421.830.M41, kazamaty śledcze Trójrożca
Graig widział doskonale jak wielkim rozczarowaniem dla Hansetusa była jego decyzja. Irytujący głupiec miał przynajmniej tyle oleju w głowie, by nie próbować się wykłócać z arbitratorem w obecności obserwującego wszystko Flaviona. Posuwając się tak daleko, nie tylko skompromitowałby się całkowicie w oczach wysłannika lady Stane, ale i postawiłby Fenoffa przed faktem dokonanym - tak bezpośrednie zakwestionowanie jego przywództwa wymagałoby bowiem od Scintillijczyka drastycznej formy reprymendy, być może nawet w postaci polowej egzekucji.
Tak, polowa egzekucja miała w sobie daleko idące zalety: nie tylko definitywnie uwolniłaby Graiga od towarzystwa nieznośnego adepta, ale i podniosłaby zdecydowanie dyscyplinę i motywację pozostałych członków komórki. Jedyną niewiadomą pozostała w takim scenariuszu reakcja przełożonych grupy, bo będący pragmatykiem Fenoff musiał liczyć się z tym, że Hansetus stanowił dla jakiegoś anonimowego protektora wartościową przynajmniej w teorii inwestycję i ktoś mógłby nie okazać zachwytu dla poczynań agenta szafującego bez odgórnego zezwolenia wyrokami śmierci na kompanów.
Obrzuciwszy klerka ostrzegawczym spojrzeniem, Graig wyszedł w ślad za Flavionem na zewnątrz pomieszczeń sekcji. Jak się też zaraz okazało, szacowny gość nie przybył w odwiedziny sam.
Na korytarzu stało dwóch mężczyzn zakutych w ceremonialne osobiste pancerze i dzierżących energetyczne halabardy. Fenoff natychmiast rozpoznał w nich bezimiennych strażników fortecy, ludzi przygotowywanych od dnia swych narodzin do wiecznej służby w murach czarnej twierdzy Inkwizycji. Towarzyszył im trzeci człowiek, niski i niepozorny, na pozór nijaki. Jedynym, co go wyróżniało były chromowane gniazda interfejsów w skroniach, puste, pozbawione okablowania.
Flavion nie przedstawił swego towarzysza, w zamian nakazał się doprowadzić do celi Ishmaela Bajera, co też Graig uczynił.
Zamknięty w kamiennych ścianach więzień potrzebował dłuższej chwili, aby przestać wyć i zawodzić na widok tak licznej i imponującej groźnym majestatem delegacji. Fenoff wymierzył mu dla opamiętania solidny policzek.
- Zamilcz w obecności tak dostojnych śledczych! - huknął, ale Flavion natychmiast położył Graigowi dłoń na ramieniu.
- Rozmowa nie będzie potrzebna - oznajmił życzliwym tonem mężczyzna wyciągając z kieszeni szat coś, co okazało się pękiem wąskich giętkich przewodów.
- Elektrowstrząsy? - spytał z profesjonalnym zainteresowaniem Fenoff, ale Flavion potrząsnął przecząco głową. Ruchami zdradzającymi ogromną wprawę mężczyzna przykleił dwie elektrody do skroni, a przeciwne ich końcówki wpiął w gniazda interfejsu na głowie swego niemego towarzysza. Ten, już podpięty do Flaviona, wyciągnął z przewieszonej przez ramię torby elektronotes oraz świetlny rysik.
Flavion obrzucił uważnym spojrzeniem Graiga i Hansetusa, potem przeniósł wzrok na struchlałego z przerażenia więźnia.
- Wszystko powiem! - krzyknął Bajer. Flavion pokiwał z aprobatą głową, poklepał klerka po policzku.
- To naprawdę zbyteczne - powiedział wpędzając więźnia w jeszcze większą zgrozę - Nic nie będziesz musiał mówić. A teraz zamilcz, wtedy cały ten zabieg przysporzy ci mniej cierpienia.
- Jaki zabieg? - kolejne słowa ugrzęzły w gardle Bajera, kiedy temperatura w celi znienacka i bez ostrzeżenia spadła o kilkanaście stopni. Naga skóra klerka pokryła się gęsią skórką, przyrodzenie skurczyło się w jednej chwili. Graig westchnął odruchowo widząc uciekające z własnych ust obłoczki pary.
Psionika! Przeklęta moc Chaosu uwolniona przez sankcjonowanego mentata!
Flavion stał w bezruchu z wyciągniętymi w stronę Bajera rękami dotykając czubkami palców jego skroni. Drugi mężczyzna, sprzęgnięty z Flavionem kablami, kreślił coś w dzikim ożywieniu na ekranie notesu, nie zwracając przy tym najmniejszej uwagi na kapiącą z nosa krew.
Chwilę później w jednym momencie wydarzyło się bardzo wiele: Flavion znowu się poruszył, Bajer zemdlał, Fenoff przestał marznąć, a anonimowy grafik rysować. Na ekranie urządzenia Graig dostrzegł niezwykle szczegółowy rysunek, na który sekundę później zaczęły się nakładać w zawrotnym tempie dziesiątki, setki, w końcu tysiące podobnych obrazów. Znaków herbowych Sibellusa.
Niecałą minutę później obraz na ekranie urządzenia zastygł w bezruchu, opatrzony adekwatnym podpisem.
- Wysoki Dom Oxmee - powiedział Flavion, a w jego głosie zadźwięczała nuta fizycznego wyczerpania - Teraz pora na ciebie.
I Graig pojął, że wysłannik lady Stane mówi właśnie do niego.