Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2020, 15:07   #53
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Kolejna kwestia jest dość skomplikowana. Pomknęli na Krynn wykorzystując księżycową drogę. Bowiem ten akurat świat jest dostępny jedynie, gdy któryś z ich księżyców jest akurat w pełni. I wtedy na powiązanym z nim planem przechodnim powstaje ścieżka którą można wydostać się i dostać do Krynnu. Oczywiście łatwiej wyjść niż do niego wejść, bo stamtąd widać na niebie Krynnu który księżyc akurat ma pełnię. Ja nie wiem za bardzo…- stwierdziła rogata wpatrując się w pergamin.-... jak tam się dostać, tak jak nie wiem po co potem udali się na najniższą warstwę Piekła. I co tam robili… ale nie wierzę, że Asmodeusz nie wiedział o ich działaniach. Być może nawet im przeszkodził… cokolwiek tam planowali.
- No… jeśli starają się przeciwstawić zniszczeniu światów, to jest szansa, że Arcydiabeł mógł być nawet chętny pomóc. Chaosu nie da się kontrolować, a takie siły jak on przede wszystkim się tym interesują - Imra przesunęła do siebie pergamin aby samej spojrzeć co tam było na nim napisane.
- Asmoduesz to za wysokie progi dla was i dla poprzedniej ekipy Destiny też, ale… znam paru biurokratów o pozycji wystarczająco niskiej w hierarchii, by udzielili wam audiencji. W razie czego - wtrąciła Tanegris i upiła łyka ze swojej szklanki.
Na te słowa Imra zrobiła bardzo dziwną minę. Zmemlała w ustach kilka przekleństw uzyskując kilka niesprecyzowanych dźwięków w ten sposób.
- Zawsze się przyda. Ile za to?
- To zależy od tego, co chciałabyś załatwić. - odparła diabliczka w zamyśleniu bawiąc się szklanką. - I głównie musiałabyś zapłacić samemu kontaktowi. Piekło ma tę “cudowną” zaletę, że nie tylko korumpuje innych, ale samo jest mocno skorumpowane… każdego tam można przekupić.
- Tak, tak. Żadna nowość. Nie chcę jednak mieć u ciebie żadnych długów ani przysług abyś później próbowała to wykorzystać - półelfka spojrzała znacząco na diablęcie.
- Konsultacje są za darmo.- odparła w odpowiedzi Marai muskając kciukiem dolną wargę w zamyśleniu.- Jeśli będę wiedziała po co właściwie planujesz zaczepiać szychy w Dziewięciu Piekłach, to będę mogła ocenić, kogo powinnam podrapać za uszkiem by ci to umożliwić. I ile to będzie kosztowało mnie i jaką prowizję doliczyć.
- Chodziło mi o dowiedzenie się co ta cała poprzednia załoga robiła w piekłach. Obsesji może nie mam, ale jeśli prawdą jest, że jednemu z nich jakiś kult zniszczył świat, to chyba warto się tym zainteresować… Szkoda stracić własny - Imra odłożyła papier na bok.
- Ja wędruję po światach. Nie mam własnego… niemniej dochodzimy dochodzimy do ostatnich zapisków… zdobyli w Sigil mapę prowadzącą do osady Pozyskiwaczy w Acheronie i prawdopodobnie Uu’gultu tam właśnie się udał. Ta informacja jest najświeższa, uzyskałam ją zaledwie dwa dni temu.- odparła rogata spoglądając na ostatni pergamin.- I to wszystko.
Mmho uważnie słuchała, nie wyglądało na to, że ma zamiar się odezwać w sprawach o których mówiono.
Kvaser westchnął po raz któryś ciężko. Nie podobało się mu do końca to co słyszy. Lubił gdy rzeczy dzieją się szybko, stąd nagła eksplozja o apokaliptycznej skali, szturm mechanicznych stworzeń i pojawianie się rogatej nie zrobiło na nim dużego wrażenia, to jednak informacje… Nie zawsze było bezpiecznie zbyt dużo wiedzieć. Nie z tego powodu, że inni coś nam zrobią. Samemu połknie się haczyk jak dorodna ryba.
- Dużo podobnego wywiadu, w tej sprawie wykonałaś dla załogi wcześniej?
- Kilka razy zdobywałam dla nich informacje. Niekoniecznie dotyczące Uu’gultu. Ot, takie bardziej trywialne sprawy. Gdzie szukać informacji na temat zaginionych bram w Sigil. I specjalistów od różnych przepowiedni i światów.- wzruszyła ramionami rogata.

- Czy wiesz może - Harran zmienił temat - w jaki sposób załoga chciała wykorzystać tę figurę? - spytał, wskazując na siedzący przy stole kamienny posąg.
- Nie bardzo…- machnęła ręką diabliczka, ale za to wtrącił się sam Statek. - To miało być moje drugie ciało, które pozwalałoby mi podróżować z drużyną. Dzięki czemu mieli by mnie pod ręką cały czas i mogli wezwać moją formę statku do drużyny. A że na wzorzec wybrano kamiennego golema, to byłbym także wsparciem na miejscu zanim moje ciało-okręt by tam dotarło.
- Taaa… Gnościk miał zawsze szalone pomysły.- stwierdziła z ironicznym uśmiechem Marai machając ogonem na boki jak zadowolony kot. I zwróciła uwagę na milczącą dotąd półorczycę.- Nie nudzimy cię za bardzo? Ja mogę odpowiedzieć także na pytania nie związane z tym stateczkiem. Zresztą… niewiele więcej mam do powiedzenia w kwestii Destiny. Nie byłam częścią załogi, a Radogast… dbał o dyskrecję. Jego wrogowie, kimkolwiek byli, musieli być potężni.-
- Możesz nam scharakteryzować załogę - niziołek jak gdyby nigdy nic wtrącił się - w miarę dokładnie, czym się zajmowali, kto był kto, liczebność. Dobrze byłoby wiedzieć ile nam do nich brakuje względem sił i ich rozłożenia w załodze.
- Jeśli wyobrazisz sobie Statek jako żywą istotę to załoga była jego organami. Gnościk, gnomi czarodziej był inteligencją. Robił za mechanika na tym statku. On go zaprojektował wraz z Architektem… on go zbudował i ciągle ulepszał. Radogast był wolą… i kapitanem, ten ludzki paladyn albo były ludzki paladyn zajmował się planowaniem zadań i misji. To on głównie zlecał mi te poszukiwania. Potem było serce statku trzymające ich w kupie… śliczna jak gwiazdka… Azuriel, opiekunka od serca i kapłana Sune… bogini miłości i pożądania. Gdybyście ją zobaczyli. Jej piękno i charakter… padano przed nią na kolana. Prawdziwe wcielenie swojej Pani… eeehm… to znaczy… kto następny…- zmieszała się rogata. Po czym dodała.- Powiedzmy że Azuriel robiła olbrzymie wrażenie na każdym. No to czas na mięśnie statku. Crombar… barbarzyńca nie wiem skąd. Radogast twierdził, że znaleźli go w jakiejś karczmie na końcu świata, pijanego w sztok i pośrodku porąbanych na kawałki łupieżców umysłów i umbrowych kolosów. I ja mu wierzę. Crombar był swój chłop, lubił wypić i przyłożyć. Nie był głupi, tylko miał bardzo trzeźwe i proste podejście do życia. Pił co się dało i bił tych których mu towarzysze kazali mu sprać. Następnie był Imvyr, któremu Radogast wyrządził największą zbrodnię…. uratował mu życie. Kto by pomyślał że drowy rozumieją pojęcie wdzięczności… i go nienawidzą. W każdym razie Imvyr je rozumiał i dołączył do załogi jako zmysły statku, bo był po części łotrzykiem, po części tropicielem, po części skrytobójcą. A w pełni paranoikiem. Nic dziwnego że się tak z paladynem dogadywali. Maquil...eee… ten tego.. nie wiem.- wzruszyła ramionami rogata.- … dołączył do załogi niedawno. Widziałam go parę razy, nie rozmawiałam ani razu. Maquil był nieludziem i wstydził się swojego wyglądu, bo przez większość czasu chodził opatulony płaszczem.
- Dziękuję - niziołek powiedział głośno kiwając zdecydowanie głową, koszula bliższa ciału, a te informacje na najbliższą przyszłość uważał za cenniejsze niż o zagładach światów. Na to przyjdzie czas.
