Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2020, 00:00   #57
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17 - 2519.I.13; bzt (5/8); późny wieczór

Miejsce: Nordland; pustkowia; wybrzeże; miejsce walk
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); wieczór
Warunki: noc, ciemno, zaśnieżona plaża, pogodnie, mroźno, powiew


Versana



Właściwie to podróż powozem zrobiła się całkiem przyjemna. Można by nawet się nią cieszyć w pełni gdyby jeszcze było wiadomo dokąd i po co się jedzie. I kto tak naprawdę siedzi na drugiej kanapie powozu. Ale poza tym było całkiem przyjemnie. Wino, kobiety no i rozmowa z intersującymi rozmówcami. Bo impresario w końcu się przedstawił jako Theo. - Możecie mi mówić Theo. - rzekł w odpowiedzi na pytanie kobiety siedzącej w narożniku kanapy.

- To nie nazywasz się Impresario? - Kornas zapytał jak najbardziej poważnie. Tak to przynajmniej na słuch brzmiało. Co zresztą wywołało uśmiechy i niziołka i Łasicy.

- Impresario też może być. - wyjaśnił mu Theo dobrodusznym tonem jakby nie robiło mu to większej różnicy. No a w międzyczasie gdzieś jechali a on bawił swoje damy rozmową i trunkami. Łasica zresztą też nie próżnowała. I po pierwszych paru chwilach gdy była cicho zrobiła się całkiem wesolutka. A nawet bezczelna.

- Ale chyba nie wieziecie nas do jakiejś sekty? - zapytała z przekorą w głosie. - Teraz to wszędzie tego pełno. Chodzisz kupować gdzieś chleb całe życie a potem się okazuje się, że widzisz jak piekarza palą na stosie za herezje. - wyjaśniła z pełnym przekonaniem jak na dzierlatkę przestraszoną w jakich przyszło jej żyć czasach wypadało.

- Ależ nie! Skądże! Po prostu ta mała uroczystość na jaką zmierzamy polega w sporej mierze na dyskrecji. Gdyby to stało się rozrywką dla mas straciłaby wiele na swoim uroku. Możecie to traktować jako klub dla wtajemniczonych. Dlatego mam nadzieję, że utrzymamy wszyscy tą sprawę w dyskrecji. Gdyby sprawa się wydała obawiam się, że musielibyśmy zamknąć ten interes i przenieść się do bardziej dyskretnego miasta. - Theo z miejsca zaprzeczył jakoby miał jakieś niecne zamiary. I z typową dla siebie galanterią wyłuszczył na czym polega zabawa. Łasica czasem coś przytakiwała czy się dopytywała ale raczej pozwalała mu mówić. Zwłaszcza, że w sztuce mówienia niziołek był naprawdę świetny. A bywalczyni ulic, tawern i burdeli słuchała go jedną dłonią trzymając podarowany puchar a drugą dłoń koleżanki. I prawie od początku podróży trzymała tą dłoń na swoim podołku. A ten okazał się tak samo cieplutki co gościnny chociaż na pozór wydawało się, że obie panny po prostu dodają sobie otuchy trzymając się za ręce i tylko przypadkiem miało to miejsce w okolicach zwieńczenia ud jednej z nich. Ud opiętych skórzanymi nogawkami całkiem przyjemnie nagrzanymi od żywego, jędrnego ciała.

W końcu jednak dojechali na miejsce. Powóz zatrzymał się, konie parsknęły i otwarły się drzwi. Niziołek dalej pełnił rolę gospodarza i wysiadł pierwszy po czym najpierw Versana, potem pozostała dwójka wysiadła na śnieg. Dało się wyczuć szum morza i słony zapach. Musieli być gdzieś na wybrzeżu. Ktoś podał jej dłoń przy wysiadaniu by łatwiej zeszła na dół. I tak przeszli kawałek. Szło się tak sobie przez ten śnieg. Skądeś dochodziło parskanie koni i wytłumiony gwar głosów. Wreszcie ktoś podszedł do nich i ściągnął im opaski. Pierwszy widok był raczej mało porywający. Puste, zaśnieżone wybrzeże nocą. Nie było się co dziwić nieco rozczarowanemu komentarzowi Łasicy.





