Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2020, 10:47   #46
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Właśnie schodzi.- usłyszała głos barmana, a jego palec wskazał na blondyna nonszalancko schodzącego po schodach. W niczym nie przypominał mężczyzny którego spotkała w pączku.
- Johnson.- sprecyzował barman.
Skołowana El przyglądała się mężczyźnie. Czy to aby z nim miała wyruszyć? W sensie z jego ludźmi.. czy może jednak pomyliła adresy? Ale ile mogło być “Gorzkich Pocałunków” w tym mieście? Upiła piwa starając się ukryć zmieszanie.
- Piwo i to co zwykle.- rzekł Johnson przysiadając się kawałek dalej od czarodziejki i zupełnie nie zwracając uwagi na nią.
Morgan odetchnęła dając sobie chwilę na oswojenie się z sytuacją. Co było mówić.. facet był przystojny, a fakt że był poszukiwaczem przygód działał na nią nieco jak płachta na byka. Zapewne nie tylko na nią i teraz musiała się ogarnąć na tyle by wypaść profesjonalnie. Dojadła i zgarnąwszy swój kufel z piwem podchodząc do stolika blondyna.
- Johnson? - Spytała chcąc potwierdzić słowa barmana.
- A kto pyta? My się chyba nie znamy?- odparł mężczyzna posyłając El zabójczy uśmiech numer 23, jaki często widziała na obliczach przystojnych bywalców Pączka.
- Elizabeth Morgan. Szczęściarz powiedział, że mogę ci się przydać podczas wypadu. - Czarodziejka utrzymała poważną minę nie chcąc zdradzić, że facet się jej podoba. Johnson nie wydawał się kimś komu trzeba dowartoświowywać ego.
- Aaaa… ta nowa… ponoć obiecujący z ciebie osóbka.- spojrzenie mężczyzny i mina od razu się zmieniły. Ocenił dziewczynę spojrzeniem wodząc po jej ciele, ale… było w tym wzroku przede wszystkim skupienie. Jakby przyglądał się koniu którego zamierzał kupić.
- Masz jakąś broń? Czym posługujesz się w konfliktach? Masz doświadczenie bitewne?- od razu zasypiał ją pytaniami. - A i chcesz otwarcie brać się za robotę, czy wolisz incognito.
- Incognito. - Morgan szybko odpowiedziała na ostatnie pytanie. - Wybacz ale mam inną robotę. - Czarodziejka powoli odsłoniła płaszcz pokazując pistolet i sztylet. - Tym walczę ale wielkiego doświadczenia nie mam. Tyle ile umożliwiło mi przeżycie w Downtown… No i… - Chwilę zawahała się walczę też tym. - Wyciągnęła przed siebie dłonie. w sensie… - Nie wiedziała czy powinna się przyznawać do swego talentu.. co też opowiedziała o niej Marineta.. - No i jak będzie problem z drzwiami o… zazwyczaj sobie radzę.
- Tą pizdułką ładowaną po dwóch strzałach?- ocenił Johnson powątpiewająco wpatrując się w pistolecik El. - To może wystarczyć na ulicy w świetle dnia, ale tam gdzie idziemy nie będzie światła dnia…
Westchnął ciężko i wzruszył ramionami.- Ale od czegoś trzeba zacząć. “Szczęściarz” wspominał też o tej drugiej twojej robocie.-
Sięgnął do kieszeni próbując coś z niej wyciągnąć, [ulr=https://i.pinimg.com/736x/7b/eb/e8/7bebe8ab944dc5fdfef76ca0718ae1bc.jpg] koronkową czarną maskę na twarz[/url].
- Więc jaki sobie chcesz przydomek nadać?- spytał podsuwając maskę Elizabeth.
- Przydomek? - Morgan spojrzała na niego pytająco przyjmując maskę. Przyjrzała się pięknej robocie nieco zaskoczona.
- Jak cię nazywać. Podczas takiej roboty ważna jest komunikacja w grupie.- wyjaśnił Johnson wzruszając ramionami.- Maskę możesz zatrzymać, dostałem ją po to by ją ci dać.
Elizabeth westchnęła przyglądając się masce, czuła że ładuje się w tarapaty. Ale jakoś wolała nie odpowiadać Marinecie… i jej znajomym. Podniosła wzrok na blondyna teraz już obdarzając go odrobiną szacunku. Jednak potrafił być profesjonalny.. to dobrze wróżyło.
- Nie mam pojęcia… może Igła? - Zaproponowała niezbyt przekonana do tych przebieranek.
- Może być Igła. Robota będzie prosta. Mamy infestację w piwnicy. Duże szczury. Pieniędzy z tego wielkich nie będzie… zagrożeń też nie. Łatwa i szybka… a ty po prostu nie wchodź w drogę. Strzelaj z pistoletu i staraj się trzymać za plecami reszty.- wzruszył ramionami Johnson i poklepał dziewczynę po ramieniu.- Będzie dobrze… każdy tak zaczynał.
Nie wspomnieli mu o jej talentach magicznych? Morgan nałożyła maskę mocując ja pod swoimi włosami.
- Ty dowodzisz. - Mruknęła tylko spoglądając na mężczyznę. Przemilczała też temat walki z wampirami, głównie z uwagi na Simeona.
- Będzie dobrze.- potwierdził z uśmiechem Johnson i dodał.
- Masz jakieś pytania? Zanim się reszta zbierze?
- Co ci o mnie powiedzieli? - Morgan pozwoliła sobie na nieznaczny uśmiech.
- Że jesteś nowa… “utalentowana” i najwyraźniej masz mocne plecy. Bo komuś zależało byś mogła się sprawdzić. Ktoś naciskał na “Szczęściarza” i ktoś dał mi przez niego tą maseczkę. Tyle.- odparł Johnson szczerze.
Morgan chwilę wahała się, w końcu jednak uznała, że może te “mocne plecy” o nią zadbają gdyby Johnson zaczął coś kombinować. Nachyliła się nad stołem i spojrzała mężczyźnie w oczy.
- Potrafię coś jeszcze. - ułożyła dłonie na stole, a między nimi rozpaliła niewielki płomień który po chwili zgasiła.
- No to będziesz miała towarzystwo. Mamy też i drugą co potrafi “coś jeszcze”.- odparł Johnson jakoś nie bardzo zaskoczony. - Trzymaj się blisko niej i ucz.
Morgan przytaknęła ruchem głowy i sięgnęła po swoje piwo. Uczyć się… nagle ta cała zabawa wydała się dużo ciekawsza.
- Będzie dobrze Igła. Masz jeszcze jakieś pytania? Bo wiesz… jak się już reszta zbierze, to tylko ogólnie opowiem o robocie i ruszamy.- odparł z uśmiechem blondyn.
- Teraz nie wiem nawet o co pytać. - El oparła twarz na dłoni spoglądając na blondyna. - Raczej na zasadzie, czy długo w tym siedzisz, czy często ci się zdarzają takie świeżaki jak ja… ale nie są to pytania na które musisz odpowiadać.
- Będzie z dziesięć lat i trafiają mi się świeżynki, które myślą że wystarczy umieć strzelać by się dorobić sławy i bogactwa w tym fachu. Cóż… nie każdy jest “Szczęściarzem”.- zaśmiał się Johnson i dla odmiany sam spytał. - A co ty chcesz uzyskać pracując w tym fachu?
- Lepsze pytanie.. do czego potrzebują mnie moje “mocne plecy” skoro chcą byś mnie wyszkolił. - Morgan uśmiechnęła się nieco gorzko i upiła piwa, by po chwili dodać szczerze. - Chętnie nauczę się co nieco do tej drugiej kobiety.
- Trzeba było pytać Szczęściarza nie mnie. Ja wiem tylko to, co on mi powiedział. - wzruszył ramionami Johnson. - A ja wiem, że nie warto wściubiać nosa tam gdzie cię nie chcą. Cóż… nie bez ważnego powodu… lub dużego zysku.
- Spytałabym… gdybym czuła, że mogę. - El także wzruszyła ramionami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie była pewna czemu Marineta zaoferowała jej usługi Szczęściarzowi. Ale to ją ewentualnie mogłaby o do spytać… nikogo innego. - Na co uważać? Ja nie jestem typem, który uważa, że jeśli przeżył Downtown to przeżyje wszystko… już parę razy się przekonałam, że to nie tożsame.
- Trzymaj się z dala od zagrożeń i rób swoje. Ja walczę na pierwszej linii, więc najczęściej to ja zbieram razy.- odparł ze śmiechem Johnson.
Morgan uśmiechnęła się ciepło.
- Widać. - Przesunęła palcem po swojej twarzy, odwzorowując miejsce gdzie Johnson miał bliznę. Była ciekawa czy miał jeszcze jakieś, ale tym się z mężczyzną nie podzieliła.
- No właśnie. Urok tej roboty. - odparł z uśmiechem mężczyzna i sięgnął do kieszonkowego zegarka by sprawdzić godzinę. - Mamy pół godziny, więc zrelaksuj się… wypij piwo i potem zbierzemy się u mnie w pokoju. Chodź… pokażę ci który to.
Morgan dopiła swoje piwo i pozostawiła pusty kielich na stole, wstając.
- Prowadź.
Ruszyli na tyły, po schodach na górę… korytarzem do pokoju na jego końcu. Johnson otworzył drzwi prezentując pokój niewiele różniący się od tego co El mogła zobaczyć w Pączku. Szafa, łóżko, stolik z miską do obmycia się. Jedyną różnicą był okrągły stolik na środku pokoju.
- I tu robisz odprawy. - El rozejrzała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu. Pamiętała podobny stół z pokoju, który wynajęli sobie z Simeonem.. i tego co na nim robili. Nie chcąc jednak by jej mysli pogalopowały w tę stronę z zaciekawieniem spojrzała na drzwi, odruchowo sprawdzając jaki zamek zastosowano.
- I mieszkam… właściciel karczmy jest spokrewniony ze mną. - potwierdził Johnson wzruszając ramionami. - Nie przyszliśmy żebym się tu chwalił, tylko byś tu trafiła na czas odprawy.
- Myślę, że trafię. - Morgan mimo słów mężczyzny nadal rozglądała się z zaciekawieniem. Jak to było, żyć tak na tyłach karczmy? W sumie dziewczyny też żyły w “Pączku”. - Ciasne ale własne. - Obróciła się do Johnsona uśmiechając się. - Ale nie będę ci zawracać teraz głowy. - Miło było, że jakiś facet w końcu nie patrzył na nią jakby była tylko dziewczęciem do towarzystwa.
- Zaproponowałbym ci, byś się stołowała tutaj, ale pewnie już miałaś okazję, więc… w okolicy są lepsze karczmy do zjedzenia posiłku.- odparł żartem blondyn ustępując jej miejsca, by mogła wyjść.
- Już zjadłam. Więc jeśli nie przeszkadza ci, że potowarzyszę ci przy piwie to mogę zostać tutaj. - El wyszła na korytarz. - Ale może chcesz mieć chwilę spokoju.
- Nie zamierzam siedzieć w pokoju.- odparł wesoło blondyn zamykając za sobą drzwi. - Przyjdę tu tuż przed zebraniem naszej małej grupki wypadowej.
- Chodziło mi o salę. - Morgan wskazała w kierunku, z którego przyszli. - Wzięłabym sobie drugie piwo.
- Zgoda… z chęcią wykażę się towarzysko.- odparł z uśmiechem mężczyzna ruszając przodem, po czym zatrzymał się nagle by podać ramię czarodziejce.
El zaśmiała się, ale przyjęła podane ramię już odruchowo przytulając do niego pierś jak to miała w zwyczaju czynić do tej pory. Tylko… Johnsona nie musiała podrywać. Miała Simeona.. Charlesa… nawet Dawid. Uśmiechnęła się nieznacznie, przeganiając myśli o kochankach i skupiła się na tym, że zaraz czeka ja robota.


-... i wtedy kolejne trzy koboldy ze swoimi krzywymi włóczniami ruszyły na nas.- czas był zabijany opowieściami Johnsona. Johna Johnsona jak się El dowiedziała. I jak się okazało większość tych historii dotyczyło eksploracji podziemi pod miastem i walk albo z goblinami, albo z koboldami. Bo te były najczęstszymi utrapieniami… poza szczurami oczywiście.
Kilka kufli przy tym wychylono, taniego rozcieńczonego piwa co by oboje się nie upili.
- A pro po tej co potrafi “coś jeszcze”. Poznaj moja droga Igiełko Mandragorę Bonafaux.- wskazał palcem na zbliżającą się ku nim diabliczkę o czerwonej skórze, męskim stroju… i gryzoniu w okularach na ramieniu.
W głowie El od razu pojawił się obraz Frolicy, ale szybko odgoniła z wyobraźni swoją kochankę.
- Och… - Czarodziejka uśmiechnęła się do nadchodzącej kobiety z zaciekawieniem spoglądając na towarzyszącego jej szczura.
- Wiem o czym myślisz.- nachylił się do niej Johnsona i szepcząc dalej wprost do ucha. - Bo ja o tym myślę, też za każdym razem jak ją widzę. Jak założyła temu gryzoniowi te okulary?
El zaśmiała się szczerze i spojrzała na znajdującego się tuż obok mężczyznę.
- Nie kusiło cię by spytać? - Odpowiedziała szeptem.
- Żeby mi spaliła tyłek kulą ognistą? Nie jestem aż tak ciekawy. Mandragora ma ostry charakterek.- stwierdził cicho Johnson i uśmiechnął się szeroko, gdy diabliczka podeszła.
- Mandragoro dobrze cię widzieć w zdrowiu.
- Kto to jest?- zapytała rogata zwracając uwagę na czarodziejkę.
- Eee… to jest Igła. Nowa. Trochę złodziejka, trochę sztuczki robi jak ty.- wyjaśnił Johnson. A diabliczka skupiła spojrzenie na Elizabeth i podała jej dłoń po męsku. - Igła tak?
- Tak. - El wstała i uścisnęła pewnie dłoń drugiej kobiety. - Słyszałam, że wiele będę się mogła od ciebie nauczyć.
- Nie aż tak wiele… ale trochę z pewnością.- odparła z uśmiechem rogata wędrując spojrzeniem po zgrabnych nogach panny Morgan uwydatnionych przez spodnie.
Czarodziejka odpowiedziała przesuwając wzrokiem po ciele diablicy. Czyżby lubiła kobiety tak jak diablica czy Wyanecroft? Sądząc po męskim stroju mogła nawet lubić być na górze.
- Właśnie jej opowiadałem o tobie jaka jesteś twarda. - odparł ze śmiechem Johnson, a Mandragora wzruszyła ramionami dodając.- Bo nie daję sobie wciskać twojego kitu? To akurat nie problem.
- Według mnie powinna urodzić się mężczyzną. I czasami sądzę, że ona też tak uważa. Więc ty uważaj na nią.- dodał żartobliwie Johnson, a diabliczka spojrzała na niego ponuro.- Nie podpalił ci ktoś tyłka ostatnio?
- Nie bądź taka sztywna.- odparł żartem Johnson. -Jak się trzyma Rudolf ?
- Dobrze… ostatnio zaczął znów jeść pokarm. Siemię lniane pomogło mu na wzdęcia.- odparła Mandragora głaszcząc czule gryzonia po grzbiecie.
- Właśnie się dowiedziałam, że mogę zostać przysmalona, jeśli zapytam o okulary tego cudownego stworzonka. - Elizabeth wskazała na siedzącego na ramieniu diablicy gryzonia. - Rudolf, tak?
- Tak. Możesz być przysmażona.- odparła Mandragora i dodała ze śmiechem.- Ale tylko do poziomu ubrania. Szkoda psuć taką śliczną cerę oparzeniami.
El zaśmiała się i spojrzała na Johna.
- No to chyba mam lekkie fory.
- Lekkie… - odparła diabliczka ze śmiechem i skinęła głową. Po czym dodała.- Okulary zrobił pewien gnomi jubiler i zdołał je Rudolfowi założyć. Gnomy potrafią rozmawiać z małymi futrzastymi zwierzątkami.
- Widać, że to misterna robota. - Elizabeth przytaknęła i pochyliła się nieco by przyjrzeć się Rudolfowi, jednocześnie przybliżając się do Mandragory. - Niesamowite.
- Gnomy i elfy mają talent do takich rzeczy.- wyjaśniła Mandragora muskając ogonem stopę El, gdy ta się nachylała by obejrzeć.
- Gregor wszedł, pójdę go przywitać.- odparł Johnson i wstał ruszając ku drzwiom, ale że był tam tłumek już panna Morgan nie dostrzegła owego “Gregora”.
- Miał problemy z oczkami? - Morgan podniosła wzrok na diablicę nie cofając się.
- Niezupełnie. Pozwalają mu widzieć magię… to się przydaje przy magicznych pułapkach. Niektóre bywają wredne.- wyjaśniła Mandragora nie zaprzestając pieszczoty ogonem… choć bardziej dla niej to była pieszczota. Elizabeth niewiele mogła czuć przez but, ale była świadoma jej dotyku. Który się skończył, gdy zjawił się Johnson z Gregorem.
Był on niziołkiem z południowych krain o czymś świadczyła jego ciemna cera jak i dość ciekawy dobór garderoby.
- Igła to Gregor Marengo, nasz uzdrawiacz…. a to Igła… nabytek nowy.- wyjaśnił z uśmiechem Johnson.
- Miło mi poznać. - Igła uśmiechnęła się do niziołka przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Mi też bardzo miło poznać młodą damę. - odparł niziołek z zadziornym uśmiechem. I spojrzał na Johnsona. - Manfred dołączy też?
- Nie wiem. Miał spotkanie…- stwierdził kwaśno Johnson.- Z mężatką.
El spojrzała na dowódcę z zaciekawieniem nie dopytywała jednak.
- Czekamy tutaj? - Spytała zmieniając temat.
- Jess to się nie spodoba.- stwierdziła Mandragora.
- To go zastrzeli.- wzruszył ramionami Johnson. - Nie mogę go wiecznie niańczyć.
Po czym zwrócił się do Elizabeth spoglądając na zegarek.- Jeszcze ma czas.
- Może nie powinnam pytać… ale kim jest ta Jess… ta mężatka? - Przyjrzała się reszcie drużyny.
- Tak jakby dziewczyna Manfreda. - wyjaśnił Gregor, a Mandragora dodała.- Zrywają ze sobą co jakiś czas, a potem się schodzą znów. Ich kłótnie są wybuchowe, dosłownie.
- A ta "mężatka" to kochanka? - El sięgnęła po stojące na stole piwo po czym upiła nieco.
- Cóż… w koci koci łapki to raczej nie grają.- odparła z przekąsem Mandragora.
- Johnson wiesz może czy Jess i Manfred znów są parą?- zapytał Gregor.
- Podobno niektórzy po prostu lubią się kłócić. - El wzruszyła ramionami i skorzystała z okazji by przyjrzeć się Johnowi. Naprawdę był w jej typie… niebezpieczny typ.. tak jak Simeon.
