Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2020, 17:59   #35
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
- Herbaty, napiłbym się herbaty - wyszeptała Fryderyka przez zaciśnięte gardło. Szybko wstała z łóżka, otuliła się kocem i zbliżyła się do okna. Za oknem było prawie zupełnie ciemno. - miałam koszmar, ale jak mówi ludowe przysłowie sen mara bóg wiara - rzuciła sentencjonalnie.
Jadzia poderwała się z łóżka i sama chwyciła leżącą na krześle podomkę.
- To pobiegnę zrobić.
Bibliotekarka patrzyła w ciemność za oknem miejscami delikatnie rozświetloną słabym światłem latarni gazowych odbijającym się od leżącego wszędzie śniegu.
“Sen to wykrzywione odbicie rzeczywistości, więc nic dziwnego że przyśniła mi się ta dziwna kozia figura i Dieduszycki” - pomyślała - “nie cackaj się nad sobą, oddasz te stare papiery i na tym skończy się ta cała heca”.
Powoli poszła w stronę kuchenki, usiadła przy stole i zaczęła opowiadać Jadwini swój dziwny sen. Miała nadzieję, że powiedzenie tego na głos pozwoli jej lepiej poukładać sobie wszystko w głowie i zabierze ten niczym nieuzasadniony lęk który nadal czuła wewnątrz. Przecież widziała w życiu dużo gorsze rzeczy i dała sobie z nimi radę dlaczego tym razem miałoby być inaczej?
Jadwiga miała coraz szerzej otwarte usta, słuchając opowieści swojej opiekunki.
- To.. to dziwne… czarna rzeźba? - Dziewczyna była wyraźnie zaniepokojona. Obracała w dłoniach kubek delikatnie przygryzając wargę. Fryderyka znała już te gesty. Jadwinia coś wiedziała.
- dokładnie o nią mi chodzi - skinęła głową po czym zamilkła na chwile licząc, że Jadwinia powie jej coś więcej.
- Kiedyś… dawno temu weszliśmy z bratem po kryjomu do pokoju ojca. To było chyba jeszcze zanim się pojawiłaś w pałacu. - Jadwiga wyraźnie spoważniała, Fryderyka widziała też jak jej szczęka lekko się napina. Obawa? - Była tam taka skrzyneczka, ojciec zawsze powtarzał, że kiedyś nam pokaże co jest w środku, ale… byliśmy niecierpliwi… - Stropiona Jadwinia spojrzała na swoją opiekunkę. Fryderyka znała to spojrzenie, którym dzieciaki zawsze obdarzały ją, wiedząc że zostaną skarcone.
- rozumiem - odpowiedziała uspokajającym tonem - przecież gdyby tata naprawdę nie chciał żebyście zobaczyli jej zawartość to by ją przed wami schował i nie wiedzielibyście nawet o jej istnieniu. To nic dziwnego, że ją otworzyliście, to normalna dziecięca ciekawość. Powiedz mi proszę co się później stało?
- Uciekliśmy… - Jadźka mocno zacisnęła dłonie na spódnicy. - To coś było straszne. Taka rzeźba, ale wtedy… czułam jakby na mnie patrzyło, jakby chciało na mnie skoczyć.
- Jadwiniu to normalne, że dzieci się boją nieznanych rzeczy - powiedziała Fryderyka mentorskim tonem nie dając poznać po sobie zdziwienia gdyż żadne z dzieci Dzieduszyckich nie było tchórzliwe. - a to nie była ładna rzeźba - ni to zapytała ni to stwierdziła. Po chwili zaś pozornie zmieniła temat - pamiętasz jak wyglądała?
- By.. była czarna… jakby z błyszczącego kamienia. - Jadzia przymknęła oczy starając się odtworzyć w myślach to co widziała tamtego dnia. - Widziałam coś jakby głowę.. Jakiegoś zwierzaka.. Ale było ich więcej.
- Czytałam o tej rzeźbie, to była koza podobno była wyjątkowo paskudna- wtrąciła Fryderyka - podobno była wyjątkowo paskudna. Mam nadzieję, że papa się nie zorientował - wzięła głęboki oddech, pamiętała że hrabia nie lubił gdy dotykało się jego rzeczy bez pozwolenia.
- Nie… był wtedy w Warszawie. - Jadzia pokręciła przecząco głową. - Tylko.. Po co tata miałby coś tak obrzydliwego w domu? - Dziewczyna spojrzała pytająco na swoją opiekunkę.
- Po prawdzie to nie wiem, może to była pamiątka z podróży? Ludzie często przywożą dziwne pamiątki z dalekich krajów.
Jadzia patrzyła na nią dłuższą chwilę i Fryderyka widziała w jej oczach.. Niedowierzanie. W końcu jednak przytaknęła. - Zrobię śniadanie.
- Pomogę Ci - odpowiedziała. Zabrała się za krojenie chleba. Po chwili dłuższej ciszy odezwała się ponownie. - a jak Ty myślisz czemu hrabia miałby trzymać taką rzeźbę?
- To musiało mieć związek z tego jego książkami. - W głosie Jadzi pojawił się smutek. - Wszystko co dziwne było w domu to było przez nie.
- o których książkach mówisz - zapytała Fryderyka.
- Rozmawiali o nich z takim brzydko pachnącym panem. - Podopieczna Fryderyki wyraźnie nie lubiła owego mężczyzny i Poświst była niemal pewna, że nie chodziło tylko o zapach.
- był nie miły? - dopytywała bibliotekarka.
- Nie… ale gdy rozmawiał z tatą, ten stawał się dziwny. - Jadzia zebrała kanapki i zaniosła je na stół. - Dziwnie.. Podekscytowany? Wyganiał mnie i brata z pokoju, a potem rozmawiał z tym Panem.. Często w gabinecie w piwnicy. I brzydko pachniał.. Trochę jak stary cap… to chyba przez tą brodę.
- Nie przypominam sobie takiego człowieka - Fryderyka wzięła głęboki oddech a następnie sięgnęła po kanapkę - dziwne, że twój papa utrzymywał stosunki z takim dziwnym człowiekiem. Pewnie to musiał być ktoś ważny. Pamiętasz jak się nazywał? - zapytała.
- Dziwnie… - Dziewczyna zamyśliła się na chwilę żując kanapkę. - Jakoś tak z niemiecka… jakiś “blum” ale było dłuższe.
- Blum... Blumenstein …. Blumberg ….Blumeau - zaczęła mruczeć pod nosem. Miała nadzieję że wypowiedzenie któregoś z nazwisk głośno pociągnie za sobą jakieś wspomnienie.
- Nie… coś było na początku. - Jadzia pokręciła głową. - Ring… coś z dzwonkiem. Pamiętam, ze jak tata przedstawił go po raz pierwszy pomyślałam, że to urocze nazwisko.
Emanuel Ringelblum - skojarzenie nagle przyszło nie wiadomo skąd. Tak przecież nazywał się to mężczyzna z którym korespondował Dzieduszycki, do którego pisał na temat zdobyczy, którą chciał przetransportować. Postanowiła pociągnąć młodą za język.
- ciekawe gdzie Twój papa go poznał, bo to raczej nikt z towarzystwa może jakiś znajomy z podróży?
- Nie wiem… po prostu kiedyś się pojawił w domu. - Dziewczyna wyraźnie posmutniała.
- tak czasami bywało z gośćmi papy, pojawiali się nagle szybko wyjeżdżali - Fryderyka napiła się łyka gorzkiej herbaty. - ale dosyć juz o mnie powiedz prosze jak ty dajesz sobie z tym radę. - nie chciała wprost odnosić się do sytuacji z narzeczonym Jadwini. Miała poczucie winy, że nie zajęła się jeszcze tematem
- Ja… ja chyba staram się nie my… - Jadzia chciała już coś odpowiedzieć gdy od drzwi wejściowych do biblioteki doleciało do uszu kobiet łomotanie.
Fryderyka w pierwszej chwili zamarła z przerażenia. Pamiętała jak przez mgłę dźwięk uderzających o drzwi kolb karabinów i chociaż nie do końca pamiętała co dokładnie działo się później samo wspomnienie sprawiło że w jednej chwili była mokra od potu. Szybko jednak wzięła się w garść. Wstała gwałtownym ruchem, zawiązała ciasno szlafrok i pospieszyła w stronę drzwi.

- Już otwieram - krzyknęła drżące ręce chowiąc do kieszeni szlafroka. Nie chciała aby Jadwinia to zobaczyła. - chwileczkę

Gdy wychodziła już z kuchni odwróciła się na chwilę i powiedziała cicho do wychowanki.
- Poczekaj, dowiem się o co chodzi
A następnie zbiegła z kuchennych schodów nie chcąc nadwyrężać cierpliwości najprawdopodobniej jednego ze smutnych panów, których przybycie zapowiedziano. Wprawdzie spodziewała się, że będzie to miało miejsce wcześniej, no ale cóż władza ludowa jak kot chadza własnymi drogami które są niepojęte dla zwykłych obywateli.
Od razu rozpoznała porucznika Malczewskeigo, który odwiedził ją dnia poprzedniego. Towarzyszyło mu dwóch młodzików i trzech starszych mężczyzn. Porucznik ponownie załomotał do drzwi.
- Milicja! Otworzyć! - Warknął, wyraźnie zirytowany.
- już otwieram - Fryderyka drżącymi rękoma przekręciła klucz w zamku, otworzyła drzwi i szybko odsunęła się od nich - zapraszam Panie Władzo, mam wszystko zapakowane.
Porucznik wszedł do środka, a za nim całe towarzystwo.
- Wspaniale. Wskaże obywatelka, tym dwóm, co mają zabrać. - Skinął na dwóch ze stojących za nim mężczyzn.
Fryderyka zaprowadziła milicjantów do czytelni gdzie na parkiecie leżały powiązane w zgrabne pakiety konopnym sznurem dzienniki.
- proszę tu leżą - powiedziała przekręcając ceramiczny włącznik światła na ścianie. Ponieważ była osobą zorganizowaną wyciągnęła przygotowane uprzednio na maszynie potwierdzenie przekazania odpowiedniej ilości woluminów. - Panowie Władza wybaczą, czy mogę poprosić o pokwitowanie odbioru? Papiery muszą się zgadzać.
- Tak.. tak. Zaraz wypiszę? - porucznik usiadł przy jednym z biurek. - To Obywatel Nowak. - wskazał na starszego mężczyznę. -Naprawi obywatelce te drzwi, a tych dwóch. - Wskazał na młodzików, z których jeden miał obandażowaną rękę. - Obywatel Lebiedew przysyła ich do pomocy przy katalogowaniu.
- bardzo dziękuję obywatelu - Nie zdołała powstrzymać westchnienia pełnego ulgi. Wiedziała, że nie wielu w dzisiejszych czasach należycie ceniło porządek. Następnie położyła na stoliku przygotowany dokument. Nie do końca rozumiała co oficer miał na myśli, ale życie nauczyło ją w takich wypadkach nie okazywać żadnych wątpliwości i po prostu robić swoje. Trzymała się więc wypróbowanej umowy.
- Obywatele napiją się czegoś? - zapytała - Mam kawę zbożową, herbatę, kefir i koniak - to ostatnie wypowiedziała z pewną niechęcią - czym chata bogata.
Starsi mężczyźni już chcieli cos powiedzieć i Fryderyka była niemal pewna, że chodziło o koniak, Malczewski jednak zganił ich wzrokiem i zabrał się za spisywanie protokołu. - Niech Obywatelka się nie kłopocze, tylko wskaże towarzyszowi Nowakowi drzwi do naprawy.
- W takim razie zapraszam - Fryderyka zaprowadziła towarzysza do prowizorycznie podreperowanych przez sąsiada drzwi. - Sąsiad trochę pomógł - mruknęła następnie poszła na górę do kuchni i już po chwili chodziła po schodach niosąc na tacy kubki z gorącą herbatą jeden swój własny z niedopitą zawartością drugi z cytryną dla Malczewskiego. Pozostałe były delikatnie doprawione koniakiem. Wszak było zimno a ona jak kazdy normalny czlowiek wolała pozostawać z władzą ludowa w dobrych relacjach. Po drodze zostawiła jeden kubek towarzyszowi Nowakowi. Pozostałe porozstawiala je zgrabnie na zajętch stołach w czytelni.
Wszyscy podziękowali jej serdecznie. Gdy ona przygotowywała na górze herbatę, Malczewski zdążył wypisać dla niej oficjalny kwitek, a mężczyźni wynieść pudła do zaparkowanego na zewnątrz auta. Dwaj zabiedzeni studenci przycupnęli natomiast z boku czekając na jej polecenia.
- Zostawiam tu obywatela Nowaka i tych dwóch co by Pani pomogli. - Porucznik wręczył Fryferyce kwitek z potwierdzeniem przejęcia dokumentów z biblioteki.
- Bardzo dziękuję Obywatelu, gdybym znalazła jeszcze jakieś dokumenty dotyczące hrabiego co powinnam z nimi zrobić? - zapytała.
- Może Obywatelka zadzwonić do centralnego wydziału milicji i mnie poprosić. Towarzysz Lebiediew poprosił bym się tym osobiście zajął. - W głosie porucznika słychać było, że nie jest zadowolony z takiego rozwiązania.
Fryderyka w odpowiedzi skinęła głową. Następnie zapisała na luźnej kartce nazwisko oficera.
- ku pamięci - usprawiedliwiła się na głos - mam nadzieję, że nie będę musiała w przyszłości Was kłopotać obywatelu.

Gdy zamknęła drzwi za porucznikiem poczuła ulgę. Zagoniła studentów do najbardziej żmudnych prac. A następnie ubrała się i wyszła z domu. Nadszedł dzień aby spróbować dowiedzieć się czegoś na temat ukochanego Jadwini. Nie miała za bardzo pomysłu co zrobić, na początek postanowiła się przejść po mieście i zrobić zakupy. Miała nadzieję, że rzucą dzisiaj jakiś dobry towar a w międzyczasie pomyśli.

 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline