Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2020, 02:17   #47
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 2053.IV.14 pn, wieczór , NYC

Czas: 2053.IV.14 pn, wieczór
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, Rainer Park (s.błękitna), kombi
Warunki: ciemno, sucho, ciepło, cicho na zewnątrz ciemno, ziąb, powiew, mżawka





Dobrze, że mieli na tyle luźny grafik na dzisiejszy wieczór, że nie musieli stawiać się na konkretny czas i miejsce. Bo trochę im w mieszkaniu Amandy zeszło. Najpierw na wspólnej, jakże przyjemnej aktywności i testowaniu nowych gadżetów kupionych po sąsiedzku od mieszkania blond włosej recepcjonitski z Dzielnicy Świateł. No a potem trzeba było złapać oddech czyli właściwie polulali się ledwo blondyn rozkuł gospodynię by nie musiała leżeć z wyciągniętymi rękami tylko mogła się ułożyć wygodnie. No i tak zasnęli wtuleni w siebie.

Potem Amanda obudziła się szybciej niż jej partner. Ale dzień się już kończył. Więc jak już coś zjedli w rodzaju spóźnionego obiadu no to już zmierzchało. Potem jeszcze planowanie co ze sobą zabrać na taką eskapadę. Też nie było to takie oczywiste. Bo był spory rozrzut między tym co będzie potrzebne, może być potrzebne a co lepiej nie brać. W końcu każdy pojazd czy pieszy mógł w dowolnej chwili zostać skontrolowany przez dowolnego przedstawiciela prawa. A pół biedy jak to był jeszcze ktoś w oficjalnym mundurze jak dzisiaj Janet. Była jeszcze cała masa milicji, tajniaków, szpicli i domorosłych komórek w sumie nie wiadomo czego. To wszystko tworzyło pstrokaciznę mniej lub bardziej powiązaną z oficjalnymi służbami i władzami. Właściwie to często enklawy miały sporą autonomię o ile siedziały cicho, współpracowały z panem prezydentem i robiły co do nich należało. No a na Brooklyn to jednak przez trochę tego pstrokatego miasta trzeba było przejechać. A w każdym momencie mogli zostać skontrolowani przez jakieś władze. I torba ze sprzętem włamywacza mogła budzić podejrzenia i pytania. Ale przy opuszczaniu mieszkania czekała ich przyjemna niespodzianka. Liścik w drzwiach mieszkania którego nie było w południe jak wchodzili do mieszkania.


Cytat:
“Witaj kochanie ;* Ayumi zgodziła się byś przychodziła do mnie do rybki za friko jeśli nie będę miała innych klientów. Więc zapraszam gorąco na masaż! Do domu też! Wpadaj kiedy i na co masz ochotę

M ;*

PS. jutro rano będę rozmawiała z szefową o tą śr i może na czw się coś uda zamienić“

Wyglądało więc, że Maki wysłała ten liścik przed swoją pracą chcąc się pewnie podzielić dobrymi wieściami od szefowej. Kiedy obie to załatwiły to nie było wiadomo. Na spotkaniu w dzień Ayumi nie zdradziła się ani słówkiem. Ale kto wie? Może nie chciała psuć tej niespodzianki. No a może dopiero potem jakoś dogadały się z Maki w tej sprawie. A skoro weekend się już skończył to może już nie będzie miała takiego ruchu jak w weekend właśnie, nawet wieczorami co zwykle razem z popołudniami były godzinami szczytu w “Fugu”.

A droga na Brooklyn poszła prawie bez zgrzytu. Zanim ruszyli spod mieszkania Amandy to już było ciemno jak w nocy a do tego rozpadała się drobna mżawka. Monotnnie, cicho tarabaniła o szyby samochodu i resztę świata. Sama w sobie mogła się okazać nawet sprzymierzeńcem gdyby szło o przemykanie się po ciemku. To utrudniało dostrzeżenie skradacza. Ale też i jemu samemu mogło utrudnić dostrzeżenie zaczajonego strażnika czy przeszkody. No i na pewno nie było zbyt przyjemne dłuższe przebywanie na zewnątrz w takiej mżawce. Ale póki jeszcze wsiadali do samochodu i jechali przez dzielnicę Koi to jeszcze to wszystko było dość abstrakcyjne. No ale okazało się, że na East River musieli czekać na prom jaki ich przewiezie do Brooklyn bo od czasów gdy w metropolię walnęły atomówki to nie ostał się żaden most czy tunel spinający oba brzegi rzeki. No to sobie trochę poczekali. Najpierw aż balia przypłynie, potem aż się będzie można na nią załadować a w końcu aż przepłynie na wschodnią stronę East River. No to i pewnie dlatego blondynowi się znów włączyło gadanie.

