Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2020, 18:57   #44
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po chwili list został umieszczony w skrzynce i była gotowa zmierzyć się z Clarice. Tym razem powinno pójść łatwiej. Wkrótce zresztą miała się o tym przekonać, bo stanęła przed drzwiami Clarice. El wzięła głębszy wdech i zapukała nieco niepewnie do drzwi.
Te otworzyły się po chwili i Clarice wpierw uśmiechnęła się na widok czarodziejki, a potem spojrzała na jej dekolt i zarumieniła się. Ukryte pod koszulą i kamizelką piersi bibliotekarki poruszyły się pod intensywniejszym oddechem.
- Ach… zawsze miło cię widzieć Elizabeth. Wejdź wejdź.- rzekła bibliotekarka wpuszczając El do środka.
- Właśnie szłam do miasta i pomyślałam… że może pomówimy o spotkaniu z tym profesorem i… - Czarodziejka zdjęła płaszcz i odwiesiła go. - Może potrzebujesz by coś ci kupić Pani?
- Oczywiście… pomówimy… profesorem? Jakim pro.. aaa… tym profesorem… tak… możemy pomówić.- zakłopotała się Clarice i uśmiechnęła dodając.- Nie. Nic konkretnego mi nie potrzeba. A co w sprawie profesora chcesz wiedzieć?
- Czy myślisz, że poniedziałek byłby dobrym terminem by się do niego udać Pani. - El splotła dłonie na podołku, niby niewinnie ale jej piersi przytuliły się do siebie i uniosły.
- Too… tak to dobry pomysł… jestem pewna, że nie będzie miał nic przeciw.- odparła Clarice co chwila zezując na biust El i nie wiedząc co zrobić z własnymi dłońmi.
Czarodziejka podeszła do bibliotekarki i nachyliła się spoglądając jej w oczy.
- Czy wszystko w porządku, Pani?
- Tak, jak najbardziej, nigdy nie było lepiej… czy nie jest ci gorąco? Bo mi się zrobiło gorąco. Pewnie znów jakiś dowcipniś majstrował przy ogrzewaniu.- roztrajkotała się Clarice unikając spojrzenia El i robiąc się czerwona na policzkach.
- Tak Pani, jest bardzo ciepło i to mi w moim kostiumie. - El ani się nie odsunęła, ani nie odrywała wzroku od drugiej kobiety. - Co dopiero w twoim stroju Pani.
- Tak… właśnie. Wszystko jest w porządku.- zachichotała nerwowo bibliotekarka. - Nie martw się… wszystko jest dobrze, lepiej niż dobrze… a u ciebie?
- Przyznam, że przez ten gorąc chętnie zdjęłabym z siebie to ubranie, acz wiem że to Panią niepokoi. - Czarodziejka także uśmiechnęła się do kobiety.
- Nie aż tak bardzo… acz nie wiem czy powinnaś… przecież masz jeszcze na zakupy?- perfumy niewątpliwie działały przełamując jej wstydliwość.
- Jeszcze jest wcześnie Pani… tylko pytanie, czy ty też ulżysz sobie w tym gorącu? - Czarodziejka sięgnęła do swojego gorsetu i zaczęła go rozwiązywać.
- Nie wiem czy powinnam… no może kamizelka.- mruknęła cicho bibliotekarka i zaczęła rozpinać guziki. - Może lepiej jakiś czar by schłodzić pomieszczenie?
- Ja nie znam czarów Pani. - El zdjęła gorset, a chwilę po nim spódnicę, pozostając w koszuli spod, której wystawały pończochy. - Czy pomóc ci Pani zdjąć kostium?
- Nie wiem czy… powinnam… no i jesteś po pracy… przed pracą… nie musisz… - speszyła się Clarice jednocześnie wodząc spojrzeniem po nogach Elizabeth.
El zdjęła koszulę odsłaniając nagie piersi.
- Będzie to dla mnie przyjemność. - Podeszła do bibliotekarki i delikatnie sięgnęła do jej koszuli.
- ee….mm…- Clarice zaniemówiła spoglądając na krągłe pokusy czarodziejki. Nie miała sił by się opierać.
El poczęła rozpinać koszulę bibliotekarki przysuwając się jeszcze bliżej tak by drugą kobietę owiał zapach perfum.
- Jesteś bardzo piękna Pani. - Wyszeptała nachylając się do jej ucha.
- Ty teeeż. - wydukała cicho Clarice przymykając oczy i poddając się dotykowi czarodziejki, której to dłonie odsłoniły grzeczny gorsecik wzmocniony fiszbinem, który unosił nieco zgrabny biust bibliotekarki. El przyklęknęła przed kobietą zsuwając koszulę z jej ramion i zabierając się za zdejmowanie jej spodni.
- Czy to konieczne?- zapytała cicho Clarice, choć nie stawiała oporu, gdy El odsłaniała jej lnianą i pruderyjną bieliznę na biodrach.
- A czy nie jest ci pani lepiej w tym gorącu? - El zsunęła spodnie i delikatnie pocałowała nogę bibliotekarki. - Twoja skóra wydaje się być tak rozpalona.
- Ach… ale… robi się tylko bardziej gorąco… - pisnęła cicho Clarice drżąc od pieszczoty ust czarodziejki.
- Może powinnyśmy zdjąć więcej? - El pocałowała kolano i udo Clarice sięgając do sznurowania jej bielizny. - Mi jest bardzo przyjemnie.
- Mmm…- trudno było powiedzieć, czy to znaczyło “tak” czy “nie”. Jedno było pewne… Clarice była mocno pobudzona i zdecydowania nie miała sił by opierać się pannie Morgan.
Czarodziejka zsunęła majtki bibliotekarki i pocałowała jej udo tuż obok kobiecości.
- Nniee.. za dużo tego rozbierania? - pisnęła zawstydzona Clarice nie mając jednak sił na bardziej stanowczy opór.
El ucałowała delikatnie kwiat bibliotekarki i spojrzała ku górze.
- Czy życzy Pani sobie bym przestała? - Jej dłonie niespiesznie wodziły po nogach kobiety.
Na to pytanie Clarice odurzona pożądaniem nie była w stanie odpowiedzieć. Drżała w ekscytacji i nagle upadła do tyłu na pośladki, gdy nogi jej zmiękły. To ją trochę… orzeźwiło.
- Chyba nie powinnyśmy…- jęknęła cichutko zawstydzona.
- Przestawać? - Czarodziejka podpełzła do bibliotekarki odrazu lokując się między jej nogami i sięgnęła językiem pomiędzy płatki kochanki.
Odpowiedzią był tylko głośny jęk rozkoszy i głośny oddech leżącej na podłodze Clarice. Kobieta nie była w stanie się opierać jej pieszczotom. El natomiast postanowiła, że tego dnia doprowadzi i ulży kochance. Miała spotkanie z Simeonem, nie musiała teraz czuć spełnienia. Byleby ta nieśmiała osóbka pod nią choćby odrobinę się otworzyła.
Chwila namiętnych pieszczot i głośny jęk połączony z naprężeniem się ciała bibliotekarki dowiódł jej sukcesu. A potem… Clarice zemdlała od nadmiaru wrażeń.
- Ojć. - El poderwała się szybko by przyklęknąć obok kobiety. - Pani Clarice? - Delikatnie klepnęła policzek bibliotekarki.
- hh...hmm..hh… - odpowiedzią był bełkot półprzytomnej dziewczyny.
Czarodziejka westchnęła z ulgą. Powoli podłożyła ramię pod kobietę, chcąc ją unieść.
Clarice okazała się bardzo leciutka i zamroczona doznaniami tuliła się do niosącej ją czarodziejki jak małe zwierzątko.
El odniosła ją do łóżka i wróciła do pokoju po majtki bibliotekarki i jej ubranie. Nie chciała sprawić kobiecie przykrości ale ją też gonił czas. Powoli nasunęła majtki na biodra Clarice i przykryła ją kołdrą. Ubrania złożyła starannie kładąc je na znajdującym się w sypialni krześle i dopiero wtedy ponownie delikatnie poklepała kobietę po policzku.
- Będę musiała iść. - Powiedziała cicho.
Znów odpowiedzią był tylko bełkotliwy pomruk zmęczonej kochanki. El odnalazła papier i narzędzia do pisania i sporządziła krótki list do Clarice, w którym ją przeprosiła i że zrozumie jeśli ta nie będzie chciała jej widzieć. Zostawiła go pod szklanką wypełnioną wodą i sama zabrała za ubieranie się. Cały czas zerkała jednak na Clarice czy z tą nie dzieje się nic złego. Ta jednak spała jak aniołek i nawet uśmiechała się przez sen.
W końcu czarodziejka narzuciła na siebie płaszcz, ucałowała jeszcze Clarice na dowidzenia i opuściła jej pokoje.


Chciała jeszcze zajść do cukierni i kupić coś dla Simeona. Ta myśl momentalnie poprawiła jej nastrój. Musiała się spieszyć nieco, gdyż cukiernia była zamykana dość wcześnie. I tam właśnie natknęła się znów na ulubionego maga diabliczki McNamarę, tym razem w towarzystwie nieco starszej magiczki, gnomki o czarnych włosach z pasemkiem siwizny i w mało akademickim stroju. Przypominała bardziej członkinię tych wędrownych grup niziołków (głównie) i gnomów przemierzających wybrzeże. Może dlatego była tu tak tolerowana? Prawa New Heaven nie rozciągały się na tych, którzy nie byli stałymi mieszkańcami miasta… w teorii przynajmniej.
El stanęła w kolejce nie chcąc niepokoić starszego maga.
Zajęci rozmową w rodzimym języku gnomki, oboje nie zauważyli panny Morgan. Zresztą kolejka jak zwykle była długa i wciśnięta między dwie modne paniusie czarodziejka była trudna zauważenia. A kiedy już przyszedł czas na jej zakup… oboje już opuścili cukiernię. El była bardzo ciekawa kim też była owa gnomia dama, ale mogła jedynie liczyć na to, że kiedyś uda się jej zapytać Davida… albo Cycione. Teraz jednak zakupiła dwie babeczki i ruszyła na spotkanie z Simeonem. Miała jeszcze chwilę, postanowiła się więc przejść w kierunku Downtown by lepiej rozeznać się w okolicy.
Wędrówka po uliczkach Uptown pozwalała uzmysłowić El, jak bardzo różnią się te dwie części miasta. Mimo że nie dzielił je prawdziwy mur to były jak dwa różne światy. Tutaj sklepy miały witryny. Coś czego sklepiki w Downtown unikały (a jeśli już miały to za kratami), pokazujące rzeczy które można było kupić. Tu było o wiele czyściej, a ludzie i nieludzie ubierali się elegancko. Tu było też znacznie mniej koni. Przeważały za to mechaniczne dorożki. Tu policjantów było wielu, za to uzbrojeni byli symbolicznie, a i wiekowo byli starsi. Można więc było pomyśleć, że Uptown jest emerytalną fuchą dla policjantów z Downtown. Tu było więcej parków i ogólnie zieleni, za to mniej dzieci. I te które były zachowywały się cicho i były dobrze wychowane. Było tu ogólnie ciszej i spokojniej niż w głośnym ruchliwym Downtown.
Może była to kwestia przyzwyczajenia, ale El lubiła Downtown z jego zgiełkiem i sekretami. Mimo to zerkała z zaciekawieniem na witryny marząc gdzieś w głębi, że kiedyś będzie ją stać na zakupy w tych sklepach.
Większość z cen był delikatnie mówiąc… zaporowa. Owszem czarodziejka zorientowała się że jest w stanie zakupić niektóre bibeloty… wydając co prawda większość, jeśli nie całość posiadanej gotówki. Niestety każda kolejna witryna kusiła, zwłaszcza gdy się dotarło do sklepiku z magicznymi skarbami i gadżetowni gnomów. Tu jednak czekała na El miła niespodzianka. Miała bowiem wrażenie, że w porównaniu ze sklepikami z Downtown, gadżetownia w Uptown miała mniejszy asortyment i taki jakiś… uładzony. W Downtown można było kupić więcej…. co prawda więcej tych niestabilnych pomysłów, ale cóż… coś za coś.
El spróbowała zapamiętać kilka knajpek w okolicy i widząc, że słońce zaczyna się chylić ku zachodowi przyspieszyła kroku zmierzając w dużo lepiej sobie znany świat.
Po drodze musiała zaś zmierzyć się z pokusą, którą dostrzegła za zakrętem uliczki. Pokusą bardzo mocną, zważywszy na jej sytuację. Dostrzegła bowiem samotną dorożkę, czekającą na klienta.
Z ciekawości podeszła do dorożkarza.
- Przepraszam.. czy czeka Pan na kogoś? - Spytała mocno zadzierając głowę.
-Nie…- ziewnął dorożkarz i spojrzał na El. - A panienka szuka podwózki?
- Tak… Potrzebuję się dostać do Downtown. - El podała mężczyźnie ulicę przy, której znajdował się Pączek.
- Żaden problem, proszę wsiadać.- odparł dorożkach, po czym ruszyli. Przejażdżka trwała chwilę pozwalając El odpocząć po przechadzce i rozmyślać nad co ma się zdarzyć. Wreszcie, dorożka zatrzymała się się przed Pączkiem i panna Morgan wysiadła.
El przez całą drogę zastanawiała się czy dobrze robi. Miała w głowie rozmowę z matką, czuła, że takie "normalne" związki to już nie dla niej.
Z tą myślą wysiadła z dorożki i zapłaciła woźnicy. Narzuciwszy na głowę kaptur płaszcza zanurzyła się pomiędzy uliczki.


Simeon już tam na nią czekał. Oparty o ścianę i kryjący się w cieniu. Trudny do zauważenia jeśli… nie szukało się go. W milczeniu skinął na jej widok i uśmiechnął się czekając aż do niego podejdzie.
Widok mężczyzny sprawił, że z głowy El wyparowały wszelkie wątpliwości. Podeszła do niego szybkim krokiem i objęła całując w usta.
Trochę go tym zaskoczyła, bo dopiero całując ją, pochwycił dłońmi i objął ją w pasie wodząc powoli leniwie dłońmi po jej biodrach i pośladkach.
- Za co to?- zapytał po pocałunku mężczyzna.
- Ot się stęskniłam. - Czarodziejka uśmiechnęła się do Simeona.
- To miłe.. ja też się stęskniłem. Co teraz? Co byś chciała robić? - zapytał Simeon najwyraźniej niezbyt radzący sobie z konceptem “randki”. Bo w zasadzie tym było ich spotkanie.
- Może pokażesz mi jakąś swoją inną kryjówkę? Jak tamta stodoła? - Czarodziejka uśmiechnęła się. - Mam coś dla ciebie. - Uniosła nieco koszyk, który jakoś przetrwał wisząc na jej ramieniu.
- Nie są one wygodne. - przypomniał jej mężczyzna i skinął głową dodając.- Chodźmy więc, czeka nas dłuższy spacer, aż do doków.
- Cóż może przy okazji znów się czegoś o tobie dowiem. - Czarodziejka ruszyła obok mężczyzny nie zsuwając kaptura z głowy. - Byłam ciekawa czy może słyszałeś o jakimś Johnsonie.
- Nie. A powinienem? - zapytał Simeon ruszając energicznym krokiem.
- Nie wiem… powiedział, że ma dla mnie fuchę. Wygląda trochę na typowego poszukiwacza przygód. - El szła obok starając się dotrzymać kroku Simeonowi.
- Jest ich tu wielu. - przyznał Simeon i stuknął obcasem o bruk.- Pod miastem kryje się labirynt korytarzy i komnat starych jak świat i dotąd niezbadanych. Wielu wchodzi tam… niewielu jednak wraca.
- Cóż… zgodziłam się, ale też niezbyt czułam że mam wybór. - El westchnęła ciężko.
- Wplątałaś się więc w niezłą kabałę. Ale też… podążając za mną, również pakujesz się w kłopoty.- ocenił Simeon po dłuższym milczeniu. Panna Morgan zorientowała się zaś że podążali w kierunku doków znajdujących się w Azjatown. Dzielnicy której winna unikać, przynajmniej wedle nakazów matki.
- Ta.. spotykanie się z tobą to jeden wielki kłopot. - Do czarodziejki znów powróciła rozmowa z matką. - Ale jakoś.. nie potrafię inaczej.
- Mhmm…- podsumował to Simeon uśmiechając się lekko, gdy wkroczyli w wąskie uliczki i egzotyczne budynki, o urzekającej acz obcej architekturze. Mijali hałaśliwe karczmy i ciche zaułki. Pełno tu było skośnookich spojrzeń, czasami ciekawsko zerkających zza wachlarzy, czasami z cienia. Uliczki którymi prowadził ją Simeon były ubogie w ludzi im podobnych… to nie były miejsca przeznaczone dla kupców i turystów. O dziwo, nie tylko ludzie tu mieszkali. Choć nie zauważała gnomów, czy krasnoludów.. to trafiały się osoby o zwierzęcych oczach, a czasami o kocich czy lisich uszach mijające ich w pośpiechu.
- Ciekawe miejsce. - El starała się nie skupiać na nikim wzroku by nie przyciągać uwagi i trzymała się raczej blisko Simeona. - Na kogo tu polowałeś?
- Na wampiry poluję.- odparł Simeon, gdy powoli mijali kolorową i hałaśliwe ulice zagłębiając się w bardziej mroczne zaułki. Te do których El sama czuła iż powinna omijać.
