Truciciele, od lewej: Kurt Żabiooki, Kinol Kucharz, Purchawa i Wiedźmooka Strupas wrócił od Opal ukontentowany. Powoli zaczynał mu w głowie układać się plan. Knucie jest przyjemne, zawsze lubił knuć. Ale pierwsze zająć się kopytymi.
-
Uhhh, ależ zapaszek! Aż włosy w nosie się rozpuszczają! Dobra Kinol, twoja kolej. Kombinuj jak to zapodać do żarcia, by kopytni łyknęli.
- Jest zima, są pewnie tak głodni że zaczynają zjadać się nawzajem. To nie ten typ co robi zapasy, wiesz. Wypatroszyłbym zanętę, poszatkował płucka, flaczki i wszystko w środku, zmieszał z krwią, poczekał aż zacznie lekko capić. Potem dodał naszej tynktury do farszu, nadział jak prosiaka i podrzucił. Flaki dla drapieżników zawsze najlepszy kąsek, a posiekane starczą dla wszystkich. Ale jak mamy wytruć całe plemię to musi być przynajmniej duży jeleń. Albo łoś, albo ze dwóch ludzi.
- Dodałbym jeszcze jakiegoś wzmacniacza, by trochę postali na nogach zanim padną. Coś jak ta szpryca co czasami naszym przed walką daje Opal - zadumał się Strupas i spojrzał na Wiedźmooką.
-
Skąd ty Kinol wiesz, że nie robią zapasów? Albo co oni właściwie tam robią? Byłeś u nich? - Żabiooki zapytał pół żartem pół serio kolegę skąd zna takie detale z życia rogatych. Uśmiechnął się przy tym ironicznie co z jego wyłupiastymi oczami wyglądało dość komicznie.
-
No ale ma rację z tym warchlakiem. Ilu by go spróbowało? Mały jest. Trzeba by tego więcej. - Purchawa machnął na to ręką i zafrapował się czym innym. Wskazał na młodego dzika. Na parę osób byłaby niezła wyżerka. No ale choćby na taką społeczność jak mieli tutaj to byłoby tego niewiele.
-
Jak coś będziemy w nim szatkować i robić z niego mielonkę to trzeba będzie go rozciąć. A wtedy będzie widać, że był ruszany i to nic świeżego. - Kurt wskazał drewnianą łychą na warchlaka.
-
No coś na wzmocnienie może i mamy ale to raczej jest do wypicia na miejscu. Nie wiem jak zadziała na mrozie po nie wiadomo jakim czasie. - Wiedźmooka wreszcie dopchała się do głosu by odpowiedzieć na to o co garbus pytał.
-
Nawet można by warchlaczkiem otruć kilku, a ich poćwiartować ich na "większe" danie. To już jest plan. Robimy warchlaczka, będzie się piekł więc można przy nim majstrować. - Strupas zadowoliny zatarł ręce -
Kurt, znasz jakieś miejsce gdzie można by go przygotować tak by jakiś patrol się na niego napatoczył? Zdobędziemy mięsko i jednocześnie zrobimy próbę generalną.
-
Hmm… - Żabiooki zamyślił się chwilę szukając natchnienia w mrokach sklepienia jaskini nad głową. Podrapał się tą łychą po zarośniętym policzku by sobie pomóc. -
Tak. Chyba tak. Nie wiem tylko czy akurat będą tam jak my będziemy. Ani co zrobią jak nas wywęszą. - przyznał po tej chwili zastanowienia.
-
Zostawimy pieczyste na ogniu, zapach się niesie, a sami musimy się zaczaić by obserwować efekty. Myśl Kurt. Będziemy cholernymi bohaterami. Tylko dobrze to trzeba obmyślić. Oni rozumem nie grzeszą, to nie Kopf.
- Domu może nie zbudują. Ale w dziczy umieją przetrwać. To i na tym co da się zeżreć znać się muszą. - zauważył Kinol dość filozoficznie. Kurt spojrzał na niego, na Strupasa i pomachał tą łychą jakby to mu pomagało się namyśleć.
-
No można spróbować. - powiedział w końcu po tej chwili zastanowienia. -
Oni mają niezły węch. Jak pies. Zastanawiam się właśnie jak tu zrobić by nas nie wywęszyli skoro mamy obserwować widowisko. - myśliwy mówił jakby to nie była taka błaha sprawa.
-
Ja już miastowy się zrobiłem, lepiej was posłucham - zgodził się z oboma -
pewnie wszystko rozbije się o to, jak są głodni... Może Opal ma coś? Kryształową kulę albo tynkturę co maskuje zapach? - Strupas spojrzał na Wiedźmooką.
-
Oj mistrzyni miała dużo pracy w dzień to teraz jest zmęczona. - pomagierka Opal szybko pokręciła głową na znak, że teraz wolałaby nie niepokoić swojej mistrzyni.
-
Zapach to zapach Strupas. - Kurt znów zabrał głos. Ale, że chyba reszta nie bardzo zrozumiała o co mu chodzi po tak krótkim zdaniu to dopowiedział resztę. -
Pewnie, że można czymś zamaskować jakiś zapach. Ale wtedy będzie można wyczuć ten wierzchni zapach. - rzucił dodatkowym wyjaśnieniem wciąż się nad czymś zastanawiając.
W końcu warchlaczek został przygotowany na pieczyste, jako że po wypatroszeniu zostało sporo dobra, Kinol wykazał się inicjatywą i z krwi, flaków i siekanych sromotników zrobił kaszanki. Byli gotowi.