Karaluch po tym co usłyszał od Irdulaca, zwrócił się do krasnoluda.
- Felixie, ja jeszcze nie skończyłem, znajdźcie z Uszkiem Willhelma i uciekajcie stąd. Oznaczcie drogę, żebym mógł was znaleźć. I cały czas trzymajcie czarodzieja przy sobie – zaakcentował na końcu ponieważ było to niezbędne dla ich dalszego przetrwania. Człowiek, którego ścigali musiał dysponować niespotykaną mocą i gdy tylko osiągnie swój cel, odbierając im czaromiota wytłucze ich jak psy.
Nicollo nie zamierzał zabijać pirata, dopóki nie uzyska odpowiedzi. Zamknął drzwi, zasłonił wszystkie okna, sprawdził inne możliwe kryjówki a potem podarł parę starych szmat. Nachylił się nad jeńcem.
- Nie waż się kurwa krzyknąć, rozumiesz? Zadam ci parę pytań, a ty mi na nie odpowiesz zgodnie z prawdą. Nie zależy mi na tobie tylko na tym, któremu służysz, więc puszczę cię wolno, masz moje słowo. Jeśli spróbujesz mnie okłamać, będziesz umierał w męczarniach o jakiś nie śniłeś w najgorszych koszmarach.
Na dowód, że mówi prawdę, bez pardonu włożył palec w ranę więźnia.
- Pamiętaj, że jestem bardzo cierpliwy.
Nasłuchiwał hałasów na zewnątrz. W chwili gdy uzna, że coś zbliża się do chaty, włoży szmaty głęboko w gardło jeńca by nie wydusił z siebie żadnego jęku ani pisku. Usiądzie na nim i przetrzyma jego ręce i nogi by nie wierzgał robiąc niepotrzebnego hałasu. Gdyby jednak zostali wykryci, Nicollo zamierzał wystawić więźnia na pożarcie bestiom a sam ukryć się gdzieś, gdzie go nie dostrzegą.
Rozpoczął przesłuchanie. Tylko od więźnia zależało, czy połączy je z wymyślnymi torturami.
- Gdzie ukrywa się twój Pan? Jak możemy go znaleźć? Ilu zdążył zebrać czarodziejów? Gdzie ich trzyma? Na czym polega rytuał, który zamierza odprawić? Co chce osiągnąć?