- Ale wygwizdowo. - mruknęła rozglądając się po tym pustkowiu. Wyjechali z miasta to było pewne. I pewnie byli gdzieś na zachód od niego bo brzeg był płaski a po wschodniej części wznosiły się klify. I to tyle co dało się powiedzieć o tej bezimiennej plaży. Nawet nie bardzo było wiadomo, gdzie jest miasto. Może w dzień byłoby je stąd widać a może i nie ale nocą widok nie przekraczał kilkuset kroków.

- Proszę spojrzeć w tą stronę. - Theo uśmiechnął się lekko wskazując na tą stronę jaką w pierwszej chwili mieli za plecami. I faktycznie. Z drugiej strony były znacznie ciekawsze widoki. Czekające powozy, sanie i konie pod opieką woźniców i reszty podobnego personelu. A dalej postacie. W pierwszej chwili wydawało się, że wszystkie są na czarno. Ale to pewnie przez ten mrok nocy. Musiało być ich ze dwa, może trzy tuziny. Skoncentrowane wokół dwóch ognisk i kilku wbitych w śnieg pochodni. Więc trudno było dostrzec detale, zwłaszcza twarzy. A do tego chyba wielu z gości miało kaptury, czapki, szale, chusty które częściowo lub całkowicie dodatkowo zasłaniały ich fizjonomię.

Ale po drodze Theo zdążył ich co nieco wprowadzić co jest co. A więc najpier była przystawka. Coś na rozgrzewkę. Czyli walki kogutów i psów. To był prawie stały punkt programu. Dzisiejszego wieczoru miały być jedna lub dwie walki ptaków i podobnie psów. Zależy ilu ostatecznie będzie zawodników. W tak improwizowanych warunkach niestety nie można było wszystkiego do końca zaplanować.

Po tej przystawce czas było na pierwsze danie. Czyli walkę debiutantów. Właśnie w niej miał brać udział Kornas. Jak twierdził Theo walki były najciekawsze wówczas gdy wydawały się nieprzewidywalne. A gdy obie strony były debiutantami to nikt ich nie znał i nie wiadomo było czego się spodziewać. Dlatego występ debiutantów zawsze podnosił emocje. No a na koniec, jako danie główne, była przewidziana walka weteranów areny.

- O. A to jest Pietro o jakim wam wspominałem. Ja niestety muszę opuścić tak piękne panie niestety obowiązki wzywają. Ale przekazuję was w dobre ręce. - o Pietro faktycznie mówił podczas podróży. Miał być skarbnikiem i przyjmował zakłady. Oczywiście, że można było robić zakłady. A nawet wypadało. Theo nie ukrywał, że to było ich główne źródło dochodów na organizowanie tego wszystkiego. Więc osoby z wężem w kieszeni nie były mile widziane i dziwnym zrządzeniem losu w końcu jakoś zapominano wysłać im zaproszenie na kolejne spotkanie.

- Ah, to ty jesteś tym debiutantem tak? - Pietro podszedł do nich gdy widocznie w paru słowach Theo wprowadził go w sprawę nim ruszył dalej. A Pietro został z nimi. Na obie kobiety ledwo spojrzał i widać było, że najbardziej interesujego zawodnik. Kornas z poważną miną przytaknął na jego pytanie skinieniem łysej głowy.

- Dobrze, dobrze… wyglądasz na dużego… i silnego… dobrze, dobrze… Umiesz się bić? Co? Będziesz się bił? Nie padniesz od jednego ciosu? To źle wygląda, jak walka trwa tak krótko. Widzowie lubią widowisko. To jak? Będziesz się bił? Ustaniesz na nogach? - Pietro widocznie nie po raz pierwszy tak rozmawiał z zawodnikiem, nawet debiutantem. Ale jak na standardo Kornasa to pytał go trochę za dużo i za szybko cały czas go oglądając, sprawdzając jego ręcę, oczy, klepiąc po barkach czy klatce piersiowej. W tym też miał niezłą wprawę. Ale łysa głowa jego milczącego rozmówcy już nie wiedziała czy ma się kiwać czy zaprzeczać bo ochroniarz Versany w końcu spojrzał na niego skonsternowany nie bardzo wiedząc na które pytanie powinien i jak odpowiedzieć. Ale w końcu padło pytanie które zaskoczyło nie tylko jego.

- Lubisz bić kobiety? - Pietro zapytał niespodziewanie gdy akurat oglądał dłoń Kornasa i sprawdzał jak się zwija w pięść. Łysy zmrużył powieki w zdziwionym spojrzeniu, zresztą tym razem Łasica także. - Lepiej byś lubił. Bo twoim przeciwnikiem jest kobieta. - Pietro chyba brak zaprzeczenia uznał za potwierdzenie bo puścił dłoń kastrata i zaczął sprawdzać drugą.

- Baba?! Kobieta?! - Kornas i Łasica zapytali prawie jednocześnie całkowicie zaskoczeni taką informacją. Kornas był chyba może nawet trochę rozczarowany a jego koleżanka głównie zaskoczona.

- Tak baba. Tak kobieta. Wychodzimy z założenia, że jeśli kobieta ma ochotę dostać albo spuścić łomot to ma do tego takie same prawa jak mężczyzna. I mamy ich parę. Chociaż większość walczących to jednak mężczyźni. - Pietro gładko wyjaśnił prawie rutynowym tonem zerkając po kolei na całą trójkę. W końcu cofnął się o krok i zaczął oglądać zwalistą sylwetkę zawodnika jako całość.

- Więc jak? Będziesz się bił z kobietą? Czy masz z tym jakiś problem? Niektózy mają opory. Lepiej byś nie miał bo nie bardzo masz wybór walczyć z kimś innym. A już poszły zakłady na parę debiutantów. Właśnie. Przyjmuję zakłady. Obstawiacie coś? - człowiek z obsługi zawodów popatrzył pytająco na Kornasa jak będzie z jego chęcią walki z zawodniczką a nie zawodnikiem. Ten niemrawko wzriszył ramionami i zerknął na wszelki wypadek na swoją panią czekając na jakąś podpowiedź.

- Walka będzie bez broni. Żadnych ukrytych ostrzy, kastetów ani nic takiego. Ani pancerzy. Walczycie w samych koszulach. Nie sprawdzamy tego ale jak kogoś złapiemy, że kantuje to przegrywa walkę. - zasady wydawały się całkiem proste. - Można bić, kopać, dusić, łapać, capać i tak dalej. Jak się biłeś kiedyś w karczmie to coś takiego. - Pietro co sam miał wygląd ulicznego rzezimieszka i cwaniaka sprawnie wprowadzał towarzystwo dalej w te zasady walki. - Jak będziesz miał dość w każdej chwili możesz się wycofać. Wystarczy podnieść ręce do góry albo zacząć wrzeszczeć, że się poddajesz. Wtedy jest koniec i przeciwnik wygrywa. To samo jak on się podda. Znaczy teraz u ciebie to ona. - Pietro machnął ręką jakby z nawyku mówił o zawodnikach jako mężczyznach i widocznie rzeczywiście zbyt wiele kobiet nie walczyło na arenie. - To samo jak stracisz przytomność. Nie ma żadnych przerw czy rund walczycie dotąd aż zdatne do walki będzie tylko jedno z was albo ktoś się podda. No chyba, że impresario się wtrąci i będzie kazał przerwać walkę. No to masz wtedy przerwać. Rozumiesz? - Pietro skończył omawiać te zasady i na końcu uważnie popatrzył na nowego gladiatora czy ten zrozumiał co i jak z tymi zasadami. No i wrócił jeszcze raz z tym pytaniem o zakłady.



Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; osada odmieńców
Czas: 2519.I.13; Bezahltag (5/8); późny wieczór
Warunki: półmrok, chłód, wieczorna biesiada


Strupas



Warchlak został spreparowany i był gotowy do użycia. To kto miałby to jutro zrobić to już należało głównie do Kopfa i na to takie biedne żuczki jak zespół trucicieli nie bardzo mieli wpływ. Ale było prawie pewne, że wódz wyznaczy kogoś z nich do tego ryzykownego zadania. Ale na razie temat warchlaka, wściekłych zwierzoludzi, Kopfa i całej reszty stopniowo zszedł na dalszy plan. Była okazja się spotkać, pogadać, pośmiać się i wypić bo ktoś wyciągnął tykwę ze sfermentowanym sokiem to od razu zrobiło się weselej. I głośniej. Może nawet za głośno bo w pewnym momencie odwiedziła ich uczennica Opal.

- Chłopaki jak już skończyliście no to wiecie… Mistrzyni chciałaby się teraz położyć. - poprosiła ich grzecznie no ale wiadomo było, że mało kto odważył się zadzierać z jej mistrzynią. Nawet wódz przecież się z nią liczył i słuchał co ma do powiedzenia.

- A Opal nie chce się do nas dołączyć? Mamy tu całkiem dobry soczek. - zapytał rubasznie Kinol chyba troszkę się dając ponieść entuzjazmowy. Ale Wiedźmooka lekko przekrzywiła na niego głowę w czymś co chyba było krytycznym spojrzeniem a bardziej przytomni koledzy szybko go uciszyli i zaczęli się zbierać do odejścia. Właściwie co mieli do zrobienia to zrobili i wszystko miało dziać się jutro.

Zebrali się i ruszyli Korytarzem Czaszek w kierunku jaskini zajmowanej przez większość odmieńców. Żabi syn zastanawiał się czy jutro będzie śnieżyć. Na to też nie mieli wpływu ale jakby była jakaś zadymka to ani nie bardzo było jak wychodzić z jaskini ani pewnie rogaci by nie byli skłonni pałętać się po lesie. Chyba. Ale skoro nie mieli na to wpływu to nie było co więcej o tym rozprawiać.

Koniec końców towarzystwo przeniosło się do jednej z chat. Tu już mogli biesiadować swobodniej. Jedzenia było niewiele ale za to sfermentowanego soku i ziół całkiem sporo. Humory więc raczej dopisywały. Ktoś wyjął harmonijkę i na niej przygrywał więc zrobiło się prawie jak w jakiejś karczmie. Nawet dziewczyny się pojawiły. A dokładniej Lily którą pewnie zwabiły śmiechy i muzyka bo zawsze lubiła takie zabawy.




- Cześć. Można? Mam tykwę. - fioletowowłosa pytała raczej dla formalności. Jako jedna z najładniejszych dziewczyn w osadzie, do tego o przyjemnym obyciu była raczej lubiana. Zwłaszcza jak chodziło o zabawę. A i sama lubiła się zabawić. Więc i tym razem nikt jej nie odmówił prawa gościny pewnie nawet jakby przyszła z pustymi rękami.

Śmiechy na chwilę ucichły jak obok nich przeszła muskularna sylwetka zakończona łbem ogara. Hetzen. Szedł raźno przed siebie dzierżąc włócznię w dłoni jakby był gotów nią rozpłatać każdego i wszystko co ośmieli się stanąć mu na drodze.

- Nocne polowanie? - zapytał cicho Knut obserwując jak osiłek wilczym chodem zmierza w stronę wyjścia z jaskini.

- Sam? W noc? No co by nie mówić ma jaja. - Purchawa chociaż jak większość, nie przepadał za mięśniakiem to jednak odwagi nie mógł mu odmówić. Mało kto decydował się na samotne, nocne polowania. Zwłaszcza odkąd na zewnątrz grasowali zwierzoludzie.

Knut chwilę się zastanawiał czy Hetzen nie mógłby spróbować ich prosiaka. Nie do jedzenia! Ale zapach. Miał w końcu węch jak prawdziwy ogar. Jakby się nic nie poznał no to może i rogacze też nie. Przynajmniej po zapachu. Ale jakoś brakowało ochotnika co by miał odwagę zapytać go o to. Wiadomo było, że Hetzen z byle powodu lał w pysk. A i bez powodu mu się też to zdarzało.

W końcu do chaty przyszedł też Dritte. Albo przyszła. Płeć była dość niejasna. Strupas słyszał, że Pan Zmian obdarzył go czy ją wielką łaską. I podlegała ona ciągłej zmianie. Raz był to bardziej mężczyzna, raz kobieta ale jakoś tak trafiało, że jak garbus gościł w osadzie to tak jakoś był w przejściowej fazie. Opal podobno miała teorię, że rytm przemian Dritte jest uzależniony od wpływu księżyca. Tego właściwego czyli Morrslieba. No ale Morrslieb miał nieprzewidywalny rytm to może też i dlatego Dritte był czy była jeszcze bardziej zmienna niż mogła by być. Ale Dritte to nie przeszkadzało. Na pewno nie w robieniu interesów.

- Strupas a ty masz jakieś plany na powrót? Będziesz wracał do miasta? - Dritte zaczął rozmowę siadając obok garbusa. I nawet z bliska, w blasku ogniska nie bardzo wiadomo było czy to on czy ona. Gładka twarz i takie średnie włosy to jak się patrzyło jednym okiem to bardziej była jak u młodzieńca. A jak drugim to bardziej jak do dziewczyny. Ale nie zmieniało to sprawy o jakiej rozmawiali. Dritte dostrzegł okazję w przybyciu kogoś z miasta. Zwłaszcza jak ten ktoś by wracał do tego miasta. Bo jasne było, że z oczywistych przyczyn większość populacji tej ukrytej osady nie bardzo nadawała się by pokazywać się mieszkańcom miasta na oczy. Tak by ci z miejsca nie sięgali po widły, kamienie i pochodnie.

A Dritte była ciekawa czy Strupas mógłby pełnić rolę kuriera. Przenieść coś stąd do osady. A jeszcze lepiej z osady tutaj. Taki handel wymienny. No i co by mogli stąd opylić tam. Sami mogli zaoferować ten niezły soczek z różnych leśnych owoców, zioła na każdą okazję, może jakieś ozdoby czy broń z kości i drewna. Takie rękodzieło. Kto wie? Może jakieś mikstury Opal? No tylko co prawda najpierw trzeba by pogadać z samą Opal. Sami zaś byli skłonni przyjąć wszelkie wyroby cywilizacji. Od żywnosci przez, ubrania i narzędzia. Pod względem cywilizacyjnym osada co prawda była samowystarczalna jak każda wioska. Ale odizolowana na tym leśnym pusktowiu czerpała na braki wszystkiego.

- No wiem Strupas, że w pojedynkę to wiele nie przyniesiesz. I tak kawał twardziela z ciebie, że dałeś radę w taki śnieg. Ale pomyśl coś dobrze? - Dritte zdawał sobie sprawę, że jedna osoba nie ma szans zapewnić zaopatrzenia dla całej wioski. Ale mogła już dostarczyć parę ciekawych rzeczy stamtąd tu albo na odwrót. I kopytna z dodatkową ręką na plecach kreśliła piękne plany. Bo jakby tak zrobić jakiś punkt wymiany gdzieś w środku drogi? To by było dla obu stron bliżej prawda? To częściej by się można wymieniać i spotykać.

- Na razie to strach z jaskini wyściubić kinol przez tych rogatych. - przypomniał mu Kinol wracając do tej zaśnieżonej, mroźnej rzeczywistości.

- No tak… Wojna zawsze psuje interesy… - Dritte westchnęła z żalem na ten psi los co tak bardzo krzyżował te piękne plany. - No ale w końcu jakoś się uspokoi to lepiej mieć plan na taki handelek nie? - trzyręki uśmiechnął się i pociągnął z tykwy solidny łyk.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline