Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2020, 00:58   #19
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Gdy dla jednych zapadał zmrok, dla drugich wstawał świt. Dwoistość egzystencji i różnorodność doznań... tak oczywiste dla wszelkich czujących istot, za każdym razem niosły widmo zmian. W tym wypadku praw własności dóbr doczesnych pokonanych.

Nim, na buty przyjezdnych zdążył opaść kurz pustyni wzbity w górę głuchym plaśnięciem o ziemię pokiereszowanego cielska Vanhoose'a, zostało ono rozbrojone przez jego główną agresorkę. Bogumiła Colt wyciągnęła spod ludojada, nomen-omen, zaciętego Colta M1911 z 6 sztukami ammo w magazynku, zbrukany krwią Maxa Dixa kastet z kolcami, kopniętą przez brata krótkofalówkę oraz przedmiot przypominający detonator bomby... który ostrożnie przekazała najlepszemu technikowi z jakim pracowała. Ten w słabym brzasku dnia szybko przeanalizował znalezisko i dotarł do dwóch podłużnych pojemników z zieloną cieczą wmontowanych w metalowy konstrukt wszczepiony w plecy jeńca Alternatywy. Żyleta ostrożnie niczym saper, za którego nie raz w oddziale robiła, wyjęła je ze stalowych obejm i ułożyła na glebie obok reszty znalezisk. Całe to odkrycie utwierdzało ją tylko we wcześniejszym założeniu, jakoby ten syndykacki skurwiel stanowił jedną wielką niewiadomą, której należy się bać. Cholera wie, jak dużo mieli szczęścia, że nie zdążył nic zrobić z tym detonatorem i ukrytym we własnym ciele środkiem, nim Dar położył go poprawioną serią z kałacha. Szukając aprobaty dla swojej postawy obrzuciła całą zgraję twarzy zebranych na placu przelotnym spojrzeniem.... znów, o dziwo, wzrok zatrzymując na hallowenowym cudaku, którego mimika twarzy nie zdradzała wiele, ale wzrok wyraźnie wskazywał na to, że odkrył coś więcej niż oni sami. Po raz kolejny odnotowała jego przydatność w swoim "różowym, pluszowym pamiętniczku" pamięci i oddała się nadzorowi nad prawidłowym skrępowaniem zakładnika przed przeniesieniem go do nowego tymczasowego domu.


Gdy wszyscy rozeszli się do swoich zajęć, wraz z Johnem i Boguchwałem przeszukała dokładnie ciała zastrzelonych bandytów i ich porzucone auto. Wszystkie przedmioty jakie tylko udało się im znaleźć, czyli całe: 4 karabiny AK47, 4 krótkofalówki, 4 kamizelki kuloodporne, 96 sztuk różnego ammo, zegarek, 2 paczki fajek, 2 paczki zapałek sztormowych, jeden kompas, 10 flar, apteczkę, lornetkę, latarkę, kanister pięciolitrowy, dwa śpiwory, trzy batony odżywcze i jedno opakowanie hydrodrażetek, zrzucili na plac przy rzeczach Vanhoose'a.



Nim grabieżcy zaczęli cokolwiek robić dalej ze swoimi znajdźkami, za namową kobiety, wyjęli baterie ze wszystkich krótkofalówek i przejrzeli komory zamków broni palnej. Każda znaleziona pestka i bateria stanowiła łup do równego podziału. W świetle tej zasady sama Bogumiła wzięła, dla bezpieczeństwa oddziału, pojemniki z zieloną cieczą oraz każdą rzecz, która okazała się nieprzydatna dla reszty lub zwyczajnie się jej należała. W efekcie zgarnęła niezbyt szczęśliwszego Williamowego Colta M1911, lornetkę, paczkę papierosów, zapałki, kompas, hydrożetki, trochę różnej ammo, cztery flary, kanister pięciolitrowy, jedną krótkofalówkę, jednego Akacza i jedną kamizelkę. W obecnych czasach nikt nie narzekał na zbytek wyposażenia, tym bardziej dobrzy żołnierze, którzy szli w ciemną noc na pomoc obcym. Taka była ich rola - pomagać. Choć obecnie nie jedyna, a tym bardziej nie nadrzędna. Według rozkazu należało jeszcze: pytać, namierzyć i sprowadzić do DiscCity Ritę oraz Truposza. To było jasne. Przynajmniej dla niej, niestety nie dla reszty.

Po niesprawiedliwie krótkich godzinach lekkiego, niespokojnego snu Miła wtulona w ramię młodszego bliźniaka przebudziła się wraz z pierwszymi odgłosami z zewnątrz baraku. Nim założyła po raz wtóry pełen kombinezon bojowy cicho, gdy jeszcze spał, zdjęła swój autorski opatrunek z głowy Bożydara i przyjrzała się jego ranom. Ciągle były świeże, ale nieznacznie już przyschnięte i zbladłe. Nie wdawało się zakażenie. Nie widać było po bracie oznak szoku. Przebudziła go więc i przyjrzała się zaspanej twarzy, tak złudnie podobnej do swojej. Sprawdziła jego odruchy i reakcje. Gdy wszystko okazało się być we względnej normie, bez słowa pogłaskała go po policzku i wyjęła ze swoich rzeczy jedynego medexa, którego posiadała. Nim zdążył zaprotestować bezbłędnie wyszukała najbardziej nabrzmiałą żyłę na jego przedramieniu i przyłożyła do niej igłę z biostymulantem. Poczekała na zgodę wojownika, nim przebiła jego skórę ostrzem strzykawki i wpuściła do organizmu skumulowaną chemię bojową, która wystarczyła za kolejne dni intensywnej opieki ambulatoryjnej.

"Tak trzeba" - zamigała do brata, wiedząc, że jako żołnierz też dojrzy ich jedyną szansę na wykonanie rozkazu i pozostanie wiernym Armii... Armii Alternatywy dla Ameryki, która ich wszystkich troje wychowała, wykarmiła i pozwoliła stać się tym kim są obecnie. A byli kimś, świadczyło o tym choćby błaganie o pomoc Nowej Nadziei. Burmistrz Damon, nie kajała się nawet przed najeźdźcami z zeszłej nocy, jednak dziś prosił otwarcie o pomoc. Chcieli wracać do Azylu, potrzebowali technika i obstawy. Nie wiadomo tylko po co potrzebowali poszukiwacza skarbów... bo na nikogo innego nie wyglądała osławiona posłańczą wieścią Rita - indywidualistka, buntowniczka, w swym mniemaniu - pępek świata. Cóż... Negocjacje zostawiła pozostałym członkom oddziału wkraczając jedynie między rozmawiających, gdy wybrzmiały słowa groźby ze strony obcych. Nie robiła co prawda już takiego wrażenia jak w swojej białej zbroi, bo z 2,3 m wysokości zostało jej zaledwie 184 cm, ale i tak na większość ludzi mogła patrzeć z góry. Nie na braci co prawda, ale równiejszych niż oni dla Bogumiły nie było.


Żyleta budowę ciała miała szczupłą, odrobinę żylasta, z wyraźnie rysującymi się pod obcisłym long-sleevem - nieokreślonego, ale raczej brudnego koloru -mięśniami barków, brzucha i przedramion. Na jednym jej nadgarstku przewiązana była kolorowa chustka - robiąca, za frotko-potkę. Odznaczający się pod jej bluzką biust był niewielki. Za to biodra miała zdecydowanie kobiece, co uwydatniały jej długie nogi w zdartych do granic możliwości M60-siątkach w amerykańskie piksele z porządnym skórzanym paskiem. Na którym uczepiona była zwykła koszarowa, jednolita bluza z kapturem. Obrazu pełnego profesjonalizmu dopełniały solidne i przez lata wypróbowane na wszystkich frontach Belleville 790-tki. Twarz Coltówny była dziewczęca mimo, że już niezbyt młoda. Do tego niebywale blada jak na codzienne warunki. Ponad to w jej wyglądzie zwracały na siebie uwagę szczegóły takie jak: gówniarski kolczyk w nosie i naderwane lewe ucho, wraz z niewielką, w miarę świeżą blizną na szyi, której nie przysłoniły podgolone z jednej strony dawno farbowane na blond włosy. Co ponoć się nazywało się “Sombre” - Nie jakieś tam zwykłe odrosty! W ogólnym oglądzie, kobieta po prostu wyglądała na bardziej zwariowana kopię braci bliźniaków, których widok zaszczycał obecnych od poprzedniego późnego wieczoru.

Bogumiła, gdy zorientowała się, że pchnięta starymi nawykami, weszła odruchowo w ideologiczny impasy, wymigała swoje zdanie jedynie w twarz najstarszego brata stojąc bokiem do Truposza i Rity:

- "Ja też mam ten ich Azyl w poważaniu, zabierajmy ich do DiscCity. Podeślemy tu z pierwszego posterunku na drodze patrol z technikiem. Wiesz przecież, że są nowe, obecnie obowiązujące nas rozkazy... Brat, jedynie tego wymalowanego klauna mi zostaw to załatwię sprawę z Vanhoose".

Na co otrzymała lakoniczną odpowiedź, również w migowym:

- "Przeczekamy ich - zmiękną". - Widać Boguchwał był zbyt pewny swojego, bo po niedługiej chwili każdy z rozmówców urażony rozszedł się w swoją stronę. Jednak to sama Bogumiła poczuwała się do winy za rozgonienie towarzystwa, swoją niewzruszoną postawą. W efekcie ruszyła nie niepokojona przez nikogo w kierunku baraku, gdzie zrzucony był wczoraj nieprzytomny Vanhoose. Ktoś musiał się wszak zająć robota, ale jak zwykle brakowało do tego chętnych rąk...

Po wejściu do zapuszczonej blaszanki Starsza Kapral dostrzegła, że kanibal dalej leżał związany, tak jak go wczoraj zostawili, na starych szmatach. Nie wyglądał za dobrze, krew odeszła mu z twarzy a krople potu perliły się na białym jak kreda czole. Wydawało się, że śpi, lecz kiedy Miła weszła do baraku, otworzył oczy. Spojrzał na naszywki Alternatywy dla Ameryki na worku podróżnym ciężkozbrojnej wojowniczki, a kącik jego ohydnych, zniekształconych ust uniósł w czymś pomiędzy szyderczym uśmieszkiem a zbolałą miną.

- Już zdecydowaliście dokąd mnie zabieracie?
– spytał. Choć starał się mówić głośno i wyraźnie, z jego gardła wydobył się słaby szept a głos drżał.

"Na koniec świata, albo jeszcze dalej'' - przemknęło dziewczynie przez myśl, nie zamierzała jednak marnować sił na bezsensowne machanie rękami, więc tylko uśmiechnęła się z satysfakcją patrząc na wysiłki herszta bandytów. Przyszła nieuzbrojona i bez pancerza, miała ze sobą plecak z materiałami, które nadawały się na opatrunki, choć były tylko jej prywatnymi ciuchami oraz podstawową apteczkę, którą wczoraj zdobyli. Do tego zabrała napełniony wcześniej bukłak wody, nóż od Bożydara i jeden z pojemników z dziwną cieczą znalezioną pierwotnie przy głównym poszkodowanym.

Zanim wzięła się do pracy poprawiła więzy na kończynach zbira, tak żeby ręce miał skrępowane za plecami, a kolana podwinięte pod siebie - całkowicie niemożliwe do wyprostowania.


Dzięki temu w całej okazałości widoczny i dostępny był dla niej tors Vanhoose oraz jego przeorany prawy bok. Co okazało się jeszcze lepsze, bo w obecnej pozycji sam pacjent mógł do upojenia obserwować postępy jej prac.
Nim rozpoczęła zabieg, przyszykowała sobie jeszcze awaryjne opatrunki oraz przemyła wodą: swoje dłonie, a potem twarz i bok klatki piersiowej ofiary ostrzału brata. Nawet zwilżyła mu, cudownie chłodnym płynem, zdeformowane usta... nie pozwalając się jednak napić.

- To zbyteczne dziewczyno – sapnął przywódca Syndykatu Czaszek widząc, jak Bogumiła szykuje się do zabiegu – Już jestem trupem, nie dostaniecie za mnie złamanej pestki. Im dłużej mnie utrzymujecie przy życiu, tym bardziej ryzy…

Nim skończył zdanie, najmłodsza z trojaczków Colt wprawnie, jedną dłonią przytrzymała go od dołu za brodę, uniemożliwiając gryzienie i krzyki, a druga zaczęła głęboko grzebać w jego otwartych, jątrzących się ranach żeby wydobyć kule. Vanhoose zacisnął spiłowane zęby próbując zdusić rodzący się w gardle krzyk. Wytrzeszczył oczy, a żyły na jego skroniach nabrzmiały pulsując fioletem.

Żaden z widoków, których wspólnie doświadczali nie był miły. Żaden też specjalnie ich do siebie nie zbliżał, choć można rzec, że nawiązali nić wzajemnej zależności. Niezniszczalny parę godzin temu bandzior poddawał się jak kukiełka objazdowego teatrzyku każdemu uciśnięciu kobiecej dłoni, coraz szerzej się na nie otwierając. Jego rany rozkwitały czerwienią, plamiąc bladą skórę kobiety. Spływający falami zimny pot zalewał mu oczy, rozmazując sylwetkę Anioła Śmierci z Alternatywy w cień białej Valkirii, która miała zaprowadzić go ku upragnionemu końcowi.


Taniec majaczeń niewyobrażalnego cierpienia przerwał nagły metaliczny dźwięk uderzenia spłaszczonego pocisku kalibru 7,62 mm o blaszaną posadzkę baraku. Jeden raz, drugi, trzeci… Opustoszałe miejsca w ciele nagle wypełniły się spienioną posoką, która w ułamkach sekund została spłukana i zastąpiona czystym szkarłatem nowych ran. Samozwańcza Dr Quinn, natychmiast po usunięciu kul, pewnie oczyszczała zainfekowane wcześniej tkanki. Bez krzty współczucia, czy litości, ostrzem, zrywała z ciała oprawcy wierzchnie warstwy skóry i mięśni. Byle tylko głębiej, dokładniej i szybciej dostać się do pierwotnego, nieskażonego systemu komórek, który można było szyć.

Mijały minuty, być może godziny. Jednostajny, stłumiony jęk całkowicie zlewając się z otoczeniem, przeszedł już w kłującą uszy ciszę. Jedynie dwa goniące się wzajemnie oddechy wyznaczały rytm dnia i jej pracy. Kobieta zdążyła, co prawda, zaszyć już wszystkie, na nowo, oprawione przez siebie, nienaturalne dziury w ciele Vanhoose'a, ale zmęczona długim, improwizowanym, polowym zabiegiem chirurgicznym, ciągle jeszcze ociągała się z założeniem mu opatrunków. By ułatwić sobie sprawę przewróciła go na lewy bok. Przez co, po raz kolejny, jej uwagę przyciągnęło metalowe ustrojstwo na plecach kanibala, które połączone zostało operacyjnie z jego rdzeniem kręgowym. Gdy bezwiednie zaczęła analizować to połączenie zauważyła, że część jego potylicy zastąpiła metalowa płytka, połączona trzema grubymi przewodami z konstruktem na plecach. Zawahała się i przecięła wystające ponad skórę przewody.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 27-08-2020 o 10:10.
rudaad jest offline