- Tylko… - Czarodziejka ujęła mężczyznę pod ramię, starając się zapanować nad niepokojem.
- Tak. - odparł mężczyzna, gdy w nozdrza czarodziejki uderzył zapach soli i wilgoci morskiej, a następnie dostrzegła nadbrzeże. A przy nim statki, głównie z dalekiego wschodu. Co można było łatwo poznać po charakterystycznych żaglach. Tu panował już mniejszy ruch. W nocy nie rozładowywano wszak statków. No chyba, że towar na nich był “gorący”.
El zamarła wpatrzona w wody zatoki. Nie zapuszczała się nigdy w te okolice. Nawet Karl niechętnie prowadzał ją na nabrzeże gdyż za dnia panował tam potworny zgiełk, no i nie do Azjatown.
- I.. gdzie ta twoja kryjówka? - Zerknęła na Simeona, niechętnie odrywając wzrok od majestatycznych statków.
- W starym spichlerzu. Jeszcze kawałek musimy przejść.- odparł cicho jej kochanek. Problem polegał w tym że musieli przejść obok rozładowywanego statku. Skośnoocy mężczyźni pracujący przy jego ładunku byli półnadzy i od pasa w górę widać było ich [utl=https://i.kinja-img.com/gawker-media/image/upload/t_original/rvtcnovc7mrjkp8chg8u.jpg]tatuaże[/url] na plecach. Na widok parki spacerowiczów oderwali się od roboty, by sięgnąć po charakterystyczne [ur=https://i.pinimg.com/736x/d5/fd/f6/d5fdf68ba6fe7bd7558e189b5deca4a0.jpg] krótkie noże[/url] przy pasie. Ich nadzorcy zaś woleli bardziej nowoczesną broń. Bo pistolety.
Simeon się tym nie przejął. Bo ich uwagę przyciągnęły dwie osoby ukryte dotąd w cieniu, jakby czekające na kogoś. Osoby wielce ekscentryczne. Były to kobieta i mężczyzna, co jednak dało się rozpoznać tylko po ich sylwetkach. Kobieta bowiem ukrywała oblicze pod porcelanową maską lisa, a mężczyzna pod dziwnym… koszem na głowie. Oboje zaczęli coś krzyczeć i najwyraźniej rugać pracowników przy rozładunku. Co jednak zamiast ich rozjuszyć, uspokoiło. Bo wrócili do swojej roboty. Natomiast ekscentryczna parka skinęła głowami ku Simeonowi, na co ten odpowiedział podobnym gestem.
Elizabeth nie skomentowała tego tylko z zaciekawieniem zerkając na nietypowe maski. Dopiero gdy się oddalili odezwała się szeptem.
- Dawni klienci? - Zerknęła z zaciekawieniem na Simeona.
- Nie. Miejscowa konkurencja… Jiangshi kariudo kiru jak ich tu zwą, zajmują się polowaniem na wszystko co wypełzła z grobów. Duchy i cielesnych nieumarłych. Miejscowa mafia ma bowiem problem z wampirzą koterią, która używa ich portu, ich ludzi i ich statków do przemytu własnych towarów. I oczywiście nie pytają gangsterów o zdanie. Więc mafia zaczęła najmować usługi i ochronę osobników walczących z nieumarłymi.- wyjaśnił cicho Simeon.
- A mimo to tutaj polowałeś? Mimo, że mają swoich? - El nie puszczała się ramienia mężczyzny, przytulając ukrytą pod płaszczem pierś do jego ręki.
- Z początku były problemy. - zgodził się z nią Simeon i zaśmiał cicho dodając.- Ale rzecz w tym że ichnie jiangshi jak zwą wampirów to drapieżniki o zwierzęcej inteligencji. A ich port napadają nasze zachodnie wampiry. O wiele potężniejsze i sprytniejsze. Jiangshi z którymi nie mieli okazji walczyć i musieli się dopiero nauczyć. Parę razy wyratowałem kilku z nich z tarapatów.
- Och… może też powinnam cię wziąć na mentora. - El zaśmiała się cicho jeszcze raz spoglądając na mijany port. - Wiele moich dróg prowadzi ostatnio do Azjatown.
- Nie znam za bardzo tej dzielnicy. Po prostu podążam za zwierzyną.- wyjaśnił Simeon, a gdy doszli do drewnianego spichlerza odchylił luźną deskę i nakazał.
- Schodami na górę. Na samą górę.
El przytaknęła ruchem głowy i weszła przez wskazane przejście, po czym zaczęła się wspinać.
Miejsce to pachniało morzem, solą, ryżem i pleśnią niestety. Sam budynek był porzucony i nieco skorodowany w drewnianych elementach przez wilgoć. Kiedyś pewnie mieścił sobie tony ryżu, obecnie tylko dolne części były używane za magazyn, a górne… cóż… wdrapanie się po schodach wymagało odwagi i zręczności i uwagi… dużo uwagi.
Drewniane schodki były zdradzieckie, a upadek z coraz większej wysokości z pewnością niebezpieczny dla zdrowia jeśli nie życia.


W końcu jednak dotarła na podziurawiony dach, w którego to szczelinach jakieś morskie ptaki uwiły sobie gniazda. Przez wielką dziurę widać było niebo, morze i sam port ze statkami. Dobry punkt obserwacyjny, choć było tu dość chłodno. Z boku ktoś przygotował zrolowane koce i jedną latarnię. Obecnie wygaszoną.
Czarodziejka obejrzała się za siebie, upewniając się, czy za nią wszedł.
- Wiele masz takich, swoich miejsc? - Zerknęła z zaciekawieniem na mężczyznę.
- Tak. Parę porzuconych też.- wyjaśnił Simeon i podszedł do kocy by zapalić stojącą obok nich latarnię.
El przykucnęła obok i wydobyła z koszyka butelkę wina, dwa kubki i zakupione słodycze. Wszystko rozłożyła na przyniesionej ścierce.
- To dla ciebie. - Rozpakowała babeczki.
- Dziękuję… nie musiałaś. - odparł Simeon z uśmiechem. Przyjrzał się jednej z nich. - Sama zrobiłaś?
- Niestety nie mam pieca na uczelni więc musiałam się zdać na cukiernię. - El nalała obojgu wina i podała jeden kubek Simeonowi. - Mam nadzieję, że mimo to będą smaczne.
- Wyglądają… drogo. Dobrze ci się powodzi. - ocenił łowca, po czym zjadł babeczkę i następnie popił winem.- Dobre.
- Pierwsza wypłata, mogłam nieco zaszaleć. - El zabrała się także za jedzenie. Wiedziała, że na pewno jeśli tak będzie rozpieszczać wszystkich, to szybko bardziej się zaokrągli. - Wino z targu w Downtown, od pewnego sympatycznego gnoma.
- To miłe. - odparł ciepło Simeon przyglądając się dziewczynie. - Jak ci się w ogóle wiedzie w twojej robocie?
- To nie jest nic trudnego. Podobam się też wielu osobom co nieco ułatwia kontakty. - El mrugnęła do mężczyzny. - Choć mam też… fuchy, za które jeszcze nie wiem jak się zabrać.
- Nic dziwnego, jesteś milutka. - odparł kochanek przyglądając się El, a zwłaszcza dekoltowi czarodziejki.
- Milutka czy po prostu ładna? - El wyszczerzyła się zadziornie, po czym roześmiała. - Może i dobrze, że ludzie nie biorą mnie na poważnie.
- Może. - zgodził się z nią Simeon, a jego dłoń przylgnęła do piersi panny Morgan w delikatnym masażu.- Na pewno bardzo ładna. I z pewnością milutka.
Czarodziejka ledwie zdążyła odstawić kubek nim jej ciało zadrżało od tej pieszczoty. Brak zaspokojenia przy Clarice, szybko dał o sobie znać i El poczuła jak jej ciało rozpala się na nowo.
- T..tak. - Wymruczała.
Simeon delikatnie popchnął pannę Morgan do pozycji leżącej. I całować począł jej usta nie zaprzestając silnego masażu i ugniatania pochwyconej krągłości.
- Nie jestem za dobry w rozmowach towarzyskich… przepraszam.- mruknął cicho mężczyzna całując co chwila jej usta i szyję.
- Nie masz za co przepraszać. - El wyprężyła się pod dotykiem kochanka. - Mam na ciebie ochotę.
- Ja na ciebie też…- szarpnął sznurowanie jej bluzki i odchylił tkaninę uwalniając piersi, które zaczął całować i pieścić dłonią. Dotyk jego był jednak drapieżny… i namiętny… lekko ściskał i ugniatał pochwycone krągłości.
El sięgnęła do swojego gorsetu, nie chcąc by Simeon go zniszczył. Szybko uwolniła się i od tej części garderoby po czym uniosła nogę ocierając się nią o krocze mężczyzny. Już wyraźnie napuchnięte, Simeon sapnął czując jej dotyk i delikatnie ukąsił jej pierś.
- Rozbierzmy się… - zaproponował.
- Ja już jestem prawie goła.. to ty się lenisz. - El rzuciła z rozbawieniem, sięgajac do sprzączek swojej spódnicy.
Simeon odstąpił od niej i przyglądając się kochance, zaczął rozdziewać. Pancerz, koszula… szybko legły na ziemi odsłaniając tors. Potem Simeon zabrał się za spodnie i buty… odkrywając najbardziej interesujący El obszar jego ciała w pełni gotowy do wykorzystania.
El w tym czasie rozpięła płaszcz, na którym leżała, zdjęła spódnicę i przemoczone majtki. Darowała sobie zdejmowanie pończoch i sznurowanych do połowy łydki butów.
Simeon opadł na kolana między jej udami, pochwycił za nie lekko unosząc jej biodra i naparł na nią swoim ciałem. Poczuła ten szturm pochwycona przez kochanka niczym niewolnica na łasce swojego pana. Poczuła jego ruchy bioder przeszywające jej ciało rozkoszą i pożądliwe spojrzenie Simeona na jej poruszanych ruchami piersiach.
Czuła jak jej rozpalone przez Clarice ciało domaga się spełnienia. Zaplotła nogi wokół bioder mężczyzny, jeszcze mocniej dociskając go do siebie. Chciała dojść… dojść szybko.
Simeon był taki jakim go lubiła… bezlitośnie samolubnym w miłości. Trzymał mocno jej biodra, nie oszczędzał jej ciała silnymi ruchami bioder nadając ich figlom bezlitosne tempo.
Było jej trochę niewygodnie w tej pozycji, ale pożądliwe spojrzenie na swoim biuście wynagradzało te niewygody. Mocniej szybciej i gwałtowniej. Zaciśnięte drapieżnie dłonie na udach El nie pozwalało uciec dziewczynie kochankowi.

El doszła z głośnym okrzykiem i opadła na płaszcz. Jej nogi docisnęły mężczyznę do jej ciała.
- ja… weźmiesz mnie… od tyłu? - Spojrzała na kochanka rozpalonym wzrokiem.
- Od… tyłu… jak… to znaczy…. oczywiście.- pocałował ją namiętnie po tych słowach.
- Wysuń się ze mnie, dobrze? - El mówiła z trudem, drżąc intensywnie.
- No tak…- mężczyzna powoli opuścił ciało kochanki drżąc z niecierpliwości. Jego spojrzenie nadal było pełne drapieżności.
El obróciła się na brzuch i drżąc z trudem stanęła na kolanach. Własnymi dłońmi rozchyliła swoje pośladki tak jak czasem czyniła to Frolica.
- T...tutaj. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- T… tutaj?- jej kochanek był zdziwiony, ale nie wahał się długo. Pochwycił krągłe pośladki dziewczyny, naparł na jej ciało i po chwili panna Morgan poczuła obecność w sobie. Mocną przeszywającą, władczą. Oddech zamarł w ustach Elizabeth, zmysły skupiły się powolnym i silnym ruchu bioder i doznaniach jakie wywołały. Nie było to w pełni komfortowe, ale bardzo podniecające.
El przypomniała sobie drżącą zabawkę, którą wsunęła tam Amaralde. Teraz… teraz już prawie nie bolało.
Prawie… niemniej ruchy kochanka wcale nie ułatwiały jej przywyknięcia. Może Simeon nie był dobrym wyborem na pierwszego? Może przydałby się ktoś bardziej delikatny? Może…
Simeon nie był… nawet jeśli jego ruchy były leniwe, to szturmy nadal były mocne. Jeszcze pochwycił El za włosy przyciągając do siebie i drugą dłonią chwytając za pierś w lubieżnej zabawie.
El jęknęła głośno, co nieco ułatwiło jej wzięcie oddechu. Czuła jak jej ciało drży.
Kolejne coraz bardziej nerwowe ruchy bioder kochanka i chaotyczne szturmy świadczyły o tym, że jej wybranek wkrótce dojdzie do szczytu pomiędzy jednym a drugim gorącym oddechem, który czuła na swoim karku.
El czuła jak i ona zbliża się ponownie i sięgnęła dłonią do własnej kobiecości, po czym zanurzyła w niej palce.
Dotyk własnych palców, połączony z obecnością kochanka był zaiste wybuchową mieszanką prowadząc oboje do intensywnego szczytu. Najpierw jego, a gdy ona poczuła jego trybut w sobie( i na swoich pośladkach trochę), to jej ciało samo wygięło się w łuk, a z ust wyrwał się przeciągły jęk rozkoszy.
Gdyby nie tkwiący w niej oręż i uścisk kochanka czarodziejka ległaby jak długa na twardych deskach, atak opierała się o rozpaloną pierś Simeona łapiąc oddech.
- Wszystko… w porządku? - spytał w końcu mężczyzna, gdy tak trwali w bezruchu niczym żywy pomnik.
- T… tak… - El powoli uspokajała swój głos. - To… było intensywne.
- Nie wiem czy to dobrze…- przytulony mężczyzna co prawda po chwili uwolnił jej pupę od swojej obecności, ale za to ujął obiema dłońmi biust czarodziejki i bawiąc się nim szeptał.
- Jemy dalej? Pijemy? Rozmawiamy? Na co masz ochotę?
- Na pewno na coś do picia. - Czarodziejka mimo swych słów nie oderwała się jednak od kochanka. - Nigdy… nie miałam tam mężczyzny.
- Dla mnie to też nie było coś zwyczajnego. Powinnaś mnie ostrzec.- mruczał ściskając i pocierając dwie krągłości i całusami pieszcząc jej szyję.
- Nieźle sobie poradziłeś. - El obejrzała się ponad ramieniem na Simeona i mrugnęła do niego. - Było bardzo przyjemne.
- No… bardzo… to przyznaję…- zgodził się z nią kochanek nie dając spokoju jej ciału, acz w przyjemny sposób.
- Już nie mówiąc o tym że eliksir niebawem przestanie działać, a ty nie chcesz mi zdradzić czego się mogę spodziewać po maluchach z tego związku.
- Naprawdę nie wiem. Jak dotąd nie mam dzieci, ale też nie miałem nigdy licznych kochanek, więc… nie wiem.- ocenił mężczyzna i wzruszając ramionami dodał żartobliwie.- W zasadzie to nigdy nie zawracałem sobie głowy takimi sprawami.
El zaśmiała się i powoli wysunęła się z objęć kochanka by usiąść na płaszczu.
- A ja nigdy nie myślałam, że będę taka… łatwa. - Sięgnęła po kubki z winem i podała jeden Simeonowi. - Chodziło mi raczej o twoje pochodzenie. Zżera mnie ciekawość.
- Niewiele ci o nim mogę powiedzieć. Zwą nas dhampirami. Sam jestem sierotą. Nie znam swoich rodziców. - mężczyzna usiadł z kubkiem wina wygodnie i przyglądał się kochance z lubieżnym uśmiechem.
- Dhampirami? - El upiła łyk wina spoglądając na swego kochanka. Czuła jak chłód nocy delikatnie drażni rozpalone ciało usztywniając szczyty jej piersi.
- Tak. Aczkolwiek nie widziałem innego mego rodzaju. To ponoć tacy są. Ponoć.- odparł cicho Simeon i uśmiechnął się do niej. - Nie pijam krwi, jeśli to cię martwi.
- Nie… ja po prostu nie spotkałam się z tym określeniem. - El wydobyła z koszyka dwie ostatnie babeczki. - Widzę, że przepadasz raczej za innymi rzeczami.
- Tak.- zabrał się za babeczkę i powoli zaczął jeść.- Ponoć to potomki wampirów i ludzi lub… ciężarnych kobiet ukąszonych przez wampiry, albo eksperymentów alchemicznych z krwią wampirów na żywych ludziach. Właściwie to nie wiem jaka jest prawda. I nie dbam o to.
- Przyznam, że mi też to obojętne. - El wgryzła się we własną babeczkę. Delikatnie przechyliła uda odsłaniając nieco własnej, zaczerwienionej kobiecości.
- Mi też… - przyznał się Simeon.- Nigdy nie wnikałem w kwestie mojej natury czy narodzin. Rodziców nie znałem. I nie sądzę bym chciał poznać ojca.
- Czasem gdy patrzę na ludzi, którzy mnie otaczają mam wrażenie, że wszyscy na swój sposób są wyjątkowi. - El dopiła zawartość kubka i sięgnęła po butelkę by dolać sobie i Simeonowi wina. - I planujesz tak zawsze funkcjonować?
- Może tylko takich przyciągasz do siebie? - zapytał Simeon i dodał poważnym tonem. - Tak. Nie jestem dobrym kandydatem na męża. No i nie znam się na niczym poza zabijaniem wampirów.
El zaśmiała się.
- A ja nie szukam męża…. Moje umiejętności mogłyby sprowadzić na niego niebezpieczeństwo. Ale jakbyś się kiedyś rozmyślił... - Czarodziejka mrugnęła do mężczyzny. - … prowadzenie domu jest prostsze od zabijania wampirów.
- Raczej nie. Więc kogo szukasz jeśli nie męża?- zaciekawił się Simeon.
- Po prostu idę za swoją ciekawością. - El uśmiechnęła się. - Może partnera któremu będę mogła zaufać? Kogoś przed kim nie będę musiała zgrywać uroczej pani domu? Kto wie.
- Skoro nie jesteś uroczą panią domu to kim jesteś? - zapytał żartobliwie Simeon wodząc wzrokiem po ciele kochanki.
El przesunęła po nim wzrokiem.
- Jak myślisz?
- Niewinna dziewczyna z pozoru, która tak naprawdę jest drapieżną kusicielką.- Simeon zbliżył się do El, pochwycił ją za krtań delikatnie ale stanowczo zmuszając ją do położenia się. Nadal trzymając ją za szyję zaczął całować jej usta. Simeon był z pewnością dzikusem w alkowie… kierującym się mrocznymi instynktami i brakiem doświadczenia w miłości fizycznej.
El nie była w stanie odpowiedzieć, uścisk na gardle utrudniał wzięcie oddechu. Jednak… z jakiegoś powodu nie bała się. Przymknęła oczy poddając się dotykowi Simeona.
Dłoń puściła wkrótce, a nie przerywając pocałunku Simeon sięgnął ku pierści Elizabeth ściskając drapieżnie pochwycony skarb. Ocierając się mimowolnie udem o kochanka czarodziejka wiedziała, że mężczyzna nabiera ochoty.
- Sekrecik za sekrecik, moja praca na uczelni to tylko przykrywka. - El uchyliła oczy spoglądając na górującego nad nią mężczyznę. Powoli otarła się udem o krocze kochanka.
- Wiesz… jakoś nie pottrafię się skupić… na pytaniach.- odparł Simeon żartobliwie ukąsajac szyję kochanki. Jego kły były dłuższe niż ludzkie, ale daleko im było do wampirzych. Za to poczuła silne palce wsuwające się między uda czarodziej… niecierpliwie i mocno zanurzające się w jej kwiatuszku. Palcami akurat nie była tak zwinny jak ulubionym mieczykiem panny Morgan.
- Ciekawe.. czemu. - El jęknęła czując szturm na swoją kobiecość i rozchyliła nogi by zrobić miejsce dla kochanka. - Mi..miłe te twoje ząbki.
- Naprawdę?- zapytał cicho Simeon tym razem kąsając obojczyk i pierś… igiełki bólu napełniały zmysły dziwnymi doznaniami, powiększanymi przez niewprawne i gwałtowne pieszczoty niedoświadczonego kochanka. O ile Simeon wiedział jak wychędożyć kobietę, o tyle w sprawach sprawiania jej przyjemności (intencjonalnie), już nie był aż tak obeznany.
- T..tak przyjemne. A palcami… - El sięgnęła do wypełniającej jej ciało dłoni mężczyzny i ułożyła ją tak by kciuk ocierał się o jej wrażliwy punkt by po chwili pokazać jak ma nią poruszać. Jej ciało drżało od każdego ruchu. - T.. to cudowne.
- Mmm...przyjemne.- mruknął kochanek całując i liżąc biust czarodziejki, coraz częściej zostawiając na niej znaki po swoich zębach. Palce mocne i silne rozpalały ją sięgając w głąb. Ale chrapliwy oddech Simeona świadczył o tym, że wkrótce palce zostaną zastąpione. Oddech jak i twardy dowód ocierający się o jej skórę.
El drażniła się z nim delikatnie poruszając udem i czując jak oręż kochanka się po nim przesuwa. Pieszczoty Simeona sprawiały, że jej myśli odpływały.
W końcu jej kochanek nie wytrzymał. Poczuła jak odrywa się od niej zaprzestając dotyku, tylko po to by pochwycić za jej uda… rozchylić je szeroko i posiąść z drapieżnością i siłą z jakiej go znała. Jej… dzikus kochany.
El krzyknęła z rozkoszy czując jak kochanek wypełnia jej ciało. Chwyciła się kurczowo leżącego pod nią płaszcza. Simeon był szybki, Simeon był silny, Simeon był duży… był w niej, każdym ruchem bioder podporządkowując sobie jej ciało swoim kaprysom. Całując i kąsając jej skórę czynił się jej panem i władcą… przynajmniej na następnych kilka namiętnych chwil. El słyszała jak trzeszczą pod nimi deski. Czuła jak jej ciało po raz kolejny tego wieczoru domaga się spełnienia.
Kolejny silny sztych, drżenie ciała… wygięcie się w łuk. Rozkosz obezwładniająca zmysły na kilka chwil. Równie zmęczony kochanek wtulił się w nią, gdy po chwili i on przeżył słodkie zapomnienie w spełnieniu. El oddychała z trudem czując jeszcze wszechobecne spełnienie i ciężar Simeona. Wtuliła się w niego delikatnie zaciągając się zapachem mężczyzny.
- Mmmm… co ja z tobą mam zrobić. Uzależniasz… - wyszeptał kochanek całując jej policzek.
- Pobudować nam śliczny domek i do niego porwać. - El pozwoliła sobie na żartobliwy ton gdy już złapała oddech.
- Nie jestem materiałem na cieślę. - odparł ze śmiechem Simeon i dodał złowieszczo. - Zaś w kwestii porwania, to zobaczę co da się zrobić.
