Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2020, 15:48   #49
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Co się kurwa dzieje?! - Wrzasnęła Vaala wybiegając na pokład… i zobaczyła intruzów, zarówno na statku, jak i maszerujących po sześcianie ku niemu.
- A wyście kurwa kto?! - Fuknęła i na babę w sukience, z dwoma zbrojnymi przy niej.
- Maugi - mruknął cicho Wędrowiec, wychodząc za Vaalą, odziany już w swój ciężki pancerz - Tutejsi najemnicy. I prawdopodobnie ktoś z poprzedniej załogi - dodał, patrząc na diablę. Wyraz jego twarzy był niewidoczny zza pełnego hełmu.
- To ja powinnam zapytać.- fuknęła w odpowiedzi rogata. - Co wyście za…-
Eksplozja przerwała jej wypowiedź wstrząsając statkiem. Na szczęście skarabeusze były zbyt daleko by mogły strzelać wprost do osób na pokładzie. Natomiast sam Statek był wystarczająco dużym celem.
- I co tam… co to jest i czemu atakuje… i co to znaczy… poprzedniej załogi? Co się z nią stało?! - kontynuowała kobieta machając rękami niczym wiatrak wskazując raz skarabeusze, raz nowych załogantów. Zaś dwa masywne osobniki wielkości małych ogrów, które Wędrowiec nazwał maugami, zachowywały zaś kamienny spokój nie wtrącając się w tą energiczną wymianę myśli typową dla istot organicznych. Zwaną przez nich kłótnią.
- Zginęli. Nie z naszych rąk - stwierdził bez ogródek Wędrowiec - Temat na później. Skarabeusze chcą zagarnąć serce statku - podszedł do burty, starając się ocenił odległość i czas, jaki zajmie mechanicznej armii dotarcie do nich. Mieli trochę czasu nim stwory zbliżą się na tyle by stanowić zagrożenie także dla załogi. Wystarczająco, by zaplanować działania kontrofensywne.
- Statek zwerbował nas jako nową załogę - Mmho dodała odpowiedź na pytanie, na które nie odpowiedział Wędrowiec - tak przynajmniej twierdzi. -
Pół-orczyca wyszła zaraz za Vaalą i do tej pory z łukiem w dłoni oceniała zagrożenie ze strony kobiety i jej towarzyszy, a następnie znajdujących się w oddali skarabeuszy. Uznając, że nowa nie stanowi raczej zagrożenia, a skarabeusze są zbyt daleko, opuściła łuk.
- To on tak może? Gnościk coś tam wspominał o rozwoju… ale gnomy i ich gadanina.- wzruszyła ramionami rogata uśmiechając się.- … kto ich zrozumie jak się rozkręcą.
Kvaser stał w milczeniu lekko za Wędrowcem, lecz widać było, iż buja się jakby z nadmiaru energii. Milczał jednak, dopóki jakaś myśl mu nie zaświtała.
- Znasz się na statku - spojrzał na kobietę srogo bardziej stwierdzają fakt niż pytając - to zajmij się tym aby ruszył się z tego miejsca, bo coś dłużej nam wraca do sprawności - stwierdził cierpko - my przygotujemy coś na atakujących.
Spojrzał trochę od niechcenia na żuki, potem znowu na kobietę, uśmiechając się szeroko, jak szaleniec.
- Na rzucanie kurwami i wzajemną walkę będzie jeszcze czas.
- Nie… nie… nie… Nie znam się na statku mój drogi niziołku. Nie wiem na jakiej zasadzie działa Destiny. To dziecko Gnościka i Architekta. Poza tym czy ja wyglądam na szkutnika?- odparła diabliczka wskazując na swoje banjo przy akompaniamencie kolejnego wstrząsu wywołanego strzałem. - Jestem bardką oraz negocjatorką i handlarką informacjami… i nie należę do załogi Destiny.
Imra wybiegła w końcu na górny pokład. Szybko oceniła sytuację przerzucając spojrzenie z jednej grupy na drugą. Nie widząc wrogości od strony dwóch olbrzymów wyprostowała się.
- Co się dzieje? Kim na piekła jest ta koza? - warknęła rzucając mało przyjemne spojrzenie na nieznane jej diabelstwo.
- Wypraszam sobie takie określenia…- burknęła w odpowiedzi rogata splatając ręce pod biustem. - Jestem panna Marai… żadna koza.
Harran, który wyszedł jako ostatni, chwilowo nie brał udziału w dyskusji.
- Zawsze można chwycić za rogi - Kvaser zaśmiał się w głos nie zważając na ataki skierowane w stronę statku - nie za dobry czas masz na wizytę - stwierdził już ciszej, ale dalej z dziwną energią, może do pomylenia nawet z agresją - potrafi ktoś z naszych stwierdzi…
...niziołek przerwał w połowie zdania. Znowu dość charakterystyczna dla niego gonitwa myśli dała o sobie znać. Spojrzał raz jeszcze na obcą kobietę z iskrą w oku.
- A umiesz handlować z mechanizmami czy nie jesteś tak dobra?
Mmho zaś uśmiechnęła się tylko pod nosem, chociaż jej wyobraźnia poszła za stwierdzeniem o chwytaniu za rogi. Jednocześnie oceniła walory estetyczne "kozy".
- Ci tutaj nie przyszli handlować, tylko wziąć to co chcą po trupach waszych i własnych. Nie trzeba być negocjatorem, by zauważyć że tamci nie będą rozmawiać. - wskazała kciukiem za siebie i zerknęła przez ramię. - Noo…. aaaaleee jeśli chcesz mojej rady to… jeśli to serce nie jest potrzebne wam, tooo... rzucając je z dala od statku przyciągnięcie tam ich uwagę. Jak to mówią, dobrą przynętą nawet solara złapiesz.
- Myślałem o bardziej pokojowej wymianie - zaśmiał się - ale widzę, że myślimy podobnie - Wściekły Borsuk stwierdził zadowolony spoglądając na wysoce odporną na błyskawice Imrę.
Półelfka złapała to spojrzenie i wywróciła oczami wzdychając ciężko.
- Idealny pomysł - pochwaliła krótko Mmho.
Przyglądająca się nieufnie nowym osobom na pokładzie Vaala… zawarczała. Następnie zaś spojrzała na Kvasera.
- Bez serca sta-tek nie odleci? - Powiedziała.
- Stare serce, to wadliwe - niziołek wyjaśnił jak na siebie, dość spokojnie.
- Uch, idę po nie. Nie mam ochoty aby nasz jedyny transport został zniszczony przez bandę żelastwa. Oby tylko to zadziałało - Imra pospiesznie udała się po wspomniany artefakt, aby wyjść z nim pod pachą na górny pokład.
- Stare serce jest niestabilne, im dalej od nas się znajdzie, tym lepiej - stwierdził Wędrowiec, obserwując niesiony przez Imrę obiekt - Mogę je przenieść gdzieś dalej, jeśli nie chcesz ryzykować wierzchowca. Ewentualnie zapewnię trochę ochrony.
- Wierzchowiec jest szybszy od ciebie. Wolę aby ktoś tutaj został i pilnował kozy - półelfka powiedziała to tak jakby absolutnie nikt inny nie nadawał się do pilnowania nowo poznanej.
I znowu usłyszeli oburzone parsknięcie diablęcia.
Automaton parsknął metalicznie, najwyraźniej rozbawiony.
- To da się zrobić. Pozostań w polu widzenia. Miejmy nadzieję, że skarabeusze zadowolą się uszkodzonym źródłem i wrócą do swojego gniazda - zrobił krok w stronę burty, stając bliżej nacierających i nie przejmując się kolejną eksplozją która wstrząsnęła statkiem.
Nadzieja była, jak mawiano, matką głupich, ale Harran nie zamierzał wygłaszać tej opinii. Nie zamierzał też przeszkadzać Imrze, bo nawet gdyby plan nie zadziałał, to mógłby wprowadzić pewne zamieszanie w szeregach wroga.
- A ty Marai, co właściwie tu robisz? - zapytała pół-orczyca.
- Zostałam wynajęta do zebrania pewnych informacji. No i zebrałam je. Skoro jesteście nową załogą, to pewnie wypadałoby je przekazać wam. Choć nie wiem czy was zainteresują.- wzruszyła ramionami diabliczka. Poprawiła okulary na nosie. - Jeśli to nie będzie problem, to tę kwestię wolałabym szerzej wyjaśnić jak już nasze żywoty będą bezpiecznie.
- Informacje! - ucieszyła się Mmho, przynajmniej sądząc po tonie, bo towarzyszył temu tylko lekki uśmiech. Po tych słowach pół-orczyca przedstawiła po imieniu (lub jego braku w przypadku Wędrowca, którego nazwała Bezimiennym) każdego z obecnych towarzyszy.
Półelfka wystawiła jedną z rąk przed siebie, łapiąc drugą dłonią za bransoletę, która była schowana pod zbroją. Złoty metal był wyżłobiony w figury dymnych koni w galopie.
- Cieniu przybywaj.
Na te słowa z bransolety wytrysnął czarny dym, który po chwili zaczął się formować w kształt cienistego konia. Zwierzę miało czerwone ślepia świecące niepokojąco złowroga aurą. Jego grzywa i ogon wyglądała jak powoli sączący się dym, a kopyta były niczym półprzezroczyste szkło również zabarwione czernią. Imra przytuliła mocno do siebie serce i wskoczyła na grzbiet wierzchowca.
- Hia! - krzyknęła łapiąc za cieniste lejce i koń pogalopował do przodu. Nie wydał jednak z siebie żadnego dźwięku, a jego masa nie odbiła się echem po deskach statku. Będąc przy krawędzi skoczył… i nie spadł. Wzniósł się z zastraszającą prędkością ku ciemnemu niebu.
Mmho uniosła na ten widok brwi. Zastanawiała się, czy tu każdy ma takie triki w rękawie. Póki co, towarzysze często ją zaskakiwali.

