Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2020, 19:07   #904
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kiti; Nic dodać, nic ująć [spogląda na pobojowisko i wzdycha]. Ostatecznie jednak udało się opanować sytuację, zamknąć paskudztwo. Zdecydowałaś, że zabierasz je na ze sobą na wycieczkę. Spoko. Obserwujesz wyczyny Diritha. Drow to stan umysłu, napiszą bardowie. Krótko, zwięźle, chwytliwe. Lepsze to, niż szczegółowy opis tego egzorcyzmu.

Dirith; Nie tak szybko… Ill po raz kolejny poczęstował cię miną pt. „Naprawdę?...” Walki drowów są z reguły […interesujące…?], ale walka dwóch drowów, z czego oba są „generalnie pod wpływem z utraty krwi” są… są jakie są. Ill był zbyt zajęty dopracowywaniem szczegółów swojego genialnego planu i zbyt zadowolony zakończeniem egzorcyzmu, aby przejmować się jakimś tam poderżniętym gardłem, czy Dirithem w tym momencie. A Dirith hop-siup, z nieprzytomnego, leżącego nieruchomo drowa, przeistoczył się nader sprawnie w pół-przytomnego, całkiem żwawego drowa, i bez zbędnej zwłoki rzucił się do ataku. Czy raczej został rzucony do ataku… Atak, jaki by nie był, okazał się zaskakująco… kreatywny… i zaskakująco skuteczny, biorąc pod uwagę stan atakującego i wielkość pta… ekhym celu. Ostatecznie, element zaskoczenia, niebywałe zaangażowanie i doświadczenie, doprowadziły do sukcesu. Jak to mówią, czasem wystarczy ślepe zaangażowanie i upartość, wyrzucą cię drzwiami, to wróć oknem. Prędzej czy później wymiękną. No i wymiękli […bardowie zanotowali; wielki ptak Illa w końcu jednak wymiękł…] Dalsza część walki toczyła się już na ziemi. Wielki orzeł wydawał się niezbyt zainteresowany obroną „swojego pana” i zachowywał się bardziej jak dziki orzeł, zajęty sam sobą, niż chowaniec, który odda życie za swojego właściciela. Chwilowo zwyczajnie zlał temat, bez rozkazów, pozostawiony sam sobie, zwyczajnie się przyglądał z daleka. Ill prawdopodobnie bardzo chciał wydać mu jakiś rozkaz, ale Dirith zdecydowanie mu tego nie ułatwiał. Powiedzmy, że ułatwiał mu to równie mocno, jak złodziejowi pracę ułatwia doberman uwieszony zębami jego tyłka. Dirith był po prostu zadowolony, że w końcu dorwał kolegę w swoje łapska. Tyle w temacie. Opis zbędny. Wszyscy wiedzą, co się tam działo…

Xenomorphus ruszył do wsparcia, ale wierna nadal, wierniejsza od orła, Bestia Illa, stanęła mu na drodze. Ill w przebłysku przytomności i pomiędzy kolejnymi ciosami Diritha, pożałował, że nie rozkazał swojej Bestii zabić. Pożałował bardzo. Szybko zrozumiał, że to jego jedyna szansa. Dirith jednak doskonale wiedział, że Ill bardzo tego żałuje. I było mu z tym bardzo dobrze. Aby upewnić się, że Ill owego rozkazu nie zdoła wydać, postanowił pozbawić kolegę tchawicy. I przy okazji wszystkiego wokół, co on tam miał w środku i za co zdołał złapać. Taka tam stara dobra szkoła pt. „jak obezwładnić magów i innych mądrych, z którymi nie warto dyskutować”. A dyskusja z Illem ciągnęła się zdecydowanie zbyt długo.
Tak oto, Ill miał okazję przekonać się, jak to jest, wpaść w łapska jednej z chimer Riktela. Projekt wyjątkowo udany, należało przyznać. Nie, żeby nigdy wcześniej nikt go nie rozszarpywał gołymi rękoma. Ale jednak dystyngowany bounder Timewalkera okazał się nieco bardziej krwiożerczy od poprzednich.
Wielki orzeł rozpłynął się w powietrzu jak Mgła, a Bestia Illa gdzieś wsiąkła. Ill wyzionął ducha, a Dirith nawet nie zauważył kiedy.

* *
No to macie chwilę na odpoczynek… [?]
Wygląda na to, że macie również nietypowego gościa. Przybył dobrze wam znany Kruk. Tak odwiedzić was i w ogóle. Wyglądał na Kruka w dobrym humorze, więc raczej nie była to wizyta z serii tych „a to co tutaj się stanęło…?!” […wyobraża sobie bezzębny uśmiech Diritha na powitanie… ] Kruk wyglądał na zadowolonego z waszych poczynań. Chociaż jedna dobra wiadomość. Z drugiej strony, kruk był raczej tylko obserwatorem otoczenia. Jak to kruk, lubił siedzieć gdzieś wysoko, obserwować, czasem coś tam tajemniczo krakać, kręcić główką, mrugać ślepiami, siedzieć, czekać, i obserwować. Ewentualnie od czasu do czasu sfrunąć na dół i skubnąć padliny. W końcu po co gonić, skoro można przyjść wygodnie na gotowe?... A jednak kruki mają w sobie to coś. Tę powagę, ten majestat, to spojrzenie, ten błysk w oku. Ten głos, który sprawia, że zatrzymujesz się i cofasz przed stworzeniem wielokrotnie mniejszym i słabszym od siebie. Mają to coś, co wyniosły z głębi piekieł czy niebios. I nawet jeśli są białe, nadal nie postrzegamy ich jako motylki czy kanarki, ale jako posłańców z głębi piekieł, tych, co oczyszczają ziemię z ciał, padliny, krwi i plugastwa, pozostawiając tylko kości. Zawsze i wszędzie zauważą i wyczują krew, śmierć i zlecą się niewiarygodnie żwawo i szybko, siądą, będą się przyglądać i czekać.

https://www.deviantart.com/abz-j-har...aven-668604280
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline