Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2020, 09:51   #143
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Argentea zastanowiła się nad pytaniem Traivyra.
- Nie sądzę, by nasza rodzina miała cokolwiek do czynienia z Lodowymi Wiedźmami, a jeśli już, to nic mi na ten temat nie wiadomo - odrzekła. - O moim wyjeździe do Zimar wiedzieli wszyscy na moim dworze i dworze mojego niedoszłego męża oraz w obu miastach i okolicach. Nie sądzę jednak, by ktokolwiek z nich miał do czynienia z moim porwaniem. Co do powodu zerwania zaręczyn… powiedzmy, że sir Ghalan nie spełniał moich oczekiwań w wielu względach. Ale to dobry człowiek i z pewnością nie zleciłby mojego porwania bandzie banitów z lasu. Zresztą, czuję, że tu chodzi o coś innego, niż chęć zemsty.

Rokhar zmarszczył brwi, słysząc słowa Draugdina. Na pytania Astrid i Traivyra szybko odpowiedział.
- Nie wiem, gdzie jest Izoze, nie spowiadała mi się z tego, gdzie się zatrzymała, choć biorąc pod uwagę jej… hmmm… aparycję, to pewnie śpi na jakimś drzewie w lesie. Zlecenie od niej dostaliśmy ze dwa tygodnie temu, albo coś koło tego… jeszcze zanim zaczęła się ta paskudna zima. Na początku nie byłem zainteresowany, ale Izoze potrafi być bardzo przekonywująca.

Draugdin, Akial i Mihael mieli inne plany dla Rokhara, niż przesłuchiwanie w ciepełku przytulnego domostwa. Wyciągnęli banitę na trzaskający mróz i usadzili pod stodołą, gdzie pośród sypiącego gęsto śniegu odpowiadał na dalsze pytania, trzęsąc się przy tym z zimna.
- Izoze… ona pojawia się co kilka dni w strażnicy. Ostatnio była wczoraj rano - powiedział, szczękając zębami. - Sama się ze mną kontaktuje, nie odwrotnie. To lodowy mefit, wygląda jak niebieskoskóra kobieta o paskudnej gębie i ma skrzydła. Naprawdę straszna, moi ludzie się jej bali. Ale ona jest tylko pionkiem… Kiedyś powiedziała mi, że to Teb Knotten zadecyduje, kiedy zabrać szlachcianeczkę. A ten Knotten to mchowy troll, też chyba gdzieś się kręci po tych lasach. I to on wydaje rozkazy wszystkim fey i stworom kręcącym się w okolicy. Nigdy go jednak nie widziałem. Co do Izoze, to ona może cię zrobić z ciebie lodową figurkę, sierściuchu i nawet się nie zorientujesz… - rzucił Rokhar. - Zimno mi, zabierzcie mnie do środka.

- Co to za punkty na mapie? - Akial nie odpuszczał.
- Nie mam pojęcia, Izoze nie zdradziła mi tego. Zaznaczyła tylko szlak, którym mamy podążać, jeśli nadejdzie czas dostarczenia laluni do chaty w głębi lasu. Chatę też zaznaczyła - odpowiedział bandyta.
- A bałwan przy rzece?
- Izoze ustawiła go jako system alarmujący. Gdy tylko ktoś się do niego zbliży, bałwan wydaje piekielnie głośny dźwięk na całą okolicę… Nie wiem nic więcej, miałem tylko przytrzymać szlachcianeczkę, aż zajmą się nią te istoty z północy.

Na pytanie Mihaela odrzekł krótko.
- Jestem nikim… prostym człowiekiem z okolic Zimar, który chciał się czegoś w życiu dorobić. Zabierzcie mnie teraz do środka, zamarzam tutaj!

Wyczuliście, że bandyta nie kłamie, więc bogatsi o nową wiedzę zaciągnęliście go do strażnicy, po czym zamknęliście w piwnicy. Porozmawialiście wszyscy w jadalni na tematy o których opowiedział Rokhar, zjedliście jeszcze przygotowaną przez Drzazgę kolację, wyznaczyliście warty i udaliście się spać. Po ciężkim, wymagającym dniu bardzo szybko oddaliście się w objęcia Desny.




Noc w Strażnicy minęła spokojnie i śnieżny poranek przywitaliście zregenerowani i w dobrych nastrojach, wabieni do kuchni zapachem jajecznicy na cebuli. Okazywało się, że Drzazga była całkiem zręczną kucharką, co podkreśliła również szlachcianka, zajadając się pysznym posiłkiem. Po śniadaniu czekała na was niespodzianka - gdy Akial sprawdził, co u chorych bandytów, odkrył, że wszyscy są martwi; choroba musiała zrobić swoje przez noc. Zamknięty w piwnicy Rokhar miał się za to całkiem dobrze i dostał resztki śniadania, które wsunął, jakby nie jadł od miesiąca.

W jednej z szaf znaleźliście dla Argentei futrzany płaszcz oraz solidne, zimowe buty, należące z pewnością do jednego ze strażników. Mimo, iż obie rzeczy były zdecydowanie za duże na szczupłą szlachciankę, nie narzekała, tylko ubrała je bez słowa przygotowując się do podróży. Drzazga postanowiła zabrać się z wami, by z Heldren wyruszyć do Oppary, więc wyciągnęliście związanego Rokhara z piwnicy, zabraliście wszystko, co trzeba (w tym konie, gdzie na grzbiecie jednego z nich usadowiła się wygodnie szlachcianka) i wyruszyliście w drogę powrotną do wioski.

Podróż mijała spokojnie, ale pełna była wspomnień tego, co przeżyliście wczoraj. Przeszliście ostrożnie po skutej lodem rzece i ominęliście stojącego na brzegu bałwana-alarm. Zostawiliście za sobą przysypane śniegiem ciało starego Dansby’ego, a w czasie kolejnych kilku godzin wędrówki minęliście przykryte białym puchem zwłoki Tatzlwyrma, wiszące na drzewach zamrożone truchła kruków oraz skrzynię-pułapkę.

W końcu, wczesnym popołudniem dotarliście do miejsca masakry, którą przykrywała teraz gruba powłoka śniegu, przez co cała sceneria wydawała się łatwiejsza do zignorowania, choć na twarzy Argentei pojawił się wyraz smutku i dogłębnego poruszenia losem ofiar. Im bliżej byliście wyjścia z lasu, tym paskudna pogoda odpuszczała. Mróz zelżał, zaspy śniegu przerzedzały się, a wy co jakiś czas musieliście pozbywać się kolejnych warstw odzienia, gdyż temperatura sukcesywnie rosła. Gdy opuściliście las przywitały was zielone polany i choć niebo było zachmurzone, to było na tyle ciepło, że wszyscy musieliście zrzucić zimowe ciuchy.

Do Heldren dotarliście, gdy światło dnia ustępowało szarówce. Mieszkańcy widząc, że wróciliście w towarzystwie Argentei byli zupełnie zaskoczeni i szeptali coś między sobą, ewidentnie ją rozpoznając. Pewnie przy okazji dziwili się, że udało wam się uratować szlachciankę. Przy ratuszu przywitali was Victor oraz burmistrz Ionnia Teppen, która wyściskała was wszystkich i oddała stosowny szacunek Argentei. Kapitan straży zabrał związanego Rokhara ze sobą, najpewniej by zamknąć go w wieży.
- Obawiałam się, że coś wam się stało, ale na szczęście jesteście cali i zdrowi - przyjęła oficjalny ton, prawdopodobnie z powodu obecności szlachcianki. - Zapraszam was do środka, tam porozmawiamy o wszystkim. Zaraz też każę przynieść jadło i napitek.

Weszliście do ratusza, którego wnętrze wykonane było bardzo schludnie. Krótki korytarz prowadził do sali obrad, znajdujące się tam schody pozwalały wspiąć się na wieżę zegarową. Dwa pokoje wychodziły z głównego pomieszczenia na dwa mniejsze o nieznanym przeznaczeniu. Całość wykonana była z wysokiej jakości drewna a Traivyr wiedział, że to pochodziło z rodzinnego tartaku.

Zasiedliście przy długim, prostokątnym stole w sali obrad i opowiedzieliście wraz z Argenteą o wszystkich wydarzeniach, jakie spotkały was w lesie i strażnicy, a z każdą kolejną minutą opowieści twarz Ionni przyjmowała wyraz coraz bardziej strapionej i przejętej. Gdy skończyliście, nie kryła poruszenia sytuacją.
- Wiem, że to być może za dużo, o co proszę, ale chciałabym, żebyście wrócili do lasu, odnaleźć i zniszczyć to, co tworzy tę nienaturalną pogodę. Nie możemy bagatelizować tego zagrożenia, już teraz większość upraw do niczego się nie nadaje, a z każdym dniem będzie tylko gorzej. Liczymy również na pomoc finansową Oppary w tym względzie. - Spojrzała wymownie na Argenteę.
- Oczywiście. Po tym, co tu widziałam i co przeżyłam, otrzymacie odpowiednie środki na przeżycie - odparła szlachcianka.
- Cieszę się - odparła Ionnia i spojrzała na was. - Proponuję, żebyście wyruszyli z samego rana, bo czas nagli. Postaram się was jakoś wynagrodzić za wasz trud, choć fundusze mamy dość mizerne. Od tego jednak zależy dalszy los naszej wioski. Teraz wypocznijcie i nabierzcie sił, ja zaprowadzę naszego gościa do Yulna, który na pewno ucieszy się na jej widok. Akialu, Draugdinie, Mihaelu, pokoje w karczmie wciąż na was czekają. Astrid, twój ojciec wrócił już do Heldren, na pewno uraduje go twój powrót do domu. Twój ojciec też pewnie się ucieszy, Traivyrze, wciąż przejmuje się losem tartaku, więc może chociaż ty na chwilę sprowadzisz jego myśli na inny tor. Wybaczcie nam teraz. - Uśmiechnęła się ciepło na pożegnanie.

 

Ostatnio edytowane przez Ayoze : 14-08-2020 o 10:43.
Ayoze jest offline