- Z tą Maki to właściwie wyszło nam całkiem na rękę. Ayumi dała nam zielone światło więc może legalnie z nami jechać a już dała nam połowę kasy. A drugą połowę kiedy da? Bo jak mamy ruszać za tydzień no to zbyt wiele czasu by ją spożytkować nam nie zostało. Właściwie to jak z jej rzeczami? Ma już wszystko? - kierowca o żyłce do cwaniactwa i interesów wykorzystał to jak nic nie robili poza siedzeniem w samochodzie i czekaniem na tą krypę by sobie posnuć różne plany i przypuszczenia. Mniej lub bardziej poważne czy realne. Zaczął od Maki ale potem wypłynął na szerokie wody z tym słowotokiem. W końcu masażystka bez zgrzytu wpłaciła im już połowę obiecanej sumy. I to z uśmiechem na twarzy i masażem do kompletu. Ale jeszcze powinna wpłacić drugie tyle. No a jak zauważył Kanmi jakby ruszali w przyszły piątek to jeszcze prawie 2 tygodnie ale jak ruszą w poniedziałek?

Z dolarami Nowojorczyków był ten problem, że najwięcej warte były właśnie na miejscu. A im dalej tym bardziej popularny był klasyczny barter lub lokalne środki płatnicze. Więc tą gotówkę dobrze byłoby jakoś zainwestować w coś co by nie traciło na wartości w miarę oddalania się od zadymionej i ponurej krainy pana prezydenta. I sądząc z tego co mówił blondyn to chyba na poważnie rozważał czy jeszcze by jakoś nie dopakować ich fury. A może w naboje albo prochy. Ale jakie?

- Chyba, żeby zainwestować w jakiegoś pewniaka. Jest coś w Miami to by przetrwało taką podróż i dałoby się tam opchnąć? No albo po drodze coś. - zagadnął niespodziewanie pasażerkę. Pomysł miał o tyle rację bytu, że i tak by na dany adres jak nie jechali to przejeżdżali. Co niejako zniwelowałoby koszty transportu celowej podróży. Tak zresztą sobie dzisiaj radzili ludzie jak nie było regularnej poczty a trzeba było coś wysłać poza enklawę czy nawet poza miasto. A jakby coś było na tyle małe by wrzucić to na pakę samochodu to można by to zawieźć i liczyć, że na miejscu sprzeda się z zyskiem. Właściwie to jak snuł przypuszczenia Kanmi to nawet można by pobawić się w kuriera. Jakby ktoś miał do dostarczenia coś do Miami czy gdzieś po drodze no to mogliby zabrać. Jakiś list czy inną przesyłkę. Zarobić parę dolców na parę kropel paliwa. Reszta konwoju pewnie będzie miała mniejszą swobodę manewru no ale ich fura miała niejako przeciera szlak więc powinna mieć większą swobodę manewru nie powinno być dziwne, że jeździ po różnych dziurach szukając odpowiedniej trasy czy miejsca na nocleg. Może nawet spotykaliby się z resztą tylko na obiedzie czy dopiero kolacji? W tak długiej trasie w poprzek kontynentu to było całkiem możliwe. Kanmi zastanawiał się czy nie warto rozpuścić ploty czy ogłoszenia po znajomych i barach. No to można by tak zgrabnie zapakować, wrzucić na pakę i zabrać. W końcu nawet z Maki to jeszcze powinno być miejsca na nowe pakunki. O ile masażystka nie zabierze po 10 kufrów i waliz.

I tak zeszło im na snuciu tych planów na nadchodzące dni i podróż. Aż wylądowali w Brooklynie. Okolica była dzika. Zwłaszcza po zmroku. Niewiele świateł w oknach i poza nimi się paliło. Pomiędzy zamieszkałymi enklawami prawie w ogóle. Można było czuć się jak w jakichś bezimiennych Ruinach na Puskowiach. Ale mimo to poza błotem, dzurami i mżawką nic im nie przeszkodziło w dotarciu na miejsce. Chociaż według zegarka blondyna to była już środek wieczoru. Barowa pora. Ale jak na godziny otwarcia magazynu do jakiego zmierzali to środek nocy. Blondyn zwolnił i zatrzymał kombi przy chodniku przechodząc na jałowy bieg.





- To jak się umawiamy? - zapytał już poważniej. W ich duecie to gdzieś tutaj rola kierowcy się kończyła i zaczynała przepatrywacza. Teraz to Amanda zaczynała mieć decydujący głos ale i na nią spadło zaplanowanie kolejnych kroków. Na razie kombiak stał przy chodniku. Zaraz za narożnikiem była ta główniejsza droga która przechodziła obok magazynu gildii. Dzieliło ich do niego z pół kilometra. Na razie Amanda mogła wysiąść już teraz a mogli podjechać jeszcze bliżej. Zapewne póki by ktoś nie zaczął tarabanić do głównej bramy albo nie strażnicy nie przyłapali delikwenta, że grzebie przy ogrodzeniu to pewnie niewiele by z tego było, że ktoś przejeżdża czy przechodzi obok ogrodzenia. No ale zapewne rozpoznanie zajęłoby sporo czasu a przez ten czas Kanmi musiał gdzieś czekać a Amanda musiała wiedzieć gdzie ma się kierować gdy będzie wracać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline