Krasnolud ciężko łapał oddech i powoli obracał się dookoła, kocimi oczami szukając kolejnych przeciwników.
W ciągu swoich czterdziestu lat życia nie brał udziału w tak dużej potyczce. To że druidzi stronią od przemocy to jedno, ale też w głębokich zakamarkach Fangwood ciężko o większe starcia. To nie znaczy że nie wiedział czego się spodziewać - opowieści krążyły swobodnie między kręgami, a i on sam chętnie zaglądał do karczm w nieodległych osadach - i to starcie było mniej więcej takie jak powinien był się spodziewać.
Było tak krwawe że wieży można było się ślizgać, tak chaotyczne że plan wziął w łeb w pierwszych sekundach starcia i tak brutalne że nawet półtuzina zaklęć ochronnych ledwie uratowało mu życie.
Przez dobrą chwilę oczyszczał umysł z najbardziej przejmujących momentów. Chwili gdy ryki monstrualnego niedźwiedzia ucichły w magicznej mgle Jace'a i nerwowej ciszy kiedy czekał z Lawiną aż wrogowie wynurzą się z mgły. Nagłego wylądowania w bitewnym zamęcie tuzina adwersarzy stłoczonych w ciasnej wieży. Szoku gdy odkryli że Laura zaginęła. Szaleńczej walki na ślepo z bazyliszkiem.
Ruszyli na fort naprawdę dobrze przygotowani, ale całe zwycięstwo i tak teraz wydawało mu się bardziej dziełem szcześcia i zaskoczenia niż planu.
Może na tym to polegało?
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |