Czas misji 03:15:12
Czas lokalny 18:40:17
okolice Reaktora
Pluton Bravo cofał się pospiesznie korytarzami kolonii, wlokąc ze sobą rannych, uciekając przed kolejnym stadem Xenomorfów, jakie deptało im po piętach. Chociaż w sumie… zamykane za sobą wrota spowolniły bestie, do tego po drodze natknięto się na stojące samopas beczki z jakąś chemią(zdecydowanie miało tu miejsce karygodne łamanie przepisów BHP), i na rozkaz sierżanta, po prostu rozlano ich zawartość po podłodze. Ponoć to ogłupiało węch Xeno? Tak zdaje się wspominała Denise… mogło to więc również pomóc w pozbyciu się “ogona” Marines.
Cofając się coraz bardziej w kierunku Szpitala, pluton Bravo natknął się w końcu na pluton Charlie. Po krótkiej, wyjątkowo burzliwej wymianie informacji między Reynoldsem a Brooks, pani porucznik rozkazała, by jej ludzie przejęli część rannych we własne ręce, po czym nadal się cofano, niektóre wrota nawet za sobą zaspawywując na amen, by utrudnić gnidom pościg… a nawet zakładano ładunki wybuchowe na ścianach, przed owymi wrotami. W ten sposób - a posługując się słuchem - gdy Xeno zbliżyły się do wrót, i zaczęły je rozwalać, Marines odpalali ładunki, które po drugiej stronie zapory skutecznie decymowały skurczybyki. Sierżant miał dobre pomysły.
-
Charlie do Alpha, Charlie do Alpha… poruczniku Welliever, odbiór - Wywoływała Brooks przez komunikator dowódcę innego plutonu -
Cofamy się z Bravo do szpitala. W pobliżu reaktora masa Xeno, które za nami idą. Pod żadnym pozorem się tam nie wybierajcie. Bravo ma sporo strat i rannych, w tym i nieprzytomnego porucznika. Najlepiej będzie jak dołączycie do nas w szpitalu, tam się chyba zabunkrujemy na noc... - Kobieta zerknęła na sierżanta, a ten przytaknął skinieniem głowy.
Welliever z kolei po chwili potwierdził, i zaakceptował.
Nie mogło być…
Marines zasuwali więc ile fabryka dała do szpitala, po drodze tworząc tyle “przeszkadzajek” ile tylko było możliwe. I dotarli w końcu na miejsce, bez zostania bezpośrednio zaatakowanymi przez Xeno.
Czas misji 07:27:29
Czas lokalny 22:32:34
Szpital
Utrzymanie tej pozycji, i własnego życia, trwało już kilka godzin. Wszystkie trzy plutony zabunkrowały się w szpitalu (i to dosłownie), walcząc po prostu o przetrwanie każdej następnej minuty, kwadransu, godziny.
Zaspawane wrota i drzwi, rozmieszczone strategicznie ładunki wybuchowe, usypane na prędko barykady w korytarzach z okolicznych mebli, stanowiska ogniowe… jedno piętro. Bronili się na jednym piętrze, bronili ledwie pięciu głównych pomieszczeń szpitalnych, w których uwijali się lekarze i sanitariusze poszczególnych plutonów, składając do kupy poranionych Marines. Podłogi sal operacyjnych zabarwiały się coraz bardziej krwią kobiet i mężczyzn, a felczerzy łatali potrzebujących w pocie czoła, i akompaniamencie wybuchów, strzałów, krzyków, i nawoływań.
Czarne worki z ciałami jednak również się pojawiały.
Minuta za minutą, kwadrans za kwadransem, godzina za godziną… ludzie byli już mocno wyczerpani całą sytuacją. Wieczny stres walki, wysiłek fizyczny, ocieranie się o śmierć co krok, brak odpoczynku, wszystko to zaczynało się powoli dawać we znaki Marines. Byli twardzi, byli wytrwali, ale nie byli niezniszczalni.
Sam szpital był w dobrym stanie, zarówno jeśli chodziło o dostępny sprzęt, jak i mały stopień zniszczeń. W jednym z jego pomieszczeń, będących chyba jakimś rodzajem małego laboratorium, w tubach wypełnionych jakimś płynem konserwującym, pływały zaś trzy martwe Facehuggery. Najwyraźniej koloniści posiadali je z pierwszych zainfekowanych nieszczęśników, chcąc pewnie przebadać i tym podobne...
