Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2020, 14:01   #96
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Czas misji 03:15:12
Czas lokalny 18:40:17



okolice Reaktora


Pluton Bravo cofał się pospiesznie korytarzami kolonii, wlokąc ze sobą rannych, uciekając przed kolejnym stadem Xenomorfów, jakie deptało im po piętach. Chociaż w sumie… zamykane za sobą wrota spowolniły bestie, do tego po drodze natknięto się na stojące samopas beczki z jakąś chemią(zdecydowanie miało tu miejsce karygodne łamanie przepisów BHP), i na rozkaz sierżanta, po prostu rozlano ich zawartość po podłodze. Ponoć to ogłupiało węch Xeno? Tak zdaje się wspominała Denise… mogło to więc również pomóc w pozbyciu się “ogona” Marines.

Cofając się coraz bardziej w kierunku Szpitala, pluton Bravo natknął się w końcu na pluton Charlie. Po krótkiej, wyjątkowo burzliwej wymianie informacji między Reynoldsem a Brooks, pani porucznik rozkazała, by jej ludzie przejęli część rannych we własne ręce, po czym nadal się cofano, niektóre wrota nawet za sobą zaspawywując na amen, by utrudnić gnidom pościg… a nawet zakładano ładunki wybuchowe na ścianach, przed owymi wrotami. W ten sposób - a posługując się słuchem - gdy Xeno zbliżyły się do wrót, i zaczęły je rozwalać, Marines odpalali ładunki, które po drugiej stronie zapory skutecznie decymowały skurczybyki. Sierżant miał dobre pomysły.


- Charlie do Alpha, Charlie do Alpha… poruczniku Welliever, odbiór - Wywoływała Brooks przez komunikator dowódcę innego plutonu - Cofamy się z Bravo do szpitala. W pobliżu reaktora masa Xeno, które za nami idą. Pod żadnym pozorem się tam nie wybierajcie. Bravo ma sporo strat i rannych, w tym i nieprzytomnego porucznika. Najlepiej będzie jak dołączycie do nas w szpitalu, tam się chyba zabunkrujemy na noc... - Kobieta zerknęła na sierżanta, a ten przytaknął skinieniem głowy.

Welliever z kolei po chwili potwierdził, i zaakceptował.

Nie mogło być…

Marines zasuwali więc ile fabryka dała do szpitala, po drodze tworząc tyle “przeszkadzajek” ile tylko było możliwe. I dotarli w końcu na miejsce, bez zostania bezpośrednio zaatakowanymi przez Xeno.







Czas misji 07:27:29
Czas lokalny 22:32:34


Szpital


Utrzymanie tej pozycji, i własnego życia, trwało już kilka godzin. Wszystkie trzy plutony zabunkrowały się w szpitalu (i to dosłownie), walcząc po prostu o przetrwanie każdej następnej minuty, kwadransu, godziny.

Zaspawane wrota i drzwi, rozmieszczone strategicznie ładunki wybuchowe, usypane na prędko barykady w korytarzach z okolicznych mebli, stanowiska ogniowe… jedno piętro. Bronili się na jednym piętrze, bronili ledwie pięciu głównych pomieszczeń szpitalnych, w których uwijali się lekarze i sanitariusze poszczególnych plutonów, składając do kupy poranionych Marines. Podłogi sal operacyjnych zabarwiały się coraz bardziej krwią kobiet i mężczyzn, a felczerzy łatali potrzebujących w pocie czoła, i akompaniamencie wybuchów, strzałów, krzyków, i nawoływań.


Czarne worki z ciałami jednak również się pojawiały.

Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem, godzina za godziną… ludzie byli już mocno wyczerpani całą sytuacją. Wieczny stres walki, wysiłek fizyczny, ocieranie się o śmierć co krok, brak odpoczynku, wszystko to zaczynało się powoli dawać we znaki Marines. Byli twardzi, byli wytrwali, ale nie byli niezniszczalni.

Sam szpital był w dobrym stanie, zarówno jeśli chodziło o dostępny sprzęt, jak i mały stopień zniszczeń. W jednym z jego pomieszczeń, będących chyba jakimś rodzajem małego laboratorium, w tubach wypełnionych jakimś płynem konserwującym, pływały zaś trzy martwe Facehuggery. Najwyraźniej koloniści posiadali je z pierwszych zainfekowanych nieszczęśników, chcąc pewnie przebadać i tym podobne...

Prąd był, oświetlenie było, urządzenia medyczne działały. Betonowe sufity i podłogi z kolei uniemożliwiały przebicie się Xenomorfom w newralgiczne miejsca… choć pewnie z biegiem czasu sukinsyny i tak znajdą sposób. Jak na razie więc, było kiepsko, choć nie beznadziejnie. Trwali więc na swojej “wysepce”, walcząc o dotrwanie do rana, gdzie teoretycznie Xeno nie były już takie aktywne?


***


Nicky miała wybity obojczyk, i zwichnięty staw biodrowy. Szczęście w nieszczęściu, nic sobie nie połamała, ale w sumie do wojaczki to raczej się już nie nadawała… jedno i drugie podstępnie nastawiono (Ej, Nicky, patrz tam, co to? Gdzie? “Krak!” Kuuurwa!!). Dziewczyna jednak poruszała się z gracją 90-letniej babinki… w sumie nie powinna się poruszać wcale, ale weź jej to wytłumacz. Pilnowanie sal operacyjnych.

Sprawa z Naomi wyglądała w sumie najpoważniej. Smart Gunnerka straciła rękę, i gdyby nie fakt, iż była to sztuczna kończyna, z dużym prawdopodobieństwem już by jej nie było wśród żywych z powodu wykrwawienia się. Obecnie zaś, Richards wdała się w kłótnię z sierżantem Reynoldsem, odnośnie odstawki na ławkę rezerwowych… efektem czego, sierżant wydał rozkaz zmontowania jej pozycji strzeleckiej dla M56, którego w końcu nie była już w stanie nosić z jedną ręką, ale obsługiwać od biedy potrafiła. Pilnowanie sal operacyjnych.

Nieszczęsna “Holon” z Facehuggerem na twarzy, została wpakowana do szczelnej komory medycznej, i należało czekać. Czekać, aż ten pieprzony gnojek na jej twarzy zrobi swoje, a następnie zdechnie, gdzieś tak po 8 godzinach. Wtedy zaś, operacja wycięcia zarodnika z jej ciała, i szansa 50 na 50, że młoda kobieta to przeżyje…

~

Ciężko rannemu JJ opatrzono ponownie, tą samą rękę. Lekarz z Alpha potwierdził jednak obawy Technika… ta kończyna już nigdy nie będzie w pełni sprawna, i jedynym sensownym rozwiązaniem w przyszłości była amputacja(!!) powyżej łokcia i cyber-ręka, jeśli Jacob nie chciał zostać kaleką - i przede wszystkim - chciał nadal być w Korpusie. Na chwilę obecną sprawność ręki wynosiła około 20%, co stanowczo wykluczało go z dalszej służby polowej, a być może i rezerwowej. Więc albo nowa łapa, albo adios… na chwilę obecną zaś felczer pozszywał co jeszcze tam zostało, opatrzył owe resztki ręki, naszprycował JJ masą różnej chemii, i założył mu coś, co nazwał “rękawem chirurgicznym”.


Medyczna zabaweczka trzymała wszystko w kupie, aplikowała systematycznie kolejne porcje środków przeciwbólowych, minimalnie usprawniła zdolności manualne owej ręki, a nawet była wodoszczelna.

JJ otrzymał nowy pancerz po… w sumie nie chciał wiedzieć po kim. Pancerz nie miał dziur, nie był zakrwawiony, więc się nie interesował. Salas oddał Technikowi z kolei resztę jego maneli, wciśnięto Jonsesowi karabin w łapy, hełm na głowę, po czym został oddelegowany do pilnowania właśnie sal operacyjnych.

~

Larry Pits oberwał pazurami Xeno po głowie, i jakimś cudem rana nie była ciężka, a “misiek” jedynie po opatrzeniu się uśmiechnął pod nosem… inni nie mieli tyle szczęścia, w plutonie Alpha zginęły dwie osoby, podobnie w Charlie. Rannych mieli zaś po pół tuzina, ale Marines kontra Xenomorfy, PRZYGOTOWANI Marines, rachunek strat wychodził na korzyść Korpusu.

Zatłuczono już lekko z setkę tych cholerstw… powoli jednak zaczynało brakować amunicji i granatów. Zapasy topniały, jednak nie było jeszcze krytycznie, każdy miał ze dwa magazynki i przynajmniej po 3 wybuchowe niespodzianki, jednak jeśli w ciągu paru godzin nie będzie uzupełnień...

~

Stanowisko ogniowe Arca znajdowało się na skrzyżowaniu czterech korytarzy. Za plecami mieli bezpieczny teren, po prawej i lewej zaś, kumpli zarówno z Bravo, jak i innych plutonów, na podobnych stanowiskach. Ich zadaniem więc było "jedynie" pilnowanie frontu. Arc, Kovalski, Winters i Salas. Ukryci za postawioną na szybko osłoną w postaci zwykłych, cholernych szafek, pilnujący większej barykady, z kolejnych mebli blokujących już porządnie przestrzeń korytarza, będącej tak 10 metrów przed nimi. Stamtąd nadchodziły Xeno. I jak na razie Marines sobie radzili, od czasu do czasu waląc ołowiem do delikwentów przeciskających się przez barykadę, to częstując ich granatem, gdy pojawiała się ku temu okazja. Utknęli praktycznie w miejscu, osaczeni przez Xenomorfy, próbując jakoś przeżyć noc, która w sumie dopiero co się zaczęła...

~

Sing, Francis i Pits. I dwóch gości z plutonu Charlie. Podobne stanowisko, oddalone o 30m od wcześniejszego, podobne zadanie do wykonania - powstrzymywać Xeno i przeżyć do rana.

A wszystko zrzucono oczywiście na kark snajpera, to on bowiem został dowódcą tego odcinka. Sierżant normalnie dowodzący tą drużyną był bowiem "gdzieś tam", a w sumie z owej drużyny Billego na chwilę obecną pozostało niewielu. Reynolds zajęty dowodzeniem całym plutonem pod niedyspozycję Hawkesa, ranna Nicky na tyłach, Ferris podobnie, pomagający łatać Marines…

- Te gnidy nie ustąpią co? - Powiedział Pits, drapiąc się po zabandażowanej głowie - Dobrze, że chociaż przez beton nie przelezą...

~

Porucznik Hawkes ocknął się gwałtowie… na szpitalnym łóżku. Strasznie bolała go potylica i kark, i w sumie nie bardzo wiedział co się stało, oraz przez dłuższą chwilę dochodził do tego, gdzie w sumie jest.

- Porucznik się obudził - Powiedział jakiś nieznany Hawkesowi Marine, siedzący trzy metry dalej na krześle, gdzie miał właśnie łataną rękę przez lekarza, z również jakiegoś innego plutonu… naszywki na mundurach. Obaj byli z Alpha.
- Niech ktoś idzie po Wellievera - Zawołał lekarz.

Hawkesowi z kolei zrobiło się słabo. Czyżby… czyżby cały jego pluton został wybity?? Czy tylko on przeżył akcję z przetwornicami? Nie, tak przecież nie mogło być, gdzie są jego ludzie? Gdzie Holon!!

Gdzieś w oddali, ktoś strzelał.


Da Silva, Agnes, i Denise przebywały w jednym z gabinetów lekarzy, nastolatka z kolei leżała na kozetce, wpatrując się w sufit i spokojnie oddychając. Po opatrzeniu jej nogi, podano dziewczynie mocne środki uspokajające, i to chyba było chwilowo najlepszym rozwiązaniem.

Kilka metrów dalej, przy biurku…

Androidka miała przy sobie M41A z pełnym magazynkiem, podarowany przez Marines. Ekstremalne sytuacje, wymagały i ekstremalnych decyzji, i choć nie każdemu podobało się uzbrajanie Syntka, nikt nie miał zamiaru odbierać jej jednak karabinu pulsacyjnego.

- Pani da Silvo, co w kolonii robi bojowy android Weyland-Yutani? Czy wcześniej z nimi współpracowaliście? Co pani na ten temat wie? Czy coś przed nami ukrywacie? Czy Korpus nie otrzymał wszystkich informacji o tym miejscu? - Welliever zasypywał siedzącą na krześle dyrektor masą pytań. I trochę to wszystko przypominało zwyczajowe, cholerne przesłuchiwanie…

Oprócz dowódcy Alpha, była tam i porucznik Brooks, i chwilowo dowodzący plutonem Bravo sierżant Reynolds. Oni oboje byli mniej natarczywi odnośnie Veronici, jednak wszyscy czekali na wyjaśnienia.








***

Komentarze jeszcze dziś
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline