakaś ładna to ja nie mam nic przeciwko. - łotrzyk kręciła głową by wyjaśnić swoje wątpliwości. Ale jak zwykle, nawet teraz wydawała się bardzo łasa na wdzięki wszelkich ślicznotek co szybko zaznaczyła.

- I szef mówił, że jak ją zobaczymy to będziemy wiedzieć, że to ona. A ja tamtą myszkę widziałam i jakoś mnie nic nie szarpnęło. To już ta nasza blond kicia była znacznie ciekawsza. - dorzuciła jeszcze gdy przypomniała sobie co Starszy mówił o tej kobiecie z kazamatów. A ta którą tydzień temu zgarnęli łowcy czarownic widocznie jakoś nie zrobiła zbyt wielkiego wrażenia na Łasicy.

- A wyroku nie słyszałam by wykonali. Chociaż nie zdziwię się jakby też wylądowała w kazamatach. No bo gdzie indziej by ją mogli zabrać? - zapytała raczej retorycznie. Zwykle przestępcy lądowali w ratuszowym areszcie czekając na rozprawę. I drobne przestępca załatwiano od ręki by nie karmić darmozjadów. Ale jak ktoś miał znamię spaczenia to jego wina była tak oczywista, że czekał go czy ją tylko stos by skazać ciało ale uchronić duszę. A większość tych z ciężkimi wyrokami lądowała w kazamatach.

- No to jak jej nie wywieźli gdzieś do lasu czy nie utopili w morzu to pewnie mogli ją wysłać do kazamatów. Jak ją będą palić na stosie to pewnie w najbliższy festyn. Będzie można w nią rzucać gnojem, śnieżkami, kamieniami no kupa radochy dla gawiedzi. No chyba, że coś im nie poszło przy przesłuchaniu i im ta myszka skipiała. No to nici ze stosu i reszty zabawy. - rozłożyła ramiona dość obojętnie rozmawiając o naznaczonej przez Mroczne Moce kobiecie jaką pojmano w zeszłym tygodniu. Ale od tego czasu los jej wydawał się nieznany.

- A nie sądzisz, że mutacja sama w sobie jest rzeczą dość widoczną? Tak, że od razu byś wiedziała z kim masz do czynienia? - zapytała raczej retorycznie swoja niedowierzającą przyjaciółkę - Wspaniałość nie zawsze jest zauważalna na pierwszy rzut oka. Weźmy takiego Strupasa. Fakt. Brzydki jak kupa końskiego łajna ale na swój sposób i on jest wspaniały. - to porównanie wydało się jej całkiem trafne. Pomimo, że powierzchowność ulicznika była odpychająca a wręcz odrażająca to Ver jednak czuła do niego swojego rodzaju respekt i szacunek. Liczyła się z jego zdaniem, gdyż wiedziała, że to co widoczne dla oka jest tylko swojego rodzaju powłoką, kamuflażem - Z resztą coś w tej szarej myszce musiało być niepowtarzalnego, wspaniałego że nasza kochanica z młotem w łapie zwróciła na nią uwagę. - dodała swoje spostrzeżenie a następnie spojrzała pytająco na ciemnowłosą współkultystke - Nie sądzisz? Poza tym odwiedziłam dzisiaj kapłankę tej białej przepiórki. - rzuciła z drwina podśmiechując się szyderczo - Opowiedziałam jej bajeczkę o tym, że chcę wesprzeć potrzebujących i zepchniętych na margines. Ona zaś łyknęła te farmazony jak indyk kluseczki. - wybuchła śmiechem aż kilku gości odwróciło z zaciekawieniem głowy w jej kierunku. Przyjmując to jednak za coś normalnego o tej porze w gospodzie po chwili wrócili do tego co przed chwilą robili - Co one mają z tymi ptakami? W każdym razie tak na poważnie. - doprowadziła się się do porządku i kontynuowała - Powiedziała mi, że w kazamatach aktualnie przebywa tylko jedna kobieta, której wina jest widoczna i oczywista oraz, że one nie są w stanie jej pomóc. - kultystka zrobiła chwilę przerwy w swoim słowotoku aby upić kolejny haust już raczej ciepłego trunku - Nadal myślisz, że to raczej nie ta dziewuszka, która widziałaś tamtego feralnego wieczoru? Wiem, że mogę się mylić ale jak dla mnie to coś w tym jest. Za dużo podobieństw jak na mój gust. Z resztą intuicja mi to podpowiada a ponoć nasz jest nieomylna. - upiła kolejnego grzydla opróżniając już kufel do cna a następnie wbiła pytające spojrzenie w swoją śliczną koleżaneczkę.