- Uważaj bo mogą mnie szukać niebezpieczni ludzie. - El kontynuowała z żartobliwym tonem przyglądając się jednak kochankowi z zainteresowaniem.
- Jacyż to niebezpieczni ludzie?- zaciekawił się Simeon.
- Cycione. - El westchnęła ciężko i spojrzała w sufit. - Wpakowałam się w małe bagno.
- To całkiem duże bagienko. - przyznał Simeon. - Ścigają cię?
- Gorzej… - El uśmiechnęła się nieco kwaśno. - Chyba dla nich pracuję.
- To jeszcze nie tak źle… chyba że mają na ciebie haka.- ocenił mężczyzna.
- Mają. - El teraz pozwoliła sobie na zwykły ciepły uśmiech. - Tego samego co ty.
- To niewielki haczyk. Na proste czary przymyka się oko. - odparł ironicznie Simeon.- W Old Hell pod miastem jest sporo takich magów, a jakoś siły porządkowe go nie szturmują.
- Yhym…. - El nie była pewna czy jej czary są proste. - Może to i prawda.
- Myślę że przed nimi zdołam cię ukryć. W końcu jesteś tylko małym trybikiem w ich machinerii.- zastanowił się mężczyzna z czułym uśmiechem.
- Naprawdę planujesz mnie porwać? - El przeciągnęła się na płaszczu i spojrzała na port.
- Nie. - przyznał z uśmiechem jej kochanek i dodał żartem. - Nie tym razem.
El pochwyciła jego twarz i przyciągnęła męskie wargi do swoich, całując go namiętnie. Co było wstępem do kolejnych namiętnych pieszczot i igraszek. Znów przyciśnięta namiętnym i dzikim kochankiem panna Morgan powoli odpływała w odmęty rozkoszy. Tym razem jednak powrót do rzeczywistości okraszony ciężkimi oddechami po niedawnej ekstazie był bolesny… mentalnie. Czarodziejka zdała sobie sprawę bowiem, że czas jej się kończył. Ba, chyba już się skończył.
- Odprowadzisz mnie pod uczelnię? - Wymruczała wprost w rozpaloną skórę kochanka. - Albo do dorożek.
- Do dorożek. Przy uczelni mógłby ktoś nas zauważyć razem.- odparł cicho Simeon głaszcząc ją po włosach.
- Też prawda. - El uniosła się na przedramionach. - To chodźmy, nie wiem i tak jak wejdę do środka.


Ubranie się pospieszne i podróż przez obcą dzielnicę na jej obrzeża. Teraz było już znacznie ciemniej. Gawiedź znikła z ulic i przeniósł się do spelunek, nawet jeśli zarówno one jak i sama miejscowa populacja, kusiły ciekawość El swoją obcością i egzotycznością. Dorożki jednak były wszędzie takie same. I wkrótce panna Morgan ruszyła jedną z nich na uczelnię. Na pożegnanie zaproponowała Simeonowi spotkanie za tydzień i teraz lekko poddenerwowana jechała w stronę Uptown. Była ciekawa czy Diego da radę po nią wyjść. Mógł przeto mieć tego dnia służbę i brak czasu na nią i jej wymysły.
Było już ciemno i czarodziejka przez chwilę wątpiła czy Diego czekał na nią. I miała rację ze swoimi wątpliwościami. Nie czekał.
Za to co jakiś czas pojawiał się w umówionym miejscu. I po piętnastu minutach spotkali się.
- Ładnie to tak? Przemykać po nocy?- zapytał żartem.
- Niestety nie przywykłam do tak wczesnych godzin powrotów. - El podeszła do kochanka i mrugnęła do niego.
- Zacznij więc. - odparł Diego chwytając ją za dłoń i prowadząc w kierunku budynków uczelni. - Jak ktoś cię przyłapie oboje może wylecieć z roboty. A teraz musimy się pospieszyć. Ty już powinnaś być w łóżku.
- Yhym… - El wpatrywała się w kroczącego przed nią mężczyznę dając się prowadzić i tak była mu bardzo wdzięczna za to, że przyszedł.
- Nie będę pytał gdzie byłaś. - mruknął Diego i uśmiechnął się ironicznie. - Ale to pewnie jest świetny kabaret.
Wkrótce przemykali się razem unikając działających o tej porze automatonów, który “oczy” przeczesywały okolicę.
I tak Diego dowiedział się w jakim pokoiku sypia El. Bo oboje dotarli pod jej drzwi.
- Dziękuję. - El pocałowała mężczyznę. W środku była Frolica, więc nie mogła go zaprosić. - Odwdzięczę ci się.
- Nie powtarzaj tego numeru za często. W końcu ktoś cię złapie.- odparł cicho Diego.
- Dobrze… - Morgan spoglądała na mężczyznę. Wiedziała, że jutro czeka ją coś podobnego.
- Mam stróżowanie więc.- Diego cmoknął jeszcze czule usta Elizabeth i tak pożegnawszy się, oddalił się by wrócić do obowiązków. I zostawił czarodziejkę samą.
El odetchnęła. Rozejrzała się po pustym korytarzu. Czy rzeczywiście wszystkie służące spały? A jak nie… to co robiły. Odetchnęła raz jeszcze i weszła do swojego pokoju.
Cichego… pomijając chrapanie rogatej. Jeśli inne pokojówki zajmowały swój czas czymś innym niż sen, to dobrze wyciszone pokoje ukrywały to przez El. To nie był jej dom, gdzie zawsze wiedziała co się dzieje wieczorem w sypialni rodziców Fulli.
Czarodziejka weszła do pokoju. Rozebrała się w ciemnościach zastanawiając się jakie zaklęcia mogłyby jej pomóc przemknąć się przez ogrody uczelni. A może powinna po prostu wrócić o świcie? Naga wskoczyła do swego łóżka i okryła się kołdrą.
 
Aiko jest offline