Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2020, 10:48   #47
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Wyruszyli więc kilka chwil później. Dorożką przejechali uliczki Downtown, by dotrzeć na miejsce. Na zaplecze takiego sobie karczmy, która z daleka wyglądała podejrzanie i niebezpiecznie. Kolejne miejsce którego Elizabeth nie powinna odwiedzać sama, a tym bardziej w grupie osób, z których co najmniej jedna miała na nią chętkę.
- To tutaj? - El poczuła szczery niepokój patrząc na to miejsce.
- To tutaj.- przyznał Gregor uśmiechając się złowieszczo i dodając.- Ja wiem co on trzyma w piwnicy. Pesh i podobne środki.
Od których to El powinna trzymać się z daleka, bo Pesh to był egzotyczny narkotyk. El westchnęła i przesunęła palcami po masce. Jak się szybko okazać ta sprawa z incognito mogła byc wazniejsza nie z uwagi na jej pracę jako sprzątaczki, tylko na jej mamę, która .. nie była pewna czy by ją zabiła czy sama umarła widząc co robi jej córka.
- Nie wiedziałam, że szczury lubią Pesh. - Mruknęła czekając na dalsze instrukcje.
- Ktoś mógł je wytresować. By znalazły narkotyki. Szczury mają niezły węch. - odparł Gregor.
-Nie strasz jej. - fuknęła diabliczka i dodała zwracając się do El. - W kanałach mnóstwo jest dużych szczurów. To tylko przypadek. Tymczasem Johnson łomotał w drzwi karczmy… bez skutku.
- Jak nikogo nie ma to nie wchodzimy? - El przyjrzała się mężczyźnie. - Możliwe, że wejście do piwnic jest też od dziedzińca. Robi się taki drzwiczki by wrzucić ziemniaki czy inny węgiel.
- Mandragora… sprawdź czy wejście od strony ulicy jest otwarte. El… ponoć umiesz otwierać? Zanim zejdziemy do piwniczki chcę odnaleźć gospodarza. - zadecydował Johnson.
El przytaknęła ruchem głowy i podeszła do drzwi. Nim jednak sięgnęła po zaprawioną w bojach spinkę do włosów rzuciła cicho zaklęcie i naparła palcem na przeszkodę by zajrzeć do środka.
Kuchnia… oczywiście to musiała być kuchnia. Ten przybytek był zbudowany podobnie do "Pączka", oczywiście z pewnymi różnicami. Niemniej rozkład pomieszczeń był zapewne zbliżony. Było w niej ciemno i cicho. Ogień w palenisku pieca już wygasł. Zły znak. Podobnie jak rozbita lampa naftowa i… czy dobrze widziała? Zza kuchennego stołu wystawała ręka leżąca na podłodze.
Nie wiedziała czy ta ręka doczepiona jest do ciała. Stół ją zasłaniał.
- Nie wygląda to dobrze…. tam ktoś leży. - El wysunęła spinkę z włosów sprawiając, że warkocz opadł na jej ramiona i zabrała się za zamek.
- Zamknięte.- dodała diabliczka, gdy Elizabeth grzebała przy zamku. - Przez okna trudno dojrzeć bo zasmarowane brudem, że prześwitu nie ma. Nikt nie zapalił światła, a to co dojrzałam… nie ma tam nikogo, ale część mebli jest przewrócona.
- To z pewnością nie jest robota szczurów.- ocenił Johnson wysuwając pałasz pochwy, podczas gdy El powoli odblokowywała kolejne bolce. Jeszcze chwila i zamek puści.
Morgan przytaknęła ruchem głowy cały czas skupiona na walce z zamkiem.
Po chwili… w końcu puścił i drzwi otworzyły się z upiornym skrzypieniem.
- Panowie przodem? - El wsunęła wsuwkę we włosy ustępując miejsca Johnsonowi.
- Ja w zasadzie jestem dzieckiem.- wtrącił Gregor uśmiechając się niewinnie i ściskając w dłoni fiolkę z podejrzanie bulgoczącym czerwonym płynem.
Johnson wszedł do środka i rozejrzał się dookoła idąc powoli w głąb. Za nim ruszyła diabliczka wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
- Żadnych płomieni. Nie chcemy tu pożaru.- rzucił przez ramię Johnson.
- Umiesz zabić nastrój.- mruknęła niechętnie Mandragora. A niziołek pospiesznie wymienił jedną podejrzaną fiolkę na drugą.
El nasunęła kaptur rozmazując swoją postać.
- Tam ktoś leży. - Wskazała na stół.
Johnson zaszedł zza stół i kucnął mówiąc.- Lepiej tu nie podchodź, nie pomożemy mu. W każdym razie zginął od pazurów i kłów. Nie od miecza.
El poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach.
- Pochodnie? - Spytała szeptem.
- Powinniśmy się rozejrzeć za nimi. Nie bardzo wiem gdzie szukać.- odparł ich przywódca, a El wiedziała. Trzyma się je w schowku tuż przy kuchni. Przynajmniej tak robiono w Pączku.
- Może tutaj. - Morgan odezwała się szeptem i podeszła do dobrze sobie znanej miejscówki i zajrzała czy i w tym lokalu tak przechowywane są pochodnie. Starała się nie kierować spojrzenia w stronę zwłok.
Znalazła kilka sztormowych pochodni i zapałki.
- To co robimy?- zapytał niziołek ich wodza.
- My się rozejrzymy na parterze. Dziewczyny na piętrze.- zadecydował Johnson.- Krzyczcie jak by co.

Elizabeth z wprawą osoby, która przez większość swego życia gotowała obiady dla rodziny odpaliła pochodnię, wręczając ją Johnsonowi, a potem drugą dla siebie i diablicy. Dwie nie zapalone rozdała pozostałym.
- Jakieś podejrzenia co to może być? - Spytała cicho.
- Hmmm… gobliny… może? Koboldy są bardziej cywilizowane, ale gobliny kradną wszystko co wpadnie im w łapy.- wyjaśniła Mandragora ruszając przodem.
El przytaknęła tylko i podążyła za nią.
- To.. wygląda jak pewien lokal, który znam… - Odezwała się szeptem. - Możliwe, że będzie mi łatwo się tu zorientować.
- To gdzie teraz powinnyśmy iść? - zapytała Mandragora machając na boki ogonem.
Morgan ruszyła przodem prowadząc diablicę w kierunku schodów na zapleczu, prowadzących na piętro.
A diabliczka podążyła za nią. Krok po kroku wspinały się po skrzypiących schodach na górę i tam… El miała wreszcie okazję zobaczyć swojego pierwszego trupa. Mężczyznę z rozerwanym gardłem zaciskającym prawą dłoń na toporze, a lewą na masywnej krócicy. Nie dał się wziąć bez walki, choć trudno było stwierdzić czy cała posoka na korytarzu należała nie tylko do niego.
Morgan jęknęła głośno zasłaniając usta dłonią. Poczuła jak zjedzona w pubie kiełbasa podchodzi jej do gardła. Szybko odwróciła wzrok skupiając się na korytarzu.
Drzwi na samym początku były pootwierane pozwalając zajrzeć jej do pokojów gdy się do nich zbliżą, natomiast drzwi na końcu korytarza były zamknięte. I ze śladami pazurów na drewnie oraz dziur po kulach. Nie zauważyła żadnego zagrożenia. Co nie znaczy, że go nie było.
- Co robimy? - Spytała szeptem, bardziej doświadczoną koleżankę.
- Przeszukujemy w poszukiwaniu śladów i nie dajemy się zabić. Razimy magią wszystko co nie jest humanoidalne… i prawdopodobnie prawie wszystko co jest.- rzekła zadziornie Mandragora i poklepała El po pupie.- Nie bój się… nie damy się tak załatwić.
Niestety Morgan daleka była rozbawienia. Przytaknęła ruchem głowy i powoli podeszła do najbliższych drzwi by zajrzeć do środka.
Nie znalazła tam na szczęście kolejnego trupa, jedynie zwykłą karczemną izbę. Trochę zdemolowaną, ale nic poza tym.
- U mnie też czysto.- zameldowała Mandragora sprawdzając pokój obok.
Morgan wskazał na drzwi na końcu korytarza.
- Tam… może ktoś być. - Powiedziała szeptem, podchodząc do drzwi kolejnego pokoju z wydobytym z pochwy pistoletem. Z duszą na ramieniu zajrzała do środka, nic nie znajdując. Ten pokój był czysty i uporządkowany. I nikt w nim obecnie nie mieszkał. Może dlatego nie zainteresował “napastników”. Tymczasem Mandragora sprawdziła kolejny… nie znajdując nic podobnie jak El. Pozostał tylko ten zamknięty.
Morgan podeszła do drzwi stając jednak przy ścianie, tak na wypadek gdyby ktoś znów zaczął do nich strzelać. Spoglądając niepewnie na diablicę zapukała.
I było to mądre z jej strony, bo rzeczywiście ktoś strzelił robiąc kolejną dziurę w drzwiach.
- Hej.. co to ma być?! - wrzasnęła wściekle diabliczka.
- Ludzie! Bogowie mają nas w swojej opiece! Ratunku! Potwory nas tu zagnały przejmując całą karczmę! Ledwie udało nam się zabarykadować. - z drugiej strony odezwało się kilka głosów. Męskie i kobiece, wszystkie na skraju paniki.
- Obecnie jest cicho to bym na waszym miejscu zwiała. - Mruknęła nieco niepewnie Morgan spoglądając to na drzwi, to na schody, którymi przyszły.
- Przyszliśmy tu z powodu szczurów w piwnicy?- dodała diabliczka głośniej.- Owens ją zlecił?
-Tak. Zleciłem.- usłyszały zza drzwi. - Ale gdy ostatnio schodziłem do piwnicy to szczurów już nie było, tylko te bestie i one zaatakowały mnie…. a potem moich pracowników!
- Hm.. gobliny są chyba więcej warte niż szczury, co? - El spojrzała z zaciekawieniem na stojącą obok diablicę. - I chyba bardziej niebezpieczne?
- Zdecydowanie.- odparła z uśmiechem rogata i dodała zadziornie.- Ale nie dla nas. My sobie z goblinami poradzimy.
- Dobra… możecie albo zostać tutaj, albo uciec na ulicę. My zajmiemy się tym cokolwiek siedzi w piwnicy.- dodała głośniej Mandragora i rzekła do El.- Spotkajmy się z pozostałymi. Nie wrzeszczą więc wrogów pewnie nie napotkali.
Elizabeth przytaknęła ruchem głowy i ruszyła w kierunku schodów.
- Jesteś pewna, że sobie poradzimy? - Spytała szeptem, tak by ukryci ludzie nie mogli ich usłyszeć. - Nie mam wątpliwości co do was… tylko nie ma tutaj Jess i Manfreda… no i jestem ja.
- Ci tutaj zostali wzięci z zaskoczenia. My jesteśmy przygotowani.- odparła diabliczka. - I mamy ciebie… i mnie…. poradzimy sobie. To w końcu nie pierwsza taka potyczka.
- Dla was. - Mruknęła El i zaczęła schodzić po schodach nasłuchując. - Zejście do piwnic jest zazwyczaj niedaleko kuchni.
- Poradzimy sobie. Nie martw się.- odparła Mandragora zmierzając po schodach.- Najpierw musimy odnaleźć naszych.
Morgan przytaknęła ruchem głowy. Zeszła na parter i ruszyła w kierunku głównej sali, w stronę, w którą według niej skierowali się Johnson i Gregor.
Napotkali ich w głównej sali myszkujących za kontuarem.
- Hej… znaleźliście coś?- zapytał John na widok dziewcząt.
- Owensa, zamkniętego z jakimiś ludźmi w pokoju na piętrze. - El podeszła do kontuaru ciekawa co też robią mężczyźni. - Podobno zszedł do piwnic i zamiast szczurów zastał tam “bestie”.
Niziołek wyciągał różne trunki i jakieś proszki, po czym zaczął je “miksować” ze sobą.
- To by się zgadzało z tym co my znaleźliśmy… ślady pazurów i krwi. Bestie wyszły z piwnicy i zapewne do niej wróciły. Tylko nadal nie wiemy z czym mamy do czynienia. Ale są groźne i chyba dość liczne. Owens powiedział coś więcej na ich temat? - dopytywał się tymczasem Johnson.
- Niewiele. Był na skraju paniki.- oceniła Mandragora.
- Nie było też ciał... innych niż ludzkie. - Mruknęła nieco niechętnie El spoglądając w kierunku gdzie mogło się znajdować zejście do piwnic.
- Czyli żadnego nie udało się ubić. - mruknął Johnson, podczas gdy niziołek szykował alkoholowe koktajle.
- Ciężko ubić cokolwiek, jak się siedzi za zamkniętymi drzwiami. - Odpowiedziała cicho. - Jaka jest szansa, że cokolwiek to było zabrało wszystko i zwiało tunelami do podziemi?
- Piwnica powinna być odizolowana od kanałów, acz… możliwe że coś przedostało się przez szczeliny lub pęknięcie w ścianie. To często się zdarza, bo w Downtown mało kogo stać na porządny remont budynku.- oceniła diabliczka, a Gregor podał Elizabeth kufelek pełen podejrzanie wyglądającej cieczy pachnącej wódką.
- Wypij to przed wejściem do piwnicy. Doda ci kurażu i jeszcze coś ekstra.- zalecił i powtórzył po chwili. - PRZED wejściem.
Sam zaś sięgnął po swój koktajl i wlał go w siebie jednym haustem.
- Ekhym… - Elizabeth spojrzała niepewnie na pozostałych, ale widząc że niziołek raczy się dziwnym napojem i ona go wypiła.
- Mówiłem przed….- odparł Gregor smętnie, gdy trunek znikał w ustach czarodziejki. Alkohol zapłonął żarem w jej gardle, zaszklił łzami w oczach i przyjemnie zabełtał w umyśle. To był naprawdę mocny trunek. I nie tak paskudny jak mogłaby się spodziewać. Ale przy okazji musiał nieźle ją trzepnąć skoro teraz widziała koło siebie zarys półprzeźroczystej tarczy unoszącej się obok niej w powietrzu… nie powinny być białe myszki?
- No to ruszajmy, zanim moja infuzja którą Nowa wypiła przestanie działać.- dodał zaś niziołek i ruszył przodem nie czekając na resztę.
El poczuła jak mikstura niepokojąco miesza się z wypitym wcześniej piwem, po drodze zahaczając o posiłek, którego o mały włos nie zwróciła widząc zwłoki.
- P..przepraszam. - Szepnęła i podążyła niziołkiem, skupiając się na kolejnych krokach i starając się uspokoić żołądek.
- Nie ma sprawy…- odparł niziołek łaskawie, gdy cała czwórka zaczęła zmierzać do piwnicy. Wejście do niej było wyważone. Ale w środku… było ciemno.
Morgan poświeciła pochodnią zaglądając do środka i sprawdzając stan schodów.
Wyglądały solidnie, ale źródła światła jakie nosili ze sobą awanturnicy nie tylko rozproszyły ciemności. Cała grupa usłyszała złowrogie warknięcia.
- Ja pierwszy, Gregor za mną… dziewczyny na końcu.- rzekł Johnson schodząc pierwszy z wyciągniętym mieczem.