- Nie nudzicie - odpowiedziała pół-orczyca - tylko, wiele z tego co mówicie, jest niezbyt dla mnie jasne. Nigdy nie spotkałam się z nazwą illithid, choć brzmi paskudnie. Czyli, zostaliśmy wybrani by kontynuować misję ratowania światów przed zagładą? A ci illithidzi to nasi główni wrogowie? - zapytała.
- Mają macki zamiast pysków i zjadają mózgi swoich ofiar na żywo. Ponoć pokazują swoim ofiarom jak smakuje to co mają w czaszkach.- wzdrygnęła się na samą myśl rogata. I dodała z kwaśnym uśmiechem.- Nie wiem czy miałaś okazję spotkać wampira, ale jeśli tak to wiedz że illithid to taka krzyżówka wampira z ośmiornicą. Ale z tego co wiem to Uu’gultu ma innego pana. Ten statek przejął beholder.
- Tylko macki brzmią dobrze - zielonoskóra mrugnęła okiem do bardki, najwyraźniej żartując sobie. - Czy wiesz jakie siły ma ten statek? Jeśli to oni napadli na Destiny to mogą być w posiadaniu czegoś istotnego dla poprzedniej załogi - tym razem zmieniła ton na poważny.
- Nie wiem… na pewno mają trochę ludzkich niewolników o umysłach przetrzepanych dominacją, bo jest to sztuczka z której i łupieżcy umysłów i beholdery korzystają często.- odparła diabliczka hipnotyzująco wodząc uniesionym ogonem jakby była to jedna z owych macek.- Wiem że do swoich negocjacji władca Uu’gultu najczęściej wysyła ludzkiego barda o imieniu Rasamandys.
- Łupieżcy i latające oko - Kvaser energicznie poprawił swoje miejsce na siedzeniu - kiedyś wykurzaliśmy jednego łupieżcę, to czułem, się jakbym szturmował twierdzę licza, tylko lepiej pachniało - zaśmiał się cicho lecz dziwnie basowo na te wspomnienie - a w jakich sprawach ten władza Uu’gultum - słowa niziołka lekko zwolniły gdy wymawiał obco brzmiące słowo - zwykł negocjować?
-Tego nie miałam okazji ustalić. Za dużo bym ryzykowała, a Radogast nie chciał, aby beholder wiedział, że jest tropiony.- odparła merdająca ogonem Marai.
Mmho wodziła wzrokiem za ogonem diabliczki.
- Mają jakieś słabe punkty? - zapytała, skupiając w końcu wzrok na czymś innym. W tym wypadku jej biuście.
Albo to było wyuczone, albo naturalne ze strony negocjatorki. Niemniej wychwyciwszy spojrzenie półorczycy, pochyliła się lekko ku stołowi, by bardziej ten biust wyeksponować.
- Nie mają jakichś szczególnych słabości, niemniej wystarczy parę mocnych ciosów mieczem żeby takiego zabić. Problem są zaś ich mocne strony; lewitacja, mieszanie w głowie, naturalna zdolność do zmiany planów i wrodzone tchórzostwo.- stwierdziła ironicznie. - Łupieżcy umysłów bardzo cenią swoją skórę i wystarczy lekki łomot, by dali dyla… zabezpieczyć należy się przed zauroczeniem i mieszaniem w mózgu, jeśli planujecie z nimi się potykać na polu walki.
- Jakieś konkretne przedmioty? - zapytała Mmho, z lekkim uśmiechem odrywając wzrok od piersi i patrząc Marai w oczy.
- Czuję w powietrzu chędożenie - niziołek skomentował z kwaśnym uśmiechem wypijając duszkiem resztkę alkoholu na dnie - nie po raz pierwszy dziś zresztą - wytarł usta ręką, chociaż bardziej chyba wycierał uśmiech z twarzy - to z czym walczyłem, było biegłe również w zwykłej magii. Obiło się mi o uszy, iż to raczej częste u nich.
- Czyli mamy rozumieć, że illithidzi zawarli jakiś sojusz z tym beholderem? Nie wydaje mi się, żeby normalne było dla nich współpracować - Wędrowiec zadowolił się komentarzem Kvasera na temat zalotów.
- Magii i psionice…- machnęła ręką diabliczka i dodała skupiając na moment spojrzenie na Bezimiennym.-... to nie sojusz. Uu’gultu to statek renegacki. Beholder napadł na niego, część załogi zabił, resztę zdominował. Wiesz… one … te beholdery neutralizują magię swoim wielkim okiem. I co z tego że taki łupieźca umysłu jest potężnym magiem, skoro jego czary… ulotniły się?
Po czym spojrzała wprost na Mmho i dodała wzruszając ramionami.- Konkretnych przedmiotów nie bardzo mogę wskazać, za to jeśli spotkamy się w Sigil, mogę was oprowadzić po sklepach.
- Interesujące, w jaki sposób ich zdominował, spojrzenie tego oka zdezaktywowało by czar. No chyba że trzyma je zamknięte w ich obecności, a to już można wykorzystać - Wędrowiec szybko przeanalizował informację od negocjatorki - Ale to jest temat do poruszenia później, obecnie powinniśmy skupić się na doprowadzeniu Destiny do pełnej sprawności.
Marai poprawiła okulary na nosie i dodała.- Nie wiem jak ich zdominował, ani jak zdobył statek. Nie znam się za bardzo na magicznych potworach. Nie traktuj te części wypowiedzi jako pewnika. Jedynym pewnym faktem jest to, że beholder przejął statek łupieżców i zwiał z nim. Ktoś potem ten okręt przerobił na tyle, by mógł on gładko przeskakiwać z jednego planu egzystencji na drugi.
- Trzeba wybrać kapitana - niziołek stwierdził bardziej do siebie - Statku, są jakieś wymogi tej procedury?
- Co to jest ten beholder? - zapytała Mmho.
- Kapitana wybiera załoga.- rzekł Destiny, a diabliczka zadumała się pocierając kciukiem dolną wargę i tłumacząc.- Latająca kula z oczami, jednym wielkim w środku tuż nad paszczą i kilkoma na takich szypułkach. Z każdego z nich wylatuje promień magii o różnych efektem. Są całkiem duże i bardzo, bardzo, bardzo niebezpieczne.
Mmho uniosła wysoko brwi. Nie słyszała nigdy o takich istotach, do dziś.
- Ciekawe. Przed nimi też można się chronić jakimiś sztuczkami? - zapytała, chociaż wątpiła w to, biorąc pod uwagę to za jak bardzo niebezpieczne uznała je diabliczka. Przeniosła spojrzenie na niziołka (chociaż był znacznie mniej urodziwy). - Proponuję demokratyczne głosowanie trzy dni z rzędu, codziennie rano. Jeśli trzy razy wybierzemy tą samą osobę, zostanie kapitanem na stałe.
- Proponujesz albo paraliż decyzyjny, albo plebiscyt popularności. W każdej chwili można kapitana odwołać czy powiesić, wedle preferencji - wyrazem twarzy dał znać, iż jest to żart utrzymany w czarnym humorze - trzeba nam skuteczności. Wybieramy teraz, jak się nie sprawdzi, trudno. Dowodzący nie może każdego dnia patrzeć czy robi coś, co spodoba się następnego poranka. Niepopularne decyzje mają to do siebie, że docenia się je dopiero po tygodniach czy latach - ton głosu Kvasera był odrobinę inny, jakby przebłyskiwało w nim doświadczenie działania w zorganizowanych grupach wojskowych.
- Nie znamy się, proponuję nie plebiscyt a danie wszystkim czasu na podjęcie decyzji w niepochopny sposób. Kapitanowi powierzymy nie raz swoje życie, musimy mu przede wszystkim ufać - odpowiedziała mu Mmho.
- Parę godzin znajomości nie bardzo daje szanse na poznanie kogokolwiek na tyle, by powierzyć mu i nasze życie, i los statku - stwierdził Harran. - Poprzednia załoga z pewnością znała się dłużej. - To ostatnie zdanie było wypowiedziane niezbyt serio.
- Hm, a jednak zrobiliśmy już jedno i drugie - Wędrowiec uśmiechnął się, ale oczywiście nie było tego widać pod przyłbicą hełmu - Statek potrzebuje kapitana, więc nie ma sensu odkładać decyzji. Jeśli osoba wybrana teraz nie będzie sobie radzić, zakładam, że będzie miała dość rozsądku by samemu ustąpić… - w jego głosie słychać było, że inne sposoby zmiany kapitana też wchodzą w grę.
- Możemy już nie mieć szansy na zmianę po tym, jak kapitan podejmie błędną decyzję - uśmiechnął się Harran. - Statku, jak wygląda procedura zmiany kapitana?
- Zmiany? Nigdy nie było zmiany kapitana. Nie ma takiej procedury.- zakłopotał się Statek.- Okręt powinien mieć kapitana. Załoga go powinna mieć.
- To tylko prosty umysł. Nie oczekujcie po nim wiele. Nie ma czegoś takiego jak sformalizowana procedura obrania kapitana, nie ma też procedury zmiany… po prostu Destiny zaakceptuje decyzje swojej załogi.- rogata pogłaskała czule po blacie stołu.
- Nie jestem statkiem, mi kapitan nie jest, nie był i nie będzie potrzebny, ale skoro statkowi jest niezbędny do szczęścia... - powiedział zaklinacz.
- Czyli jesteś wolną duszą… a co gdybyś to ty wydawał takie rozkazy? - zapytała się milcząca dość długo Imra.
- To wydawałbym je statkowi, by ocalić nas wszystkich - odparł. - Wszystko i tak zależałoby od sytuacji.
- Ta opcja nie jest obecnie dostępna. Polecenia wydawane mi muszą być precyzyjne.- wtrącił Destyni.
- Harran nie - Kvaser powiedział dziwnie twardym głosem, lecz jego pozycja na krześle, tak jak cały czas, mimo, iż często zmieniana, była luźna, niemal rozłożysta - jakby ktoś był rąbnięty aby mnie zapytać, to też nie - uśmiechnął się szczerze.
- Bezimienny - powiedziała Mmho, co mogło brzmieć tylko jak oddanie swojego głosu.
- A dlaczego nie ty? - Zaklinacz spojrzał na przedmówczynię.
Pół-orczyca przeklęła w duchu. Wolałaby teraz chędożyć piękną Marai, niż wymyślać odpowiedź na to pytanie. Poczuła, się trochę, jak u siebie…
- Bo, to dobry kandydat - odpowiedziała krótko.
- Imra - Kvaser postanowił rzucić swoją propozycję - nasz przyjaciel Wędrowiec jest drugi na mej liście. Niestety… - spojrzał na Wędrowca bez wrogości - ...jesteś trochę zbyt zimny - powiedział pogodnie. Uważał, i nie bał się mówić o takich rzeczach do towarzyszy w twarz.
- Ja.- wtrąciła Marai unosząc dłoń.- Jako że jako jedyna widziałam kapitana przy pracy, no i wy musicie chyba lepiej się poznać. Ja mogę tymczasowo zastąpić wam kapitana… jeśli chcecie.
- Uznam to za dobry żart - niziołek burknął uśmiechnięty - Statek wybrał z jakiegoś powodu nas, nie ciebie. Zresztą - zaśmiał się znowu - masz tupet.
- Wiecie, jak juz tak skaczemy i wyrywamy się do bycia lub nie bycia kapitanem, to chyba pójdę po Vaalę. Ma też prawo do swojego głosu - mówiąc to Imra wstała od stołu...
- Tym… cza… so… wo.- stwierdziła diabliczka podkreślając ruchem palca i ogona każde słowo.- Skoro bowiem tak trudno wam ustalić kim ma być kapitan, to warto byście zobaczyli na czym polega ta praca i jakie to są obowiązki. Nie interesuje mnie stała fucha… ale to tylko moja propozycja.
- Statku, poproś tu Vaalę - powiedział zaklinacz. - Imro, poczekaj...
- Już to robię.- odparł Statek i po chwili odparł.- Panienka Vaala powiedziała, że zaraz przyjdzie.
- A rzesz… zapominam, że tak też można się kontaktować - mruknęła półelfka opadając ciężko na krzesło.
- O ile o sobie wiemy niewiele, to o tobie nic, czego sama nie powiedziałaś - powiedział do Marai Wędrowiec, ucinając temat - Imra ma moje poparcie.
- Powinniśmy zorganizować wieczorek zapoznawczy w jadalni.- odparła z uśmiechem rogata i dodała wesoło.- Nie mam nic do ukrycia. Można mnie pytać o wszystko.
- Jak na kogoś kto handluje informacjami, tanio sprzedajesz wszystko - niziołek stwierdził do rogatej z dziwną pogodą ducha - albo też na stole jest coś dla ciebie cennego. Na wieczorki przyjdzie czas - stwierdził patrząc gdzieś w dal, zamyślony.
- Pamiętaj o zasadzie darmowych próbek, no i…- zatrzepotała zalotnie rzęsami do niziołka.-... te stworki z którymi walczyliście. Informacja o tak unikalnych potworkach też ma swoją wartość.
- Jeśli nie Mmho, to Wędrowiec - powiedział zaklinacz.
- Wystarczy tego gadulstwa. Jedno imię, każdy - poprosiła Mmho, najwyraźniej już zniecierpliwiona przedłużeniem tematu.
- Co jest? - W drzwiach zjawiła się w końcu Vaala... mając na sobie tylko kuchenny fartuszek. Z przodu co prawda zasłaniał co trzeba, ale tylko ślepiec by nie zauważył iż pod nim nie miała(chyba?) niczego.
- Wybieramy kapitana statku - powiedział Harran. - Na kogo zagłosujesz?
- Wódz sta-tek? - Powiedziała Druidka, zakładając rękę na rękę i opierając się ramieniem o framugę drzwi, przyciągając uwagę rogatej i przyspieszając ruchy jej ogona na boki.
- Tak - odpowiedział Wędrowiec.
Vaala omiotła spojrzeniem całe towarzystwo, w sumie nie zatrzymując dłużej wzroku na nikim…
- Mmho - Powiedziała.
- No dobrze. Dwa na Mmho... - zaczęła podsumowywać Imra.
- Zagłosuj na siebie. - wtrąciła Tanegris cicho.- Mam wrażenie, że tak będzie najlepiej dla waszej drużyny.
Imra spojrzała na diabelstwo zastukała palcami o stół i przeniosła spojrzenie na Mmho.
- Mmho, pozwolisz na chwilę? - zapytałą wstając od stołu.
Zielonoskóra skinęła głową i również wstała od stołu. Nie czekając na zaproszenie, ruszyła w stronę wyjścia by zostać z pół-elfka sam na sam. *

***
- O co chodzi? - zapytała Imrę, tuż za drzwiami.
- Statku, nie podsłuchuj proszę. Albo przynajmniej nic im nie mów - Imra zaczęła najpierw do najbardziej rażącego podsłuchiwacza w całej załodze. - Słuchaj, Ewidentnie mamy tu remis. Proste pytanie, czy w ogóle chcesz mówić tej bandzie facetów bez jaj co mają robić?
- Nie informować. Zrozumiałem.- odparł Statek.
- Mmho była żoną wodza. Jest matką króla. Dobrze wiem, co to znaczy kapitan. To brzemię, wobec którego nigdy nie będę się cieszyć gdy padnie moje imię - odpowiedziała Mmho. - Będę im mówić co mają robić tylko wtedy, gdy uznają brak lepszego kandydata, chowając niezadowolenie w kieszeń. W tej sytuacji, decyzja należy do ciebie. Czy czujesz się wystarczająco silna i mądra by temu sprostać? - zapytała całkiem poważnie.
Imra milczała chwilę.
- Najchętniej bym podzieliła władzę, ale to nigdy nie wychodzi, a ja wiem, że Harran nie będzie zbyt chętny mnie słuchać...
- Kapitan jest potrzebny Statkowi… nie załodze. To ja będę słuchał kapitana.- wtrącił Destiny. - Załoga nie musi.
Półelfka nie powstrzymała odruchu aby nie szukać źródła głosu. W końcu westchnęła.
- No cóż, to nieco ułatwia sprawę. No dobrze. Już wiem na kogo postawię swój głos. Wracajmy.
 
Asderuki jest offline