- Tak.. ale przy tym nie urządzają sobie strzelanin.- wyjaśnił Johnson i ironicznie i dodał.- A poza tym… nie… obecnie chyba nie są.
- Co nie przeszkodzi Jess.- stwierdziła ironicznie Mandragora. Tymczasem do środka karczmy, wszedł kolejny mężczyzna przyciągający oko El. Głównie z powodu swojego podobieństwa do Johnsona.
- Twój brat? - Przez chwilę myślała, że ma zwidy. Naprawdę, ktoś droczył się tego wieczoru z jej apetytem.
- Tak… To jest Manfred Johnson.- przyznał Johnson patrząc jak powoli on zbliża się do nich.
- Cóż to za piękność do nas dołączyła? - zapytał Manfred podchodząc bliżej. Skłonił się mówiąc. - Jestem Manfred Johnson i jestem zachwycony…- ujął dłoń El i uniósł ją ku swoim ustom.
- Jess wchodzi…- wtrąciła Mandragora, a Manfred od razu potrząsnął dłonią czarodziejki rezygnując z pocałunku.
Elizabeth zaśmiała się zasłaniając dłonią usta.
- Mów mi Igła. Pasujesz do opowieści. - Jej wzrok przeskakiwał od Johna do Manfreda. - Bliźniacy?
-Niestety.- odpowiedzieli unisono. A John rzekł.- Ja jestem starszy.
- Ale ja piękniejszy. - odparł Manfred.
Elizabeth zaśmiała się ponownie i zerknęła w kierunku drzwi ciekawa czy ta Jess rzeczywiście się pojawiła, ale chyba nie. Na chwilę zerknęła na Manfreda.
- Gdyby nie blizna Johna bylibyście identyczni… chyba że to jakieś ukryte piękno.
- Nie… ani trochę.- odparł Gregor ironicznie. A Manfred spytał zaciekawiony.- Do jakich opowieści?
El uśmiechnęła się jedynie w odpowiedzi nie planowała powtarzać plotek. Niech sobie to bracia sami omawiają, podczas gdy ona nieco podświadomie analizowała, który bardziej przypadł jej do gustu.
- Jess! - krzyknął John przyciągając uwagę drużyny do drzwi. A Manfreda wręcz mrożąc.
Jess okazała się filigranową dziewuszką niższą od El o głowę. Jedynie co wydawało sie groźne to dubeltówka jaką nosiła ze sobą.
- A to jest ta Jess… - Powiedziała szeptem rozbawiona El. Co by nie mówić była ładniutka. Była to naprawdę ciekawa drużyna.
Jess podeszła do całej ekipy i spojrzała podejrzliwie na El, potem uśmiechnęła się do niej, a następnie uśmiechnęła się do Manfreda… uśmiechem który obiecywał mu męki piekielne jeśli złapie go razem z El w jednym łóżku.
- Ty musisz być ta nowa o której wspominał Manfred. Jestem Jess. -rzekła z uśmiechem podając dłoń.
- Igła. - Odpowiedziała z rozbawieniem El ściskając dłoń drobnej kobiety. Nie przejmowała się dziwnymi uśmiechami Jess. Jak na razie nie planowała z nikim z drużyny lądować w łóżku.
- Igła...ok... Witaj w ekipie.- odparła Jess i nastawiła policzek, który to cmoknęła Morgana mówiąc.
- I jak było?
- Baardzo przyjemnie. Miałaś rację.- zaśmiała się Jess.
El skupiła wzrok na Johnie.
- Czekamy jeszcze na kogoś?
- Nie… chodźmy na górę.- odparł z uśmiechem Johnson i wstał. Powoli ruszył przodem, a za nim reszta ekipy. Manfred i Jess na końcu szepcząc między sobą.
Gdy weszli, zaczęli siadać dookoła stołu. El znalazła się pomiędzy Johnem a Mandragorą.
- A więc robota jest niezbyt dobrze płatna i dość standardowa. Będziemy szczurołapami. Jest piwnica w której rozpanoszyły się duże szczury i trzeba będzie ją oczyścić.