Morgan przepuściła niziołka i ruszyła za nim, starając się iść blisko ściany, tak by diablica, mogła jakby co ja wyprzedzić. Czuła jak jej serce wali ze strachu. Jego dudnienie słyszała w uszach, a może.. była to też sprawka wypitego alkoholu. Sytuacja, w której się znalazła przerażała ją ale i.. ciekawiła. Bo co też kryło się w piwnicy?

Zza beczek wyskoczyły trzy kryjące się tam kreatury… małe i muskularne bestie, przypominające skrzyżowanie pazurzastej małpy z goblinem, acz nie były ani jednym ani drugim.
- Dretche…- krzyknęła złowieszczo Mandragora i gestem dłoni posłała magicznego pociski w najbliższy cel. Zaś celem owych “dretchy” był Johnson stojący na najniższym schodku.
Widząc reakcję diablicy Morgan nie zwlekała i posłała w kierunku jednego ze stworów własny magiczny pocisk. Seria wspólnych pocisków zabiła go na miejscu, rozrywając ciałko w wielu obszarach. Pozostałe dwa rzuciły się na Johnsona który zaczął bronić się na schodach nie dopuszczając do tego, by mogły dosięgnąć reszty drużyny. Jeden z nich pierdnął wypuszczając z siebie sporą chmurę zielonkawego śmierdzącego gazu szybko wypełniającą pomieszczenie.
- Cofać się! Nie możemy tak walczyć. A przynajmniej ja nic nie mogę.- wrzasnął tymczasem niziołek.
Morgan wydobyła pistolet i strzeliła tym razem w jedną z bestii atakujących Johnsona i wykonała kilka kroków w tył, słuchając porady Gregora.
- Szlag…- burknęła diabliczka, ale że ją ogarnął odór i zemdlił wyraźnie również się cofać zaczęła posyłając magiczne pociski gestem dłoni. Trafiły one… w przeciwieństwie do kuli z pistoletu Morgan. Cofali się również Johnson i Gregor. Ten pierwszy broniąc i atakując wroga nie uniknął rany od pazurów dretchy na biodrze. Gdy znaleźli się u szczytu schodów, niziołek zmieszał kilka koktajli pospiesznie, a Johnson kopniakiem posłał dretcha do tyłu. Po czym Gregor rzucił w nie fiolką, a diabliczka wywołała czarami eksplozję ognistą, która wraz z wybuchem fiolki… zdemolowała kompletnie piwniczkę i odrzuciła samą Mandragorę do tyłu.
- Przesadziłaś wiesz? -mruknął Johnson tamując upływ krwi pospiesznie robionym opatrunkiem.
- CO? NIE SŁYSZĘ! ZA BLISKO BYŁAM… NIEZŁA EKSPLOZJA, CO?- wrzasnęła w odpowiedzi panna Bonafaux.
Morgan podeszła do tego co pozostało po drzwiach i przykucnęła nasłuchując.
- Myślicie, że to wszystko? - Spytała starając się coś dojrzeć w obłokach dymu.
- Mam nadzieję.- odparł Johnson z uśmiechem.- Ale trzeba będzie sprawdzić.
- Pomóc ci z opatrunkiem? - El spojrzała z troską na nogę mężczyzny.
- Dzięki.- odparł z uśmiechem Johnson i zwrócił się do diabliczki.- Sprawdź czy coś zostało ze schodów.
Ta coś burknęła, ale że słuch jej wrócił, to ruszyła wykonać polecenie.
Morgan przykucnęła obok Johna.
- Mam tylko doświadczenie z dwoma braćmi więc jakby co mnie poprawiaj. - Uśmiechnęła się ciepło do blondyna i zabrała się za opatrunek.
- Nie martw się. Ostatecznie… Gregor ma lecznicze koktajle.- odparł z uśmiechem Johnson.
- Schody poszły w pizdu… demoniszczy nie widzę. Damy cynk władzom? Cokolwiek Owens ukrywał w piwnicy pewnie zostało zniszczone.- oceniła pochylona przywoławszy wpierw cztery lewitujące wokół niej światełka.
- Może jednak trzeba by sprawdzić? Przy zagrodach na tyłach zapewne jest jakaś lina. - Morgan skinęła w kierunku drzwi, którymi weszli, za którymi znajdowało się podwórko. - Z resztą nie wiem jak się to normalnie załatwia.
- Nie ma potrzeby…- odparła diabliczka. - Mam własną.
I odpięła bicz zawieszony na pasie, by zaczepić końcówkę o klamkę drzwi piwnicy. A uczyniwszy to zaczęła się po nim spuszczać w dół do piwniczki.
- Gregor idź po tą linę.- zadecydował Johnson, gdy El kończyła opatrunek.
- Schodzimy? - Morgan upewniła się co do planów reszty ekipy.
- Mandragora… żyjesz?! - krzyknął Johnson.
- Żyję!- odparła diabliczka, a Johnson rzekł z uśmiechem.- Schodzimy.
Elizabeth przytaknęła i podeszła do umocowanego bata by się po nim zsunąć.
- Zrzucam pochodnię.
- Złapię…- odparła rogata zerkając w górę z łobuzerskim uśmiechem.
- Lepiej jak spadnie na ziemię. - Mruknęła El w odpowiedzi i rzuciła pochodnię. Na chwilę wypięła się w kierunku Johnsona łapiąc bat i po chwili zaczęła się po nim zsuwać.
Nie mogła nie dostrzec jego wzroku na swoich pośladkach… podobnego do tego jakim obdarzyła ją diabliczka, gdy powoli zaczęła się zsuwać. Powoli i ostrożnie. Aż w końcu dotarła do podłogi.
- Nie wyglądało, że jest tak wysoko. - Szepnęła biorąc swoją pochodnię i rozejrzała się po zdemolowanej piwniczce.
- W nocy wszystko wydaje się większe i straszniejsze…- odparła diabliczka z uśmiechem ruszając przodem, a El… została nagle zaatakowana przez wyskakujące z ciemnego kąta piwnicy zagrożenie. Jeden z dretch przeżył… potwornie pokiereszowany i pokryty… zielonkawo czarną posoką. Pół jego pyska było zmiażdżone i poparzone. Pół jego ciała było poparzone. Łapa jedna niesprawna, ale druga… druga pazurzasta zmierzała w kierunku ciała El, ale trafiła pazurami na półprzeźroczystą tarczę i porysowała ją ze zgrzytem. Najwyraźniej nie był to pijacki zwid.
Zaskoczona El odruchowo chwyciła za sztylet i cięła starając się cofnąć. Niezbyt jej to wyszło, ostrze chybiło. Johnson zeskoczył zaś w dół i jęknął z bólu przeceniając swoje siły i wytrzymałość na ból. A diabliczka posłała kolejne pociski magiczne… trafienie rozerwało ciężko rannego potwora dobijając go. Upadając na ziemię potwór rozwiał się powoli.
- A więc zostały przyzwane… nie przeszły przez portal.- oceniła rogata.
El zajęło chwilę nim dała radę oderwać wzrok od znikającego dymu. Spojrzała skołowana na diablicę. - Dzięk… - Nagle przypomniała sobie o Johnie. - Wszystko dobrze?
- Wszystko dobrze…- jęknął z bólu Johnson. - Ten skok… to głupi pomysł był. Przywołane? Czyli ktoś je przywołał?
- Na to wygląda. - oceniła Mandragora. Tymczasem niziołek wrócił z liną zaczął zastępować nią bicz rogatej.
- Jest szansa… że ten kto je tu przyzwał tu jest? - El spojrzała niepewnie w głąb piwnicy.
- Jeśli jest to już w postaci krwawej miazgi.- stwierdziła złowieszczo diabliczka zabierając swój bicz, podczas gdy niziołek zsuwał się po zawiązanej linie.
Sama czarodziejka zauważyła zaś pęknięcie w podmurówce budynku. Dość wąskie i trójkątne, ale mała istota bez trudu by się przez nie przecisnęła. A większa.. też.. na czworaka zdołałaby przepełznąć.
- Chyba, że… nie było go w piwniczce. - El poświeciła na odkrytą szczelinę. - Te bestie mogły przejść tędy.
- Ano… - odparł John kuśtykając lekko, gdy podchodził do czarodziejki wraz z Rogatą i niziołkiem. - To jak drużyno… sprawdzamy?
- Chcesz pełzać na czworaka z tą nogą? - Morgan spojrzała niepewnie na mężczyznę, ale już po chwili kucnęła i poświeciła w głąb tunelu. - Ciasno ale chyba da radę przejść.
- Nie jestem inwalidą. Po prostu przeceniłem swoje możliwości.- westchnął John i dodał.- Myślę jednak że zdołam przepełznąć. Kto jest przeciw badaniu dalej tej sprawy?
El obejrzała się na niego nie zmieniając swojej wypiętej do reszty pozycji. - Ja nie.- Odłożyła na bok pochodnię i splotła zaklęcie wykrycia magii.
Nie poczuła magii płynącej ze szczeliny, za to czuła łakome spojrzenia dwójki awanturników na swoim ciele. Mandragora była bardziej śmiała, więc uśmiechała się bezczelnie i lubieżnie. Johnson… starał się być taktowny. A niziołek żłopał jakiś trunek.
- Ja pójdę pierwsza… a właściwie Rudolf.- zadecydowała diabliczka opadając na czworaka i kręcąc pupą ruszyła do szczeliny, by się przez nią przecisnąć zaraz po szczurze.
- Nie wyczuwam stamtąd magii. - El przepuściła diablicę uśmiechając się do jej pupy. Kto wie może uda się jej spędzić noc u któregoś z nich. Jeśli wyjdą stąd przed świtem. Na kolanach, z pochodnią ruszyła za Mandragorą.

Gdy znalazła się po drugiej stronie wraz z rogatą poczuła jak ta wykorzystując ciemności chwyta ją za pośladek i ściska z lubieżnym chichotem. Trochę mało romantyczne były okoliczności, bo ciemno było i śmierdząco.
- Jesteśmy w kanałach.- wyjaśniła diabliczka.
- Czuć. - Mruknęła El czekając aż panowie do nich dołączą. Prosta pieszczota sprawiła, że jej myśli choćby na chwilę oderwały się od tej nieprzyjemnej sytuacji.
- Ano…- mruknęła Mandragora i czując brak oporu ze strony El coraz śmielej ugniatała raz jeden raz drugi pośladek dziewczyny. Towarzyszyło temu sapanie ze strony przeciskającego się Johnsona.
- Mhm.. podobam ci się? - El zadała szeptem pytanie na które odpowiedź była aż nazbyt oczywista.
- Nie tylko mnie… pytanie tylko czy ja podobam ci się. - mruknęła szeptem Mandragora i dodała po chwili. - Chcesz się wykąpać ze mną… po wizycie w kanałach. Czy może z Johnsonem?
- A może z Gregorym? - El zaśmiała się cicho. - Podobasz mi się tylko chyba mam ochotę na faceta. - Czarodziejka sięgnęła dłonią szukając podstawy ogona diablicy.
- … to czemu… -mruknęła lubieżnie diabliczka czując palce na ogonie.-... chwytasz tam gdzie nie powinnaś.
Sama mocniej ścisnęła pupę El.
- Dziewczyny… wszystko w porządku? Mandragora… twój szczur wytropi skąd przyszły dretche?- zapytał tymczasem Johnson zerkając na stojące obok siebie niczym uczennice na apelu awanturniczki.
- Jaaasne…- rzekła z lekkim jękiem Mandragora i wydawała polecenie gryzoniowi. Ten zaczął węszyć i po chwili ruszył wzdłuż kanału.
El puściła ogon diablicy.
- Tak… to tylko odwet. - Mruknęła nieco rozpalonym głosem i uśmiechnęła się do Johna. Madragora mogła sobie gadać, ale Johnson zachowywał się na tyle taktownie, że wątpiła by coś się z tego wykluło.
- Chodźmy więc.- rzekł mężczyzna ruszając przodem, a za nim ruszyła reszta ekipy. Było tu cicho ( prawie bo od czasu do czasu słychać było chlupot i piski), ciemno (a rozświetlanie ich światłem które przynieśli tylko odsłaniało brut i paskudztwa, oraz… rzucało złowrogie cienie) i wilgotno ( acz wilgoć ta była bardzo śluzowata i nieprzyjemna). Niemniej nic strasznego nie wyskoczyło na nich, choć od czasu do czasu natykali się na kości szczurów wielkości buldoga. Dokładnie obgryzionych.
W końcu dotarli do rozsypującej się ściany, która to odsłoniła wejście do całkiem innego tunelu. Starszego i nie przeznaczone na kanały. I wyłożoną dziwną kostką brukową. A nos Rudolfa mówił im, że mają właśnie tam wejść.
- Powinniśmy tu wchodzić? - Okolica sprawiła, że niewielka podnieta szybko zastąpiona została przez obawy. Teraz El spojrzała pytająco na Johna.
- Rudolf mówi że tak.- odparła rogata zanim Johnson odpowiedział. Mężczyzna się wahał.- Może przydałby doświadczony włamywacz. Tam mogą być pułapki.
- Więc przeszliśmy cały ten śmierdzący kanał na próżno?-odparł ubłocony niziołek.
- Ja… mogę spróbować… - El spojrzała niepewnie na tunel. - Ale lepiej byście trzymali się na dystans.
- Dobrze…- odparł niechętnie Johnson.- Na krótki dystans.
- Odpowiedni by się w nic ze mną nie wywalić. - El puściła do Johnsona oko i ruszyła pomału przodem trzymając się blisko jednej ze ścian i szukając pułapek.
Korytarz był prosty i długi i podejrzany. Niemniej El nie zauważała pułapek, gdy stąpała ostrożnie krok po kroku. Nagle zauważyła coś… ciekawego. Krótki metalowy pręt tkwiący z jednej z kamiennych płytek. Tak po prostu wciśnięty w jedną z nich. Szybko się zorientowała, że posłużył on do zablokowania pułapki. Ktoś tędy przeszedł. Ktoś zablokował potencjalne zagrożenia. Ktoś… tu był przed nimi.
- Ktoś nas uprzedził. - Powiedziała szeptem wskazując na swoje odkrycie. - Rudolf twierdzi, że mamy iść dalej? - obejrzała się na swoich towarzyszy.
- Ktoś wezwał te dretche…- przypomniała jej rogata.- I jego szukamy właśnie.
- I zna się na pułapkach? - El westchnęła ciężko i ruszyła dalej nadal starając się zachować czujność.
- Jeśli nie to znajdziemy jego ciało.- odparł wesoło niziołek. - Nie będziemy musieli iść dalej.
Czarodziejka wzdrygnęła się słysząc o kolejnym ciele i szła dalej, uważnie się rozglądając.

Kilka metrów później dotarli do dużej okrągłej komnaty wyłożonej tą kostką. Komnaty rozświetlonej przez fluorescencyjne grzyby rosnące na suficie. Po przeciwnej stronie komnaty były duże kamienne drzwi obramowane dwoma posągami węży. Jeden się rozkruszył… pewnie dlatego że wypełzł z niego zmumifikowany wielki wąż.. obecnie...mar.. rozerwany. Jego szczątki leżały w okolicy magicznego kręgu, w którym to leżała martwa postać ubrana w długie szaty. Czarne szaty… wyglądał jak typowy zły czarnoksiężnik z książek dla dzieci. I był bardzo martwy. Morgan owinęła się mocniej płaszczem czując nieprzyjemny dreszcz. Podchodząc pomału w kierunku ciała spoglądała to na na nie, to na krąg, ciekawa czy kiedykolwiek widziała podobny, to na drugi posąg węża jakby spodziewała się, że i z niego zaraz wyjdzie bestia.
Pozostali awanturnicy byli bardziej odważni w działaniach, co równie ostrożni. Najpierw zabrali się za badanie węża, by rozpoznać zagrożenie. Zapewnie uznając, że mogą wkrótce napotkać kolejne. Póki co jednak, druga statua pozostawała nieruchoma i nie wydawało się by coś miało się z niej wykluć. Być może dlatego że nie próbowali forsować dużych kamiennych wrót które strzegła. Te zaś nie podziałały klamki, zamka i nie bardzo wiadomo było jak je otworzyć. Ba, były tak dobrze dopasowane do siebie, że nawet wciśnięcie noża między nie …wydawało się być niemożliwe. I to wszystko było pod dobrze znanym wszak Elizabeth Downtown. Te wszystkie rzeźby i płaskorzeźby, których nie widziała nigdy w życiu, nawet gdy zdarzało jej się zapędzić do Azjatown. Owszem tamtejsze dziełka sztuki były równie obce i fascynujące… ale nic co zobaczyła wcześniej nie wyglądało tak jak to tutaj.
- Niesamowite miejsce. - Morgan odezwała się szeptem podchodząc do namalowanego na ziemi kręgu i przyglądając mu się uważnie. Czyżby trzeba było je otworzyć magią? Czy powinni je forsować? - Od.. od czego umarł?
- Prawdopodobnie…. od głupoty. Głupotą było wzywać dretche do zaatkowania gigantycznego węża. Tym bardziej, że chyba nad nimi nie zapanował. - oceniła sarkastycznie diabliczka skupiona na badaniu węża, gdy El… zobaczyła coś bardzo ekscytującego. Księgę. Obciągniętą czarną skórą i ozdobioną miedzianymi okuciami. Księgę czarów. Nieco niepewnie podeszła do niej i sięgnęła po tom. Nie była pewna czy powinna go brać, ale ciekawość nie dawała jej spokoju. Obejrzała się na diablicę niepewna jak ta zareaguje.
- Ale.. to one go zaatakowały czy wąż?
Na razie nikt nie zwracał uwagi na działania czarodziejki. Nikt nie zauważył jak zabrała księgę. Cała trójka badała na razie węża.
- Wygląda na to że wąż. Pod tym całymi bandażami, kryje się jednak metaliczny szkielet w obsydianowej skorupie. Ani chybi dzieło Starszych.- ocenił niziołek.
Morgan otworzyła księgę i przekartkowała ciekawa zawartości.
- Co z nim zrobimy? Te dretche wyrwały mu się spod kontroli i dobiegły do piwnicy Owensa, czyż nie? - Była ciekawa czy będzie mogła zachować księgę.. czy powinna… niby jej właściciel nie żył, a ona.. miałaby dostęp do nowych zaklęć. - Wydaje mi się, że chciał otworzyć w pojedynkę wrota, a może z kimś jeszcze bo nie wiem czy sam by dał rozbroić pułapkę. Wąż zapewne obudził się gdy je forsowali.
Księga rzeczywiście zawierała czary… niektóre jej znane, większość jednak nie. Dotyczyły bowiem dość mrocznych sztuk, w tym nekromancji i demonologii. Ta księga czarów należała do adepta czarnej magii i zawierała plugawą wiedzę. Do której El nie miałaby dostępu, nawet gdyby legalnie studiowała sztuki magiczne na uczelni.
- To nie czas na kartkowanie księgi czarów.- odparła diabliczka mylnie biorąc trzymany przez czarodziejkę tom, za jej własną księgę.
- Dretche nie żyją, czarownik który je przywołał też. Problem rozwiązany. Kto jest za forsowaniem tych wrót? Nikt? To myślę że zadanie wykonane. I nie mówmy o nim… nikomu. Jeszcze informacje dojdą do niewłaściwych uszu.- zaproponował Gregor.
- To chyba rozsądne. - El zamknęła tom. Nie interesowała ją sztuka nekromancji i demonologii, ale może udałoby się jej z tego przepisać kilka zaklęć, które by jej odpowiadały. Po raz pierwszy od kiedy tu weszli spojrzała na twarz martwego maga.
Szczupły, chudy osobnik o szalonym spojrzeniu i połowie twarzy zastygłej w grymasie przerażenia… druga połowa nie była tak dobrze i widoczna. I cieszyło to czarodziejkę, bo tamta połowa jego twarzy uległa zmiażdżeniu.
Jej towarzysze zabrali się za przeszukiwanie martwego maga w poszukiwaniu wartościowych rzeczy zapominając na chwilę o zaciskającej dłonie na księdze El. Czarodziejka westchnęła.
- To.. jego księga. - Pokazała wyciągnięty wolumin. - Był nekromantą... demonologiem.
- Szlag.- odparła diabliczka spoglądając na księgę trzymaną przez El. - Trzeba się jej będzie pozbyć. Czarna Gwardia może patrzeć przez palca na praktykowanie niskiej magii, ale demonologia… nekromancja… jak wyczują, to będziesz miała kłopot zatrzymując coś takiego przy sobie.
- Pytanie czy tego po prostu tu nie zostawić. - El niechętna była myśli o pozostawieniu księgi, jednak.. najważniejsze było utrzymanie sekretu.
- Możemy… i potem dać anonimowy cynk agentom Czarnej Gwardii.- stwierdził Johnson.
- Księga czarów jest za to wiele warta, bez względu na to jak niebezpieczna jest.- przypomniał Gregor.- Zawsze znajdzie się jakiś głupiec.
Diabliczka stwierdziła po przeszukaniu zwłok. - Możliwe, ale lepiej ją tu zostawić lub gdzieś ukryć. Nie warto ryzykować. A propo ryzyka.-
Podała czarną różdżkę czarodziejce.
- Już ją zidentyfikowałam.- powiedziała.- Rzuca promień osłabienia wysysając siły z żywego celu. Prawie niezużyta. Posłuży ci lepiej niż rewolwer.
- Nie wiem czy powinnam… nie mam gdzie przechowywać magicznych przedmiotów. - Elizabeth przyjrzała się różdżce, jakoś nie czuła by mogła wspominać gdzie pracuje za dnia. Wyciągnęła oba przedmioty w stronę swoich towarzyszy. - Jestem tu nowa, więc to wasza decyzja. Jeśli są coś warte, może po prostu chcecie je sprzedać. Ja.. na co dzień obracam się wśród magów, powinnam uważać.
- Różdżka akurat nie jest niczym podejrzanym. Nie trzeba być magiem by się nią posługiwać. Wystarczy odpowiednie przeszkolenie. Bardowie używają różdżek, łotrzyki wszelakiej maści… ba, nawet kowalom się zdarza. - odparł niziołek szabrując zwłoki.
- Czar zaklęty w tej różdżce nie należy do zaklęć zakazanych. Używa się go często w samoobronie, bo nie sposób nim zabić. Najwyżej wysączysz nim siły tak bardzo, że przeciwnik nie będzie w stanie się ruszyć.- odparła ciepło diabliczka.
- No dobrze… a księga zostaje? - Elizabeth rozdzieliła oba przedmioty. Starała się nie patrzeć na Gregorego. Czuła się źle z tym że przeszukiwali czyjeś ciało.
- Lepiej zostawić. - stwierdził Johnson. - Jutro pójdę po zapłatę do Owensa, jeśli to nie problem? Dziś chyba jest za bardzo roztrzęsiony.
- To co powiecie na wspólną wizytę w łaźni. Przyda nam się coś takiego.- zaproponowała diabliczka. Cała trójka jej towarzyszy wydała się całkowicie obojętna wobec trupów, które dziś ujrzeli. Wobec potworów które zabili i faktu, że narażali w tej walce życie i zdrowie.
Elizabeth odłożyła księgę.
- Łaźnia brzmi dobrze… chyba muszę się ogrzać. - Jeszcze raz spojrzała na leżący na ziemi tom, po czym wsunęła różdżkę do umocowanej przy pasie torby.
Powrót na górę odbył się inną drogą, krótszą. Najwyraźniej Johnson znał dość dobrze rozkład okolicznych kanałów, które łączyły podziemia z miastem nad nimi. Owszem El wiedziała o tym co kryło się pod New Heaven. Starożytne podziemia były tematem wielu spekulacji i plotek. Ale co innego słyszeć o nich, a co innego zobaczyć te obce jej kulturze miejsce. Znaleźć się w całkowicie innym świecie.
Gdy tylko wyszli na powierzchnię diabliczka przeciągnęła się i spytała Elizabeth.
- No i jak ci się podoba fucha awanturnika?
Tymczasem niziołek przygotował kolejny, tym razem leczniczy koktajl, który to Johnson wypił duszkiem.
- Daj mi się z tym przespać. - El zaśmiała się. Gdy tylko poczuła świeże powietrze.. na tyle na ile można tak było nazwać powietrze w Downtown, to poczuła ulgę.
-Tam gdzie idziemy będą balie z kotarami oddzielające jedną od drugiej. Możesz zabłądzić do mojej… lub Johnsona. Twój wybór. - powiedziała cicho diabliczka.
- Bardzo o niego dbasz. - Odpowiedziała cicho El ruszając razem ze swoja drużyną.
- Nieee… bardziej… buduję tobie motywację do kolejnych przygód. Jess to za mało, przydałaby się jeszcze jedna dziewczyna w drużynie.- zachichotała rogata.
Morgan zaśmiała się.
- Muszę przyznać, że bardzo mnie kusi… choć mam drugą pracę, z którą ciężko będzie to połączyć.
- Bywa tak.- zaśmiała się Mandragora i wzruszyła ramionami. - Ale nie musisz uczestniczyć w każdej naszej misji. Tylko wtedy gdy znajdziesz czas.
 
Aiko jest offline