- No nie wiem… - Łasica odparła po chwili zastanowienia. Wydawała się skonfundowana takim postawieniem sprawy. Bawiła się chwilę wodząc palcem po krawędzi swojego kufla. W końcu wzruszyła ramionami i widząc, że koleżanka też osuszyła swój kufel bez ostrzeżenia przeciągle gwizdnęła na palcach w kierunku baru przykuwając uwagę tej kelnerki. Kilka osób odwróciło się zaskoczonych tym krótkim, ostrym gwizdem i chyba jeszcze bardziej tym, że ten typowy, męski gest wykonała kobieta. A kelnerka skinęła w ich stronę głową i zaczęła szykować się by do nich podejść z nowymi kuflami.

- A nasza blond kicia nie zwróciła na tą myszkę specjalnej uwagi. Rozbierała nas po kolei, jak leci. Jakby widziała kto ma skazę to by od razu ją wyłowiła. Do mnie nie doszła jak już znalazła tą małą. - jakby mimochodem wróciła do zdarzeń z zeszłego tygodnia. I to, że Kruger wówczas nie potraktowała jej tak jak innych wymówiła z nieukrywanym żalem.

- No jak ta twoja ptasznica mówiła, że jest jedna… no to może i ona… chociaż mówię ci, że ja bym na nią drugi raz nie spojrzała jakbym ją mijała na ulicy czy w karczmie… sama nie wiem… - Łasica przyznała się do swojej niewiedzy. Niby nie znalazła luk w rozumowaniu Versany ale nadal chyba trudno było jej uwierzyć, że tamta “myszka” mogła być tą którą mieli wydostać z kazamat. A w międzyczasie podeszła do nich kelnerka wymieniając pełne kufle na puste.

- Ciekawe więc skąd wziął się taki pomysły w głowie ludzi tego Olega aby zrobić tego rodzaju rewizję wśród karczemnych klientów? - zapytała zaciekawiona kultystka - Może to zbieg okoliczności. W każdym razie nie będę wyciągała pochopnych wniosków i o wszystkich moich przypuszczeniach opowiem po prostu Szefowi. - skwitowała sięgając po świeżo podstawiony kufel.

Obie kobitki popijały browar lustrując pobieżnie a to wszystko co działo się dookoła, a to siebie puszczając sobie przy tym od czasu do czasu oczko. Ver w pewnym momencie zorientowała się, że musi siedzieć tu na tyle długo iż przywykła do lokalnego zapaszku. W karczmie było tak wielu ludzi, że gdyby stojąc w tym tłumie człowiek uniósł nogi zawisł by w powietrzu. One jednak wciąż siedziały przy ławie z jednym pustym miejscem. Raz jeden tylko jakiś mocno wstawiony marynarz chciał się dosiąść zagadując je tanim podrywem. Został jednak niezbyt mile przywitany. Wpierw przez nieprzychylne spojrzenia pań. Następnie zaś przez samego Kornasa, który w typowy dla siebie sposób wstał i pokazał mu wyprostowaną ręka gdzie jego miejsce. Na szczęście dla samego pijaczka nie stwarzał problemu i grzecznie się żegnając zmienił miejscówke.
 

Ostatnio edytowane przez Pieczar : 21-08-2020 o 18:19.
Pieczar jest offline