Chwilę później ozwał się znajomy głos.
- Dostrojenie zakończone. Okazało się że nowe źródło wymaga więcej okiełznania. Ale już wróciłem do pełnej funkcjonalności. - Statek znów ożył. - Czy moje kryształowe zmysły działają poprawnie? Czy jestem atakowany?
- Tak. Poprzedni posiadacze nowego źródła. Imra podrzuca im stare serce do odciągnięcia uwagi - Wędrowiec odpowiedział sucho na pytania statku.
- Mamy też towarzystwo na pokładzie - dodała Mmho - prawdopodobnie nastawione pokojowo. Możecie zapytać GO czy już ją tu widział? - zapytała Mmho, nadal nie mogła się przekonać by samodzielnie zadać pytanie statkowi, ale jednocześnie swoją prośbę skierowała do nikogo konkretnego.
- Madame Marai była znana poprzedniej załodze. Działali wspólnie przy … ta informacja jest obecnie niedostępna…- odezwał się Statek uprzejmie.
- Miło cię widzieć… funkcjonującego i w dobrym… zdrowiu Destiny.- odparła czule diabliczka.
- Obawiam się… że mój stan jest dość… daleki od warunków jakie musiałyby być spełnione bym mógł się określić jako “zdrowy”. - odparł Statek.
- Starzy znajomi - podsumowała Mmho, zadowolona, że statek potwierdził znajomość Marai - słodko.
- Mhmm… słodko. - odparła żartobliwie rogata. - I przy słodkościach najlepiej odnawiać znajomości. Lub je nawiązywać.

- Przydałaby się osłona... lub szybki start - dorzucił Harran. Imrę mogliby zabrać już w locie.
- Jestem gotów do startu. Proszę położyć się na podłodze, bo oderwanie się od podłoża będzie trzęsące.- poinformował Statek.
- Czy widzisz kobietę mającą twoje stare serce? - spytał Harran, siadając na pokładzie.
- Oczywiście… widzę Imrę. Jestem świadom obecności każdego członka mojej załogi.- odparł Statek.
- Siadać wszyscy! - powiedział Harran. - Startujemy. I lecimy po Imrę.
- Wy lecieć sta-tek, i pilnować nowych! Ja ją wezmę! - Powiedziała Vaala, po czym szybkim susłem dopadła burty, stanęła na niej, i spojrzała na Imrę poza statkiem. Najwyraźniej Druidka miała zamiar skoczyć do Półelfki, pewnie pod postacią… orła? Na jej ramię opadła masywna dłoń Wędrowca. Starał się być delikatny, ale czuła jej ciężar.
- Poczekaj aż wystartujemy, poradzi sobie.
- Startuj! - powiedział Harran.

Gdy już wszyscy siedzieli lub leżeli na pokładzie, do wstrząsów od strzałów dołączył wstrząs związany z tym że statek odrywał się od podłoża w które zarył. Do odgłosów eksplozji dołączył dźwięk wyginającego się drewna i w końcu statek powoli uniósł się w górę.


Wstrząsy się uspokoiły i można było stanąć na nogach. Zresztą strzały też zrobiły się coraz rzadsze, bo cały legion skarabeuszy skręcił podążając za Imrą i “wabikiem” w jej rękach.
Ta nie mając czasu oglądać się za siebie skierowała wierzchowca jeszcze bardziej do góry a potem w "lewo". Patrząc z wysoka szukała dobrego miejsca na wyrzucenie niechcianej rzeczy. W końcu upatrzyła jedno. Dopiero wtedy spojrzała za siebie.
Statek unosił się w górę chybocząc lekko. Ale wkrótce wyrównał lot. Imra widziała że ich plan działa. Skarabeuszom tylko chwilę zajęło ustalenie priorytetów. Skoro nie mogły wyczuć serca napędzającego latający okręt, ruszyły za Imrą zmieniając kierunek ruchu z zegarmistrzowską precyzją. Imra nie mogła nie poczuć w sercu pewnego ukłucia zachwytu na widok manewru, który nawet wojsku złożonemu z weteranów sprawiłby kłopot.
Ale teraz podążali za nią… jak za swoim wodzem na czele. Ostrzał na razie się skończył. Skarabeusze musiały obawiać się, że przypadkowe trafienie zniszczy ów tryskający błyskawicami skarb.
Imra zagryzła wargi. A może mogłaby tak im dowodzić? Mieć własną armię? Własną potęgę zamiast wskrzeszać swojego szefa? Niestety nie miała żadnego dowodu, że mogłaby w jakikolwiek sposób kontrolować żuki. Poza tym, że za nią grzecznie podążały, bo miała coś co chciały. Z ciężkim sercem powróciłą do swojego oryginalnego planu. Zacisnęła mocniej nogi wokół widmowego konia i zaplątała lejce wokół przedramienia. Bardzo ostrożnie przechyliła się w siodle pozwalając aby jej magiczny wierzchowiec również się nieco przechyli w tę samą stronę. Kiedy była pewna, że jest mała szansa aby serce poraziło Cienia cisnęła nim w kierunku sześcianu. Po tym manewrze sama odbiła w przeciwną stronę niż leciała do tej pory.

Statek zaś ze swoimi pasażerami obrócił się dziobem w kierunku odlatującej Imry.
- Polecenia? - zapytał uprzejmie swojej załogi.
Kvaser przyglądał się sylwetce odlatującej Irmy z wyraźną satysfakcją. Nie lubił ataków z zaskoczenia (oczywiście gdy sam padał ich ofiarą). Za bardzo przypominało mu to przygody podczas ochrony karawan. Tych gorzej wspomnianych ochron. Na razie nie przejmował się rozkazami, uważał, iż powinni na nią poczekać, nie było sensu zwiększania dystansu jeszcze bardziej.
Zamiast tego zwrócił się do rogatej nieznajomej.
- Jak się tutaj dostałaś - zmrużył oczy, nie podobała się mu idea teleportacyjnego desantu dowolnych nieznajomych na ich statek.
- Miałam zwój teleportacji. Jeden. Powinnam trafić obok statku… zwykle zapobiega on lądowaniu bezpośrednio na swoim pokładzie. No… ale skoro akurat nie działał.- wzruszyła ramionami diabliczka.
- Polecenia? - powtórzyła po statku Mmho - czekamy na powrót Imry, a poźniej lecimy stąd.
- Mówisz rzeczy które zdecydowanie chciałbym usłyszeć - niziołek odpowiedział diablicy z wyraźną wrogością (albo po prostu podejrzewa coś, ale jego mentalność nadawała mu taki ton).
- Mówienie to moja robota.- rzekła żartobliwie Marai, następnie dodała poważnym tonem. - Ale to akurat było szczere… niby jak mogłabym się dostać tak szybko tutaj. To odległy sześcian. I miałam powody przypuszczać że tu będzie Destiny z załogą.
- Nie musimy czekać. Utrzymuj bezpieczną odległość od armii, kurs na Imrę - Wędrowiec zwrócił się do statku - Po jej dołączeniu kurs na Rigus - dodał po sekundzie zastanowienia i zwrócił się do diablęcia - Rozumiem, że podróżujesz na pokładzie Destiny jako gość? - Automaton dość wyraźnie zaznaczył nazwę statku.
Statek zgodnie z poleceniem Wędrowca ruszył za Imrę trzymając dystans i odbijając lekko w lewo.
- Sądzę, że skoro znasz załogę, możesz mieć jakiś klucz albo przenoszący tutaj, albo znoszący tutejsze zabezpieczenia - niziołek machnął ręką jakby zarzucając temat - i tak do tego nie dojdę, twa wizyta jest akurat przyjemna - uśmiechnął się szeroko - gorzej gdy będziemy mieli innych gości - westchnął, czy bardziej fuknął energicznie.
- Jako gość…- potwierdziła diabliczka i dodała z uśmiechem.-... aż do Rigus. Tam nasze drogi mogą się rozejść, chyba że dogadamy się w sprawie jakiegoś zlecenia dla mnie. Do czasu wizyty w Rigus podporządkuję się wraz z moimi ochroniarzami poleceniom załogi. Bądź co bądź wszyscy chcemy dotrzeć do Rigus w całości, prawda?
- Rigus, wygodnie - Wędrowiec zignorował pytanie retoryczne - Jakie informacje miałaś do przekazania?
- Na temat trasy Uu’gultu, regenackiego nautiloida. Szczegóły, jeśli to nie problem, przekazałabym w wygodniejszych warunkach.- odparła Marai z uśmiechem.- Do Rigus mamy kilka dni lotu. Będzie czas na to.
- Przy okazji opowiesz coś nam o poprzedniej załodze - Kvaser stwierdził dziwnie obojętnie - pijesz coś mocniejszego czy tylko wdychasz używki?
- Czemu nie… i piję… i używki palę.- potwierdziła z uśmiechem rogata.

***

Serce poleciało w dół z początku powoli zawisając w powietrzu, potem jednak grawitacja sześcianu zaczęła robić swoje i błyskający piorunami obiekt powoli spadać począł w dół, coraz szybciej i szybciej.
“ Lepiej uciekaj ile sił w rumaku” Głos instynktu ozwał się w głowie Imry. Czy na pewno to był jej głos? Nie czas rozważać takie detale patrząc jak obiekt zmierza w dół… a ścigające go skarabeusze niczym stado lemingów za nim.
Imra spięła konia do lotu każąc mu lecieć w prostej linii. Oddalając się od miejsca zrzutu zerknęła tylko raz za siebie ciekawa co żuki zrobią z sercem.

Nastąpiła eksplozja gdy serce uderzyło o ziemię sześcianu, wybuch białego światła i błyskawic rozszerzał się niczym głodna bestia pochłaniając coraz większy obszar… w tym i skarabeusze, które błyskawicznie zmieniły kierunek i zaczęły desperacko uciekać od strony eksplozji. Także i żar który czuła za sobą Imra sugerował, że jeśli nie zdąży to żadna ochrona przed płomieniami nie zdoła uratować jej życia. Tylko ucieczka.

Tak samo musiał ocenić i Statek, bo dokonał zwrotu przez burtę by oddalić się od eksplozji. Słusznie bowiem uznał, że w obecnym stanie rumak Imry jest szybszy od niego.
- Niech mnie... - powiedział Harran, przymykając oczy, by nie oślepił go blask wybuchu. - Dobrze że tam wybuchło, a nie tu - dodał.
Nie sądził, że serce może skończyć swój żywot w tak efektowny sposób.
Wędrowiec stanął pewniej na pokładzie, szykując się na falę uderzeniową.
- A przy okazji pozbyliśmy się skarabeuszy - zgodził się z Harranem.
- Kłopot z głowy - dodał zaklinacz.
- To wybuchło bo spadło, czy wybuchło bo nadszedł jego czas? - upewniła się Mmho, której wydawało się, że chodziło o spadanie.
- Zakładam, że to przez uderzenie w powierzchnię sześcianu - odpowiedział automaton. Mmho tylko skinęła głową.

[media]https://acegif.com/wp-content/uploads/gif-explosion-36.gif[/IMG][/media]

Wybuch był olbrzymi i niczym żarłoczna bestia pochłaniała coraz większy obszar w oślepiającym blasku. Kurz po nim nie opadł… bo wybuch pochłonął wszystko zostawiając po sobie dziurę głęboką na dwie mile… o średnicy kilkunastu. Zarówno Imra jak i Statek oddalili się wystarczająco daleko by uniknąć pochłonięcia przez eksplozję…. jak i by nie móc dojrzeć nieuzbrojonym okiem czy jakiś skarabeusz przetrwał ten wybuch.
- O w mordę - Imra mrugała oczami starając się odgonić plamki z oczu po jasności jaka nastąpiła. Powoli zaczęła wracać w kierunku statku, który widziała gdzieś w oddali.
I dość szybko się zbliżyła do niego, bo jej rumak był szybszy, a i Statek nieszczególnie się śpieszył. I wkrótce znalazła się blisko niego.

- Statku - powiedział zaklinacz - mam nadzieję, że twoje nowe serce jest w lepszym stanie.
- Obecne serce, po dostrojeniu, funkcjonuje optymalnie. Jeśli będą z nim kłopoty, poinformuję załogę natychmiast.- uprzejmie odpowiedział Statek.
Łup! Metalowe okucia Imry uderzyły o pokład, kopyt jej wierzchowca ponownie nie było słychać. Półelfka dalej mrugała i krzywiła się. W końcu z rezygnacją machnęła dłonią.
- To było efektowne - powiedział Harran. - Nic ci nie jest? - upewnił się, podchodząc do Imry, by, w razie konieczności, podać jej pomocną dłoń.
- Co? - Imra spróbowała sobie przetkać ucho. - Co mówiłeś? A rzesz! Dźwięczy mi w uszach zupełnie jak po tym gdy Nazroth podpalił magazyn prochu. Nie tak efektowne, ale równie głośno.
Półelfka pomruczała jeszcze do niebie w niezadowoleniu pstrykając palcami obok uszu.
- Przejdzie mi - machnęła ręką.
- Najważniejsze, że oczy całe - stwierdził zaklinacz. Głośniej, niż zwykle był mówić.
- A tylko mroczki od światła. Też przejdzie. Hm, dziękuję za troskę.
 
Asderuki jest offline