Prąd był, oświetlenie było, urządzenia medyczne działały. Betonowe sufity i podłogi z kolei uniemożliwiały przebicie się Xenomorfom w newralgiczne miejsca… choć pewnie z biegiem czasu sukinsyny i tak znajdą sposób. Jak na razie więc, było kiepsko, choć nie beznadziejnie. Trwali więc na swojej “wysepce”, walcząc o dotrwanie do rana, gdzie teoretycznie Xeno nie były już takie aktywne?
***
Nicky miała wybity obojczyk, i zwichnięty staw biodrowy. Szczęście w nieszczęściu, nic sobie nie połamała, ale w sumie do wojaczki to raczej się już nie nadawała… jedno i drugie podstępnie nastawiono (Ej, Nicky, patrz tam, co to? Gdzie? “Krak!” Kuuurwa!!). Dziewczyna jednak poruszała się z gracją 90-letniej babinki… w sumie nie powinna się poruszać wcale, ale weź jej to wytłumacz. Pilnowanie sal operacyjnych.
Sprawa z Naomi wyglądała w sumie najpoważniej. Smart Gunnerka straciła rękę, i gdyby nie fakt, iż była to sztuczna kończyna, z dużym prawdopodobieństwem już by jej nie było wśród żywych z powodu wykrwawienia się. Obecnie zaś, Richards wdała się w kłótnię z sierżantem Reynoldsem, odnośnie odstawki na ławkę rezerwowych… efektem czego, sierżant wydał rozkaz zmontowania jej pozycji strzeleckiej dla M56, którego w końcu nie była już w stanie nosić z jedną ręką, ale obsługiwać od biedy potrafiła. Pilnowanie sal operacyjnych.
Nieszczęsna “Holon” z Facehuggerem na twarzy, została wpakowana do szczelnej komory medycznej, i należało czekać. Czekać, aż ten pieprzony gnojek na jej twarzy zrobi swoje, a następnie zdechnie, gdzieś tak po 8 godzinach. Wtedy zaś, operacja wycięcia zarodnika z jej ciała, i szansa 50 na 50, że młoda kobieta to przeżyje…
~
Ciężko rannemu JJ opatrzono ponownie, tą samą rękę. Lekarz z Alpha potwierdził jednak obawy Technika… ta kończyna już nigdy nie będzie w pełni sprawna, i jedynym sensownym rozwiązaniem w przyszłości była amputacja(!!) powyżej łokcia i cyber-ręka, jeśli Jacob nie chciał zostać kaleką - i przede wszystkim - chciał nadal być w Korpusie. Na chwilę obecną sprawność ręki wynosiła około 20%, co stanowczo wykluczało go z dalszej służby polowej, a być może i rezerwowej. Więc albo nowa łapa, albo adios… na chwilę obecną zaś felczer pozszywał co jeszcze tam zostało, opatrzył owe resztki ręki, naszprycował JJ masą różnej chemii, i założył mu coś, co nazwał “rękawem chirurgicznym”.
Medyczna zabaweczka trzymała wszystko w kupie, aplikowała systematycznie kolejne porcje środków przeciwbólowych, minimalnie usprawniła zdolności manualne owej ręki, a nawet była wodoszczelna.
JJ otrzymał nowy pancerz po… w sumie nie chciał wiedzieć po kim. Pancerz nie miał dziur, nie był zakrwawiony, więc się nie interesował. Salas oddał Technikowi z kolei resztę jego maneli, wciśnięto Jonsesowi karabin w łapy, hełm na głowę, po czym został oddelegowany do pilnowania właśnie sal operacyjnych.
~
Larry Pits oberwał pazurami Xeno po głowie, i jakimś cudem rana nie była ciężka, a “misiek” jedynie po opatrzeniu się uśmiechnął pod nosem… inni nie mieli tyle szczęścia, w plutonie Alpha zginęły dwie osoby, podobnie w Charlie. Rannych mieli zaś po pół tuzina, ale Marines kontra Xenomorfy, PRZYGOTOWANI Marines, rachunek strat wychodził na korzyść Korpusu.
Zatłuczono już lekko z setkę tych cholerstw… powoli jednak zaczynało brakować amunicji i granatów. Zapasy topniały, jednak nie było jeszcze krytycznie, każdy miał ze dwa magazynki i przynajmniej po 3 wybuchowe niespodzianki, jednak jeśli w ciągu paru godzin nie będzie uzupełnień...
~
Stanowisko ogniowe Arca znajdowało się na skrzyżowaniu czterech korytarzy. Za plecami mieli bezpieczny teren, po prawej i lewej zaś, kumpli zarówno z Bravo, jak i innych plutonów, na podobnych stanowiskach. Ich zadaniem więc było "jedynie" pilnowanie frontu. Arc, Kovalski, Winters i Salas. Ukryci za postawioną na szybko osłoną w postaci zwykłych, cholernych szafek, pilnujący większej barykady, z kolejnych mebli blokujących już porządnie przestrzeń korytarza, będącej tak 10 metrów przed nimi. Stamtąd nadchodziły Xeno. I jak na razie Marines sobie radzili, od czasu do czasu waląc ołowiem do delikwentów przeciskających się przez barykadę, to częstując ich granatem, gdy pojawiała się ku temu okazja. Utknęli praktycznie w miejscu, osaczeni przez Xenomorfy, próbując jakoś przeżyć noc, która w sumie dopiero co się zaczęła...
~
Sing, Francis i Pits. I dwóch gości z plutonu Charlie. Podobne stanowisko, oddalone o 30m od wcześniejszego, podobne zadanie do wykonania - powstrzymywać Xeno i przeżyć do rana.
A wszystko zrzucono oczywiście na kark snajpera, to on bowiem został dowódcą tego odcinka. Sierżant normalnie dowodzący tą drużyną był bowiem "gdzieś tam", a w sumie z owej drużyny Billego na chwilę obecną pozostało niewielu. Reynolds zajęty dowodzeniem całym plutonem pod niedyspozycję Hawkesa, ranna Nicky na tyłach, Ferris podobnie, pomagający łatać Marines…
-
Te gnidy nie ustąpią co? - Powiedział Pits, drapiąc się po zabandażowanej głowie -
Dobrze, że chociaż przez beton nie przelezą... ~
Porucznik Hawkes ocknął się gwałtowie… na szpitalnym łóżku. Strasznie bolała go potylica i kark, i w sumie nie bardzo wiedział co się stało, oraz przez dłuższą chwilę dochodził do tego, gdzie w sumie jest.
-
Porucznik się obudził - Powiedział jakiś nieznany Hawkesowi Marine, siedzący trzy metry dalej na krześle, gdzie miał właśnie łataną rękę przez lekarza, z również jakiegoś innego plutonu… naszywki na mundurach. Obaj byli z Alpha.
-
Niech ktoś idzie po Wellievera - Zawołał lekarz.
Hawkesowi z kolei zrobiło się słabo. Czyżby… czyżby cały jego pluton został wybity?? Czy tylko on przeżył akcję z przetwornicami? Nie, tak przecież nie mogło być, gdzie są jego ludzie? Gdzie Holon!!
Gdzieś w oddali, ktoś strzelał.
Da Silva, Agnes, i Denise przebywały w jednym z gabinetów lekarzy, nastolatka z kolei leżała na kozetce, wpatrując się w sufit i spokojnie oddychając. Po opatrzeniu jej nogi, podano dziewczynie mocne środki uspokajające, i to chyba było chwilowo najlepszym rozwiązaniem.
Kilka metrów dalej, przy biurku…
Androidka miała przy sobie M41A z pełnym magazynkiem, podarowany przez Marines. Ekstremalne sytuacje, wymagały i ekstremalnych decyzji, i choć nie każdemu podobało się uzbrajanie Syntka, nikt nie miał zamiaru odbierać jej jednak karabinu pulsacyjnego.
-
Pani da Silvo, co w kolonii robi bojowy android Weyland-Yutani? Czy wcześniej z nimi współpracowaliście? Co pani na ten temat wie? Czy coś przed nami ukrywacie? Czy Korpus nie otrzymał wszystkich informacji o tym miejscu? - Welliever zasypywał siedzącą na krześle dyrektor masą pytań. I trochę to wszystko przypominało zwyczajowe, cholerne przesłuchiwanie…
Oprócz dowódcy Alpha, była tam i porucznik Brooks, i chwilowo dowodzący plutonem Bravo sierżant Reynolds. Oni oboje byli mniej natarczywi odnośnie Veronici, jednak wszyscy czekali na wyjaśnienia.
***
Komentarze jeszcze dziś