- Serio?- westchnęła Jess poirytowana tą wizją.- Mamy się takim czymś zajmować?
- Tak. Nie mamy wielkiego wyboru. Ktoś się tym musi zająć. - wyjaśnił John.
El przysłuchiwała się wszystkiemu z zaciekawieniem obserwując drużynę. Była ciekawa co połączyło tych ludzi. Jak się spotkali? Czym się zajmowali, gdy nie biegali po podziemiach? Miała pewne podejrzenia co do Manfreda. Nieco przypominał jej Samuela i wierzyła, że zdobywanie kobiet mogło mu zajmować nieco czasu.
- Będzie to dobre ćwiczenie dla Igły.- stwierdził John wskazując El.
- Ale trochę za dużo nas na tą robotę. - ocenił Gregor.- Jeśli wszyscy wciśniemy się w tą piwniczkę, to będziemy sobie nawzajem przeszkadzać.
- To może my z Jess sobie odpuścimy tę robótkę? Ze szczurami poradzicie sobie bez nas.- zaproponował Manfred.
- Ja zdaję się zupełnie na was i waszą ocenę sytuacji. - El odezwała się cicho. Nie czuła by miała tu na cokolwiek wpływ.
- Ale masz prawo wyrazić swoją opinię lub zapytać. A Manfred znów szuka wymówki.- odparła ze śmiechem Mandragora.
- To moja pierwsza taka robota… może pomogę, ale mogę też napsuć. - El westchnęła. - Nie wiem jak wielkie są te pomieszczenia… znam różne piwnice, ale rzeczywiście jest nas dużo.
- Masz prawo się wypowiedzieć. To twoja pierwsza lekcja. W innym przypadku szybko zaczną zrzucać na ciebie rolę osiołka.- odparła z uśmiechem Mandragora.
- Wiele nie udźwignę. - El zaśmiała się. - Według mnie… może tam być ciasno. Ale i pieniędzy do podziału mało, czyż nie? - Spojrzała pytająco na Johna.
Mężczyzna skinął głową, a wtedy Manfred wstał i rzekł do wszystkich.
- No to ustalone. Jess idziesz?- zapytał rudowłosą. Ta się wahała przez chwilę.
- No dobrze.- zgodziła się również wstając od stolika.
- Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja do wspólnej roboty… czyli że John nie będzie miał mnie dość. - Uśmiechnęła się do parki.
- Z pewnością sobie poradzisz. - odparła Jess z uśmiechem. - Mandragora się tobą zaopiekuje.
- Możesz być tego pewna.- odparła rogata z uśmiechem.
El odpowiedziała uśmiechem. Zaczynała mieć pewne podejrzenia jak diablica chciałaby się nią “zaopiekować".
- Więc… jakieś pytania?- zaczął Johnson, gdy tamta dwójka wyszła.
- Czyją to piwnicę czyścimy?- zapytał niziołek, a John rzekł.- Clyde’a Owensa.
- Aaaa… to wiele tłumaczy.- westchnął Gregor.
- Co tłumaczy? - El spojrzała na niziołka.
- Clyde to szuja i przemytnik. Nie powiadomi władz, bo ma towary nielegalnie zakupione w swojej piwniczce. Nie chce by mu je skonfiskowane.- wyjaśnił Gregor sarkastycznie.
- Och… to rzeczywiście. - Morgan poczuła dziwny niepokój. - Cóż.. oddaję się w wasze ręce.
- Jakieś jeszcze pytania?- rzekł John rozglądając się po grupce awanturników.
- Żadnych z mojej strony.- stwierdził Gregor, a diabliczka kiwnęła głową.- Ja też nie mam żadnych.
Cała trójka spojrzała na El wyczekująco.
- Nawet nie wiem o co pytać. Możemy ruszać. - Czarodziejka przesunęła po wszystkich wzrokiem.
 
Aiko jest offline