Wątek: Lost Station
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2020, 13:52   #46
Corpse
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Kolacja przebiegła... jakby nie patrzeć, burzliwie. Seth czuli jak łomocze im w głowie od natłoku informacji i narastających obaw. W przeciwieństwie do Tony'ego i Alice którzy znikali na całe dnie i najwyraźniej świetnie się bawili w tej ich beznadziejnej sytuacji, Seth odczuwali napięcie sytuacji prawie, że fizycznie. Pełzające wszem i wobec po ich ciele owady, larwy wykluwające się w żołądku i zjadające ich od środka oraz te małe, nieznośne bzyczące muchy szalejące w mózgu. Wszystkie te dolegliwości atakowały nie tylko ich psyche, ale też ciało, pogrążając całość w coraz to większym letargu.

Nogi same powiodły ich do laboratorium, gdzie spędzili resztę wieczoru stukrotnie upewniając się że medipaki na wyprawę są w idealnym stanie, a potem pracując nad swoim własnym projektem związanym z siostrą.

Krótko po północy skierowali swoje kroki opustoszałymi korytarzami do ogrodu. Przy wejściu stał ogrodnik Vicente na widok którego Seth uśmiechnęli się krótko do siebie, utożsamiając go z jedną z niewielu osób na statku które w ogóle rozumieli. No, przynajmniej próbowali zrozumieć. Korzystając z panelu przy drzwiach otworzyli je, co spowodowało momentalne uderzenia tropikalnego ciepła. Zawahali się przez chwilę, rozejrzeli po pustym korytarzu i upewniwszy się, że nikogo nie ma, zdjęli z siebie wszystkie ubrania, łącznie z butami i ułożyli w staranną kupkę przy stercie gałęzi zalegającej przy drzwiach.

Weszli do środka, zamykając za sobą drzwi. Ciało Seth momentalnie zaczęło się pocić, ale warunki zbliżone do sauny jak najbardziej były im w tym momencie potrzebne. W środku paliło się tylko nikłe światło z niewielu ocalałych żarówek imitujących warunki nocne, więc bardziej po omacku niż korzystając ze zmysłu wzroku, ruszyli w głąb pomieszczenia.

Stąpali gołymi stopami po gałązkach, liściach i reszcie roślinnych śmieci, przymykając oczy, a dłońmi dotykając bocznych części "żywego korytarza" żeby nie stracić orientacji w przestrzeni. Każdy krok przywoływał kolejne wspomnienia. Dotyk roślin na stopach. Kukurydziane żniwa. Koniec pewnego corocznego etapu i początek kolejnego, dużo gorszego. Moment w którym ich ojciec kończył pracę na swoich polach, a zaczynał pracę nad Seth. Pracę kończącą się niejednokrotnie okaleczeniami, tymi od niego i tymi własnymi. Było w tych wspomnieniach też jednak coś przyjemnego. Każde żniwa oznaczały też przynajmniej dwa tygodnie wzmożonej pracy podczas której nikt się Seth nie interesował. Co prawda później przychodziły tortury, ale ten miesiąc oraz początek upraw były też najlepszymi jakie mieli. Jedyne momenty kiedy oni i Zeeva mogli się skupić na sobie i żyć własnym życiem. Momenty kiedy nikt ich do niczego nie zmuszał.

Dotarłszy do centrum ogrodu otworzyli oczy i wybrali miejsce w samym centrum. Usiedli na podłodze, kuląc się w embrionalnej pozycji i rozglądając wokół. Gdzieś tam w gąszczu po lewej znajdowała się ławka na której siadali czasem nocami z Zeevą, rozmawiając o pierdołach, albo po prostu milcząc. Serce Seth ścisnęło się z bólem na wspomnienie jej wybuchu przy kolacji. Westchnęli, próbując oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych im myśli. Pomedytować, odpocząć, pozbyć się całych tych toksyn i fizycznych i mentalnych.

Wizyta w prowizorycznej saunie zajęła im dobre pół godziny. Było to zdecydowanie za dużo jak na zasady saunowania, więc po wyjściu na zewnątrz dopadł ich ból głowy oraz zmęczenie graniczące z wycieńczeniem. W tej sytuacji jednak, przyjęli je jak zimny okład na rozgrzane do czerwoności ciało. Potrzebowali takiego resetu, żeby poukładać myśli i zaplanować kolejne kroki.

Noc okazała się dla Seth niezwykle krótka. Już przed szóstą znów byli w laboratorium, przeglądając po raz setny wyniki badań i mimowolnie zapadając w nieprzyjemny letarg. Nawet Anubis ich ignorował, najwyraźniej w jakiś cudowny sposób rozumiejąc że nie mają czego dzisiaj szukać u swoich właścicieli.

Chwilę przed siódmą, w laboratorium zjawił się Vicente...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"
Corpse jest offline